Akhifer patrzyła na położony przed nią papirus z szerokimi niczym księżyc w pełni oczami. Jej usta otwierały się i zamykały, tym razem nie w geście rybiego oddychania, a jako objaw szoku, który przejął jej ciało. Nie śmiała nawet chwycić kartki, obawiając się, że litery na niej umieszczone rzucą się jej do gardła. Pocztylion, który przyniósł jej zapieczętowany list, słabo ukrywał narastającą ciekawość, co też znajduje się na tym przerażającym kawałku włókna. Nie śmiał jednak zaglądać w oficjalną pocztę.
Wreszcie Kapitan zwolniła go machnięciem płetwy. Nic nie powiedziała. Nie była w stanie. Miała zbyt duży mętlik w głowie, by pamiętać, żeby nie zachowywać się jak zadufana w sobie alfa.
Otóż przed nią leżała petycja, czy też groźba od karpi, które były oburzone, że rząd ukrył przed nimi istnienie obcej ławicy. Domagali się ujawnienia informacji o istnieniu wszystkich ławic, o jakich rząd wiedział, a jeśli alfa odmówi, to wywołają wojnę domową, niezależnie od tego, czy jest zima, czy nie. Bo oni chcą wiedzieć, teraz, już, za wszelką cenę.
Pod warunkami podpisała się cała masa karpi, zbyt dużo, by wszystkie zapamiętać. Akhifer tylko przeleciała wzrokiem w poszukiwaniu znanych sobie imion, w szczególności trzech, na których jej najbardziej zależało. Na szczęście nie wychwyciła nigdzie ani Miyony, ani Feliksa, ani Elrada. To dobrze. Przynajmniej oni nie byli przeciwko niej.
Elrada najbardziej obawiała się tu zobaczyć. Nie dlatego, że był jej najbliższy, ale dlatego, że on wiedział najwięcej o morskiej ławicy, a biorąc pod uwagę ich ostatnie spotkanie miał bardzo duże predyspozycje do dołączenia do podjudzonych koi. A może właśnie nie, może jako medyk był świadomy, że zimą nie warto wywoływać wojen, w szczególności domowych. Mniejsza z tym, najważniejsze, że nie był tu podpisany.
Teraz trzeba było przemyśleć, co powiedzieć tym chętnym na bójki wariatom. Sama Ferka nie wiedziała o innych ławicach, jednak nie znaczyło to, że starszyzna doradcza czegoś nie ukrywała. Problem był taki, że jeśli poszłaby do nich i prosto z klifu zapytała o istnienie innych ławic, mogliby ją zbyć pomimo zagrożenia wojną domową, a potem jakby wyszło, że jednak coś wiedzieli, wina popłynęłaby na nią. Nie było chyba nikogo, kogo mogłaby zapytać. Szlag by to. Pierwotny chyba wbrew pozorom nie miał jej w opiece.
A może właśnie to Pierwotny był jej zbawieniem.
Kapłani nie skłamaliby jej tak szybko, jak starszyzna, szczególnie gdyby Akhifer coś obiecała im w zamian. Musiała sobie tylko przypomnieć, jaki kapłan jest pod patronatem Pierwotnego.
Pamiętała jednego, który już kiedyś dawno temu pomógł jej z jej problemami. Na szczęście dołączył do nowej ławicy, gdy ta się uformowała, więc Ferka wiedziała, kogo szukać. Być może Pierwotny zechce jej pomóc, nie musiał nawet mówić o innych ławicach, wystarczyło, by rozluźnił napięcie, nakierował ją, co ma zrobić. Ona naprawdę o więcej nie prosiła. Żeby tylko ją pokierował, w końcu był wzorem do naśladowania.
Chwyciła papirus w płetwę, by nikt niepowołany go nie zobaczył i wyruszyła na poszukiwania kapłana. Naprawdę potrzebowała wsparcia, tym razem chyba bardziej niż kiedykolwiek. Nie mogła pozwolić, by w najgorszą porę roku rozpętała się wojna domowa.
Cholera, dlaczego to pod jej władzą trafiają się wojny domowe?
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz