21 sierpnia 2021

Od Akhifer - "Misja Poszukiwawcza" cz.4

Akhifer by艂a stra偶niczk膮, nale偶a艂a do wojska i tym samym posiada艂a pewne umiej臋tno艣ci w walce. Mog艂a broni膰 s艂abszych od siebie, swojego domu i tak dalej, wiadomo, tak jak to powinna robi膰 stra偶. Ale wymuszanie walki na du偶o wi臋kszej rybie? Rzucanie si臋 do ataku? Te akcje by艂y poza zasi臋giem jej zdolno艣ci i nie by艂o szans, by pokona艂a suma.

Chyba, 偶e wcale nie musia艂a go pokona膰, by pozosta艂e dwa karpie zbli偶y艂y si臋 do tr贸jz臋bu.

– S艂uchajcie – zakomunikowa艂a, zwracaj膮c si臋 ku towarzyszom. Stara艂a porusza膰 si臋 jak najdelikatniej, by ruchy wody nie zwr贸ci艂y uwagi drapie偶nika. – Odwr贸c臋 uwag臋 suma. Wy w tym czasie podp艂yniecie najszybciej jak si臋 da do tr贸jz臋bu i uciekniecie st膮d. Nie wiem, dok膮d Was to zabierze, ale jest szansa, 偶e wr贸cicie do domu.

– A co z tob膮, pani?

– Hern, s艂uchaj... Zadaniem alfy jest nie tylko rz膮dzi膰 艂awic膮, ale te偶 jej chroni膰. Nie bez powodu ze wszystkich kwalifikacji wybra艂am w艂a艣nie stra偶nika - mog艂am nauczy膰 si臋 sztuki walki oraz taktyki. Rozumiem, 偶e si臋 o mnie martwicie, ale nie mog臋 pozwoli膰, by moim poddanym co艣 si臋 sta艂o. Najwa偶niejszy jest w tym momencie wasz powr贸t do domu. Zrozumiano?

M艂ody karp, kt贸rego wyratowali wcze艣niej, zdawa艂 si臋 zapomnie膰, jak wygl膮daj膮 podstawy rozmawiania, bo tylko bezmy艣lnie otwiera艂 i zamyka艂 usta, szerzej i bardziej bezmy艣lnie ni偶 widuje si臋 to u normalnych karpi poza fantastycznym blogiem w internecie. Chyba przyt艂oczy艂a go my艣l, 偶e nikt inny jak alfa po艣wi臋ci siebie dla niego. I mo偶e zacz膮艂 si臋 troch臋 za to wini膰, bo gdyby nie durna zabawa i przypadkowe dotkni臋cie tr贸jz臋bu, nie musia艂oby do tego doj艣膰. Na to poczucie winy jednak Akhifer nie mog艂a w 偶aden spos贸b zaradzi膰.

Hern z kolei te偶 nie by艂 lepszy. Cho膰 zazwyczaj wygadany, w tym momencie jako艣 nie umia艂 znale藕膰 odpowiednich s艂贸w, by przeciwstawi膰 si臋 przyw贸dczyni. Wida膰 taka gotowo艣膰 do po艣wi臋cenia si臋 dla dw贸ch w艂a艣ciwie niewiele wa偶nych koi by艂a zbyt pot臋偶nym zaskoczeniem, by m贸zg by艂 w stanie stabilnie pracowa膰. A jednak gdzie艣 tam pod czarn膮 kopu艂膮 wreszcie ruszy艂y trybiki, zacz臋艂y na nowo kr臋ci膰 si臋, tworzy膰 koncepty, potem my艣li, potem s艂owa. By艂o to wida膰 w b艂yszcz膮cych oczach, 偶e co艣 si臋 dzieje. A偶 wreszcie przez moment niemy Hern zdo艂a艂 co艣 z siebie wydusi膰.

– Ale pani, jeste艣 potrzebna 艂awicy. Pozw贸l, 偶e ja podejm臋 si臋 tej niebezpiecznej misji...

Ha! Ona potrzebna? Chyba do podpisywania papierk贸w i rozwi膮zywania spor贸w. Niekt贸rzy przecie偶 nawet czaj膮 si臋 na jej 偶ycie. Ul偶y艂oby im, gdyby zdech艂a.

– Nie, Hern – s艂owa ostre jak 偶yletka przeci臋艂y m臋tn膮, zielon膮 wod臋. – Ja tu jestem od bronienia 艂awicy. Nie obchodzi mnie twoje wymy艣lone poczucie obowi膮zku, wiem, 偶e tak nie my艣lisz. Nie masz powodu, by nas broni膰, nie b臋dziesz mia艂 po co walczy膰 i przez to poradzisz sobie gorzej. Ja si臋 zajm臋 sumem, a ty spadaj i uratuj dzieciaka.

Agresywna wypowied藕 ju偶 w og贸le odebra艂a czarnemu karpiowi mow臋. Bez s艂owa kiwn膮艂 g艂ow膮, czy tam cia艂em i przyszykowa艂 si臋 do najszybszej ucieczki w ca艂ym swoim 偶yciu. Wiedzia艂, 偶e b臋d膮 mieli z m艂odziakiem tylko par臋 chwil, zanim sum ich zauwa偶y i rzuci si臋 na nich, stwierdzaj膮c, 偶e to o wiele lepsza przek膮ska ni偶 jedna, chuda karpica.

Kremowo-czerwona ryba odp艂yn臋艂a od nich, by zaskoczy膰 suma z innej strony. By mieli wi臋ksze szanse. Podczas gdy ona mia艂a je na poziomie zero.

Hern i dzieciak widzieli tylko, jak ma艂y kamie艅 uderza w suma. Drapie偶nik rozejrza艂 si臋 dooko艂a, pr贸buj膮c znale藕膰 藕r贸d艂o ataku i w艂a艣nie w tym momencie Akhifer wyp艂yn臋艂a mu na spotkanie. Wiedzia艂a, 偶e nie jest ani wystarczaj膮co szybka, ani zwinna, ale je艣li mia艂a tu jak膮kolwiek przewag臋, by艂 to jej rozmiar. I w艂a艣nie to pr贸bowa艂a wykorzysta膰. Cho膰by woda mia艂a wyparowa膰, postanowi艂a walczy膰 z ca艂ych si艂, kt贸rych nie by艂o zbyt wiele.

Tu unik. Tam skr臋t. Gdy sum si臋 odwraca艂 - pac! Uderzenie ogonem. Zabawa w kotka i myszk臋. Ale nie b臋dzie to trwa膰 d艂ugo, dop贸ki wielki rybosz jej nie dorwie. Ju偶 czu艂a ruchy wody, kt贸re powodowa艂 przy wypluwaniu cz膮stek. Jego paskudne, obrzydliwe wargi pociera艂y raz poraz jej ogon, kiedy jedynym jej ratunkiem by艂y w膮skie przej艣cia w艣r贸d ga艂臋zi ro艣lin. Tyle razy powinna by膰 martwa. O drogi Ryuu, dzi臋ki ci, 偶e pozwalasz jej prze偶y膰! Wystarczaj膮co, by mog艂a uratowa膰 swoich poddanych.

No i ju偶. Pora na zako艅czenie spektaklu. Zaraz j膮 dorwie i po偶re. Pogodzi艂a si臋 z t膮 my艣l膮 tak 艂atwo, jak z faktem, 偶e woda jest mokra, a ryba 艣liska.

A偶 tu nagle na g艂owie suma wyl膮dowa艂 g艂az. I chyba j膮 zmia偶d偶y艂. A trzy szare, naburmuszone karpie, kt贸rym z urody daleko by艂o do pi臋knych, zwiewnych koi, podp艂yn臋艂y do uciekinierki.

– Panienka tu chyba nie mieszka – odezwa艂 si臋 najwi臋kszy z nich. By艂 sporo wi臋kszy od Akhifer i gdyby chcia艂, z pewno艣ci膮 m贸g艂by j膮 powali膰 jednym uderzeniem ogona.

– Nie... Co艣... Ja musz臋 wraca膰!

Alfa w艂a艣nie zawraca艂a, gdy jeden z karpi zagrodzi艂 jej drog臋.

– Niech panienka sobie nie my艣li, 偶e j膮 pu艣cimy? Chcemy t艂umacze艅! – zawo艂a艂 zabli藕niony osobnik. Karpica schowa艂a si臋 w sobie. Trzeci z zielonych, kt贸ry okaza艂 si臋 samic膮 z jednym 艣lepym okiem, os艂oni艂 j膮 od towarzyszy.

– Uspok贸jcie si臋, palanty. Tylko j膮 straszycie. Najpierw j膮 zaprowadzimy tam, gdzie ona chce i艣膰, a potem j膮 wypytamy? 艁apieta?

Pozostali niech臋tnie zgodzili si臋 na s艂owa kole偶anki. Akhifer nie wiedzia艂a, czy by膰 wdzi臋czna, czy przera偶ona.

<CDN>

19 sierpnia 2021

Od Brae'a Cd. Romelle - "Tenebrae mia艂 w膮tpliwo艣ci" cz.3

Zapewne zacz膮艂by martwi膰 si臋 powa偶nie o swoje zdrowie, gdyby nie fakt, 偶e nie on jeden zwr贸ci艂 uwag臋 na ha艂as. Poruszone karpie w rzeczy samej rozgl膮dn臋艂y si臋 po otoczeniu, aczkolwiek poruszone by艂y przez mo偶e p贸艂 minuty, po czym totalnie zignorowa艂y obcy krzyk, staj膮c si臋 g艂upimi karpiami. Nawet nie pr贸buj膮c nale藕膰 jego nadawcy, wr贸ci艂y do swoich zaj臋膰, wychodz膮c z za艂o偶enia, 偶e wszyscy mamy zbiorowe omamy. Og贸lna 艣lepota by艂a oczywi艣cie najukocha艅szym czynnikiem w 艂awicy Brae’a, a cech臋 贸w przypisywa艂 jej zajadle, z racj膮 lub bez niej. Teraz natomiast utwierdzi艂 si臋 w swojej racji, poirytowany kieruj膮c wzrok w stron臋 Mrocznej Puszczy. Sk膮d, jak nie stamt膮d, pochodzi艂o wo艂anie o pomoc?

Popad艂 w zadum臋, staraj膮c si臋 trze藕wo my艣le膰. U艂o偶y艂 sobie w g艂owie pe艂n膮 list臋 plan贸w, a teraz my艣la艂 nad wszystkimi Za i Przed.

a) Wrobi膰 w to jakiego艣 bachora i kaza膰 mu sprawdzi膰 nadawc臋 krzyku.

Dobra wiadomo艣膰 jest taka, 偶e Brae nie musia艂by ryzykowa膰 w艂asn膮 sk贸r膮. Z艂a natomiast, 偶e je偶eli m艂ody umrze, to on we藕mie za to odpowiedzialno艣膰. Tak naprawd臋 samo pogorszenie ju偶 i tak z艂ej publicznej oceny w niczym nie zawadza艂oby mu, mimo to nie chcia艂 zosta膰 morderc膮. Odrzuci艂 t膮 opcj臋.  

b) Wys艂a膰 Ramelline.

W sumie… Czemu by nie? Nic go z ni膮 nie 艂膮czy艂o a na dodatek jej oddanie dla zasad by艂o wnerwiaj膮ce. Z ch臋ci膮 pozby艂 si臋 tej ma艂ej ma艂偶y. Ciemny, ty idioto – zwr贸ci艂 si臋 sam do siebie w my艣lach. – Jeste艣 tak g艂upi, 偶e my艣lisz i偶 ona dobrowolnie z艂amie rozkaz Alfy, o kt贸rego przestrzeganie sama suszy艂a ci p艂etwy? Poza tym, w ko艅cu nie chcesz by膰 morderc膮.

W takim wypadku i to rozwi膮zanie odrzuci艂.

Opcj膮 c by艂o zg艂oszenie Alfie, ale zrezygnowa艂 z tego rozwi膮zania, nawet nie rozmy艣laj膮c na dobrymi i z艂ymi stronami.

Zosta艂o wi臋c mu p贸j艣膰 osobi艣cie.

Kiedy westchn膮艂, woda woko艂o zafalowa艂a. Z zrezygnowaniem patrzy艂 w dal, pr贸buj膮c rozpozna膰 tajemnicze kszta艂ty w g艂臋bi zabronionego obszaru. W tym momencie jego natura, kt贸ra rzecz jasna pozostawa艂a niezmienna, k艂贸ci艂a si臋 z nawykami wyrobionymi w czasie bycia narybkiem. Zrobi艂 piruet, nie b臋d膮c pewnym racji podj臋tej decyzji.

– Wali膰 alf臋 – zni偶y艂 g艂os, p艂yn膮c w stron臋 ciemnych ro艣lin. – Wali膰 zbiornik, wali膰 zasady, wali膰 Donosicieli, wali膰 Ramelline. I jeszcze raz Alf臋.

P艂yn膮艂 powoli, rozgl膮daj膮c si臋 uwa偶nie na boki. Gdyby zgin膮艂, by艂oby to co najmniej 艣mieszne. Pop艂yn膮艂 na ratunek, i nie do艣膰, 偶e nie pom贸g艂, to jeszcze si臋 zabi艂. Przeklina艂 to, 偶e postanowi艂 wybra膰 si臋 na ten uroczy spacerek. M贸g艂 zosta膰, toby ta sytuacja go nie dotyczy艂a.

Zignorowa艂 Romelle, kt贸ra mia艂a nie lada rozterk臋. Koi jednak postanowi艂a nie do艂膮czy膰 do swojego niedawnego rozm贸wcy, a odp艂yn膮膰, zapewne aby donie艣膰 o zaistnia艂ej sytuacji Akhifer. Brae ledwo powstrzyma艂 z艂o艣膰. Liczy艂, 偶e Alfa nie dowie si臋 o jego post臋powaniu (kt贸re, rzecz jasna, by艂o wyj臋te spod prawa). W teorii powinien w pierwszej kolejno艣ci zg艂osi膰 to w艂adczyni, a dopiero potem pyta膰 o pozwolenie. W praktyce nie powiedzia艂by jej o tym, nawet, gdyby nie pa艂a艂 do niej nieuzasadnion膮 niech臋ci膮.

Kiedy艣 powinien zastanowi膰 si臋, dlaczego w og贸le tak bardzo jej nie lubi. Co najmniej g艂upio przekre艣la膰 kogo艣, z kim nie zamieni艂e艣 paru s艂贸w, jednak sama wizja przyja藕ni z t膮 ryb膮 sprawia艂a, 偶e Tenebrae czu艂 si臋 niesmacznie. Nie zmienia to jednak faktu, i偶 kiedy艣 faktycznie powinien nad tym pomy艣le膰.

Wr贸膰my jednak do akcji, gdy偶 w tym momencie krzyk si臋 powt贸rzy艂. Jitong by艂 przygotowany na zaistnia艂膮 sytuacj臋, gdy偶 ju偶 od d艂u偶szej chwili nas艂uchiwa艂, pr贸buj膮c wy艂apa膰 drobne odg艂osy z otoczenia. Przy艣pieszy艂, kieruj膮c si臋 blisko miejsca, w kt贸rego wrzask zosta艂 nadany.

Zwolni艂 i zacz膮艂 okr膮偶a膰 interesuj膮ce go miejsce z niebywa艂膮 dok艂adno艣ci膮. Po kr贸tkiej chwili dostrzeg艂 nieznan膮 mu ryb臋, p艂yn膮c膮 w jego stron臋. Rozcina艂a ona wod臋 z przera偶aj膮c膮 szybko艣ci膮, ca艂a przedstawiaj膮c jednolity obraz strachu. Kiedy tylko jej oczom ukaza艂 si臋 Tenebrae, krzykn臋艂a:

– Uciekaj!

Brae jednak ucieka膰 nie zamierza艂, wprost przeciwnie: pr贸bowa艂 powstrzyma膰 ryb臋 i wyci膮gn膮膰 od niej cenne informacje, co tu robi, czemu ucieka i najwa偶niejsze – przed kim. Przera偶ony koi jednak totalnie zignorowa艂 starania Tenebrae, wprawiaj膮c go w z艂o艣膰 i niedowierzanie, oraz p艂yn膮艂 w kierunku wyj艣cia z Mrocznej Puszczy. Mimo wszystko nale偶膮 mu si臋 oklaski za niezgubienie orientacji w terenie w obliczu niebezpiecze艅stwa.

– Zatrzymaj si臋 – zabulgota艂 poirytowany, gdy tylko wyp艂yn臋li spomi臋dzy ro艣lin. – Je偶eli co艣 ci臋 goni艂o, to prawdopodobnie i tak wyp艂ynie poza obszar Puszczy.

Nie by艂y to najlepsze s艂owa, jakimi mo偶na uspokoi膰 karpia. Ryba w zgodzie z tym rozumowaniem zamierza艂a ucieka膰 dalej, jednak Brae uderzy艂 j膮 ogonem. Koi wydawa艂 si臋 odzyskiwa膰 trze藕wo艣膰 oceny sytuacji.

– S艂uchaj – Jitong by艂 za偶enowany jego zachowaniem i nie zamierza艂 tego ukrywa膰. – Powiedz, co si臋 dzieje.

– Ee… No… – widocznie mia艂 si臋 wypowiedzie膰 na ten temat, gdy dop艂yn臋艂a do nich Romelle.

– Ty tutaj? – Brae z niedowierzaniem op艂yn膮艂 j膮 dooko艂a. – I jak? Misja naskar偶enia Alfie si臋 uda艂a?

Czu艂 podziw, kt贸ry jednak zdo艂a艂 zamaskowa膰 zdziwieniem. Nie do艣膰, 偶e samica ca艂膮 akcj臋 przeprowadzi艂a w rekordowym tempie, to nie zostawi艂a ca艂ej sytuacji w p艂etwach Alfy i postanowi艂a zjawi膰 si臋 osobi艣cie. 

– Nie by艂o jej – odpar艂a, przez co cz臋艣膰 szacunku i niedowierzania Brae'a znik艂a. – Kto to jest i co si臋 sta艂o z Tym Karpiem?

– Poznaj Krzykacza – Tenebrae wypowiada艂 kolejne s艂owa z coraz wi臋kszym spokojem. – Jakkolwiek jego prawdziwe imi臋 brzmi, bo nie 偶yczy艂 si臋 przedstawi膰. W ka偶dym b膮d藕 razie wydar艂 si臋, i w艂a艣nie przerwa艂a艣 mu w t艂umaczeniu si臋, Jakim Cudem 艢mia艂 Z艂ama膰 Zakaz Wielkiej Alfy.

Chocia偶 ostatnie zdanie z g艂臋bokim politowaniem, nie zrobi艂o to du偶ego wra偶enia na Romelle. Koi nada艂 obserwowa艂a nieznajomego, b臋d膮c w g艂臋bokim zamy艣leniu.

– S艂uchajcie – nieznajomego karpia ogarnia艂 coraz wi臋kszy niepok贸j. – Odsu艅my si臋 od tej lokalizacji, bo, naprawd臋, zaraz mo偶emy straci膰 p艂etwy.  

<Romelle?>

18 sierpnia 2021

Od Felika - "Wojownik Ziemi Utraconej", cz.3

- A teraz opowiedz - donios艂e echo s艂贸w staruszka rozchodzi艂o si臋... Nie, w艂a艣ciwie nie rozchodzi艂o si臋 jako艣 specjalnie w ch艂odnej wodzie. A jednak Feliksowi do jego ma艂ej g艂贸wki przysz艂o, 偶e w samym tym g艂osie jest co艣 niebywa艂ego, jak gdyby pojedyncze d藕wi臋ki zatrudniane by艂y do pracy przy owym starczym, tajemniczym gardzio艂ku na podstawie referencji wystawionych przez samego kr贸la g贸r lub te偶 innego kierownika dowolnej przestrzeni tworz膮cej pog艂os. - Powiedz, sk膮d przybywasz, drogi ch艂opcze.

Feliks zaduma艂 si臋. Sk膮d przybywa艂? Dotychczas by艂 艣wi臋cie przekonany, 偶e jego historia mia艂a pisa膰 si臋 w miar臋 biegu nadchodz膮cych nie艣piesznie wydarze艅, wy艂膮cznie czystym pi贸rem wyrwanym niespodziewanie ze skrzyd艂a or艂a przysz艂o艣ci. Ogromnego, ziej膮cego swoj膮 nale偶n膮 moc膮 i pot臋g膮; ton膮cego w s艂onecznym 艣wietle, tam, w g贸rze, gdzie nie dane by艂o nawet spojrze膰 male艅kiej rybce. Wzgl臋dnie, soko艂a tera藕niejszo艣ci - bystrego i szybkiego, tak szybkiego, 偶e nie nad膮偶y za nim okr膮g艂e, szklane, rybie oko. Sok贸艂 taki 艣wi艣nie tylko gdzie艣 wysoko nad wod膮, przez niekt贸rych niezauwa偶ony, a przez niekt贸rych zapomniany szybciej, ni偶 si臋 pojawi艂, za spraw膮 ma艂ych, g艂adkich m贸zguczk贸w. A b艂yszcz膮cy, kr臋py, pokryty 艂usk膮 Feliks zdo艂a co najwy偶ej podp艂yn膮膰 do powierzchni, 艂ypn膮膰 srebrnymi 艣lepkami, wyt臋偶y膰 wzrok, w kt贸rym b臋dzie jeszcze tli艂 si臋 p艂omyk nadziei. Lecz dostrze偶e w wodzie tylko swoje w艂asne odbicie. B臋dzie wisia艂o tam, delikatnie poruszaj膮c p艂etwami 偶eby stabilnie utrzymywa膰 pozycj臋. Zatopione w milczeniu.

Feliks niespokojnie poruszy艂 g艂贸wk膮 (jak i w艂a艣ciwie ca艂e reszt膮 cia艂a, ku chwale swojej rybkowej anatomii). Staruszek czeka艂 odpowiedzi.

- Przybywam z dalekiej Zawilcolandii - odrzek艂 w ko艅cu.

Nie by艂 pewien, sk膮d to wiedzia艂; prawdopodobnie us艂ysza艂 t臋 nazw臋 kiedy艣, z jakiej艣 przy okazji zas艂yszanej - bo w 偶adnym wypadku przecie偶 nie pods艂uchanej - rozmowy rybek bardziej ni偶 on spo艂ecznie sprawnych. W zasadzie nie wiedzia艂 nawet dok艂adnie, jak wygl膮daj膮 i czym s膮 zawilce. A mo偶e po prostu woda zniekszta艂ci艂a s艂owo i dos艂ysza艂 to zamiast „Zawi艂owa” czy innego „Bia艂egostoka”.

Staruszek w ciszy pokiwa艂 g艂ow膮 (g艂ow膮 i ca艂ym cia艂em... Chyba ju偶 rozumiecie).

- A dok膮d to ci臋, dziecino, niesie?

- Przed siebie. Wci膮偶 przed siebie.

- Nie wypada艂oby zatrzyma膰 si臋 gdzie艣 na troch臋?

- Nigdy, dziadku. Nie spoczn臋, p贸ki nie dopn臋 swego.

- A czego najbardziej pragniesz?

Srebrzyste oczy Feliksa rozb艂ys艂y jakim艣 niespotykanym 艣wiat艂em. Dumnie wypr臋偶y艂 swoj膮 艣lisk膮 pier艣 i wyg艂osi艂 swoj膮 osobist膮, najwy偶sz膮 prawd臋.

- Ka偶dy czego艣 si臋 boi... jedni gnu艣niej膮 bezczynnie, drudzy codziennie przekraczaj膮 te granice. Chc臋 by膰 jednym z drugich. Chc臋 nauczy膰 si臋 strzela膰 z ka艂acha, dziadku!

Zapad艂a chwila ciszy.

- Chyba 偶artujesz, m艂odzie艅cz... a zreszt膮! - Starzec machn膮艂 p艂etw膮. - Tacy go艣cie wariaci jak ty, nie s膮 mi potrzebni. Sp艂ywaj gdzie ci臋 pr膮dy ponios膮, a mo偶e kt贸ry przy okazji ci臋 kopnie, byle odechcia艂o ci si臋 takich g艂upich pomys艂贸w.

Wygl膮da艂o na to, 偶e rozmowa niespodziewanie dobieg艂a ko艅ca. 艢lepka Feliksa by艂y ju偶 i tak okr膮g艂e, wi臋c nie mog艂y rozszerzy膰 si臋 jeszcze bardziej, gdy偶 doprowadzi艂oby to do zw臋偶enia ich w drugiej p艂aszczy藕nie, a jak wiemy, zupe艂nie nie o to chodzi w podobnych sytuacjach. W odpowiedzi tylko otworzy艂 wi臋c pyszczek. A jednak dusza Feliksa krzykn臋艂a ze zdumienia, a wraz z ni膮 ku wysokiemu sklepieniu mrocznej groty pop艂yn膮艂 tylko ma艂y, dr偶膮cy b膮belek powietrza.

Jeszcze tego samego wieczora, dzielna rybka p艂yn臋艂a ju偶 dalej, przemierzaj膮c jeziora i rzeki. Tam, dok膮d kaza艂o jej samotne, jednokomorowe serce. Naprz贸d.

<C. D. N.>

12 sierpnia 2021

Od Romelle CD. Tenebrae - "Tenebrae mia艂 w膮tpliwo艣ci" cz.2

Mianem burzy okre艣lamy gwa艂towne zjawisko meteorologiczne, kt贸remu towarzysz膮 obfite opady deszczu, silne wiatry oraz intensywne wy艂adowania atmosferyczne, cz臋sto katastrofalne w skutkach. Powszechnie wiadomo, 偶e wyst臋puj膮 one jedynie na powierzchni. Nawet Romelle, znana ze swojej nietuzinkowej zdolno艣ci do podwa偶ania rzeczywisto艣ci, nigdy nie poddawa艂a tego w膮tpliwo艣ci… a przynajmniej nie do momentu spotkania aktualnego Jitonga 艂awicy.

Obserwuj膮c ca艂膮 scen臋 z daleka, niemal ka偶dy m贸g艂by wywnioskowa膰, 偶e lekko m贸wi膮c, nie by艂 on w dobrym humorze, a z ka偶dym nast臋pnym s艂owem wypowiedzianym przez Medyczk臋 b艂臋kit jego oczu coraz bardziej przywodzi艂 na my艣l obj臋ty sztormem ocean. Z t膮 r贸偶nic膮, 偶e o ile wzburzone fale mog艂yby co najwy偶ej oddali膰 j膮 od grupy i delikatnie poobija膰, tak niebieskooki sprawia艂 wra偶enie jakby rzeczywi艣cie, gdzie艣 w 艣rodku rozwa偶a艂 wyd艂ubanie jej oczu.

Niestety karpica nie kwalifikowa艂a si臋 do grona „niemal wszystkich”. Nie potrafi艂a dostrzec oczywistych dla innych sygna艂贸w. Nie przejmowa艂a si臋 pe艂nym nienawi艣ci wzrokiem nieznajomego. Nie ba艂a si臋 wyra偶ania swoich pogl膮d贸w, nawet je艣li grozi艂o jej za to oberwanie od rozm贸wcy. Cz臋sto zdarza艂o jej si臋 przekroczy膰 pewn膮 granic臋 w kontaktach z pozosta艂ymi cz艂onkami 艂awicy, a wtedy sprawy rozgrywa艂y si臋 r贸偶nie.

W skr贸cie integracja z r贸wie艣nikami nigdy nie by艂a jej mocn膮 stron膮, lecz jedno by艂o pewne, do niczego, nie licz膮c swojej pracy, nie przywi膮zywa艂a tak wielkiej wagi, jak do ustalonych i praktykowanych od ca艂ych stuleci zasad. Z tego r贸wnie偶 powodu, zamiast sun膮膰 dalej w poszukiwaniu jakiego艣 tw贸rczego zaj臋cia, zdecydowa艂a si臋 zwr贸ci膰 uwag臋 na po艂o偶enie Tanabreaya. Tenabrea? Tunedreya? Tyn- niewa偶ne. W tamtej chwili nazwisko samca nie mia艂o najmniejszego znaczenia, sama Romelle nie przejmowa艂a si臋 tym, pod jakim przydomkiem by艂a znana, on jednak zdawa艂 si臋 obiera膰 pod tym wzgl臋dem skrajnie inne stanowisko. Po us艂yszeniu najprawdopodobniej b艂臋dnej formy swojego imienia jego w艣ciek艂o艣膰 dwukrotnie przybra艂a na wadze. Br膮zowooka zacz臋艂a zastanawia膰 si臋, czy aby na pewno odg艂os tykania zegara, kt贸ry rozleg艂 si臋 w jej g艂owie, by艂 jedynie projekcj膮 jej m贸zgu i w przypadku negatywnej odpowiedzi, ile czasu minie, zanim pot臋偶na eksplozja spowodowana nadmiarem negatywnych emocji znajduj膮cych si臋 w organizmie Jitonga, zako艅czy jej 偶ywot.

Nic takiego si臋 jednak nie sta艂o, tote偶 postanowi艂a kontynuowa膰 temat.

— Bez znaczenia kim jeste艣, nikt bez zgody Alfy nie ma prawa przebywa膰 w granicach Mrocznej Puszczy — oznajmi艂a, ignoruj膮c pe艂ne pogardy prychni臋cie, kt贸re wydosta艂o si臋 z jego pyszczka po wypowiedzeniu przez ni膮 s艂贸w o przyw贸dcy.

— Je艣li chcesz poskar偶y膰 si臋 na mnie Alfie — droga wolna. Nie zale偶y mi ani na jej wzgl臋dach, ani Donosicieli twojego pokroju.

Mimo zapa艂u, z jakim wyrzuca艂 z siebie s艂owa, nie zabrzmia艂o to zbyt prawdopodobnie. Niech臋膰 do w艂adcy by艂a ca艂kowicie zrozumia艂a, niewa偶ne jak bardzo osoba rz膮dz膮ca stara艂aby si臋 poprawi膰 jako艣膰 偶ycia podlegaj膮cej jej spo艂eczno艣ci, zawsze znajdowa艂a si臋 cho膰 jedna persona maj膮ca j膮 w g艂臋bokim powa偶aniu. Ale nie o to chodzi艂o. Karpica szczerze w膮tpi艂a w to, 偶e kto艣 nie mia艂by absolutnie nic przeciwko sp臋dzenia pewnego okresu w zawieszeniu. Poddaj膮c si臋 rozmy艣leniu, dopiero po chwili dotar艂o do niej, jak zosta艂a nazwana.

— Dla twojej wiadomo艣ci, nie jestem Donosicielem.

— Wi臋c tym bardziej powinna艣 mie膰 co innego do robienia.

Chc膮c nie chc膮c br膮zowooka musia艂a przyzna膰 mu racj臋. Informowanie Akhifer o niepos艂usze艅stwie w 艂awicy nie nale偶a艂o do jej czo艂owych zada艅, jednak z drugiej strony by艂a Medykiem, je偶eli podczas w臋dr贸wki po Puszczy samiec odni贸s艂by jakie艣 wi臋ksze obra偶enia, zak艂adaj膮c, 偶e uda艂oby mu si臋 wr贸ci膰 w jednym kawa艂ku, potrzebowa艂by pomocy do艣wiadczonego lekarza, a to z kolei by艂a jej funkcja.

Ju偶 mia艂a zamiar odpowiedzie膰, s艂owa same uk艂ada艂y si臋 w jej g艂owie gotowe zmaterializowa膰 si臋 w postaci trafnej riposty. Zamiast niej obu rybom dane by艂o us艂ysze膰 g艂o艣ny, nienaturalny krzyk, niew膮tpliwie nale偶膮cy do jednego z mieszka艅c贸w 艂awicy. Nie trwa艂 d艂ugo. Ucich艂, a przez nast臋pne kilka potwornie d艂ugich sekund 艣wiat spowi艂a niemal namacalna cisza, aby wkr贸tce wszystko wr贸ci艂o do normy. Ponownie wok贸艂 rozbrzmia艂y rozmowy, 艣miechy, brzd臋k metalu miesza艂 si臋 z naturalnym szumem wody. Niekt贸rzy wygl膮dali na zaniepokojonych, lecz w ostateczno艣ci z powrotem zaj臋li si臋 swoimi sprawami. Mo偶e niedos艂yszeli. Mo偶e zignorowali wrzask, twierdz膮c, 偶e ich nie dotyczy. Jak przyjemne mo偶e by膰 偶ycie z dala od problem贸w. Ale to wystarczy艂o, by pewna czarno-bia艂a istota porzuci艂a wszystko, czym si臋 w tej chwili zajmowa艂a. Dotychczas prowadzona przez ni膮 rozmowa z karpiem nagle wyda艂a jej si臋 niebywale nieu偶yteczna i bezcelowa, p臋dz膮c przed siebie, nie potrafi艂a nawet znale藕膰 dobrego powodu, dla kt贸rego w og贸le zwr贸ci艂a na niego uwag臋. Taka w艂a艣nie by艂a. Wzgl臋dny spok贸j, kt贸ry jej towarzyszy艂 podczas pracy, by艂 jedynie iluzj膮. 艢wiadomo艣膰, 偶e 偶ycie obcych os贸b zale偶y od jej czyn贸w i wiedzy dostarcza艂a jej niema艂ych pok艂ad贸w adrenaliny, a jednocze艣nie zabija艂a j膮 od 艣rodka. Nikt nie chcia艂by by膰 odpowiedzialny za 艣mier膰 drugiej jednostki. Nikt nie chcia艂by ogl膮da膰 b贸lu rodzin po stracie swoich ukochanych. Przypadki 艣miertelne zdarza艂y si臋 wyj膮tkowo rzadko, wiedzia艂a o tym, a mimo to ka偶dy pojedynczy krzyk sprawia艂, 偶e krew znajduj膮ca si臋 w jej wn臋trzu zaczyna艂a p艂yn膮膰 szybciej. Otaczaj膮cy j膮 艣wiat momentalnie przestawa艂 istnie膰, jej organizm przypomina艂 w贸wczas mechanizm, kt贸ry pod wp艂ywem r贸偶nych czynnik贸w zewn臋trznych aktywowa艂 w niej jeden, jedyny tryb – przetrwanie.

Zaw贸d, kt贸ry sobie obra艂a, nie by艂 jedynie cz臋艣ci膮 jej 偶ycia, stanowi艂 jej pi臋tno, wraz z podj臋ciem kariery na jej ciele pojawi艂a si臋 niewidzialna blizna, kt贸ra zdawa艂a si臋 krwawi膰 za ka偶dym razem, gdy komu艣 dzia艂a si臋 krzywda, a mimo tego Romelle nie wyobra偶a艂a sobie wyzbycia si臋 niej.

<Kto艣?>

10 sierpnia 2021

Od Brae'a - "Tenebrae mia艂 w膮tpliwo艣ci" cz.1 [13+]

Tenebrae mia艂 w膮tpliwo艣ci, co do w艂a艣ciwo艣ci wyboru 艣cie偶ki 偶yciowej. Niepewnie zamachn膮艂 p艂etwami, gdy przypomnia艂 sobie moment, w kt贸rym postanowi艂 zosta膰 Jitogniem. Kiedy zrezygnowa艂 z podstawowego wychowania na rzecz rozszerzonego. Ale wtedy nie wiedzia艂. My艣la艂, 偶e to dobra decyzja. 呕e potrzebuje jakiego艣 wyzwania. 

Nie zrozummy jego odczu膰 藕le – nic do tej pracy nie mia艂. Robota, jak ka偶da. Zadanie do wykonania. Ka偶da ryba wykonuje co艣 dla 艂awicy, a potem starania nak艂adaj膮 si臋 na ca艂o艣膰. Problem pojawia si臋 w momencie, kiedy Brae przypomina sobie, 偶e wyst臋puj膮 u niego omamy. A w zasadzie kiedy one przypominaj膮 o sobie. Sk膮d on w艂a艣ciwie ma wiedzie膰, czy nie wymy艣li艂 sobie rady smoka? 

To nast臋powa艂o stopniowo. Zacz臋艂o si臋 niewinnie, od problem贸w z koncentracj膮 i os艂abieniem zainteresowania. Nie zwraca艂 na to uwagi, zrzucaj膮c win臋 na kiepsk膮 sytuacj臋 rodzinn膮. Z czasem jednak, krok po kroku, dzie艅 po dniu, a偶 w ko艅cu rok po roku dochodzi艂o do tego wiele niepokoj膮cych rzeczy. Pierwsze przewidzenie pojawi艂o si臋 jaki艣 czas temu. To by艂o tu偶 przed zako艅czeniem nauki. Nie mia艂 innej mo偶liwo艣ci. Nie m贸g艂 zrezygnowa膰. Przecie偶 nie wiedzia艂, 偶e to b臋dzie si臋 powtarza膰. Ale jego nie偶yj膮ca matka wydawa艂a mu si臋 w tamtej chwili taka realna… Przypomnia艂 sobie, jak potem szuka艂 jej przez nast臋pne tygodnie, a co jaki艣 czas s艂ysza艂 jej g艂os. G艂os, kt贸ry go wo艂a艂. Wzdrygn膮艂 si臋. 

B臋dzie coraz gorzej. Jest coraz gorzej. Wiedzia艂 to. W ko艅cu ca艂kowicie zbzikuje.  

Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 z ch艂odnym niedowierzaniem. Jego p艂etwy zafalowa艂y. Rozpami臋tywanie takich g艂upot nic nie da, a wprost przeciwnie: zacznie si臋 martwi膰, co przeniesie si臋 na efektywno艣膰 jego pracy. W ko艅cu jak inaczej ma zosta膰 smokiem? Jitong to jedyne stanowisko, na kt贸rym jest z nimi tak blisko. A w zasadzie z nim: Pierwotnym Koi No Ryuu. Pierwszym karpiem, jakiemu uda艂o osi膮gn膮膰 si臋 ten boski stan. 

A on mo偶e by膰 nast臋pnym smokiem. Wystarczy tylko przy艂o偶y膰 si臋 do pracy. I nie zbacza膰 z kursu.

Westchn膮艂, i pop艂yn膮艂 w stron臋 Rogatych Stwor贸w z Kamienia. Woda stawa艂a si臋 coraz ciemniejsza, gdy 艣wiat艂o z powierzchni zanika艂o w mrocznych odm臋tach toni. Kamienne figury unosi艂y swe pot臋偶ne p艂etwy w g贸r臋, sprawiaj膮c wynios艂e, cho膰 – jak na odczucia Brae’a – mroczne wra偶enie. Tenebrae obdarzy艂 je nieobecnym spojrzeniem, zastanawiaj膮c si臋, czy i tym razem wzrok sp艂ata mu jakiego艣 figla. Nic si臋 jednak nie wydarzy艂o. Korale tylko lekko falowa艂y, niesione podmuchami wody. Wydawa艂y si臋 ta艅czy膰 do jakiej艣 przedziwnej melodii. Piasek unosi艂 si臋 raz po raz, rozproszon膮 chmar膮, gdy Zbieracze usi艂owali wy艂uska膰 z dna zagubione kosztowno艣ci, przekrzykuj膮c siebie nawzajem. Dobrze si臋 bawili. R贸偶ne ryby, kt贸re zna艂 z widzenia, rozmawia艂y si臋 i 艣mia艂y ze sob膮 nawzajem, dziel膮c najnowszymi nowinkami. Niekt贸re, podobnie jak on, przep艂ywa艂y w cieniu ro艣lin, aby ukry膰 si臋 przed spojrzeniem innych. Czasem jednak zostawa艂y zauwa偶ane i wo艂ane przez znajomych, przez co chc膮c nie chc膮c, do艂膮cza艂y do grupek. Wsp贸艂czu艂 w duszy tym introwertykom. Na szcz臋艣cie on nie mia艂 przyjaci贸艂. Rozpoznawa艂 r贸wnie偶 najm艂odszych cz艂onk贸w spo艂eczno艣ci, beztrosko 艣cigaj膮cych si臋, nie zwa偶aj膮c, i偶 wiele doros艂ych, potr膮conych karpi obdarza ich nieprzychylnymi spojrzeniami. 

Pewnie niekt贸rzy poczuliby si臋 samotnie. Ale Tenebrae nie nale偶a艂 do niekt贸rych.

Chocia偶 nie samotno艣膰, ogarnia艂o go poczucie znu偶enia. Przystan膮艂 i spokojnie kalkulowa艂, pr贸buj膮c przewidzie膰 nast臋pne ruchy ryb. Wnioskowa艂 ich prawdopodobne zachowanie, pr贸buj膮c zda膰 si臋 na instynkt. Kiedy jednak koralowa samica, zamiast pop艂yn膮膰 w prawo, skr臋ci艂a w lewo, Jitong zmieni艂 zdanie i wyznaczy艂 sobie za cel poszuka膰 innych wra偶e艅. Przynajmniej jakich艣, kt贸re z powodzeniem odci膮gn膮艂 jego my艣li od nieprzyjemnych spraw. Lubi艂 zapomina膰. To, 偶e nie pami臋ta艂, by艂o najlepszym usprawiedliwieniem na wszystko.

Czemu nie mia艂by zapomnie膰 o zakazie wp艂ywania do Zab贸jczej Puszczy? Wiedzia艂, 偶e w艂a艣nie z takich pomys艂贸w wynikaj膮 k艂opoty. Och, jak on dobrze o tym wiedzia艂. Ale m贸g艂 zapomnie膰. Przyzna膰 si臋 przed samym sob膮, 偶e ma s艂ab膮 pami臋膰. 

Jednak wydawa艂o mu si臋 g艂upie, aby ryzykowa膰 dla samej ch臋ci obalenia rutyny. Gdyby ryby mia艂y powieki, Brae zapewne zmru偶y艂by oczy. Mimo wszystko m贸g艂 popatrze膰. Obejrze膰 nikt nie zabroni, prawda? Nawet je艣li wejdzie do puszczy, poka偶e tym czynem Alfie, 偶e nie ka偶dy jej s艂ucha. Westchn膮艂. Denerwowa艂a go. Nie lubi艂 tego typu skromnych ryb, kt贸re nie chc膮 wykorzysta膰 szansy od 偶ycia. Fakt, 偶e zosta艂a ,,wybrana” irytowa艂 go i wyprowadza艂 z r贸wnowagi. Stara艂 si臋 by膰 spokojny w ka偶dej sytuacji. Tylko czasem o tym zapomnia艂. 

Pop艂yn膮艂, staraj膮c si臋 wygl膮da膰 naturalnie. Jak gdyby by艂 to kolejny dzie艅. Jakby by艂 jednym z tych u艂o偶onych koi, kt贸re potulnie p艂ywaj膮 w k贸艂ko i zapisuj膮 najwi臋ksze dokonania Ak… Ak… Akhfiner, czy jak jej tam. Nie mog艂a mie膰 艂atwiejszego imienia?

Przybli偶y艂 si臋 do powierzchni wody. Jego czarne 艂uski mieni艂y si臋, a bia艂y ogon po艂yskiwa艂 srebrem. Widzia艂 rozmyt膮 艂贸dk臋 w oddali, oraz siedz膮cych w niej, gaw臋dz膮cych ludzi. Wci膮gn膮艂 g艂臋boko wod臋 do skrzeli, a nast臋pnie wzi膮艂 wydech. Mia艂 ochot臋 pokona膰 t膮 barier臋 wody, ale nie chcia艂 ryzykowa膰. Nie zamierza艂 wystawia膰 na pr贸b臋 swojej umiej臋tno艣ci oddychania poza wod膮. W ciszy wr贸ci艂 na 艣redni膮 g艂臋boko艣膰 zbiornika, po czym po艣wi臋ci艂 chwil臋 na obserwacj臋 d艂ugich 艂odyg ro艣lin.

To by艂a Mroczna Puszcza. Wi臋c dotar艂 na miejsce. Brae’owi wydawa艂a si臋 pi臋kna, nie straszna, i to nie tak, 偶e nigdy w niej nie by艂: za czas贸w m艂odo艣ci nawet wszed艂 do niej kawa艂ek (i jeszcze wi臋kszy kawa艂ek ucieka艂, gdy prawie po偶ar艂 go drapie偶nik). Po prostu wydawa艂o mu si臋, 偶e widzi j膮 po raz pierwszy. Nie straszn膮, a tajemnicz膮. Nie niebezpieczn膮, a spokojn膮. Z uwag膮 obserwowa艂 g臋sto rosn膮ce ziela. Ka偶de z nich pr贸bowa艂o przebi膰 si臋 przez pozosta艂e. Ich d艂ugie, liczne cienie dawa艂y wiele do my艣lenia. Tak trudno by艂o odr贸偶ni膰  je od prawdziwych ro艣lin…  

Woda zadr偶a艂a. Pr臋dko odwr贸ci艂 si臋, gdy zda艂 sobie spraw臋, 偶e kto艣 do niego przep艂yn膮艂. W pierwszym odruchu chcia艂 uciec, obawiaj膮c si臋, 偶e to wr贸g. Ju偶 po chwili rozpozna艂 kszta艂ty ryby, przez co zatrzyma艂 si臋 w miejscu. Z ulg膮 powr贸ci艂 do swojej poprzedniej pozycji, bior膮c sylwetk臋 za swoje wymys艂y. 

— Przepraszam?

No dobrze, widocznie to by艂a prawdziwa ryba. Tenebrae nigdy wcze艣niej nie s艂ysza艂 nieistniej膮cych d藕wi臋k贸w. O ile nie by艂 to pierwszy raz, nale偶a艂oby odpowiedzie膰. A je偶eli by艂, zacz膮膰 si臋 niepokoi膰. Po raz kolejny westchn膮艂, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e jego my艣li zn贸w kr膮偶膮 wok贸艂… wady. Jakkolwiek to nazwa膰.

— Co? — z umiarem mi艂o艣ci, a w zasadzie jej brakiem, odpowiedzia艂, pr贸buj膮c przypomnie膰 sobie imi臋 ryby. Wizerunki miesza艂y mu si臋 ze sob膮 nawzajem, i chocia偶 pewny, 偶e wcze艣niej widzia艂 ju偶 贸w posta膰, miano nadal pozosta艂o mu nieznane. Ach, jak on lubi艂 zapomina膰. Ale nie w tym momencie!

— P艂etw膮 i ogonem stoisz w Mrocznej Puszczy, do kt贸rej mamy zakaz wchodzenia.

Brae prychn膮艂, oburzony drobiazgowo艣ci膮 karpia. Jednak nie przesun膮艂 si臋 

— Sp艂ywaj. Nie zamierza艂em tam wchodzi膰. 

K艂ama艂. Ale zapomnia艂, 偶e k艂ama膰 nie powinien. Je偶eli ten koi nie doniesie Akfhie, to wszystko b臋dzie dobrze. Ah… Ak… Jak ona si臋 do cholery nazywa艂a? — pomy艣la艂 Brae.  — I jak nazywa艂o si臋 to… co艣.

— Imi臋? — spyta艂, pr贸buj膮c zaspokoi膰 swoj膮 ciekawo艣膰. Obstawia艂 Ramelline. Hm, ona chyba si臋 inaczej nazywa艂a.

Kurde — zn贸w pomy艣la艂. — Oni nie mogli jako艣 normalniej si臋 nazywa膰? Jako jedyny mam normalne imi臋. Serio, to ju偶 m臋cz膮ce. 

—A ty to… Tanabreay?

Zaraz zatopi tego skurwiela.

<Kto艣?>

Powitajmy Tenebrae!

Powitajmy nowego samca w 艂awicy - Tenebrae!

Tenebrae...? Tenebrae'a...? Na pewno bardzo ciekawa posta膰, kt贸rej nie spos贸b opisa膰 w kilku s艂owach. Postanowi艂 zosta膰 naszym Jitongiem!

Zapraszam do przeczytania pe艂nego, do艣膰 d艂ugiego formularza: =KLIK!=

9 sierpnia 2021

Od Akhifer - "Misja Poszukiwawcza" cz.3

Zielonkawa woda smakowa艂a niczym odpady, do tego by艂a tak niesamowicie zanieczyszczona, 偶e nawet ryby - czyli Akhifer i Hern - nie by艂y w stanie widzie膰 dalej ni偶 na dwa metry. Karpica podp艂yn臋艂a bli偶ej do swojego towarzysza.

– M贸wi艂am, 偶eby艣 to zostawi艂 – jej g艂os by艂 spokojny, jednak ten spok贸j zamiast przypomina膰 ciep艂膮, przyjazn膮 lagun臋 przywodzi艂 na my艣l zmro偶on膮, mordercz膮 krain臋, gdzie 偶adna istota 偶ywa si臋 nie osta艂a, a na odwiedzaj膮cego czeka tylko i wy艂膮cznie 艣mier膰 z lodowatego ostrza. Gdyby s艂owa mog艂y si臋 zmienia膰 w bro艅, te proste zdanie by艂oby zapewne jednym z najostrzejszych mieczy w ca艂ym Zbiorniku.

Hern wycofa艂 si臋, wyra藕nie zaniepokojony tym tonem. O ile rybie oczy nie s膮 w stanie wyra偶a膰 szerokiej gamy emocji, tak tym razem strach emitowa艂 z postaci czarnego koi niczym smr贸d z rozk艂adaj膮cego si臋 cia艂a i 偶adna ilo艣膰 opanowania nie by艂a w stanie tego ukry膰.

– Wybacz mi, pani...

– Wybaczy膰? – kolejne uderzenie ostrego, lodowego ostrza przeci臋艂o marn膮 obron臋 karpia. – Trafili艣my do obcego 艣wiata, gdzie wszystko os艂oni臋te jest g臋st膮, zielon膮 mg艂awic膮. Nie wiemy, gdzie jeste艣my, poza tym, 偶e nie w domu. Nie wiemy, czy co艣 nam tu grozi, czy mo偶emy swobodnie si臋 tu porusza膰. Narazi艂e艣 nas na 艣miertelne niebezpiecze艅stwo. Je艣li b臋dziesz w stanie nas st膮d wyci膮gn膮膰, to wtedy mo偶e ci wybacz臋. – Nacisk po艂o偶ony na "mo偶e" dawa艂 jasno do zrozumienia, 偶e alfa wcale nie zamierza艂a mu wybaczy膰. Ale niebezpieczna sytuacja wci膮偶 pozostawa艂a niebezpieczn膮 sytuacj膮, a je艣li Hern odwali co艣 jeszcze g艂upszego, jak na przyk艂ad zostawi tu Akhifer, podczas gdy sam wr贸ci do domu, sko艅czy艂oby si臋 niechybnym rozwi膮zaniem bractwa Oka przez wszystkich innych cz艂onk贸w 艂awicy.

Czarny u艂o偶y艂 si臋 pokornie, unikaj膮c zab贸jczego wzroku swojej przyw贸dczyni. Prawdopodobnie zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, co narobi艂 i wiedzia艂, 偶e 偶arty si臋 sko艅czy艂y. Nie m贸wi膮c o tym, 偶e przeciwstawi艂 si臋 s艂owu alfy, co by艂o naprawd臋 g艂upim posuni臋ciem, szczeg贸lnie dla kogo艣 uwa偶anego za jedn膮 z najm膮drzejszych ryb w Zbiorniku.

– Je艣li mo偶na, pani... Sugeruj臋, by艣my w pierwszej kolejno艣ci udali si臋 na dno. By膰 mo偶e tr贸jz膮b si臋 gdzie艣 tam zawieruszy艂, a przy okazji mieliby艣my punkt oparcia.

Oby艣 mia艂 racj臋, przelecia艂o przez g艂ow臋 Akhifer. Oby艣 mia艂 do diaska racj臋, bo inaczej nie r臋cz臋 za siebie.

Na dnie oczywi艣cie nic nie by艂o, bo przecie偶 po co mia艂oby by膰 tak prosto i 艂adnie, prawda? Lepiej si臋 nam臋czy膰. Lepiej nara偶a膰 偶ycie ni偶 faktycznie mie膰 jakie艣 szanse powrotu do domu. 艢wietnie. Po prostu 艣wietnie. A czyja to wina? Herna! Pana wszechwiedz膮cego, kt贸ry wie lepiej, bo jest wielce z bractwa Oka. Jest taki wspania艂y i niesamowity, ca艂kowicie przecie偶 nieomylny, zawsze ma racj臋! Nigdy si臋 nie myli, ka偶da jego akcja ko艅czy si臋 czym艣 pozytywnym.

Szkoda, 偶e nie dzisiaj, panie idealny. Dzisiaj narobi艂e艣 sobie wroga w jednym z najbardziej wp艂ywowych karpi w 艂awicy Koi Paradise. W samej cholernej alfie, kt贸ra ju偶 teraz obieca艂a sobie, 偶e je艣li wr贸ci 偶ywa do domu, to na pewno nie podaruje tego b艂臋du komu艣, kto by艂 uwa偶any za m膮drego. Przerobi go nawet na sushi, je艣li taka b臋dzie potrzeba.

Ich mozolne p艂ywanie w k贸艂ko, bo bardzo w膮tpliwe, 偶e posuwali si臋 do przodu, przerwa艂o pojawianie si臋 ryby. Ale nie byle jakiej ryby, tylko jednego z zaginionych podrostk贸w, z powodu kt贸rych zacz臋艂a si臋 ca艂a ta wyprawa poszukiwawcza. M艂odziak by艂 brudny od szlamu, do tego na sk贸rze pojawia艂y si臋 objawy choroby, jakby woda tutaj by艂a zatruta, co tylko bardziej przerazi艂o 偶贸艂t膮 karpic臋.

– Pani Akhifer! – zawo艂a艂 szylkretowy koi, ledwo pobieraj膮c wod臋 do skrzeli. – Pani Akhifer! Znalaz艂a mnie pani!

– Co ty tu robisz, m艂odzie艅cze? – troch臋 g艂upie pytanie, bior膮c pod uwag臋, 偶e odpowied藕 by艂a raczej oczywista, ale samica musia艂a udawa膰, 偶e panuje nad sytuacj膮.

– Bawili艣my si臋 w podchody kiedy znalaz艂em tr贸jz膮b! Dotkn膮艂em go i nagle pojawi艂em si臋 tutaj, uwierzy pani? A... Raczej pani uwierzy, skoro pani tu jest... Ale za to znalaz艂em drugi, podobny tr贸jz膮b! Tylko nie mog臋 go si臋gn膮膰.

– Poka偶 go!

Ch艂opak zaprowadzi艂 dw贸jk臋 doros艂ych do miejsca, gdzie znajdowa艂a si臋 podobna w艂贸cznia do tej, kt贸r膮 znale藕li u siebie. Istnia艂 tylko jeden, ma艂y problem. Tr贸jz臋bu broni艂 niema艂ej wielko艣ci sum.

<CDN>

1 sierpnia 2021

Podsumowanie lipca

Moi drodzy!

Wczoraj w艂a艣nie min膮艂 pierwszy miesi膮c dzia艂ania tego bloga! Nie wiem, jak Wy, ale sama osobi艣cie czuj臋 si臋 mega zadowolona, 偶e ju偶 w pierwszym miesi膮cu uda艂o si臋 przyci膮gn膮膰 os贸bki, a aktywno艣膰 nie nale偶a艂a do marnych (jak na trzy postaci, oczywi艣cie). My艣l臋, 偶e 艣mia艂o mog臋 og艂osi膰, jak zako艅czy艂 si臋 nasz pierwszy miesi膮c w Koi Paradise.

Na pierwszym miejscu znajduje si臋 Akhifer, z liczb膮 s艂贸w 1456, czym zostawi艂a daleko w tyle pozosta艂ych.

Kolejny w kolejce jest Feliks po napisaniu 652 s艂贸w w dw贸ch opowiadaniach.

Ostatnia trafi艂a si臋 Romelle z jednym opowiadaniem, w kt贸rym zamie艣ci艂a 410 s艂贸w.

Poniewa偶 miejsc w podsumowaniu jest 5, wszystkie karpie otrzymuj膮 tym razem AP. A jakie艣 wyj膮tki? Akhifer i Feliks, zgodnie z og艂oszeniem, otrzymuj膮 dodatkowe 2 AP w zwi膮zku z tym, 偶e nale偶eli do Koi Paradise jeszcze przed otwarciem bloga.

Z kolei Mistrzem Miesi膮ca zostaje Akhifer, na kt贸r膮 zag艂osowa艂y 3 z 7 g艂os贸w. 7?? Sk膮d te ryby si臋 wzi臋艂y?! No c贸偶, jest to zaskakuj膮ce, ale tak偶e i mi艂e.

My艣l臋, 偶e to ju偶 wszystko w tym podsumowaniu. Dzi臋kuj臋 Wam wszystkim za obecno艣膰 i za aktywno艣膰, 偶ywi臋 nadziej臋, 偶e kolejne miesi膮ce b臋d膮 r贸wnie偶 aktywne, a w naszym gronie pojawi膮 si臋 kolejne rybki. 呕ycz臋 ca艂ej 艂awicy mi艂ego dzionka!

~ Akhifer