28 wrze艣nia 2021

Od Romelle CD. Tenebrae - "Tenebrae mia艂 w膮tpliwo艣ci" cz.4

Samica w skupieniu przetwarza艂a ka偶dy pojedynczy wyraz, wypowiedziany przez karpia.

Zdecydowanie nie tak wyobra偶a艂a sobie spotkanie z w艂a艣cicielem g艂osu, kt贸ry w zaledwie kilka chwil zdo艂a艂 sprawi膰, by sprzeciwi艂a si臋 g艂oszonym przez ni膮 postulatom.

Wkraczaj膮c na teren Mrocznej Puszczy, stara艂a si臋 nie my艣le膰 o mo偶liwych konsekwencjach swojego zachowania. Dzia艂a艂a w trosce o bezpiecze艅stwo innych i mia艂a szczer膮 nadziej臋, 偶e zostanie to uwzgl臋dnione w przypadku wyp艂yni臋cia incydentu poza granic臋 tr贸jki Koi. W zaistnia艂ej sytuacji nie by艂a jednak pewna, czy uda im si臋 do偶y膰 momentu, w kt贸rym sprawa ujrzy 艣wiat艂o dzienne. Bra艂a pod uwag臋 r贸偶ne scenariusze, wi臋kszo艣膰 z nich nie przedstawia艂a ich bliskiej przysz艂o艣ci w pozytywnych barwach.

– Powinni艣my si臋 przede wszystkim uspokoi膰 – stwierdzi艂a, kieruj膮c swoje s艂owa bardziej do siebie, ani偶eli otaczaj膮cych j膮 karpi. W rzeczywisto艣ci spok贸j znajdowa艂 si臋 na samym ko艅cu obszernej listy uczu膰, k艂臋bi膮cych si臋 w jej g艂owie – Powiedz, co takiego widzia艂e艣. Co nam grozi?

– Obawiam si臋, 偶e to nie najlepsza pora na rozmowy. To nie nale偶y do zbyt przyjaznych – szereg ponuro wygl膮daj膮cych ro艣lin, porastaj膮cych dno w tej cz臋艣ci Zbiornika zacz膮艂 nagle nier贸wnomiernie si臋 porusza膰. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e czymkolwiek by艂a owa niebezpieczna istota, w艂a艣nie zbli偶a艂a si臋 do oniemia艂ych cz艂onk贸w 艂awicy, w tempie znacznie przekraczaj膮cym ponad zdolno艣ci zwyk艂ych ryb.

Je偶eli wcze艣niej nie mieli wi臋kszych powod贸w ku ucieczce (cho膰 takowe istnia艂y), teraz wszyscy zgodnie ruszyli przed siebie.

P艂yn膮c ile si艂 w p艂etwach Romelle nie mia艂a mo偶liwo艣ci odwr贸cenia si臋, aby sprawdzi膰 czym jest usi艂uj膮cy ich z艂apa膰 drapie偶nik, tote偶 ca艂kowicie porzucaj膮c resztki elokwencji, wydar艂a si臋 do poruszaj膮cego si臋 przed ni膮 nieznajomego.

– CO TO JEST?!

– Wyt艂umacz臋 Wam wszystko, jak znajdziemy si臋 w bezpiecznym miejscu.

Je艣li znajdziemy si臋 w bezpiecznym miejscu

– To rekin, racja? – nie dawa艂a za wygran膮.

– Co艣 znacznie gorszego.

– Gorszego od w艣ciek艂ej alfy? – jak mo偶na si臋 domy艣li膰, tym razem g艂os zabra艂 Jitong. Od wyrzucenia r膮k w powietrze i przewr贸cenia oczami, br膮zowook膮 dzieli艂a jedynie ch臋膰 natychmiastowego wydostania si臋 z kryzysowej sytuacji oraz ograniczone mo偶liwo艣ci spowodowane posiadaniem rybiego cia艂a. Ich towarzysz w odr贸偶nieniu od Medyczki w 偶aden specjalny spos贸b nie zareagowa艂 na sarkastyczny komentarz ze strony samca. Zamiast tego, jak mantr臋 powtarza艂 te same trzy s艂owa, kt贸rymi poprzednio uraczy艂 karpic臋, stopniowo doprowadzaj膮c j膮 do szewskiej pasji.


Czas p艂yn膮艂, a grupa, z "Krzykaczem" na czele wci膮偶 niestrudzenie posuwa艂a si臋 naprz贸d, z ka偶dym machni臋ciem p艂etw, oddalaj膮c si臋 od granic Mrocznej Puszczy.

Im d艂u偶ej uciekali, tym mocniej w umy艣le Romelle zaciera艂a si臋 zdolno艣膰 orientacji w czasie i przestrzeni. Dystans, kt贸ry przebyli, wskazywa艂 na to, 偶e ju偶 dawno przekroczyli niewidoczn膮 lini臋, dziel膮c膮 ten pe艂en niebezpiecze艅stw sektor od strefy, w kt贸rej na co dzie艅 偶yli. Jednocze艣nie m贸g艂 by膰 to jedynie wymys艂 jej umys艂u, nap臋dzany coraz wi臋kszym poziomem poczucia zm臋czenia, rozchodz膮cym si臋 po ca艂ym jej ciele.

W innych okoliczno艣ciach mo偶e usatysfakcjonowa艂by j膮 fakt, i偶 pr臋dko艣膰, z jak膮 si臋 porusza艂a, nieco przewy偶sza艂a umiej臋tno艣ci Jitonga. O jego dalszym istnieniu informowa艂y j膮 jedynie docinki, sporadycznie wydobywaj膮ce si臋 z jego ust.

Mimo tego nie czu艂a ulgi. Opada艂a z si艂, natomiast mkn膮cy pomi臋dzy wodorostami potw贸r nie wykazywa艂 偶adnych oznak wycie艅czenia. Wr臋cz przeciwnie, przecina艂 wod臋 z surrealistyczn膮 precyzj膮, z sekundy na sekund臋 skracaj膮c dziel膮c膮 ich przestrze艅.

Doskonale zdaj膮c sobie spraw臋 z zagro偶enia, stara艂a si臋 skupi膰 na odnalezieniu jakiejkolwiek jaskini, wyrwy, czy cho膰by wystarczaj膮co pojemnej beczki po rumie, po kt贸ry tak ochoczo si臋ga艂a ludno艣膰 Anglii za czas贸w, gdy Barbados stanowi艂o koloni臋 angielsk膮.

艢widruj膮c wzrokiem roz艂o偶ysty grunt wchodz膮cy w sk艂ad Zbiornika, w ko艅cu jej uwag臋 przyku艂a niewielka szczelina, wy偶艂obiona w pot臋偶nej skalnej 艣cianie, znajduj膮ca si臋 nie dalej ni偶 pi臋膰dziesi膮t metr贸w od nich.

Wielko艣膰 dziury pozostawia艂a wiele do 偶yczenia, a mimo to w jej niezbyt przyst臋pnie wygl膮daj膮cym wn臋trzu, br膮zowooka widzia艂a jedyne 藕r贸d艂o ratunku dla siebie i pozosta艂ych. Mog艂aby po艣wi臋ci膰 wi臋cej czasu na dok艂adniejsze przemy艣lenie swojego planu, jednak w chwili, gdy z paszczy nieokre艣lonego monstrum wydoby艂 si臋 d艂ugi gard艂owy ryk, decyzja zosta艂a podj臋ta.

Wykorzystuj膮c resztki energii i staraj膮c si臋 ignorowa膰 przybieraj膮cy na sile b贸l w skrzelach, przyspieszy艂a, by m贸c swobodnie porozumie膰 si臋 z obcym Koi.

– Widzisz tamto wg艂臋bienie? – karp zrozumia艂 jej intencje i bez s艂owa skierowa艂 wzrok w stron臋 luki.

– Nie wydaje si臋 zbyt pojemna.

– Z tej odleg艂o艣ci mo偶e wygl膮da膰 na mniejsz膮, ale gdyby艣my si臋 zbli偶yli... z reszt膮, masz jakie艣 inne propozycje?

Pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮, w efekcie wykonuj膮c seri臋 szybkich ruch贸w tu艂owiem, po czym niemal bezg艂o艣nie wypowiedzia艂 kilka s艂贸w, kt贸re Romelle zrozumia艂a jako "Sprz膮tacze tego nie pozbieraj膮" . Mia艂a nadziej臋, 偶e nie do ko艅ca prawid艂owo zrozumia艂a ich koncept, a przede wszystkim, 偶e r贸偶ni艂 si臋 on od interpretacji, kt贸r膮 w formie niesamowicie dok艂adnych obraz贸w, postanowi艂 zaserwowa膰 jej m贸zg.

Ostatecznie jednak osobnik par艂 naprz贸d, wprost na wskazane przez ni膮 miejsce.

Jeszcze tylko 30 metr贸w... 20... 15... 10; Niemal czu艂a na sobie ciep艂o bij膮ce z rozwartego pyska potwora

5 metr贸w, 4... 3; Nieznajomy zd膮偶y艂 znikn膮膰 we wn臋trzu groty, 2... 1...


Zag艂臋biaj膮c si臋 w szczelinie, na w艂asnej sk贸rze odczu艂a jej nieodpowiednie proporcje. Wyobra偶a艂a sobie, 偶e zgrabnie wsunie si臋 do zag艂臋bienia, by chwil臋 p贸藕niej ujrze膰 przed sob膮 艣cian臋 podwodnej jaskini; W praktyce potoczy艂a si臋 przez w膮ski tunel, przypominaj膮c raczej niezbyt okaza艂y worek ziemniak贸w, ni偶 zr臋czn膮 ryb臋.

Zimne 艣ciany korytarza bole艣nie obciera艂y si臋 o jej tu艂贸w, a ich ostrzejsze kraw臋dzie rani艂y 艂uski, mimo tego jedno si臋 zgadza艂o. Na ko艅cu drogi czeka艂a na ni膮 艣redniej wielko艣ci grota, jednak niedane jej by艂o zazna膰 spokoju.

W momencie, w kt贸rym znalaz艂a si臋 w 艣rodku, pod wp艂ywem uderzenia wn臋trze jamy niebezpiecznie si臋 zatrz臋s艂o. Zanim drobne kamienie, pokrywaj膮ce pu艂ap jaskini, osun臋艂y si臋, cz臋艣ciowo zas艂aniaj膮c wyj艣cie, oraz ograniczaj膮c dop艂yw 艣wiat艂a, samica zd膮偶y艂a na w艂asne oczy zobaczy膰, jak olbrzymie cielsko o grafitowej barwie oddala si臋 od nich, zmierzaj膮c w kierunku Mrocznej Puszczy.

Kiedy sytuacja nieco si臋 uspokoi艂a, a czarno-bia艂a przyj臋艂a do 艣wiadomo艣ci fakt, 偶e drapie偶nik najwyra藕niej nie przyst膮pi do kolejnego ataku, odzyskuj膮c trze藕wo艣膰 umys艂u, rozejrza艂a si臋 dooko艂a.

Poza wcze艣niej wspomnianym Koi i ni膮 sam膮 nie by艂o tutaj kompletnie niczego. 呕adnych ro艣lin, 偶adnych materia艂贸w, jedna go艂a 艣ciana uk艂adaj膮ca si臋 w niemal idealny p贸艂okr膮g i...

– Gdzie jest... – Nagle nasz艂a j膮 niewyobra偶alna ochota uderzenia g艂ow膮 w twarde pod艂o偶e – 艣wietnie.

Podczas rozmowy z obcym nawet nie pomy艣la艂a o podzieleniu si臋 swoim zamiarem z niebieskookim. S膮dzi艂a, 偶e uda si臋 za nimi, by艂 tak blisko, musia艂 us艂ysze膰, o czym m贸wili. Jednocze艣nie nie mia艂a pewno艣ci, kiedy w艂a艣ciwie samiec postanowi艂 si臋 od nich od艂膮czy膰, w ka偶dej chwili m贸g艂 zmieni膰 kierunek, omin膮膰 besti臋. Kurczowo trzyma艂a si臋 tej my艣li, cho膰 i tym razem nie stanowi艂a ona jedynej prawdopodobnej wersji wydarze艅.

– Przykro mi – pochwyci艂a s艂owa samca. Jego g艂os nie brzmia艂 ju偶 tak pewnie, jak niespe艂na kilka minut wcze艣niej.

– Nawet nie wiedzia艂am, jak mia艂 na imi臋 – odpar艂a niedbale, wprowadzaj膮c swojego rozm贸wc臋 w stan konsternacji.

– Odnios艂em inne wra偶enie.

– Mia艂am zamiar wydosta膰 Ci臋 st膮d 偶ywego, tymczasem utkn臋艂am w jaskini, gubi膮c po drodze Jitonga. Wybacz, 偶e nie skacz臋 z ekscytacji – wycedzi艂a, mo偶e nieco zbyt agresywnie. Jej odpowied藕 wprawdzie nie mija艂a si臋 z prawd膮, ale by艂a mocno ograniczona. Nie zamierza艂a jednak zwierza膰 si臋 ze swoich uczu膰 ca艂kowicie obcej osobie, nie zrobi艂aby tego nawet wtedy, gdyby nagle na jego miejscu znalaz艂by si臋 jeden z cz艂onk贸w jej rodziny, bo co mia艂aby im powiedzie膰?

呕e codziennie, cho膰by na kr贸tki moment, zaczynaj膮 nawiedza膰 j膮 ponure wizje najdro偶szych jej sercu ryb, obj臋tych nieuleczaln膮 chorob膮, na kt贸r膮 ona, sp臋tana przez swoje niewystarczaj膮ce umiej臋tno艣ci, nie mo偶e znale藕膰 lekarstwa?

呕e tak naprawd臋 uwielbia t臋 mieszank臋 przera偶enia i podniecenia, kt贸ra towarzyszy jej przy ka偶dym zleceniu?

呕e tylko czeka na moment, w kt贸rym co艣 si臋 wydarzy, poniewa偶 bez tego jej 偶ycie wydaje jej si臋 niebywale nudne?

呕e potrafi obwinia膰 si臋 za ka偶de znikni臋cie, ka偶de skaleczenie innych jednostek? W ko艅cu, gdyby tylko by艂a na miejscu, mog艂aby co艣 zrobi膰, by temu zapobiec. Zawsze by艂o co艣, co mog艂aby zrobi膰.

Nie, wyjawienie tego wszystkiego zdecydowanie nie wchodzi艂o w gr臋. Nawet dla samej Romelle brzmia艂o to niepowa偶nie, wr臋cz niedorzecznie, a wystawienie si臋 na 艣mieszno艣膰 by艂o jedn膮 z ostatnich rzeczy, jakich pragn臋艂a.

– Powiedzia艂e艣, 偶e zdradzisz mi, czym jest stworzenie, kt贸re nas 艣ciga艂o. Teraz mamy wystarczaj膮co czasu, aby sobie wszystko wyja艣ni膰. W szczeg贸lno艣ci to, dlaczego przekroczy艂e艣 granic臋 puszczy.

Nieznajomy zawacha艂 si臋, wyra藕nie zastanawiaj膮c si臋 nad odpowiedzi膮.

– Nie wiem, od czego zacz膮膰, to wszystko w og贸le nie powinno mie膰 miejsca.

– W to nie w膮tpi臋.

– Pocz膮tkowo chcia艂em dosta膰 si臋 do Kryszta艂owni, od pewnego czasu jestem na tropie pewnego artefaktu, kt贸ry podobno zagin膮艂 wiele lat temu – przybysz na to wspomnienie wyra藕nie si臋 rozpromieni艂 – Nie zamierza艂em 艂ama膰 przepis贸w, ale nagle poczu艂em, 偶e powinienem tam zajrze膰. Mia艂em wra偶enie, nie, by艂em pewny, 偶e w ko艅cu uda mi si臋 znale藕膰 to, czego szukam.

Romelle spojrza艂a na niego z wyra藕nym politowaniem. Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e samiec ryzykowa艂 w艂asne 偶ycie z takiego powodu. Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e ryzykowa艂a w艂asne 偶ycie z takiego powodu. Poczu艂a lekkie uk艂ucie zawodu, kt贸re stara艂a si臋 zatuszowa膰 wyrazem dezaprobacji. Ten widz膮c jej wrogie spojrzenie, kontynuowa艂.

– Wiem, jak to brzmi, gdybym m贸g艂 cofn膮膰 czas, nigdy bym si臋 na to ponownie nie zdecydowa艂. Ale w tamtej chwili nie my艣la艂em logicznie, co艣 mn膮 kierowa艂o, mo偶e ciekawo艣膰, a mo偶e rosn膮ca potrzeba zdobycia... W ka偶dym razie znalaz艂em si臋 dalej, ni偶 chcia艂em, naruszy艂em terytorium tego czego艣 i uciekaj膮c, natrafi艂em na was. P贸藕niej sprawy potoczy艂y si臋 same.

– Co to by艂o – po raz kolejny ponowi艂a swoje pytanie coraz bardziej zniecierpliwiona brakiem odpowiedzi – Powiedz mi, co to by艂o, lub do czego by艂o podobne. Mo偶e p艂aszczka albo jaka艣 inna ryba ogo艅czowata?


Co艣 znacznie gorszego

Co艣 znacznie gorszego

Co艣 znacznie...


– To nie mog艂a by膰 p艂aszczka – zacz膮艂 ku jej zdziwieniu karp – wygl膮da艂o raczej jak po艂膮czenie ka艂amarnicy ze szczupakiem.

– Jeste艣 pewien? – o ile w mo偶liwo艣膰 ataku rekina Romelle mog艂a jeszcze uwierzy膰, tak ta mieszanka wyda艂a jej si臋 wyj膮tkowo nierealna.

– Tylko to por贸wnanie przychodzi mi do g艂owy, jeszcze nigdy nie s艂ysza艂em o czym艣 takim, nie m贸wi膮c o zobaczeniu go na w艂asne oczy.

Karpica postanowi艂a chwilowo nie zag艂臋bia膰 si臋 w ten temat, badawczo przygl膮daj膮c si臋 aparycji karpia, pr贸buj膮c zlokalizowa膰 jakie艣 drobne rany lub przebarwienia, kt贸re by膰 mo偶e pomog艂yby jej w interpretacji to偶samo艣ci napastnika.

– Zostawmy to. Jeste艣 ranny? – p贸艂mrok panuj膮cy w jaskini wyra藕nie nie sprzyja艂 jej ogl臋dzinom. Nawet zbli偶aj膮c si臋 do samca i op艂ywaj膮c go z ka偶dej strony, nie by艂a w stanie z ca艂膮 pewno艣ci膮 stwierdzi膰 czy zdobi膮ca jego 艂uski bordowa wst臋ga jest w rzeczywisto艣ci cz臋艣ci膮 jego umaszczenia, czy mo偶e skaleczeniem.

W reakcji na jej poczynania (pocz膮tkowo rzucane przez ni膮 pojedyncze spojrzenia ust膮pi艂y miejsca szczeg贸艂owej inspekcji) nieznajomy dyskretnie skierowa艂 si臋 jeszcze g艂臋biej w g艂膮b jamy.

– Jeste艣 medykiem, czy mog臋 zacz膮膰 si臋 ba膰?

– Jedno nie wyklucza drugiego.

– Zapewniam, 偶e nic mi nie jest. Raczej wiedzia艂bym, gdyby by艂o inaczej.

– Raczej?

– Na pewno.

– W porz膮dku – br膮zowooka skierowa艂a sw贸j wzrok ku wyj艣ciu z groty, a w jej g艂owie momentalnie pojawi艂 si臋 obraz g贸ry szarej masy obijaj膮cej si臋 o 艣ciany pomieszczenia – my艣lisz, 偶e mo偶e wr贸ci膰?

– Nie mam poj臋cia, mo偶e wp艂yn膮艂 z powrotem do Puszczy. Szczerze m贸wi膮c, nie wygl膮da艂 na zainteresowanego nowym otoczeniem... z drugiej strony ca艂kiem tu przytulnie.

– Mo偶e przez najbli偶sz膮 godzin臋 tak b臋dzie – na pyszczek karpia wp艂yn膮艂 ledwie widoczny cie艅 ulgi, kt贸ry znik艂 r贸wnie szybko, co si臋 pojawi艂 – W ka偶dym razie do momentu, w kt贸rym sko艅czy nam si臋 po偶ywienie i zaczniemy losowa膰, kt贸ry z nas po艣wi臋ci si臋, aby drugi mia艂 szans臋 na przetrwanie.

– Wiesz, my艣l臋 偶e to odpowiedni moment, aby si臋 st膮d wyrwa膰 – podp艂yn膮艂 do zasypanego otworu i zwinnymi ruchami zacz膮艂 pozbywa膰 si臋 z niego resztek kamieni.


Promienie s艂o艅ca stopniowo przebija艂y si臋 przez szczeliny, czyni膮c wn臋trze bardziej przyst臋pnym. Przyp艂yw 艣wiat艂a poza oczywistym wzrostem widoczno艣ci wskaza艂 jednak r贸wnie偶 nowe komplikacje.

Praw膮 p艂atw臋 obcego zdobi艂 bogato zdobiony z艂oty pier艣cie艅, kt贸rego obecno艣ci wcze艣niej nie zauwa偶y艂a, natomiast obszar jego cia艂a tu偶 pod ow膮 ko艅czyn膮 upstrzony by艂 nieregularnymi plamami o takiej samej barwie.

Nie by艂o mowy, 偶eby samica ich wcze艣niej nie zauwa偶y艂a, a mimo to obraz, kt贸ry przed sob膮 widzia艂a, nie by艂 jedynie wytworem jej wyobra藕ni.

Co艣 si臋 sta艂o. Nareszcie co艣 si臋 sta艂o.

<Kto艣?>

23 wrze艣nia 2021

Od Akhifer - "B艂agam, nawet alfa miewa do艣膰" #1

Ci臋偶ko by艂o prowadzi膰 艂awic臋 i jednocze艣nie znale藕膰 czas na w艂asne zachcianki. Problemy innych ryb, obowi膮zki, organizowanie wypraw, to wszystko zajmowa艂o niemal ca艂y dzie艅, a Akhifer musia艂a jeszcze chocia偶 troch臋 spa膰, 偶eby by艂a w og贸le w stanie funkcjonowa膰. Ci, kt贸rzy s膮dz膮, 偶e alfa ma 艂atwo, bo je wi臋cej ni偶 pozostali i mo偶e sobie pozwoli膰 na ka偶dy luksus, srogo si臋 mylili. Nie by艂o nic przyjemnego w pracy alfy, a ju偶 w szczeg贸lno艣ci dla rybki, kt贸ra nigdy nie chcia艂a zosta膰 tak wa偶n膮 osobisto艣ci膮. Ale sta艂o si臋 i teraz ze wszystkich ryb, kt贸re by艂y powik艂ane w ten wyb贸r zosta艂a tylko Ferka. Karpie, kt贸re namawia艂y j膮 z ca艂ej si艂y, by zosta艂a alf膮, poznika艂y z jej 偶ycia wkr贸tce po tym, jak przej臋艂a na sw贸j grzbiet ca艂y ci臋偶ar. Nie mia艂a nikogo, do kogo mog艂aby si臋 zg艂osi膰 o pomoc. 

I o ile potrafi艂a znie艣膰 nat艂ok obowi膮zk贸w, cz臋sto odczuwa艂a 偶al, 偶e nie ma si臋 z kim podzieli膰 swoimi prze偶yciami. Nie posiada艂a tak zaufanych przyjaci贸艂, od rodziny zdystansowa艂a si臋, gdy tylko trafi艂a na szczyt, a o partnerze nie mog艂a nawet pomarzy膰. By艂a sama. Mia艂a tylko swojego ma艂偶a.

— Wiesz, Ma艂y偶... — westchn臋艂a do swojego zwierz膮tka, kt贸re inteligencj膮 pewnie nie przewy偶sza艂o kamienia. — Nie rozumiem, dlaczego nie mo偶emy mie膰 kr贸tszych kadencji. Takie pi臋膰, sze艣膰 lat i zmienia si臋 alfa. Wiem, 偶e pewnie Bractwo Mrocznego Kanionu trzyma艂oby wszystkich w ryzach, ale... Kto wie, mo偶e gdyby alfy ci膮gle si臋 zmienia艂y, nie mieliby a偶 takiego problemu. Pozwolili by rybom 偶y膰 w艂asnym 偶yciem i skupili by si臋 na w艂asnych zaj臋ciach. 

Pog艂aska艂a ma艂偶a i wyp艂yn臋艂a ze swojego osobistego k膮ta, gdzie czu艂a si臋 zawsze wyj膮tkowo bezpieczna. 

<CDN>

18 wrze艣nia 2021

Od Akhifer - "Misja Poszukiwawcza" cz.5

Szare, grube karpie zaprowadzi艂y Akhifer do tr贸jz臋bu. Po Hernie i dzieciaku nie by艂o 艣ladu, wi臋c stra偶niczka naiwnie zak艂ada艂a, 偶e uda艂o im si臋 uciec, gdy ona nastawia艂a karku. Mo偶e jej te偶 si臋 uda, o ile te obce karpie nie postanowi膮 zrobi膰 czego艣 nieprzyjemnego, typu uwi臋zi膰 j膮 czy, o zgrozo, zabi膰. O Pierwotny, chro艅 j膮! Zaopiekuj si臋 t膮 nic nie znacz膮c膮 w ogromie wszech艣wiata ma艂膮 rybk膮, by mog艂a wr贸ci膰 bezpiecznie do swojego mikrego, ukochanego 艣wiatka. Oby moc Koi no Ryuu si臋ga艂a tych zielonych w贸d. 

Chyba zanieczyszczenie 艣rodowiska zacz臋艂o wreszcie uderza膰 Akhifer do g艂owy, bo nie mog艂a w 偶aden spos贸b pozby膰 si臋 wra偶enia, 偶e ta woda jest ciasna. Nie g臋sta, nie brudna, ale ciasna, jakby 艣ciska艂a j膮 w podobny spos贸b do za艂o偶onych na 艂uski masy wodorost贸w. Przeszkadza艂a w ruchach, ograniczaj膮c je, przytrzymywa艂a pr贸buj膮ce kurczowo si臋 roz艂o偶y膰 skrzela. 艁uski piek艂y, zdejmowane 偶ywcem z kolorowego cia艂a, kt贸re powoli stawa艂o si臋 ca艂kowicie czerwone. Zar贸wno usta, jak i nos wype艂ni艂a 艣wie偶a krew rozpuszczona w wodzie, najpiewniej wyp艂ywaj膮ca z poranionej, nagiej sk贸ry. Skrzela piek艂y, k艂u艂y, jakby kto艣 tam wsadzi艂 mas臋 rozgrzanego piasku. Ta woda nie by艂a zdrowa. Zabije karpic臋 szybciej ni偶 jakikolwiek 偶yj膮cy tu drapie偶nik. 

Nag艂e uderzenie twardym ogonem w twarz przywr贸ci艂o Akhifer do realnego 艣wiata. Dziwne uczucie znikn臋艂o. Zamiast niego pojawi艂 si臋 strach, bo szaraki j膮 otoczy艂y ze wszystkich stron, uniemo偶liwiaj膮c jak膮kolwiek ucieczk臋. Samica, przyw贸dczyni grupy, unosi艂a si臋 przed stra偶niczk膮 z niezadowolon膮 min膮. 

— E, dziuchna! Ogarnij p艂etwy! My tu chcemy pogada膰, a nie, 偶e mi tu teraz odp艂ywa膰 b臋dziesz. 

Jeden z samc贸w prychn膮艂, powstrzymuj膮c 艣miech. A偶 tak go bawi膮 takie marne teksty? Rany, musi mie膰 naprawd臋 nudne 偶ycie... Ferka na艂o偶y艂a na czas tej rozmowy kamienn膮 mask臋, by te karpie nie mog艂y czyta膰 jej jak otwartej ksi膮偶ki. 

— Dobrze. Porozmawiajmy. 

— Co艣 za jedna i czemu jeste艣 taka kolorowa jak powierzchnia jesieni膮? — obca karpica fukn臋艂a gro藕nie. Wida膰, 偶e nie podoba艂a jej si臋 obecno艣膰 kogo艣 tak dziwnie wygl膮daj膮cego, ale jednocze艣nie w jej oczach b艂yska艂a wi臋ksza ciekawo艣膰 i empatia ni偶 u jej towarzyszy. 

— Jestem Akhifer. Jestem koi. 

— Co to "koi"?

— Rodzaj karpia. 

— Karpia?! — jeden z samc贸w za艣mia艂 si臋 stra偶niczce w twarz. — W 偶yciu takiego karpia nie widzia艂em! Taki z ciebie karp jak ze mnie zakonnica! 

— No to jeste艣 zakonnic膮 — rzuci艂a Ferka bez 艣ladu strachu. Nie przejmowa艂a si臋 reakcj膮 szarak贸w, tr贸jz膮b by艂 na wyci膮gni臋cie p艂etwy. Wystarczy艂o tylko umkn膮膰. Tak szybko najlepiej. 

Samica, kt贸ra wcze艣niej przes艂uchiwa艂a Akhifer, wybuchn臋艂a 艣miechem. Skrzela otwiera艂y si臋 i zamyka艂y szeroko, filtruj膮c ogromne ilo艣ci wody jak na karpia. Zbyt du偶o, na co wskaza艂o chwilowe zamkni臋cie si臋 skrzeli i cia艂o agresywnie drgaj膮ce w wodzie. 

— No to ci wyweli艂a, Zdichu! Zosta艂e艣 zakonnic膮! 

— Zamknij jap臋, Mirka! — warkn膮艂 karp. Nie spodoba艂y mu si臋 te 偶arty. 

Mirka opanowa艂a oddech i drganie cia艂a, zanim na powr贸t odezwa艂a si臋 do alfy. 

— No dobra, dziuchna, tym to mnie poweli艂a艣. Mo偶esz sp艂ywa膰. 

Stra偶niczka podzi臋kowa艂a grzecznie i odp艂yn臋艂a od grupy. Tr贸jz膮b by艂 przed ni膮, b艂yszcza艂 w s艂o艅cu, zaklinowany pomi臋dzy dwoma kamieniami. Nawet nie drgn膮艂, gdy wyl膮dowa艂a na nim rybia p艂etwa. 

<Koniec>

9 wrze艣nia 2021

Od Feliksa - "Wojownik Ziemi Utraconej", cz. 4

Godziny mija艂y, a Feliks p艂yn膮艂. Dni mija艂y, a Feliks p艂yn膮艂. Powiadaj膮, 偶e sen by艂 jego nie najlepszym sprzymierze艅cem, a zakwasy ka偶dego s艂onecznego poranka robi艂y mu nied藕wiedzi膮 przys艂ug臋. A jednak nasz ma艂y wojownik nie by艂 jedn膮 z rybek, kt贸re mo偶na zby膰 p贸艂s艂贸wkiem i lekkim machni臋ciem p艂etwy przegoni膰 z pola widzenia. O nie, karpik 贸w walczy艂 do skutku, pi艂 do dna i p艂yn膮艂 do 艣ciany, a偶 nie pukn膮艂 w ni膮 czo艂em. A 偶e pukn膮艂 ju偶 wiele razy, to na etapie swojego 偶ycia, na kt贸rym w艂a艣nie si臋 znajdowa艂, zdawa艂 si臋 by膰 ju偶 zupe艂nie znieczulony na takie incydenty.

Tak samo, jak ka偶dego innego, nowego dnia, s艂o艅ce gdzie艣 ponad srebrzystymi falami wschodzi艂o powoli, swoim purpurowym obliczem wnikaj膮c pomi臋dzy bezlistne ga艂臋zie, poczernia艂e od rozdzieraj膮cego si臋 na pasma pojedynczego cienia mroku nocy. G臋stwin臋 ich czarnych, chropowatych ramion przek艂u艂 przeci膮g艂y 艣wist wiatru. Silniejsze fale przez chwil臋 sun臋艂y po powierzchni jeziora.

Nast臋pnie wszystko ucich艂o.

Koi ju偶 od d艂u偶szego czasu pogr膮偶ony by艂 doszcz臋tnie w dw贸ch miarowych ruchach: W prawo, w lewo. Westchn膮艂 g艂臋boko, a w praktyce po prostu rozdziawi艂 sw贸j ma艂y pyszczek na pe艂n膮 szeroko艣膰, mimowolnie pr贸buj膮c zachowa膰 w pami臋ci echo jakiegokolwiek d藕wi臋ku. Wok贸艂 by艂o do tego stopnia cicho i tak sennie, 偶e ju偶 od dawna zamiast wycisza膰 zmys艂y, zupe艂nie nieruchoma woda powodowa艂a tylko frustruj膮ce uczucie przyt艂oczenia i stagnacji.

I tak jak niegdy艣 (wczoraj), ma艂膮 rybk臋 zatrzyma艂 dono艣ny g艂os, roznosz膮cy si臋 po granatowej przestrzeni g艂o艣niej, ni偶 najg艂o艣niejsze echo. Tym razem brzmia艂 zgo艂a inaczej, tak, 偶e ju偶 na pierwszy rzut ucha Feliks m贸g艂 zorientowa膰 si臋, 偶e post贸j w tym miejscu jest wi臋cej, ni偶 wskazany. To by艂a dziewczyna.

Odwr贸ci艂 si臋 w mgnieniu oka, wzmagaj膮c wok贸艂 siebie lekkie wirki.

- Hej hej! - zawo艂a艂a tymczasem. By艂a nieco mniejsza od niego, stanowczo drobniejsza i macha艂a swoj膮 okr膮glutk膮, fioletow膮 p艂etw膮 jakby chcia艂a go do siebie przywo艂a膰. Chyba w istocie jej zakl臋cie by艂o wyj膮tkowo silne, bo szarpn臋艂o go niczym lasso dzikiego ogiera na prerii.

- Czy jeste艣 rybi膮 syrenk膮? - zapyta艂, nie trac膮c czasu. Jak powszechnie wiadomo, syrenki nie s膮 zjawiskiem wybitnie pozytywnym na szerokich wodach, a co tu w og贸le m贸wi膰 o syrenkach w jeziorku pe艂nym ma艂ych, bezbronnych rybek? Takie syrenki bez sumienia przedstawiaj膮 si臋 jako wyj膮tkowo niebezpieczne i pod艂e bestie.

- Nie. - Za艣mia艂a si臋 jak srebrzysty dzwonek. - Ty te偶 nie wygl膮dasz na marynarza.

- Jestem 偶o艂nierzem. - Feliks zmarszczy艂 brwi do tego stopnia, 偶e jego oczka zrobi艂y si臋... jakby ciut mniej okr膮g艂e. - Tylko nie marynarzem, a t膮, no. Piechot膮.

- Och, to wspaniale. By膰 mo偶e b臋dziesz m贸g艂 mi pom贸c!

Chwileczk臋. Kiedy go zawo艂a艂a, nie by艂o mowy o 偶adnej pomocy. A przynajmniej nie krzycza艂a o niej z daleka, tak, by ka偶de aspo艂eczne prosi膮tko mog艂o wzi膮膰 p艂etwy za lini臋 boczn膮 i sp艂yn膮膰. Karp za艣mia艂 si臋 g艂upawo, licz膮c na dodatkow膮 chwil臋, kt贸r膮 m贸g艂by przeznaczy膰 na chocia偶by pobie偶ne namy艣lenie si臋 nad wykr臋tn膮 odpowiedzi膮.

- A w czym m贸g艂bym ci pom贸c, nadobna niewiasto?

- Musz臋 przesun膮膰 kamyczek z wej艣cia do cha艂upy na skalniaczek. Moja krewetka najad艂a si臋 piasku i odm贸wi艂a wsp贸艂pracy.

- Ca艂kiem logiczne - odrzek艂 minorowo Feliks. - Prowad藕 zatem do swojej chatki, o pi臋kna nieznajoma.

- Cha艂upy - poprawi艂a go delikatnie dama.

- Cha艂upy - powt贸rzy艂 uprzejmie.

Kamyczek nie okaza艂 si臋 ci臋偶ki. Tak naprawd臋 nie by艂 to nawet kamyczek, a kawa艂 zwini臋tej w k艂臋bek folii aluminiowej. Okaza艂o si臋, 偶e jego oponentka wcale nie by艂a zbyt s艂aba, by go unie艣膰, a po prostu strachliwa i zwyczajnie przestraszy艂a si臋 jego ch艂odnych po艂ysk贸w.

- A mo偶e... wp艂yniesz na li艣膰 herbaty? - zapyta艂a cicho, niewinnie faluj膮c z boku na bok. Koi zawaha艂 si臋. Czy偶by nadarzy艂a si臋 szansa, na kt贸r膮 czeka艂 przez ca艂e 偶ycie? Oto ta, kt贸rej wygl膮da艂 jednym lub drugim szklanym okiem?

W jego duszy zatli艂 si臋 jaki艣 wyj膮tkowy, niespotykany p艂omie艅. P艂omie艅, kt贸ry rozgrzewa艂 go od wewn膮trz i przytula艂 jak w艂asna matka. Karpik wypr臋偶y艂 pier艣, natchni臋ty jakby nowym tchnieniem i popatrzy艂 na swoj膮 rozm贸wczyni臋, z poruszeniem oczekuj膮c膮 odpowiedzi.

- Ja... - zaj膮kn膮艂 si臋. Gdyby i tak nie by艂 ubarwiony ca艂kowicie na bursztynowo, z pewno艣ci膮 sp艂on膮艂by rumie艅cem. - Z wielk膮 przyjemno艣ci膮. Ale... po wojnie, fasolko.

Jego pyszczek zn贸w przybra艂 贸w chmurny wyraz, a oczy zasz艂y mg艂膮 gniewnego, stepowego soko艂a.

Po wojnie. Melancholijne echo s艂贸w roznios艂o si臋 wok贸艂. I pop艂yn膮艂 dalej, przed siebie, nasz ma艂y rycerz, pop艂yn膮艂 przez g贸ry i doliny, rzeki, do艂y i rowy. Pop艂yn膮艂, a w duszy gra艂a mu ju偶 tylko rzewna dumka. Dumka na jedno, samotne serduszko.

<C. D. N.>

4 wrze艣nia 2021

Od Brae'a - "Troch臋 spokoju, za du偶o zmartwie艅" cz.1 [13+]

Uwierzcie b膮d藕 nie, ale Tenebrae naprawd臋 stara艂 si臋 nie przeszkadza膰 nikomu. Stara艂 si臋 przynajmniej do momentu, gdy inni r贸wnie偶 si臋 starali. On sam lubi艂 mie膰 spok贸j i spok贸j lubi艂 zapewnia膰 (powiedzmy), czego widocznie niekt贸re osobniki w 艂awicy nie wiedzia艂y. To w艂a艣nie przez to, b膮d藕 przez inne czynniki trzecie od nas niezale偶ne, ci膮gle kto艣 co艣 od niego chcia艂. 

Oczywi艣cie Jitong to stanowisko wymagaj膮ce chocia偶by minimalnych kontakt贸w z innymi cz艂onkami spo艂ecze艅stwa, a jedyny obecny Jitong wydawa艂 si臋 tego nie rozumie膰, b膮d藕 ten fakt ignorowa膰. Po czwartej wizycie w sprawach biznesowych w ci膮gu jednego popo艂udnia zacz膮艂 zastanawia膰 si臋, czy faktycznie nie lepiej by艂o zosta膰 Podr贸偶nikiem, a po dziesi膮tej planowa艂 powr贸t do szko艂y podstawowej i odwo艂ywa艂 wszystkich kolejnych potrzebuj膮cych. Gdyby ryby mog艂yby wzi膮膰 L4, Brae zapewne zd膮偶y艂by zatroszczy膰 si臋 o do偶ywotnie. Poniewa偶 jednak nie mog膮, czarny samiec planowa艂 z艂o偶y膰 wizyt臋 komu艣 nadrz臋dnemu i poprosi膰 o urlop. Albo emerytur臋. Cokolwiek, byleby nie musie膰 s艂ucha膰 starych dziad贸w prosz膮cych o zdrowie dla wnuczka i chc膮cych na ten temat porozmawia膰 z smokiem. Tenebrae uwa偶a艂 swoj膮 prac臋 za powa偶n膮, a kiedy inni przyp艂ywali do niego z g艂upotami, naprawd臋 m贸g艂 si臋 wkurzy膰.

Ale 偶e z regu艂y ryb膮 by艂 spokojn膮, to po raz trzynasty wizytach odes艂a艂 jak膮艣 ryb臋 z spokojem, nie kln膮c i nie rzucaj膮c si臋 na ni膮. Jedynie zmy艣li艂 jakie艣 tajemnicze rytua艂y, twierdz膮c, 偶e je偶eli trzy razy op艂ynie teren 艂awicy i zbierze kolekcj臋 sze艣膰dziesi臋ciu sze艣ciu 艂adnych przedmiot贸w (i mu je da), smoki zapewne wybacz膮 jej zdradzenie partnera. Rybka podzi臋kowa艂a rado艣nie i posz艂a szuka膰 jaki艣 艣mieci aby zaspokoi膰 potrzeb臋 Pierwotnego Koi No Ryuu. Brae natomiast by艂 na skraju za艂amania nerwowego. Pomoc spo艂ecze艅stwu by艂a jego celem 偶yciowym, ale przecie偶 mo偶e robi膰 to inaczej. Ryby, szanujmy si臋!

– Przepraszam?

Uprzejmy g艂os samicy odwr贸ci艂 uwag臋 Tenebrae od swoich rozmy艣la艅, i chocia偶 w pierwszym odruchu my艣la艂, 偶e ca艂膮 sytuacj臋 sobie wymy艣li艂, widz膮c posta膰 szybko zmieni艂 zdanie. Nawet w najczarniejszych my艣lach nie m贸g艂by przypuszcza膰, 偶e zaw臋druje do niego Akhifer. C贸偶, to by艂o po prostu poza wyobra藕ni膮 i zakresami choroby Brae'a.

– Dzie艅 dobry. Uznajmy, 偶e jest dobry – ch艂odno si臋 przywita艂. – Co Szanown膮 Alf臋 Zbiornika Wodnego Numer Jeden na 艢wiecie sprowadza w te strony?

Popatrzy艂a si臋 na niego z niedowierzaniem, jednak widocznie nie zamierza艂a robi膰 scen (dzi臋ki Smokom, bo to mog艂oby si臋 藕le zako艅czy膰). 

– Dwie sprawy – powiedzia艂a. Zar贸wno z jej tonu jak i wyrazu pyska nie mo偶na by艂o wyczyta膰 偶adnych emocji. – Chc臋...

– Jutro b臋d臋 mia艂 czas – przerwa艂 jej, ignoruj膮c fakt, 偶e samica ma nad nim w艂adz臋 i dowolnej chwili mo偶e wyrzuci膰 go z 艂awicy. – Zapraszam wtedy, teraz si臋 zbieram.

– Nie ma nawet po艂owy dnia – stwierdzi艂a trze藕wo – a je偶eli si臋 nie myl臋, twoim obowi膮zkiem jest wykonywa膰 zadania zgodne z twoj膮 prac膮, dop贸ki woda nie stanie si臋 ciemna. 

Zabulgota艂 ponuro, nerwowo wierc膮c si臋, przez co woda wok贸艂 niego drga艂a. Szczerze powiedziawszy nigdzie mu si臋 nie 艣pieszy艂o; generalnie Brae nie mia艂 w zasadzie powodu, dla kt贸rego szybciej m贸g艂by sko艅czy膰 prac臋. Gdy inni mogliby mie膰 wydarzenia rodzinne lub 艣wi臋towanie swoich osi膮gni臋膰 z przyjaci贸艂mi, on z podobnych rzeczy by艂 ca艂kowicie zwolniony. 

– Dobra. M贸w – bynajmniej nie mi艂o odezwa艂 si臋 koi, my艣lami zataczaj膮c ko艂o gdzie indziej. 

– Chc臋 zapyta膰 si臋, czy Smok nie przekaza艂 偶adnych znak贸w, kt贸re mog艂yby pos艂u偶y膰 dobru 艂awicy – Brae'owi nie unikn臋艂o poirytowane zabarwienie wypowiedzi Akhifer – oraz poprosi膰 Ryuu o opiek臋 nad nami wszystkimi. 

Tenebrae zmierzy艂 j膮 uwa偶nym spojrzeniem. Wydawa艂o mu si臋, 偶e si臋 martwi, chocia偶 to przeczucie tylko musn臋艂o jego my艣li. Mimo 偶e 贸w przypuszczenia mog艂yby zosta膰 potwierdzone, Jitong nie zamierza艂 si臋 o nic pyta膰 rozm贸wczyni臋, a jedynie wykona膰 swoj膮 robot臋. Podp艂yn膮艂 kawa艂ek, daj膮c p艂etw膮 znak Alfie, aby pod膮偶y艂a za nim. Sama przyw贸dczyni tak te偶 zrobi艂a, chocia偶 wci膮偶 pozosta艂a pogr膮偶ona we w艂asnych rozmy艣laniach, i nie zwraca艂a wi臋kszej uwagi na otoczenie. 

– Co do pierwszej cz臋艣ci – zacz膮艂 Tenebrae. – Nic nie przyku艂o mojej uwagi. Czasem par臋 kamieni nienaturalnie zamigota艂o, ale w膮tpi臋, 偶eby mia艂o to jakie艣 wi臋ksze znaczenie...

Mimo, 偶e chcia艂 kontynuowa膰, 偶贸艂to-r贸偶owa samica mu przerwa艂a.

– Kiedy i gdzie to by艂o?

A czy to do cholery wa偶ne? – spyta艂 si臋 w my艣lach sama siebie. – Na Mroczn膮 Puszcz臋, sk膮d ja mam niby pami臋ta膰, w jakich okoliczno艣ciach to si臋 wydarzy艂o? Albo, co wi臋cej, sk膮d ja mam niby wiedzie膰, co to oznacza艂o?

– Nie wiem – lekcewa偶膮cym tonem stwierdzi艂, wp艂ywaj膮c do Kryszta艂owni i zatrzymuj膮c si臋 na chwil臋. – Prawda, 偶e tu jest pi臋knie?

Alfa nie skomentowa艂a jego wra偶liwo艣ci na pi臋kno podwodnego 艣wiata i z narastaj膮cym rozdra偶nieniem kontynuowa艂a dialog.

– To sobie lepiej przypomnij, gdy偶 to mo偶e mie膰 wielkie znaczenie – kt贸rego tw贸j ma艂y m贸偶d偶ek nie pojmuje, prawdopodobnie doda艂a w my艣lach, ale tego pewni by膰 nie mo偶emy. 

Jitong westchn膮艂 i zwr贸ci艂 swoje niebieskie oczy na Akhifer. 

– Pewnie w艂a艣nie tutaj. Jakie艣 dwie burze temu – opowiedzia艂 po chwili.

– "Pewnie"? – spyta艂a si臋. 

– To tutaj sp臋dzam najwi臋cej czasu – odwr贸ci艂 si臋 do niej. Kontynuowa艂 cicho – ale tutaj jest naprawd臋 艂adnie.

Przyw贸dczyni nawet nie zrozumia艂a, co on bulgocze pod nosem, i zamy艣li艂a si臋.

– Opisz, jak to wygl膮da艂o – odpar艂a po chwili, podp艂ywaj膮c do jednego z kryszta艂贸w.

– C贸偶 – Tenebrae wci膮偶 by艂 spi臋ty przez obecno艣膰 Przyw贸dczyni. – Przep艂yn膮艂em obok tego kamienia – ogonem musn膮艂 jeden z kryszta艂贸w – kiedy kt贸ry艣 z s膮siednich zacz膮艂 b艂yszcze膰. Wtedy jeden z tych na suficie oderwa艂 si臋 i uderzy艂 w ten migocz膮cy. Po tym wszystkim zapad艂a cisza, a z resztek tego rozwalonego przesta艂o wydobywa膰 si臋 艣wiat艂o.

Jitong chwil臋 obserwowa艂 kamienie, po czym wskaza艂 dziur臋, znajduj膮c膮 si臋 pomi臋dzy dwoma niebieskimi olbrzymami. Waha艂 si臋 przez chwil臋, nie chc膮c si臋 pomyli膰, jednak w ko艅cu wypowiedzia艂 swoje przypuszczenie.

– Tutaj sta艂.

W jego wypowiedzi s艂ycha膰 by艂o cie艅 niepewno艣ci i obaw臋 przed pomy艂k膮, jednak Alfa fakt ten zignorowa艂a. Trudno okre艣li膰, co w tym momencie dzia艂o si臋 w jej g艂owie.

– My艣l臋, 偶e...

– Brae, tak? – spyta艂a r贸偶owa samica, kt贸ra w艂a艣nie podp艂yn臋艂a do tej dw贸jki, widz膮c jedynie przedstawiciela p艂ci przeciwnej.

– Tenebrae – ofukn膮艂 Bra-, Tenebrae, znaczy si臋. Nie przepada艂, gdy niemal obce osoby zwraca艂y si臋 do niego skr贸tem. – Czego?

– Znalaz艂am tylko sze艣膰dziesi膮t pi臋膰 – z wyrzutem oznajmi艂a. W jej oczach wida膰 by艂o weso艂e b艂yski, podczas gdy w Alfy zdezorientowanie. – Mo偶e by膰? Nie obrazi si臋?

– Nie. Od艂贸偶 je blisko-

– Powiedz, gdzie mieszkasz, to odstawi臋 blisko wej艣cia – obca koi szybko wtr膮ci艂a.

– Nie lec臋 na r贸偶owe. Zostaw te b艂yskotki tutaj.

Samica, chocia偶 zawiedzona, odstawi艂a r贸偶nego rodzaju dziwad艂a tu偶 przed Brae'm.

– Och – zaraz westchn臋艂a zdziwiona i odp艂yn臋艂a kawa艂ek w pop艂ochu, widz膮c Alf臋. – Pani Akhifer? Przepraszam, 偶e wam przeszkadzam.

Jej oczy zrobi艂y si臋 jeszcze wi臋ksze ze zdziwienia, gdy w niew艂a艣ciwy spos贸b po艂膮czy艂a fakty. Rzuci艂a "Do widzenia" i uciek艂a w pop艂ochu.

– Ee... – Akhifer nie wiedzia艂a, co ma o tym s膮dzi膰.

– Nic takiego – bezstresowo rzuci艂 Tenebrae. – Sprawy biznesowe. 

Swoj膮 drog膮, ciekawi艂o go, jakim cudem ta koi zebra艂a tyle 艣licznych rzeczy w tak kr贸tkim czasie. Pewnie zabra艂a je Zbieraczom, ale p贸ki nikt o tym nie wiedzia艂, Jitong nie musia艂 si臋 martwi膰. 

<Akhifer?>

1 wrze艣nia 2021

Podsumowanie sierpnia


Kochani!

Ten miesi膮c by艂 troch臋 bardziej wyj膮tkowy od poprzedniego. Nie wiem, dlaczego dok艂adnie, mo偶e dlatego, 偶e do艂膮czy艂a do nas nowa ryba, a mo偶e z powodu ruchu, jaki pojawi艂 si臋 na serwerze na Discordzie. W ka偶dym razie odczu艂am sierpie艅 bardzo pozytywnie dla Koi Paradise i nadzieja pojawi艂a si臋 w moim sercu, 偶e wbrew pozorom uda nam si臋 rozwin膮膰 bardzo daleko. A oto podsumowanie:

Ilo艣膰 s艂贸w

  1. Tenebrae z zawrotn膮 ilo艣ci膮 2002 s艂贸w w zaledwie dw贸ch opowiadaniach
  2. Akhifer upadaj膮ca sporo ni偶ej, 1466 w dw贸ch opowiadaniach
  3. Romelle z opowiadaniem na 837 s艂贸w
  4. Feliks pozostaj膮cy w tyle z opowiadaniem na 504 s艂owa

Aktywno艣膰 ca艂kiem 艂adna, w sumie nasze cztery rybki napisa艂y 6 opowiada艅. Nie jest 藕le! Najwa偶niejsze to si臋 nie poddawa膰. Podobno w 艂awicy maj膮 pojawi膰 si臋 nowe twarze, ale jeszcze nie dosta艂am pewnych informacji 馃構

Bonusy

Bonus贸w w tym miesi膮cu nie ma 偶adnych poza Mistrzem Miesi膮ca, kt贸rym zosta艂 Tenebrae z zadziwiaj膮c膮 ilo艣ci膮 10 g艂os贸w. Kolejna ryba w kolejce mia艂a zaledwie 3. 艁a艂, lecisz, Brae!

To b臋dzie na tyle w tegomiesi臋cznym podsumowaniu. Dzi臋kuj臋 rybkom za aktywno艣膰 oraz wykazane ch臋ci, a go艣ciom za mi艂e s艂owa i pozostawienie nadziei, 偶e co艣 z tego bloga jeszcze wyjdzie. Wiem, 偶e teraz zaczyna si臋 rok szkolny i aktywno艣膰 mo偶e by膰 ograniczona, a niekt贸rzy nieobecni - nie b臋d臋 Was za to wini膰. Starajcie si臋 tylko chocia偶 to jedno, kr贸tkie opko wys艂a膰, 偶eby艣cie nie byli w tyle. Najlepszego, moja 艂awico!

~ Akhifer