31 pa藕dziernika 2022

Od Psyche - "Jesienne chor贸bsko"

 艢wiat艂o s艂oneczne leniwie przebi艂o tafl臋 zbiornika, ta艅cz膮c pomi臋dzy pokrywaj膮cymi j膮 li艣膰mi. Jako 偶e woda wolno si臋 nagrzewa, mimo nastania dnia, w krainie koi nadal panowa艂 ch艂贸d, kt贸re nie wydawa艂o si臋 chcie膰 ust膮pi膰. Dla rybki wygodnie umoszczonej w ko艂derce z glon贸w zimna temperatura sprawia艂a, 偶e ciep艂o i komfort po艣cieli wydawa艂o si臋 jeszcze bardziej przyjemne. I w艂a艣nie tak wylegiwa艂a si臋 Psyche, przesypiaj膮c dzie艅, p贸ki z jej spoczynku nie wyrwa艂 jej g艂o艣ny, piskliwy d藕wi臋k, kt贸ry rozleg艂 si臋 tu偶 obok niej. Karpica podskoczy艂a w amoku, ogl膮daj膮c si臋 to w lewo, to w prawo, poszukuj膮c 藕r贸d艂a d藕wi臋ku. Po czym rozleg艂 si臋 po raz drugi. Kaszln臋艂a, to tylko kaszel. Psyche uspokojona tym odkryciem u艂o偶y艂a si臋 w pos艂aniu i zn贸w zasn臋艂aby, gdyby tylko nie jedno s艂owo, kt贸re utkwi艂o w jej ma艂o pojemnej g艂owie.

Kaszel…
Rybka poderwa艂a si臋 i pomkn臋艂a z szybko艣ci膮, jak膮 fabryka da艂a ku siedzibie medyczki.
***
Par臋 zamachni臋膰 ogona od miejsca docelowego, do rybich uszu Psyche zacz臋艂y dociera膰 harmonie do jej chorej melodii. Chwil臋 potem znalaz艂a si臋 przed szaraw膮 Romelle.
- Odprawi艂abym ci臋 do domu, by lekarz nie zarazi艂 pacjenta, ale s艂ysz臋, 偶e sami swoi – westchn臋艂a medyczka zdartym od pokas艂a艅 g艂osem – kaszel listkowy. – sprostowa艂a.
Psyche za艂ama艂a p艂etwy, kaszel listkowy ostatnimi czasy zbiera艂a swoje 偶niwo w 艂awicy. Rybka by艂a jednak 艣wi臋cie przekonana, 偶e wygaszaj膮ca ju偶 plaga uprzejmie omin臋艂a j膮 艂ukiem, a ta jednak zrobi艂a pe艂ny obr贸t i skopa艂a jej o艣ci.
- No wi臋c jak si臋 to leczy? – zacz臋艂a r贸偶owa karpica, wymachuj膮c p艂etwami.
- Bardziej czym – podj臋艂a Romelle uczenie – Niestety ju偶 od dawna moje zapasy lek贸w na t臋 chorob臋 ziej膮 pustk膮, bior膮c pod uwag臋 to, ile rybek si臋 po nie zg艂asza艂o, ledwo co znalaz艂am medykamenty dla siebie, kiedy sama si臋 zarazi艂am. Jedyne co mog臋 dla ciebie zrobi膰 to wypisa膰 recept臋 i 偶yczy膰 szcz臋艣cia w poszukiwaniach.
- Brzmi bardzo optymistycznie – o艣wiadczy艂a Psyche.
- Naprawd臋? Powiedzia艂abym, 偶e twoje szanse s膮 fatalne! – odpowiedzia艂a z zaskoczeniem, dobitnie omijaj膮c pos艂an膮 w jej kierunku nutk臋 ironii – By wyzdrowie膰 potrzebujesz naparu z r贸偶nych ramienic i tak膮 jaskrawoczerwon膮 pijawk臋.
- Pijawk臋? – b膮kn臋艂a poprzez kaszel zdegustowana pacjentka.
- W teorii nie leczy choroby, tylko 艂agodzi jej objawy, ale bez niej udusisz si臋 pi臋膰 razy przed wyzdrowieniem. Je艣li ubarwienie jej nie zdradzi, poznasz j膮 po tym, 偶e ma apetyt na rybie mi臋so. – wyt艂umaczy艂a.
Psyche zamruga艂a.
- Dzi臋kuj臋… - skin臋艂a g艂ow膮 – to ja ju偶 pop艂yn臋 da膰 si臋 zje艣膰.
***
Znalezienie ramienic i przyrz膮dzenie z nich cuchn膮cego naparu okaza艂o si臋 nie by膰 wyj膮tkowo trudne. Psyche kocha艂a zwiedza膰 zbiornik, wi臋c nie musia艂a si臋 za nimi bardzo naszuka膰. Ale pijawki? Psyche nienawidzi艂a i by艂a obrzydzona przez zwyk艂e krwiopijce, ale takie drapie偶ne? Ten kaszel listkowy za wiele od niej wymaga艂. Gdyby nie to, 偶e rybka oddycha艂a z coraz wi臋kszym wysi艂kiem, zadowoli艂aby si臋 samym naparem. Po paru godzinach p艂ywania wte i wewte karpica by艂a gotowa uzna膰 te czerwone pijawki za wymar艂e, kolejne ofiary rozwijaj膮cej si臋 karpiej cywilizacji. Zatrzyma艂a si臋, by zaczerpn膮膰 oddech przez wym臋czone skrzela. W tej samej chwili zobaczy艂a, 偶e piasek przed ni膮 zacz膮艂 si臋 wi膰, porusza膰 si臋, czerwieni膰…
O mamo.
Pijawka wystrzeli艂a w jej kierunku z pr臋dko艣ci膮 b艂yskawicy. Psyche wrzasn臋艂aby, ale um臋czone struny g艂osowe wyda艂y z siebie 偶a艂osny skrzek. Emocje wstrz膮saj膮ce rybk膮 wielokrotnie przewy偶sza艂y te z jej wyprawy na pustkowie. Odruchowo okr臋ci艂a si臋 jak glon i pot臋偶nie zamachn臋艂a si臋 ogonem, by jak to najszybciej uciec od wij膮cej nitki 艣mierci, a by艂a to nitka 艣mierci, poniewa偶 po spotkaniu z lewym sierpowym ogona karpicy unosi艂a si臋 martwa na wodzie. Tak, absolutnie, taki by艂 zamys艂. Ze swoj膮 zdobycz膮 u p艂etwy uda艂a si臋 do domu i u艂o偶y艂a na glonowej po艣cieli, zaczynaj膮c sw贸j zas艂u偶ony odpoczynek.

<Koniec>

Od Romelle - "Z rodzin膮 najlepiej wychodzi si臋 po pijawki"

Drzwi do pomieszczenia otworzy艂y si臋, wpuszczaj膮c do 艣rodka ostre 艣wiat艂o dnia i jedn膮 popielat膮 ryb臋.

— Mog艂aby艣 je przymkn膮膰? — mrukn臋艂a medyczka, gdy brzask poranka chlusn膮艂 j膮 z ca艂膮 moc膮 w twarz. Zaraz potem wzgl臋dny spok贸j w pokoju przerwa艂o g艂o艣ne trza艣ni臋cie, kt贸re zdaniem Romelle mog艂o postawi膰 na nogi co najmniej po艂ow臋 Zbiornika. — Dzi臋kuj臋.

Odwr贸ci艂a si臋 ty艂em do starszej samicy, wracaj膮c do grzebania w szafie. Mo偶e nie by艂o to zbyt uprzejme z jej strony, ale naprawd臋 nie mia艂a ani czasu, ani ochoty na rozmow臋 z ni膮. W zasadzie w og贸le nie spodziewa艂a si臋, 偶e Miriama mo偶e j膮 odwiedzi膰, nie czyni艂a tego cz臋sto, w艂a艣ciwie prawie zawsze to Roma p艂yn臋艂a do swojego starego domu, gdy przychodzi艂 czas na ocieplenie rodzinnych stosunk贸w, dlatego domy艣la艂a si臋, jaki by艂 pow贸d jej wizyty i ani troch臋 jej si臋 to nie podoba艂o.

— Mam dzi艣 sporo do zrobienia wi臋c je艣li to nic pilnego, by艂abym wdzi臋czna gdyby艣 wysz艂a. Mo偶emy um贸wi膰 si臋 za tydzie艅 albo...

— Romelle. — Karpica w ko艅cu na ni膮 spojrza艂a. Starsza bardzo rzadko zwraca艂a si臋 do niej pe艂nym imieniem, nie 艣wiadczy艂o to dobrze o jej samopoczuciu i przewa偶nie by艂o zapowiedzi膮 srogiej nagany. G艂os ryby by艂 powa偶ny i karc膮cy, s艂ysz膮c go br膮zowooka znowu poczu艂a si臋 jak ma艂y narybek, kul膮cy si臋 na sam膮 my艣l o jego brzmieniu. To uczucie jednak szybko znikn臋艂o, gdy tylko ich spojrzenia si臋 spotka艂y i m艂odsza zobaczy艂a w czekoladowych oczach matki smutek ukryty pod mask膮 stanowczo艣ci. — Rany, rzeczywi艣cie strasznie wygl膮dasz.

— Dzi臋ki — prychn臋艂a medyczka, si臋gaj膮c p艂etw膮 po pud艂o z maskami.

— Dlaczego mi nie powiedzia艂a艣? — Spyta艂a z wyrzutem Miriama, jednocze艣nie odbieraj膮c od Romy jedn膮 z masek. — Wiesz, jak si臋 poczu艂am, gdy dowiedzia艂am si臋 o tym dopiero od Fern?

— Fern to rzeczywi艣cie dobre 藕r贸d艂o wiedzy — u艣miechn臋艂a si臋 gorzko na wspomnienie t臋giej samicy i jej niewyparzonego j臋zyka. — Pami臋tasz, jak twierdzi艂a, 偶e tacie przez przypadek amputowano ogon? O! Albo gdy naopowiada艂a swoim kole偶ankom, 偶e Jitong wytatuowa艂 sobie imi臋 jej c贸rki na boku? Jedno trzeba przyzna膰, robi post臋py skoro powiedzia艂a to te偶 tobie.

Karpica wyra藕nie si臋 zmiesza艂a.

— W艂a艣ciwie us艂ysza艂am to przez przypadek... — Romelle pos艂a艂a jej wymowne spojrzenie. — Ale mia艂a racj臋! — Zreflektowa艂a si臋 popielata. — Nie rozumiem, jak mo偶esz podchodzi膰 do tego tak spokojnie. Masz trzy tygodnie na wyleczenie si臋, a ty zdajesz si臋 w og贸le tym nie przejmowa膰, w ko艅cu mo偶e by膰 za p贸藕no i... I...

— Umr臋? — zapyta艂a z kamienn膮 min膮, czego natychmiast po偶a艂owa艂a, widz膮c jak samica zamiera w bezruchu. — W艂a艣nie dlatego Ci nie m贸wi艂am. Za bardzo to prze偶ywasz.

— To 藕le, 偶e si臋 o ciebie martwi臋?

Nie 藕le, raczej 艣miesznie — pomy艣la艂a zgorzkniale m艂odsza. Co艣 w 艣rodku podpowiada艂o jej, 偶e mo偶e powinna by膰 bardziej wyrozumia艂a w stosunku do matki, tym bardziej, znaj膮c pow贸d, dla kt贸rego samo wspomnienie kaszlu listkowego, nawet bez wymieniania jego nazwy, sprawia艂o, 偶e ta mentalnie blad艂a, ale z drugiej strony nie mog艂a pozby膰 si臋 my艣li, 偶e spo艣r贸d wszystkich strapie艅, kt贸re kiedykolwiek gn臋bi艂y j膮 lub jej braci, dopiero ta choroba aktywowa艂a w niej tak absurdalne pok艂ady instynktu macierzy艅skiego.

— Mamo, to nie jest nieuleczalne, a ja nie jestem ju偶 dzieckiem — zacz臋艂a delikatnie — Wbrew temu, co my艣lisz, potrafi臋 o siebie zadba膰 i nie potrzebuj臋 do tego twojej pomocy. Je艣li to ci臋 jednak jako艣 pocieszy, wiedz, 偶e napar i zwolnienie z pracy mam ju偶 gotowe. Teraz wystarczy tylko znale藕膰 pijawk臋 i po sprawie, a tak si臋 sk艂ada, 偶e w艂a艣nie si臋 po ni膮 wybiera艂am, gdy tu nagle kto艣 mi przeszkodzi艂.

Mimika ryby lekko si臋 rozpogodzi艂a, s艂owa przynios艂y zamierzony efekt.

— W takim razie pop艂yn臋 z tob膮 — rzuci艂a ciep艂o, sprawiaj膮c, 偶e z pyszczka Romy znik艂, przybrany na potrzeb臋 jej wcze艣niejszej wypowiedzi, przyjazny wyraz.

— To nie b臋dzie konieczne — zapewni艂a pospiesznie — pewnie te偶 masz swoje zadania, a nawet je艣li nie, zbieranie tych ma艂ych krwiopijc贸w nie jest zbyt przyjemne. Niekt贸re gatunki potrafi膮 nie藕le pogry藕膰, raczej by Ci si臋 to nie spodoba艂o.

— Sk膮d wiesz? Jeszcze stwierdz臋, 偶e to ca艂kiem przyjemne.

— Dop贸ki odkleisz je od siebie zanim przyczepi膮 si臋 na dobre i zaczn膮 zjada膰 ci臋 偶ywcem.

Karpica machn臋艂a lekcewa偶膮co p艂etw膮.

— To samo mo偶na powiedzie膰 o dzieciach.

Romelle pos艂a艂a samicy ostatnie cierpi臋tnicze spojrzenie, po czym wsadzi艂a do swojej torby dodatkow膮 porcj臋 preparatu na pijawki.


Koi p艂yn臋艂y w milczeniu. Odk膮d opu艣ci艂y mieszkanie medyczki, 偶adna z nich nie odezwa艂a si臋 ani s艂owem. Romie to rozwi膮zanie wcale nie przeszkadza艂o, nie uwa偶a艂a ciszy za co艣 z艂ego, czego trzeba si臋 pozby膰 zanim zrobi si臋 niezr臋cznie, bardziej niepokoi艂 j膮 jej stan. Uparcie twierdzi艂a, 偶e nic jej nie jest i tak by艂o dop贸ki przebywa艂a w zamkni臋tym pomieszczeniu. Wbrew powszechnemu my艣leniu, to w艂a艣nie pod otwart膮 tafl膮 Zbiornika, choroba najbardziej dawa艂a jej si臋 we znaki. Pobierany przez ni膮 wsp贸lnie z wod膮 tlen, chc膮c dotrze膰 do skrzeli napotyka艂 op贸r w postaci zalegaj膮cego w nich p艂ynu. Czasami ko艅czy艂o si臋 na kaszlu, innym razem samica traci艂a dech na wystarczaj膮cy okres czasu, 偶eby kogo艣 zaniepokoi膰, a za kr贸tki by wyrz膮dzi膰 jej bardziej znacz膮c膮 krzywd臋. Towarzyszy艂 jej przy tym nieprzyjemny b贸l, kt贸ry pocz膮tkowo prawie niewyczuwalny, z ka偶dym nast臋pnym dniem zyskiwa艂 na intensywno艣ci.

R贸wnie偶 Miriama musia艂a zauwa偶y膰 pewn膮 zmian臋 w jej zachowaniu, poniewa偶 gdy zwr贸ci艂a si臋 w jej stron臋, zobaczy艂a, 偶e ten wyj膮tkowy, jak na samic臋, przyp艂yw dobrego humoru, kt贸ry mog艂a zaobserwowa膰 w jej wcze艣niejszej postawie, ju偶 prysn膮艂. Popielata patrzy艂a na ni膮 niepewnie z wyra藕nym wahaniem. Par臋 razy otworzy艂a pyszczek jakby chcia艂a co艣 powiedzie膰, ale ostatecznie nie wydoby艂 si臋 z niego 偶aden d藕wi臋k. Br膮zowooka postanowi艂a wi臋c wyr臋czy膰 j膮 i przy okazji podj膮膰 wybrany przez siebie, przyjemniejszy temat, jednak w tym samym momencie zakr臋ci艂o jej si臋 w g艂owie, a jedynym odg艂osem, kt贸ry z siebie wyda艂a, by艂 艣wiszcz膮cy charkot, nieuk艂adaj膮cy si臋 w 偶aden sensowny wyraz. Oczy zasz艂y jej mg艂膮, a oddech sta艂 si臋 p艂ytki i nier贸wnomierny. /Znowu si臋 zacz臋艂o/. Przesta艂a zwraca膰 uwag臋 na to, co dzia艂o si臋 dooko艂a, nie obchodzi艂o jej czy nadal p艂ynie, ani co pomy艣li sobie o tym starsza. Musia艂a si臋 przede wszystkim uspokoi膰, stres jedynie pogarsza艂 sytuacj臋, kt贸ra i bez niego by艂a beznadziejna. Wiedzia艂a to, jednak jak mog艂a si臋 do tego zastosowa膰, gdy z ka偶dym najmniejszym ruchem skrzela pali艂y j膮 偶ywym ogniem? W tym ca艂ym amoku niezarejestrowa艂a nawet momentu, w kt贸rym d艂ugie p艂etwy matki oplot艂y j膮 i mocno chwyci艂y. Dopiero teraz zda艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e ca艂a dygocze.

— Ju偶 dobrze — wyszepta艂a popielata, gdy oddech ryby si臋 unormowa艂. Nie pu艣ci艂a jej te偶 dop贸ki br膮zowooka nie chwyci艂a j膮 za p艂etwy, delikatnie je od siebie odsuwaj膮c. — Wracaj do domu, za艂atwi臋 Ci kogo艣 do opieki i sama pop艂yn臋 po te pijawki.

— Nie trzeba — zaprzeczy艂a stanowczo medyczka. Wizja tego, 偶e kto艣 mia艂by po艣wi臋ca膰 sw贸j czas na pilnowanie, czy nie ud艂awi si臋 wod膮 we w艂asnym 艂贸偶ku, wydawa艂a si臋 jej niepowa偶na. Nie by艂a wcale w a偶 tak z艂ym stanie. — To nic takiego. Nadal mam ogon i wszystkie inne narz膮dy na miejscu, dam rad臋 p艂yn膮膰 dalej.

— To nie wygl膮da艂o na "nic takiego" — odpar艂a powa偶nie popielata.

— Takie rzeczy si臋 zdarzaj膮, troch臋 nastraszy, poboli i przejdzie.

Twarz samicy st臋偶a艂a.

— Boli? — Koi zapragn臋艂a strzeli膰 sobie w g艂ow臋. — Romelle, ile to trwa?

Karpica nie potrafi膮c nic na to poradzi膰, speszy艂a si臋, a pokryte mu艂em dno nagle wyda艂o jej si臋 nader fascynuj膮ce.

— Dwa tygodnie — odchrz膮kn臋艂a, karc膮c si臋 w my艣lach za to, jak krucho brzmia艂 jej g艂os. 

Nie widzia艂a reakcji Miriamy, nie chcia艂a jej pozna膰. Czu艂a si臋 g艂upio, nie ze wzgl臋du na to, co powiedzia艂a, a przez reakcje jej organizmu na my艣l o ch艂odnym rozczarowaniu, kt贸re oczami duszy ju偶 widzia艂a wymalowane na pyszczku matki. Roma nie patrzy艂a na ni膮, dlatego nie by艂a w stanie zobaczy膰, jak bardzo si臋 myli艂a. Ryba nie posy艂a艂a jej gniewnych spojrze艅, nie razi艂a te偶 dobrze znan膮 c贸rce ozi臋b艂o艣ci膮, a gdy otworzy艂a usta, sylaby, kt贸re si臋 z nich wydobywa艂y, u艂o偶y艂y si臋 w tylko jedno kr贸tkie pytanie.

— Dlaczego?

— Nie wiem — odpowiedzia艂a szczerze, zaskoczona czu艂o艣ci膮, towarzysz膮c膮 temu s艂owu. — Mo偶e masz racj臋, nie bra艂am tego tak powa偶nie, jak powinnam... To g艂upie, ale czasami my艣la艂am nawet, 偶e mnie to nie dotyczy, nie mo偶e, przecie偶 jestem lekarzem, nie powinnam chorowa膰, od tego mam ca艂膮 reszt臋 Zbiornika — za艣mia艂a si臋 cierpko. — Powtarza艂am sobie to nawet gdy pojawi艂y si臋 pierwsze objawy i trzyma艂am si臋 tej my艣li dop贸ki nie zacz臋艂o bole膰. Potem naprawd臋 chcia艂am si臋 tego pozby膰, ale z dnia na dzie艅 pojawia艂o si臋 coraz wi臋cej chorych i nie chcia艂am zostawia膰 szpitala, obawiaj膮c, 偶e pod moj膮 nieobecno艣膰 mo偶e doj艣膰 do czego艣 znacznie gorszego ni偶 drobne trudno艣ci z oddychaniem jednej doros艂ej karpicy. Poza tym jeszcze kiedy nie wys艂a艂am zwolnienia, liczy艂am na dostaw臋 potrzebnych lekarstw, ale widocznie troch臋 si臋 przeliczy艂am je艣li s膮dzi艂am, 偶e przyb臋d膮, zanim prawie wszystkie chore na ten kaszel ryby zaczn膮 w膮cha膰 algi od spodu.

Miriama nie skomentowa艂a w 偶aden spos贸b wypowiedzi c贸rki, chocia偶 ostatnie zdanie wyra藕nie j膮 poruszy艂o. Potrzebowa艂a kosmicznych nak艂ad贸w silnej woli, by nie powiedzie膰 tego, co pcha艂o si臋 jej na j臋zyk. Zamiast tego wkr贸tce powiedzia艂a co艣 innego, mniej pretensjonalnego, ale r贸wnie daj膮cego do my艣lenia.

— Zbieranie materia艂贸w na lekarstwa, dbanie o wyposa偶enie szpitala, latanie za pijawkami... to nie powinno by膰 zadanie lekarza, zw艂aszcza chorego. — Nie zerka艂a ju偶 w jej stron臋, a mimo to Romelle czu艂a, 偶e s艂owa te przeszywaj膮 j膮 mocniej ni偶 jakiekolwiek, nawet najbardziej surowe spojrzenie jej ch艂odnych oczu. Mo偶e spowodowa艂 to nieodgadniony ton g艂osu starszej, a mo偶e fakt, 偶e Roma w g艂臋bi duszy nie mog艂a si臋 z ni膮 nie zgodzi膰.

Same te czynno艣ci nie sprawia艂y jej k艂opot贸w w porach letnich, lubi艂a sprowadza膰 potrzebne medykamenty na w艂asn膮 p艂etw臋 mi臋dzy innymi dla pewno艣ci, 偶e b臋d膮 dobrej jako艣ci, podoba艂o jej si臋 poczucie odpowiedzialno艣ci za stan zdrowia 艂awicy, w lecznicy czu艂a si臋 jak kozica w g贸rach (偶eby nie powiedzie膰 ryba w wodzie), a sprawdzanie magazyn贸w potrafi艂o sprawia膰 jej przyjemno艣膰. Gorzej sprawy przedstawia艂y si臋 jesieni膮 i zim膮, gdy cudem stawa艂o si臋 zobaczenie mieszka艅ca, kt贸ry nie kas艂a艂by na prawo i lewo. Nat艂ok pracy stawa艂 si臋 za du偶y dla dw贸ch lekarzy, z czego jeden z nich wydawa艂 si臋 by膰 na wiecznym L4, a dzia艂ania w艂adzy nie specjalnie im sprzyja艂y. Dostawy cz臋sto si臋 sp贸藕nia艂y, czasami zdarza艂o si臋, 偶e by艂y niekompletne, kontrole budynk贸w szpitali zdaniem Romelle odbywa艂y si臋 za rzadko, dodatkowo dochodzi艂a kwestia kontrowersyjnych pomys艂贸w nowej alfy, kt贸re po wej艣ciu w 偶ycie mog艂yby sporo namiesza膰.

Posta膰 Vivierith og贸lnie budzi艂a niema艂e napi臋cie. Osobi艣cie medyczk臋 szczerze zdziwi艂o to jak nagle i z jak膮 prostot膮 by艂a dow贸dczyni przekaza艂a fioletowej swoj膮 posad臋. Nie by艂o 偶adnej wi臋kszej rady, prawdziwie oficjalnego mianowania na oczach wszystkich cz艂onk贸w 艂awicy, w艂a艣ciwie nikogo nie interesowa艂o to, co maj膮 do powiedzenia w tej kwestii zwykli obywatele. Samicy wi臋c wcale nie zaskoczy艂o oburzenie i zam臋t, kt贸ry wybuch艂 po og艂oszeniu tej wiadomo艣ci. Co艣 by艂o nie w porz膮dku, nowa alfa by艂a... no c贸偶, wystarczy艂o wyj艣膰 na ulice, by zobaczy膰, 偶e w przypadku niekt贸rych warstw spo艂ecznych nie zaskarbi艂a sobie zbytniej sympatii.

— Hej, nie 艣pij! — Jakby z oddali us艂ysza艂a g艂os Miriamy, dobijaj膮cy si臋 do jej 艣wiadomo艣ci. Gdy zwr贸ci艂a si臋 w jej stron臋 zobaczy艂a, 偶e koi unosi si臋 w abstrakcyjnie du偶ej odleg艂o艣ci od hojnie pokrytego mu艂em dna. Nie wydawa艂a si臋 zbytnio przej臋ta tym, 偶e br膮zowooka zamiast co艣 jej odpowiedzie膰 wola艂a wda膰 si臋 w dyskusje mi臋dzy sob膮, a swoimi wszystkimi mniejszymi wersjami na temat sytuacji politycznej w Zbiorniku. Dobrze zna艂a t臋 cech臋 karpicy i ca艂kowicie j膮 tolerowa艂a, albo doskonale udawa艂a, 偶e to robi.

Romelle nie potrafi艂a wstrzyma膰 parskni臋cia na widok zniesmaczonej miny samicy, trzymaj膮cej jedn膮 z pijawek w maksymalnie wyprostowanej i oddalonej od pyszczka p艂etwie.

— To nie ta — powiedzia艂a tylko, podp艂ywaj膮c do matki, pr贸buj膮cej oderwa膰 w tym czasie pijawk臋, kt贸ra Ryuu wie jakim cudem zdo艂a艂a przyczepi膰 si臋 jej do b艂ony.

W ko艅cu si臋 uda艂o. Raz omal nie uderzy艂a pewnego samca, wymachuj膮c we wszystkie strony p艂etwami, natomiast inny rybek ledwo unikn膮艂 dostania pier艣cienic膮 w twarz, kiedy ta odczepi艂a si臋 od popielatej. Ostatecznie jednak operacja zako艅czy艂a si臋 sukcesem bez strat w karpiach. Same poszukiwania r贸wnie偶 posz艂y wyj膮tkowo sprawnie, Romelle wyt艂umaczy艂a dok艂adniej jaki gatunek pijawek jest im potrzebny i ju偶 po kilku minutach trzyma艂a w p艂etwach dwa dorodne osobniki.

Nast臋pnie Miriama sama zadba艂a o to, by koi je zastosowa艂a i po艣wi臋ci艂a wolny czas na odpoczynek. Przez dalsze par臋 dni samica cz臋sto j膮 odwiedza艂a, a z ka偶d膮 kolejn膮 wizyt膮 wygl膮da艂a na coraz bardziej zadowolon膮 z efekt贸w.

— No i prosz臋, w ko艅cu przestajesz wygl膮da膰 jak utopiec — stwierdzi艂a pewnego wieczora, lustruj膮c j膮 badawczo wzrokiem.

— Widzisz? A ile razy ju偶 Ci m贸wi艂am, 偶e nie umr臋 na co艣, co nazywa si臋 "kaszel listkowy". Wyobra偶asz sobie jakby to w og贸le wygl膮da艂o?

Karpica zamar艂a na moment, jednak ju偶 wkr贸tce rozlu藕ni艂a si臋 pod dobitnym spojrzeniem c贸rki.

— Dobra, dobra, jakby艣 nagle zmieni艂a plany b臋d臋 pami臋ta膰 偶eby spyta膰 kogo艣 o zmian臋.

Romelle wiedz膮c jak wiele musi j膮 kosztowa膰 utrzymanie takiej postawy nie mog艂a powstrzyma膰 u艣miechu.

— 艢wietnie, je艣li si臋 uda prze艣lij mu ode mnie kosz owoc贸w.

— Nie ma sprawy.

Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 jedynie patrzy艂y na siebie, nic nie m贸wi膮c. Koi nie by艂a przyzwyczajona do tej drugiej strony matki i cho膰 normalnie pewnie stwierdzi艂aby, 偶e to dziwne, teraz jednak czu艂a, 偶e w ko艅cu wszystko jest na swoim miejscu. W normalnym 艣wiecie mi臋dzy nimi sta艂 mur z艂o偶ony z niewypowiedzianych s艂贸w i niewyja艣nionego 偶alu, kt贸ry sprawia艂, 偶e czasami wr臋cz nie potrafi艂y znie艣膰 swojego towarzystwa. Problem stanowi艂o to, 偶e by艂y do siebie zbyt podobne i cho膰 obie zdawa艂y sobie spraw臋 z tego w jak skomplikowane tony wesz艂a ich relacja, cz臋艣ciowo zna艂y nawet przyczyn臋 tego zjawiska, to 偶adna z nich nie potrafi艂a tego zako艅czy膰. Udawanie by艂o 艂atwiejsze.

Romelle nie wiedzia艂a czy “teraz” by艂o prawdziwe, ale na pewno by艂o w艂a艣ciwe. Takie jakie powinno by膰.

<Koniec>

Od Akahity - "Zdr贸w jak ryba"

Akahita mrukn臋艂a jakby j膮 z grobu wyrwali. Oczy same lata艂y woko艂o g艂owy jakby sugeruj膮c, 偶e ma dosy膰 艣wiata. Jej p艂etwy jako艣 tak dziwnie ci膮gn臋艂y ja do ruchu. Ok. Bywa艂膮 niespokojna, ale nie a偶 tak. Poza tym by艂o koszmarnie zimno. Jesie艅 zadomowi艂a si臋 w Zbiorniku na dobre. Jej li艣cie niestarannie zakry艂y tafl臋 wody. Ich kupy gromadzi艂y si臋 na brzegach, a co dopiero mo偶na powiedzie膰 o tych, kt贸re spada艂y nad samo centrum. Cie艅, jaki rzuca艂y w po艂膮czeniu z cz臋stymi mg艂ami nad wod膮, by艂 po prostu koszmarem. Drapie偶niki tak 艂atwo si臋 na ciebie rzuca艂y. O tym 艣wiadczy艂o te偶 do艣膰 spore zadrapanie na boku Akahity. Jednak to by艂o ju偶 dobrze zaopatrzone przez zdoln膮 medyczk臋, Romelle. Aka powoli wyp艂yn臋艂a sobie z domku. To jakie艣 takie tanie, tymczasowe pomieszczonko, kt贸re przygarn臋艂a jako swoje. W ko艅cu kto by zim膮 spa艂 na zewn膮trz? Na pewno nie ona. Mog艂a by膰 podr贸偶niczk膮 i w og贸le kocha膰 przygody, ale odmra偶anie sobie 艂usek nie by艂o jej w smak. Nie przynajmniej teraz. Odetchn臋艂a zimnym powietrzem, kiedy tylko wysz艂a. Jej ogon poszed艂 w ruch. Praca czeka艂a.

Jednak wiele Akahita zrobi膰 nie zd膮偶y艂a.

—Hej. — przywita艂a si臋 ze swoj膮 pere艂k膮 siedz膮c na kamieniu i odpoczywaj膮c troch臋. Wyj膮tkowo szybko zm臋czy艂a si臋 przy machaniu tymi p艂etwami! Jak nigdy. To przecie偶 takie niepodobne. Niezrozumia艂e. — Wiesz co mi si臋 dzisiaj przydarzy艂o? — odetchn臋艂a. Jej wolna p艂etwa przesun臋艂a po g艂owie 艣cieraj膮c pot z czo艂a. O ile by艂o co w rzeczywisto艣ci 艣ciera膰. W ko艅cu, co jak co ale to by艂a ryba. Ryby si臋 nie poc膮, prawda? To by艂oby obrzydliwe. Od razu ucieka艂oby z wod膮, zupe艂nie jak... dobra. My艣l sko艅czona, zanim zajdzie za daleko. Akahita pokr臋ci艂a g艂ow膮. — To tak straszne, 偶e moje my艣li schodz膮 na tory, na kt贸rych nie powinno ich by膰. Zm臋czy艂am si臋. Strasznie! I to nawet niewiele pracy zrobi艂am Pere艂ko, wiesz. To straszne. — po艂o偶y艂a si臋 na tym kamieniu. Dobr膮 przyjaci贸艂k臋 u艂o偶y艂a obok siebie. Jej oczy odp艂yn臋艂y ku g贸rze. Tam li艣cie majaczy艂y na wodzie tworz膮c bajeczny obrazek wraz z migaj膮cym, jesiennym 艣wiat艂em poranka. — C贸偶 to za 偶ycie, je艣li po chwili tylko stania w miejscu tak trac臋 kondycj臋. A wiesz przecie偶, ja te偶 wiem, 偶e ja na ty艂ku d艂ugo usiedzie膰 nie mog臋. To przera偶aj膮ce. — zamilk艂a na chwil臋. Jej oko spojrza艂o na kole偶ank臋. 艢woat艂o spokojnie odbi艂o si臋 na jej powierzchni.

—Albo szalej臋, ale gadasz herezje! Ja chora?! — poderwa艂a si臋. Dobra. M贸wi艂a do siebie w g艂owie i od boku jej rozmowa z przedmiotem nieo偶ywionym by艂a niewiele mniej ni偶 martwi膮ca, ale nie da si臋 jej odm贸wi膰 jej w艂asnej wiary. Ta per艂a by艂a z ni膮 od zawsze, chocia偶 to tylko kawa艂ek oszlifowanego szk艂a, i od tego zawsze by艂a jej najbli偶sz膮 osob膮. — Nie gadaj do mnie g艂upot. Nie jestem chora! I ci udowodni臋! —

—I widzisz! Nie jestem chora. Tylko p贸艂 dnia mi zaj臋艂y moje obowi膮zki, a i mam troch臋 jedzenia dla 艂awicy, na zapas na zim臋! — Akahita macha艂a ogonem p艂yn膮c w kierunku miejsca zrzutki odnalezionych drobinek jedzenia. Zakas艂a艂a delikatnie. Mru偶膮c oczy przemilcza艂a kolejny komentarz przyjaci贸艂ki.

—O hej! — jej oko przemie艣ci艂o si臋 na Svitaja. Kompletnie nie pami臋ta艂a kim ten go艣ciu by艂 w tej 艂awicy. Wi臋c wypada艂o gra膰 mi艂膮. U艣miechn臋艂a si臋 mo偶e nieco zbyt marnie i chrz膮kn臋艂a, czuj膮c jak co艣 zalega jej na skrzelach. — zrzucasz jedzenie?

—Tak. Akurat znalaz艂am co艣 przy p艂ywaniu przez zbiornik. — machn臋艂a p艂etw膮. Jej kole偶anka w nieistniej膮cych palcach za艂ka艂a przera偶ona, 偶e zostanie upuszczona w otch艂a艅 piachu poni偶ej.

—To dobrze. Przyda si臋 na zim臋! A tak w og贸le. Dobrze si臋 czujesz? —

—Genialnie. — kaszl — a co? —

—Bo zdaje mi si臋 albo masz ten... kaszel listkowy. —

—Co.. pfff.. Ja nie choruj臋! — zmacha艂a szybko g艂owa oddaj膮c w r臋ce innej ryby zapakowane drobinki.

— Skoro tak uwa偶asz. Ale.. ja te偶 chorowa艂em i wygl膮dasz jakby艣... —

—Nie! Nie, nie. nie jestem chora. Prawda? — zwr贸ci艂a si臋 do swojej per艂y mru偶膮c gro藕nie oczy. — No. Prawda! — a jej towarzysz jedynie przemilcza艂 widok jakim go zaszczyci艂a. — Pa w ka偶dym razie! I trzymaj si臋 zdrowo jak ja! —

By艂o gorzej. Kaszelek to ju偶 nie tylko jej problem. Musia艂a sama przed sob膮 przyzna膰, 偶e nie by艂o najlepiej. Najgorzej te偶 jeszcze nie, ale zrezygnowana od艂o偶y艂a pere艂k臋 na pouszeczk臋. Jej droga do Romelle nie zaj臋艂a d艂ugo, aczkolwiek wch艂on臋艂a sporo jej energii.

—Kaszel listowy, eh, niedobrze. — medyczka pokr臋ci艂a g艂ow膮. — Czemu nie przysz艂a艣 wcze艣niej?— dopyta艂a Akahita przemilcza艂a t膮 odpowied藕. Nie b臋dzie si臋 zwierza艂a medyczce, co to, to nie. Ledwo sobie przyzna艂a, 偶e to troch臋 bzdura tak nie s艂ucha膰 swojej przyjaci贸艂ki, Pere艂ki. Ona wiedzia艂a od pocz膮tku. — Ale c贸偶. To nie zmieni sytuacji w kt贸rej jeste艣 ,wiesz. Nie mam na stanie jednego ze sk艂adnik贸w.—

— Jakiego? — Akahita zajrza艂a na ni膮 jednym okiem.

— Drapie偶nej Pijawki. Bardzo rzadki gatunek, ci臋偶ki do znalezienia, wiesz.— pokiwa艂a g艂ow膮 Romelle.

—nie da si臋 bez tego? —

—Nie. Bez tego si臋 umiera Akahita. — przysz艂y smok tylko przewr贸ci艂 oczyma.

— I co? Gdzie tego szuka膰? —

— A ja wiem? Gdzie艣 przy brzegach chyba. Musisz sobie sama tego odszuka膰. Ja mam jeszcze paru nieszcz臋艣nik贸w na Sali, na skraju zmniejszenia populacji naszego zbiornika o... du偶o. —

—Je, Je.. D艂ugo mi zosta艂o? —

—Jak tak patrz臋, to par臋 dni i zacznie ci si臋 ca艂kiem zatyka膰 droga oddechowa. —

Akahita cha艂膮 wyruszy膰 z rana, ale niewiele mia艂a si艂y. Jaka艣 tam w niej reszta rozs膮dku postanowi艂a spyta膰 o pomoc. A kto inny pom贸g艂by duszy jak nie Leon.

—Puk puk. — zajrza艂a do jego ogr贸dka. Jesienne ro艣linki tak 艂adnie ros艂y i zaszczyca艂y widoczkami.

—Tutaj! — czarny samiec wy艂oni艂 si臋 zza winkla.

—Ah. Przyjacielu! We. We藕 jakie艣 wid艂y. Pomo偶esz mi?—

—Ojej! Pewnie! A co si臋 sta艂o? —

—A. Musz臋 jakiej艣 pijawki znale藕膰 troch臋. To by mi si臋 jaka艣 obrona przyda艂a, bo niedomagam. — mrukn臋艂a 艣cieraj膮c ze skrzeli osadzaj膮cy si臋 p艂yn.

—Oh. Kaszel listowy. S艂ysza艂em o nim. Straszne paskudztwo! — mrukn膮艂. Ale wid艂y wzi膮艂. — Pewnie, 偶e z tob膮 p贸jd臋. A gdzie idziemy? —

—Gdzie艣 nad brzeg. Pewnie do b艂ota, bo to pijawka. —

—U. Gro藕nie. Przy brzegu mg艂a i drapie偶niki. —

—Dlatego potrzeba mi kompana co nie?! — mrukn臋艂a z u艣miechem. Mo偶e i samca czasem ci臋偶ko by艂o zdzier偶y膰 z tym niewypalonym pyskiem ci膮gle nawijaj膮cym na uszy, ale kto lepszy ni偶 on poszed艂by z ni膮, huh?! — To jak. W drog臋 nie?—

—Ju偶? —

—No wiesz. Ja nie bardzo mam czas do palenia i gadania w bezruchu. Par臋 dni, zanim zdechn臋. — odetchn臋艂a. — Los czasem jest parszywy, nie. —

—Ano jest. Ano jest.—

Naszukali si臋. Jak por膮bani. Dwa dni przeszukiwali brzegi zbiornika. Raz musieli o w艂asne 偶ycie zawalczy膰 z wi臋ksz膮 ryb膮. Innym razem pijawka raczy艂a skubn膮膰 kawa艂ek p艂etwy Akahicie. Na szcz臋艣cie nic wielkiego, ale teraz by艂a niesymetryczna! No i okaza艂o si臋, 偶e to ie ten gatunek pijawki drapie偶nej co potrzeba. Wi臋c nawyjmowali si臋 ich z tego b艂ota. Ubrudzili od g贸ry do do艂u. Ale znale藕li dwie. Mo偶e komu艣 si臋 nada. Ale na ko艅cu, kiedy wszystko tak dobre sz艂o, ta wredna pijawka jeszcze skubn臋艂a Akahicie 艂usk臋 z policzka. 艁uska odro艣nie, ale honor nie. No, a druga, menda, zrzuci艂a ulubione wid艂y Leona w kamienisko. Podobno teraz buja艂 si臋 im jeden z膮b. A szkoda. Ale Aka obieca艂a mu, 偶e kupi mu nowe, albo sama zrobi mu nowy sztyl i 艂adnie go ozdobi i wyrze藕bi, co tylko zechce. Kiedy艣 umia艂a, to po paru pr贸bach pewnie wyjdzie wystarczaj膮co 艂adnie.

—Romelle? — wpad艂a do wn臋trza. Ryba odwr贸ci艂a si臋 w jej kierunku. Jej p艂etwy dumnie podnios艂y pijawk臋 do g贸ry. T艂uste cia艂ko zawi艂o si臋 w ostatniej pr贸bie ucieczki. — Patrz co mamy! I to dwie! —

—Dwie a偶? —

—Tak. Przekopali艣my tyle b艂ota, 偶e nawet sobie nie wyobra偶asz! — Leon, kt贸ry teraz tak prze偶ywa艂 t膮 przygod臋 rze艣ko zagestykulowa艂. — I ma艂o nie zjad艂a nas ryba. i...— pozwoli艂y mu m贸wi膰. W ko艅cu tak to lubi艂. Wi臋c Romelle raczy艂a wykona膰 wymagane napary.

—Jaka to jest ulga. — Akahita odetchn臋艂a. Chocia偶 b膮d藕my szczerzy. Nie wolno jej ju偶 by艂o za bardzo szale膰, a ona nie cierpia艂a siedzie膰 w miejscu. Wi臋c znudzona, bez lepszego pomys艂u na zaj臋cie, przegl膮da艂a si臋 w nier贸wnym odbiciu swojej pere艂ki. U艣miecha艂a si臋 delikatnie i czasem z cichym s艂owem zbli偶a艂a j膮 do siebie, aby sekrety jej ma艂ej osoby nigdy nie uciek艂y poza ich ciasne grono. Zdarzy艂o si臋 tez, 偶e odwiedzi艂 j膮 Leon. Mi艂o z jego strony, chocia偶 czasem bywa艂 irytuj膮cy, kiedy Akahicie chcia艂o si臋 spa膰. Jednak dobrze mie膰 jak膮艣 znajom膮 dusz臋, kt贸ra rozpogadza identyczne dni.

I tak zrobi艂o si臋 zimniej, i na chwil臋 cieplej, a li艣cie przykry艂y brzegi zbiornika na dobre. Ludzie przestali przychodzi膰 tak cz臋sto jak latem, a s艂o艅ce zachodzi艂o coraz szybciej uk艂adaj膮c 艣wiat do snu. A kiedy Aka troch臋 wyzdrowia艂a, odpocz臋艂a i by艂a znowu zdolna do pracy, s艂o艅ca nie bywa艂o za du偶o, a wi臋cej pada艂o i zdarzy艂 si臋 nawet przymrozek, kt贸ry co prawda do zbiornika za mocno nie wsi膮kn膮艂, ale ozdobi艂 drzewa swoim ch艂odem.

<Koniec>


14 pa藕dziernika 2022

Od Leona CD. Valii - "艢wiat ginie w wodorostach" Cz.4

Grzybie艅 bia艂y, a grzybie艅 niebieskie. Grzybie艅 niebieskie, a grzybie艅 bia艂y… niech to piorun trza艣nie! Nie ma r贸偶nicy pomi臋dzy sadzonkami, wi臋c sk膮d mog艂em wiedzie膰, kt贸re sadz臋? Dosta艂em informacje, 偶e moje lilie s膮 ju偶 do odbioru, le偶膮 zapakowane i czekaj膮 przed budynkiem handlarza, dlaczego wi臋c obok nich musia艂y sta膰 te same ro艣liny, ale inne? Niech kto艣 mi powie, jak mo偶na mie膰 takiego pecha, aby posadzi膰 sobie kwiatki i nie艣wiadomie naprzykrzy膰 si臋 mafii? Albo chocia偶 chcia艂bym wiedzie膰 u  kogo zam贸wili te nielegalne ro艣liny? Czy偶by m贸j stary znajomy sprzedawca mia艂 swoj膮 druga, mroczn膮 stron臋?

- To masz przer膮bane – us艂ysza艂em 偶e艅ski g艂os, kt贸ry wyrwa艂 mnie z oszo艂omienia. Jasna ryba rzuci艂a mi jeszcze przelotne spojrzenie, po czym skierowa艂a si臋 w t膮 sam膮 stron臋, co pozostali. Poderwa艂em p艂etwy do g贸ry i ruszy艂em za ni膮, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e ta tr贸jka si臋 zna艂a.

- Znasz ich? Ty te偶 jeste艣 w mafii? – nie mam poj臋cia, czemu o to pyta艂em. By膰 mo偶e po to, aby zrozumie膰, dlaczego sta艂a bezczynnie i nic nie zrobi艂a. Musia艂em w ko艅cu na kogo艣 zrzuci膰 win臋, 偶e mnie dorwali.

- Ja? Nie roz艣mieszaj mnie – zatrzyma艂a si臋, odwr贸ci艂a i za艣mia艂a mi si臋 prosto w pysk. – To, 偶e nic nie zrobi艂am, nie oznacza, 偶e jestem jedn膮 z nich – doda艂a.

- Ale to, 偶e z nimi rozmawia艂am, oznacza, 偶e ich znasz – powiedzia艂em to r贸wnie uszczypliwie jak ona. Mi臋dzy nami zapanowa艂a chwila ciszy, podczas kt贸rej mierzyli艣my si臋 wzrokiem. M贸j strach ju偶 min膮艂, a na jego miejscu pojawi艂a si臋 z艂o艣膰.

- Nawet je艣li kiedy艣 do nich nale偶a艂am, to co? Doniesiesz na mnie? – zapyta艂a po chwili. Teraz to ja milcza艂em, pr贸buj膮c wszystko przetworzy膰. Czy by艂 to zbieg okoliczno艣ci? Dw贸ch cz艂onk贸w mafii mnie goni艂o, a ja wpad艂em na ich by艂ego cz艂onka. Czy to nie podejrzane?

- Czyli pomaga艂a艣 im mnie z艂apa膰? – kontynuowa艂em, a ta znowu parskn臋艂a 艣miechem.

- Po prostu jeste艣 zbyt wolny i s艂aby, aby ucieka膰, nawet nie musia艂am interweniowa膰, a by艂am tu przypadkowo – wyja艣ni艂a.

- Zgaduje, 偶e z tob膮 r贸wnie偶 by艂o co艣 nie tak, skoro nie nale偶ysz ju偶 do mafii. Poleg艂a艣 na jakim艣 zadaniu? – zmarszczy艂a brwi, a w jej oczach ujrza艂em co艣 na wz贸r ognistych p艂omieni zwiastuj膮cych w艣ciek艂o艣膰.

- Sama odesz艂am i nic ci do tego. Chcesz dosta膰 w nos, 偶e mnie denerwujesz? – zapyta艂a ostro, co sprawi艂o, ze przesz艂y mnie dreszcze, a s艂ysz膮c pytanie, czego chce, ogarn膮艂 mnie jaki艣 dziwny spok贸j.

- Czego chce? – m贸j g艂os by艂 ju偶 spokojny. Odsun膮艂em si臋 od samicy, na moment si臋 zamy艣li艂em i zaraz do niej podskoczy艂em, 艂api膮c j膮 za p艂etwy. – Pomocy! – to zabawne, 偶e ju偶 drugi raz j膮 o to prosz臋.

- Co? – zapyta艂a oszo艂omiona nag艂膮 zmian膮.

- Potrzebuje twojej pomocy. Nale偶a艂a艣 do nich, wi臋c znasz si臋 na nielegalnych sprawach, a ja tych kwiat贸w nie wyhoduje bez twojej pomocy. Nie mam poj臋cia jak mam je ukry膰! 

- To nie moja sprawa! – wykrzykn臋艂a i zacz臋艂a odp艂ywa膰, wi臋c ruszy艂em za ni膮.

- Prooosz臋! Bez ciebie zgin臋, jak kryl po艂ykany przez wieloryba, nie mam cienia szansy na prze偶ycie! Zrobi臋 co tylko zechcesz! Ugotuje ci, zrobi臋 pranie, wysterylizuje zwierzaka, zajm臋 si臋 chor膮 ciotk膮 kt贸rej nienawidzisz, zakopi臋 nawet trupa, je艣li jakiego艣 b臋dziesz mia艂a! – z moich ust znowu wyp艂yn膮艂 wodospad s艂贸w i nie mog艂em tego zatrzyma膰. By膰 mo偶e te偶 temu, aby nie us艂ysze膰 od niej odmowy.

<Valia?>

Od Leona – "Doros艂o艣膰 nie bierze je艅c贸w" cz.4 "W paszczy rekina"

Pop艂yn膮艂em za nimi w kierunku kanionu. Nie podoba艂o mi si臋 to, 偶e Elka by艂a taka rozbawiona przez tego brudnego stajennego. Postanowi艂em nie spuszcza膰 z niej oczu, co w kanionie nie by艂o takie trudne. Ca艂y teren by艂 pokryty g艂azami, idealnymi do ukrywania si臋. 呕adne z nich nie wiedzia艂o, 偶e by艂o obserwowane, a dodatkowy plus by艂 taki, 偶e w tym miejscu p艂ywa艂y r贸wnie偶 inne koi, dlatego ich uczucie, 偶e s膮 obserwowani, nie kierowa艂o od razu na my艣l, 偶e kto艣 taki jak ja, mo偶e ich 艣ledzi膰. By艂em niczym ninja, nieuchwytny, wtapia艂em si臋 w t艂um i obserwowa艂em. R贸偶nica by艂a taka, 偶e ja nie zna艂em sztuk walk, ale po co mi ona by艂a, skoro potrafi艂em si臋 ukrywa膰?

Elka i Newt rozmawiali. Z tej odleg艂o艣ci nie s艂ysza艂em o czym rozmawiali, ale prawdopodobnie o niczym fascynuj膮cym. Zaczyna艂em si臋 nawet nudzi膰 tym ca艂ym 艣ledzeniem. Poprzednia adrenalina wywo艂ana czym艣 nowym, a nawet niemoralnym przepad艂a, kiedy ta dw贸jka nie robi艂a niczego ciekawego. Elka ju偶 wi臋cej przyg贸d mia艂a ze mn膮, gdy by艂em nieprzytomny. Jakim cudem on jej jeszcze nie zanudzi艂? Gdy postanowili przysi膮艣膰 na skalnej 艂aweczce, opar艂em si臋 o g艂az, za kt贸rym si臋 ukrywa艂em. Obserwowa艂em ich jeszcze kr贸tk膮 chwil臋, po czym nie艣wiadomie zdrzemn膮艂em si臋. By艂a to kr贸tka drzemka, ale wystarczaj膮co d艂uga, aby moje ofiary gdzie艣 znikn臋艂y. Niezadowolony zacz膮艂em p艂ywa膰 po kanionie, a gdy nie uda艂o mi si臋 ich znale藕膰, wr贸ci艂em do domu nie w humorze.

Z Elk膮 zobaczy艂em si臋 nast臋pnego dnia. Wpad艂em do niej, poniewa偶 mia艂a popilnowa膰 moje trzy m艂odsze siostry. Korzystaj膮c z okazji, zapyta艂em j膮 o wczorajsze spotkanie.

- Ca艂kiem dobrze, Newt okaza艂 si臋 inny ni偶 mi si臋 wydawa艂o – przyzna艂a, pozwalaj膮c moim siostrom wp艂yn膮膰 do jej pokoju, by mog艂y pobawi膰 si臋 ich ulubionymi muszelkami.

- Jest nudniejszy? – samica pos艂a艂a mi zirytowane spojrzenie.

- Przesta艅. Ka偶dego b臋dziesz mierzy艂 miar膮 zabawno艣ci? 

- Nie. Tylko Newta – Elka pokr臋ci艂a zdenerwowana g艂ow膮.

- Mo偶e ju偶 sobie p艂y艅 – odp艂yn臋艂a ode mnie w kierunku swojego pokoju, ale zatrzyma艂em j膮 w po艂owie drogi.

- Co ty taka naburmuszona? Randka si臋 nie uda艂a, 偶e si臋 na mnie wy偶ywasz? – zapyta艂 troch臋 zdenerwowany, czego potem 偶a艂owa艂em. Elka nie by艂a jak wi臋kszo艣膰 samic, zainteresowana g艂贸wnie b艂yskotkami b膮d藕 uroczymi rzeczami. Koi ta uwielbia艂a ryzyko i nie ba艂a si臋 ubrudzi膰 sobie p艂etw. Co za tym sz艂o? Czasami by艂a agresywna jak rekin.

- Po pierwsze, to nie 偶adna randka – podnios艂a g艂os i spojrza艂a mi prosto w oczy. – A po drugie nie wy偶ywam si臋. Chce ci tylko u艣wiadomi膰 twoje g艂upie my艣lenie o nim – zbli偶y艂a si臋 do mnie, zmuszaj膮c mnie do odsuni臋cia si臋 do ty艂u.

- Rany julek, nie musisz si臋 denerwowa膰. Jako艣 wcze艣niej razem z niego 偶artowali艣my, a teraz co? Udajesz, jakby艣 by艂a anio艂em od pocz膮tku? – r贸wnie偶 podnios艂em g艂os, a moje zaciekawione siostry wysz艂y z pokoju Elki i zacz臋艂y nas ogl膮da膰. Brakowa艂o im tylko krasnorost贸w do tego.

- Nie, ale ja si臋 zmieni艂am i ty te偶 by艣 m贸g艂, bo robisz si臋 okropny i mam ci臋 dosy膰.

- Tak? Czyli co? Wolisz jego ode mnie?

- Tak! – gdy to powiedzia艂a, co艣 w mym 艣rodku p臋k艂o. Chocia偶 mia艂em 艣wiadomo艣膰, 偶e m贸wi tak tylko przez gniew, jaki si臋 z niej wylewa艂, to jednak zrobi艂o mi si臋 przykro. Bez s艂owa j膮 wymin膮艂em i skierowa艂em si臋 do wyj艣cia. By艂em takie w艣ciek艂y na t膮 ryb臋, 偶e m贸g艂bym j膮… normalnie… m贸g艂bym…

- Przepraszam – us艂ysza艂em z ty艂u. Nie odwr贸ci艂em si臋, Elka sama do mnie podp艂yn臋艂a i uderzy艂a w bok. – Wiesz, 偶e jak si臋 denerwuje, to m贸wi臋 wszystko tylko po to, by kogo艣 wkurzy膰 – m贸wi艂a ju偶 spokojnie, jakby przed chwil膮 w cale si臋 nie denerwowa艂a. Spojrza艂em na ni膮 i troch臋 mi ul偶y艂o. Mimo wszystko dalej by艂em na ni膮 z艂y. – Ju偶 si臋 nie d膮saj, bo ci w膮sy odpadn膮 – przewr贸ci艂em oczami. W jaki艣 spos贸b ten tekst zawsze mnie bawi艂, a teraz sprawi艂, 偶e troch臋 si臋 wyluzowa艂em.

- Niech ci b臋dzie.

- Sztama? – spojrza艂em na ni膮 po raz drugi i lekko si臋 u艣miechn膮艂em, kiwaj膮c g艂ow膮. – A wy czego pods艂uchujecie? – odwr贸ci艂a si臋 do moich si贸str, kt贸re zaraz si臋 sp艂oszy艂y i uciek艂y do jej pokoju. Elka pokr臋ci艂a rozbawiona g艂ow膮.

- Sztama – odezwa艂em si臋, uderzaj膮c j膮 w bok. Oboje si臋 za艣miali艣my i jakby 偶adnej k艂贸tni nie by艂o, odp艂yn膮艂em z jej domu.

<CDN>

Od Svitaja - "Lekarstwo na kaszel"

Kaszel paskudnie utrudnia艂 oddychanie biednemu Svitajowi, kt贸ry jeszcze wczoraj czu艂 si臋 w miar臋 w porz膮dku. By膰 mo偶e karp powinien uda膰 si臋 do kt贸rej艣 z medyczek, gdy tylko zacz膮艂 czu膰 si臋 nieco gorzej, przecie偶 od jakiego艣 czasu w 艂awicy kr膮偶y艂 kaszel listkowy. Ale kto nigdy nie pomy艣la艂 "E tam, rozejdzie si臋 po o艣ciach", niech pierwszy rzuci kamieniem. To samo my艣la艂 Svitaj, przynajmniej z pocz膮tku. Teraz si臋 przekona艂, 偶e mo偶e jednak si臋 po o艣ciach nie rozejdzie.

Nosz膮c kawa艂ek materia艂u wykonanego z li艣ci glon贸w jako mask臋, samiec uda艂 si臋 do najbardziej chyba znanej w 艂awicy medyczki, kt贸r膮 by艂a Romelle. Ona sama nie czu艂a si臋 najlepiej, co da艂o si臋 zauwa偶y膰 z wej艣cia, ale Svitaj nie mia艂 za bardzo poj臋cia, do kogo innego si臋 uda膰. Nie czu艂 si臋 jeszcze tak paskudnie, 偶eby samemu sobie nie poradzi膰, gdyby musia艂 tak zrobi膰. Tylko musia艂 mie膰 jakie艣 wytyczne.

– Dzie艅 dobry, pani medyk. Mo偶na?

– Mo偶na – medyczka zaprosi艂a go do gabinetu.

Sama nosi艂a mask臋. Dla zainteresowanych, rybia maska przypomina opask臋, kt贸r膮 zak艂ada si臋 na skrzela. Jest w dotyku bardzo mi臋kka i bezproblemowo si臋 rozci膮ga, wi臋c nie przeszkadza w ruchach ani w oddychaniu. Jedynym problemem jest to, 偶e jest jednorazowa i trzeba mie膰 ca艂y zapas, je偶eli chce si臋 regularnie wychodzi膰 z domu. Nawet gdyby kto艣 chcia艂 pojanuszowa膰 i u偶ywa膰 jedn膮 wiele razy to nie jest w stanie, bo te maski zwyczajnie si臋 niszczy艂y w momencie zdejmowania. Na szcz臋艣cie by艂y darmowe w okresie chor贸b, mo偶na wi臋c by艂o sobie pozbiera膰 na zapas, je偶eli kto艣 sobie 偶yczy. Nowa alfa, Vivierith, chcia艂a zmieni膰 ten stan rzeczy i udost臋pni膰 je tylko tym, kt贸rzy ci臋偶ko pracuj膮 na rzecz 艂awicy, jednak spotka艂a si臋 ze sporym buntem w tej sprawie.

– Kaszel listkowy? – zapyta艂a prosto z mostu Romelle, ledwo spogl膮daj膮c na Svitaja.

– Tak my艣l臋. Wie pani, 艣luz w skrzelach, marne samopoczucie. A teraz jest moda na kaszel.

– Tak, tak... – zamy艣lona samica si臋gn臋艂a po atlas na p贸艂ce. – Nie mam odpowiednich zapas贸w na miejscu, jeszcze mi nie przywie藕li, ale my艣l臋, 偶e zdob臋dziesz je na w艂asn膮 p艂etw臋. Dam ci list臋, dobrze?

– Okej.

Jaka艣 pijawka, napar i sporo odpoczynku. Tego w skr贸cie potrzebowa艂 Svitaj, 偶eby pozby膰 si臋 swojego kaszlu. Szuka膰 zacz膮艂 od razu, chocia偶 mia艂 raczej marne poj臋cie, gdzie mo偶e znale藕膰 to, co potrzebuje. Poza odpoczynkiem, to m贸g艂 znale藕膰 bardzo szybko w swoim w艂asnym domu. Zwolnienie medyczne z pracy wys艂a艂 poczt膮, 偶eby oszcz臋dzi膰 sobie czas i pop艂yn膮艂 do domu, by w podr臋cznikach zoologicznych znale藕膰 informacje na temat tej 艣miesznej pijawki. Co艣 o nich chyba kiedy艣 czyta艂, ale nie by艂y w podstawie programowej dla narybku, wi臋c nie robi艂 z tego 偶adnych notatek. Teraz w ko艅cu to wykszta艂cenie si臋 na co艣 przyda.

Ryb wyt臋偶y艂 wszystkie szare kom贸rki, jakie jeszcze dzia艂a艂y, 偶eby zrozumie膰 tekst napisany naukowym j臋zykiem. Co艣 tam, co艣 tam, mu艂, co艣 tam, pijawki, jada jada. Dlaczego nie idzie ich po prostu kupi膰? Bez sensu. W tym okresie powinny by膰, chyba 偶e by艂y wyprzedane. Romelle ich jeszcze nie ma. Mo偶e m贸g艂by poczeka膰? Nie, nie wypada. Musi p艂yn膮膰 po te g艂upie pijawki. Mo偶e b臋d膮 jakie艣 pseudo-stragany po drodze z tymi pijawkami, tak jak w okresie p贸藕noletnim maj膮 owoce zebrane z p贸l.

Ruszy艂 odwa偶nie w drog臋, udaj膮c, 偶e wcale nie czuje si臋 jak sprana szmata. Oby te pijawki nie by艂y tak ci臋偶kie do zdobycia jak pisz膮 w ksi臋dze, albo 偶eby chocia偶 mu si臋 poszcz臋艣ci艂o przy poszukiwaniach. O Pierwotny, b艂agam, spraw to!

Nie zauwa偶y艂, 偶e pod膮偶a za nim tajemniczy karp, bardzo nieudolnie chowaj膮cy si臋 za elementami otoczenia. 呕贸艂te 艂uski nie mog艂y si臋 nie wyr贸偶nia膰 na tle szaroburego pod艂o偶a i czarne paski nie pomaga艂y. To 艣mieszne koi wygina艂o si臋 w niezwyk艂y spos贸b, byleby ukry膰 si臋 za kamieniami i ga艂臋ziami. Uwag臋 na siebie zwr贸ci艂o dopiero, gdy z rozp臋du uderzy艂o 艂bem o wisz膮cy w wodzie konar, kt贸rego nie zauwa偶y艂o i wyda艂o z siebie st艂umiony pisk.

– A ty tu czego? – Svitaj z miejsca przybra艂 postaw臋 bojow膮, widz膮c nieznajomego. By艂 nawet gotowy mu przy艂o偶y膰.

– A bo zobaczy艂em, 偶e p艂yniesz na mu艂owisko i sam si臋 tam wybieram, i sobie pomy艣la艂em, 偶e w sumie mog臋 p艂yn膮膰 z tob膮.

– P贸ki co to p艂yniesz za mn膮, a nie ze mn膮.

– Ano racja.

呕贸艂ty samiec wyci膮gn膮艂 p艂etw臋 w kierunku nauczyciela.

– Jestem Irek.

– Svitaj – karp u艣cisn膮艂 p艂etw臋. – Rozumiem, 偶e te偶 na pijawki.

– A jak偶e.

Para ryb pop艂yn臋艂a dalej w pokoju, rozmawiaj膮c co nieco, przynajmniej tyle, na ile pozwala艂y im zawalone skrzela. Co艣 tam nawet zacz臋li planowa膰, w jaki spos贸b we dw贸jk臋 mog膮 z艂apa膰 par臋 pijawek i zebra膰 z nich odpowiednie enzymy.

\(⊙_(⊙_⊙)_⊙)/

W domku, pod kocykiem, z naparem w p艂etwie i wreszcie odklejonymi skrzelami, Svitaj zadowolony le偶a艂 sobie w 艂贸偶eczku i odpoczywa艂, tak jak nakaza艂a mu medyczka Romelle. Faktycznie by艂a bardzo dobra, to trzeba przyzna膰. Co prawda da艂a mu tylko zalecenia, ale dobre zalecenia, dzi臋ki kt贸rym od razu poczu艂 si臋 o niebo lepiej. A teraz p贸ki co m贸g艂 sobie wypoczywa膰, nie p艂ywaj膮c do pracy, nie wychylaj膮c si臋 z domku ani nie przejmuj膮c si臋 nikim poza nim samym. Na ten tydzie艅 lub dwa by艂o to idealne 偶ycie.

<Koniec>

13 pa藕dziernika 2022

Od Leona CD. Akahity - "Woda by艂a ciep艂a" Cz. 4

Elka mi zawsze powtarza艂a, 偶e jestem gadu艂膮, ale nie wierzy艂em w to (a raczej nie pozwala艂em sobie w to uwierzy膰, nawet, je艣li w g艂臋bi duszy o tym wiedzia艂em). Cz臋艣ciej obarcza艂em innych o to, 偶e z ich pyska wylewaj膮 si臋 strumienie s艂贸w, sk艂adaj膮cych si臋 w r贸偶ne zdania. Dla mnie s艂uchanie kogo艣 nie by艂o 偶adnym problemem, tak samo opowiadanie o czym艣. Niekiedy inne rybki m贸wi艂y mi, 偶e m贸g艂bym zosta膰 nauczycielem: gada艂em i gada艂em na r贸偶ne tematy, chocia偶 wed艂ug mnie, Elki i Diego, by艂y to bardziej g艂upoty, ni偶 co艣 wartego zapami臋tania – no chyba, 偶e wiedza o tym, aby nie bawi膰 si臋 z pijawkami, jest wiedz膮 tajemn膮 i wart膮 dzielenia si臋 ni膮 z innymi. 

Tak wi臋c na chwil臋 obecn膮 nie zauwa偶y艂em nawet, kiedy zalewa艂em nowopoznan膮 kolejnymi pytaniami i opowie艣ciami. Z ciekawo艣ci chcia艂em wiedzie膰 jakie stanowisko zaj臋艂a i dlaczego, jak si臋 jej spodoba艂o tymczasowe lokum i czy planuje tu zosta膰 na d艂u偶ej. S艂ysz膮c, 偶e na minimum p贸艂 roku, poczu艂em wewn臋trzn膮 potrzeb臋 przedstawienia jej naszego zbiornika oraz si艂臋, kt贸ra zmusi艂a mnie do pomocy tej biednej i nieobeznanej w tych terenach rybce, aby sprawi膰, 偶eby poczu艂aby si臋 jak w domu, niezale偶nie od tego, jak wygl膮da艂 jej dom, b膮d藕 jak rozumia艂a to s艂owo.

Kto艣 teraz powinien powiedzie膰, 偶e jestem 艣wirem, ale poniewa偶 nie ma nikogo, kto by to zrobi艂, a Akahita nie wygl膮da艂a na kogo艣, kto si臋 do tego przygotowuje, b臋d臋 dalej uwa偶a膰 siebie za dobrego samarytanina i b臋d臋 jej opowiada膰 o zbiorniku. 

Opowiada艂em i opowiada艂em. Opisa艂em jej ka偶de bardziej popularne miejsca, opowiedzia艂em gdzie lepiej nie p艂ywa膰 i gdzie si臋 znajdzie najlepsze jedzenie. Wymieni艂em jej miejsca, gdzie mog艂aby znale藕膰 lokum na d艂u偶sz膮 met臋 (w ko艅cu takie mieszkanko wysz艂oby taniej ni偶 nocleg w motelu) oraz ostrzeg艂em przed niekt贸rymi rybkami. Opowiedzia艂em r贸wnie偶 o zmianie na stanowisku alfy i dziwnej sytuacji z Tenebrae. 

- W ko艅cu nie wiem, czy by艂 potencjalnym morderc膮 czy tylko 艣wirem snuj膮cym takie marzenia – stwierdzi艂em na koniec. Spojrza艂em na zm臋czone oczy samicy, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e nie pozwoli艂em jej doj艣膰 do s艂owa, a tym samym, przeszkodzi艂em jej w wype艂nieniu swojej obietnicy. – Je艣li za du偶o m贸wi臋, od razy m贸w, serio – zapewni艂em j膮. – Bo ja to nie wiem kiedy zamkn膮膰 ten sw贸j pysk – westchn膮艂em, przyznaj膮c si臋 samemu sobie, 偶e by艂em bardzo gadatliwy. Niestety by艂o to silniejsze ode mnie. – Chod藕, pocz臋stuje ci臋 krasnorostami i pozwol臋 opowiada膰 historie – zaprowadzi艂em j膮 do swojego domu, poniewa偶 przez ten ca艂y czas siedzieli艣my w ogrodzie. Akahita nic nie m贸wi膮c ruszy艂a za mn膮. Pocz臋stowa艂em j膮 zielonym przysmakiem. – Ja ju偶 si臋 zamykam, serio – pos艂a艂em jej ciep艂y u艣miech, maj膮c szczer膮 nadzieje, 偶e zaraz mnie nie wy艣mieje, nie obrzuci wyzwiskami i nie odp艂ynie w sin膮 dal, pozostawiaj膮c mnie samemu sobie.

<Akahita?>

Od Valii CD. Leona - "艢wiat ginie w wodorostach" Cz.3

Jak naj艂atwiej i najszybciej zyska膰 sk膮d艣 informacje? Pytaj膮c innych, ale w taki spos贸b, aby nie zrobi艂o si臋 to podejrzane. Wi臋c zamiast ci膮gle kogo艣 pyta膰, wystarczy uwa偶nie s艂ucha膰 i obserwowa膰 艣wiat wok贸艂. Dla mnie nie by艂o to trudne zadanie, mog艂am to por贸wna膰 do oddychania: robisz to, bo musisz, chocia偶 nawet nie skupiasz si臋 na tym, bo jest to samoczynne. Moja profesja by艂a idealna dla mnie, problem jednak czasami le偶a艂 w tym, 偶e ryby nie chcia艂y m贸wi膰. Nic, a nic.

Przep艂ywaj膮c kanionem mi臋dzy uliczkami, by jak najszybciej dotrze膰 do magazyn贸w, gdzie mia艂y miejsce wszystkie kradzie偶e, ni st膮d ni zow膮d zosta艂am znokautowana przez jak膮艣 ciemn膮 ryb臋, kt贸ra postanowi艂a wp艂yn膮膰 na mnie bez uprzedzenia. Nie wiem co by艂o dziwniejsze: jej niekulturalne zachowanie, czy mo偶e s艂owa „Pom贸偶 mi!” wypadaj膮ce z jej ust. Nie wiedz膮c o co chodzi, spojrza艂am w ciemnofioletowe oczy przera偶onego koi, kt贸ry tylko wskaza艂 na dw贸jk臋 innych ryb, kt贸re pokaza艂y si臋 na wej艣ciu do alejki. Zmierzy艂am wzrokiem dwie ciemne rybki: jednego o granatowych 艂uskach i drugiego o zgni艂ozielonych. Ich wygl膮d sprawdza艂 si臋 jako kamufla偶: dlatego ci dwaj bracia zawsze pracowali jako szpiedzy.

- Carol i Coral? – zapyta艂am, patrz膮c na zm臋czone ryby. Carol, czyli ten o granatowych 艂uskach, podp艂yn膮艂 do mnie i spojrza艂 na nieznajomego.

- Witaj Val, jak 偶ycie mija? – zapyta艂 Coral, kt贸ry szybkim i zwinnym ruchem ogona, znalaz艂 si臋 tu偶 za obc膮, wystraszon膮 rybk膮. Samiec nie mia艂 ju偶 gdzie ucieka膰.

- Powoli, a wam? Po co go 艣cigacie? – zapyta艂am, odp艂ywaj膮c od nieznajomego, kt贸ry pos艂a艂 mi tylko b艂agaj膮ce spojrzenie. By艂 to zabawny widok. 

- Jak chcesz si臋 dowiedzie膰, to mo偶esz zosta膰 – zaoferowa艂 Carol, kt贸ry znalaz艂 si臋 obok brata. Razem przycisn臋li czarn膮 rybk臋 o fioletowych kraw臋dziach na 艂uskach do kamiennej 艣ciany.

- Strasznie szybko p艂ywasz, wiesz? – rybka pokiwa艂a g艂ow膮.

- No pewnie, w ko艅cu ka偶dego dnia kto艣 mnie goni – za艣mia艂 si臋. S艂ysz膮c to, u艣miechn臋艂am si臋 rozbawiona.

- Wi臋c dziwne, 偶e wpakowa艂e艣 si臋 w niez艂e k艂opoty.

- K艂opoty? Jakie znowu k艂opoty. Ja jestem grzecznym ogrodnikiem, sadz膮cym kwiatki – wyja艣ni艂. Zacz臋艂am si臋 zastanawia膰, czego chcieli od ogrodnika. Coral i Carol byli cz艂onkami mafii, do kt贸rej nale偶a艂am, dlatego zna艂am tych dw贸ch bli藕niak贸w. Nie rozumia艂am jednak, co ogrodnik m贸g艂 zrobi膰 na przek贸r mafii. Ciekawo艣膰 zmusi艂a mnie do pozostania w tym miejscu.

- Wiesz co posadzi艂e艣 za domem tego starca? – robi艂o si臋 coraz ciekawej.

- No oczywi艣cie, grzybie艅 bia艂y, lilie wodn膮, nenufar… - zacz膮艂 wymienia膰. Kiedy te dwie pierwsze nazwy zna艂am, pierwszy raz w 偶yciu s艂ysza艂am o tej trzeciej ro艣linie. Samce nagle wybuch艂y 艣miechem.

- S艂ysza艂e艣 to braciak? Kole艣 my艣li, 偶e posadzi艂 lilie – 艣miali si臋 dalej, a nieznajoma mi rybka patrzy艂a si臋 tylko nic nierozumiej膮cym wzrokiem. Jedyne co jej pozosta艂o, to czeka膰. Gdy w ko艅cu oboje si臋 uspokoili, zacz臋li mu wszystko wyja艣nia膰.

- Pos艂uchaj stary. Nie posadzi艂e艣 grzybieni bia艂ych, tylko niebieskie – sta艂am pod 艣cian膮, kompletnie niczego nie rozumiej膮c. Jaka to by艂a r贸偶nica, nie licz膮c koloru? – One by艂y nasze, a ty zmarnowa艂e艣 dobre p膮ki, wi臋c teraz musisz za to zap艂aci膰 – Carol przycisn膮艂 p艂etw膮 nieznajomego do 艣ciany i lekko poddusi艂. Tamten zacz膮艂 wymachiwa膰 p艂etw膮 ogonow膮.

- P膮ki by艂y bardzo podobne, sk膮d mia艂em wiedzie膰, 偶e to wasze? Grzybie艅 to grzybie艅, co on robi艂 w takim razie u sprzedawcy? Pos艂uchajcie, ja je mog臋 wykopa膰 i wam odda膰, posadz臋 tam drugie – pr贸bowa艂 si臋 jako艣 uratowa膰, ale oni byli nieugi臋ci. Gdy ju偶 my艣la艂am, 偶e Carol udusi samca, jego brat go powstrzyma艂.

- Mam lepszy pomys艂, ni偶 dobicie go – u艣miechn膮艂 si臋. Zna艂am ten wyraz twarzy i wiedzia艂am, 偶e nieznajomy wpakowa艂 si臋 w powa偶ne tarapaty. – Zamiast je wykopywa膰, wyhodujesz je nam – powiedzia艂. Czarna ryba a偶 poblad艂a.

- Ja? Ale to nielegalne, kto艣 mnie nakryje. Po za tym w tym domu kto艣 mieszka, od razu zauwa偶y, 偶e co艣 nie gra, to si臋 nie uda – z ust ofiary wyciek艂 potok s艂贸w.

- Co艣 wymy艣lisz – Coral poklepa艂 go po plecach. – I nawet nie pr贸buj si臋 z tego wywin膮膰, bo 藕le sko艅czysz – zagrozili mu. Nieznajoma rybka tylko prze艂kn臋艂a gul臋 w gardle, kiedy jeden z jego oprawc贸w go pu艣ci艂. Coral i Carol pos艂ali mu mordercze spojrzenia, a ten drugi nadepn膮艂 jeszcze nieznajomemu na ogon, aby wiedzia艂, z kim ma do czynienia. Chocia偶 on sam tego jeszcze nie wiedzia艂 do ko艅ca, ja wiedzia艂am, 偶e ju偶 po nim. Je艣li mafia go nie wyko艅czy, zrobi to wojsko. 

- Hej – zatrzyma艂am bli藕niak贸w, nim opu艣cili to miejsce. – O co chodzi z tymi grzybieniami? – zapyta艂am. By艂am ciekawa, dlaczego te kwiaty by艂y nielegalne.

- Bo maj膮 w艂a艣ciwo艣ci psychoaktywne – wyja艣ni艂 kr贸tko Coral, po czym razem z bratem odp艂yn臋li z tego miejsca. Nim i ja st膮d znikn臋艂am, spojrza艂am na nieznajomego, kt贸ry patrzy艂 na mnie z niewiedz膮 w oczach.

- To masz przer膮bane – stwierdzi艂am i ruszy艂am za bli藕niakami.

<Leon?>

Od Leona CD Valii - “艢wiat ginie w wodorostach” Cz.2

- Czy ja jestem dostawc膮? Jestem ogrodnikiem – mamrota艂em niezadowolony pod nosem, kiedy przep艂ywa艂em obok most贸w. Coraz cz臋艣ciej moim zadaniem jako ogrodnik nie by艂o sadzenie i opiekowanie si臋 ro艣linami, ale r贸wnie偶 przenoszeniem ich z miejsca na miejsce. Dlaczego? Pracownik贸w nie by艂o? A mo偶e taniej by艂o p艂aci膰 ogrodnikowi za to, ni偶 oddzielnemu pracownikowi? Ca艂y poranek przez to p艂ywa艂em naburmuszony. W po艂udnie pop艂yn膮艂em do sprzedawcy, kt贸ry mia艂 dla mnie paczuszk臋 艣wie偶ych p膮k贸w grzybienia. Kto艣 sobie za偶yczy艂, aby mu je posadzi膰 na posesji, wi臋c wzi膮艂em t膮 robot臋 od p艂etwy. 

Sprzedawcy nie by艂o, ale zamiast tego, znalaz艂em drewniane skrzynki na ty艂ach. By艂em jego cz臋stym go艣ciem, dlatego stwierdzi艂em, 偶e zostawi臋 mu na li艣ciu notatk臋 i wezm臋 odpowiedni towar. Obejrza艂em pakunki ze wszystkich stron i moje rybie oczy zatrzyma艂y si臋 na jednym z nich, kt贸ry z boku mia艂 wyd艂uban膮 liter臋 „G”. G jak grzybie艅, pomy艣la艂em. Otworzy艂em pude艂ko i zajrza艂em do 艣rodka. Znalaz艂em w niej m艂ode p膮ki grzybienia, dlatego twierdz膮c, 偶e to paczuszka dla mnie, zamkn膮艂em j膮  powrotem, chwyci艂em w obie p艂etwy i ruszy艂em w stron臋 zamawiaj膮cego.

Richard, m贸j nowy zleceniodawca, by艂 starym wdowcem, mieszkaj膮cym za mostami. Mimo, 偶e przep艂ywa艂em tamt臋dy kilkukrotnie, widzia艂em go tylko dwa razy, w tym ostatni, gdy chcia艂 si臋 ze mn膮 zobaczy膰 i poprosi膰 o posadzenie grzybieni z ty艂u jego domu. By艂 bardzo tajemniczy, prawdopodobnie by艂 to wynik utraty swojej 偶ony, kt贸ra rzekomo pop艂yn臋艂a za daleko i si臋 zgubi艂a (tak s膮dzi艂, chocia偶 reszta m贸wi, 偶e musia艂o si臋 co艣 z ni膮 sta膰). 

Maj膮c grzybienie, pop艂yn膮艂em do jego domu. Poniewa偶 nie chcia艂 mi otworzy膰 bramy, co oznacza艂o, 偶e prawdopodobnie go nie by艂o, pop艂yn膮艂em nad wodorostowym p艂otem i skierowa艂em si臋 do jego ogrodu. Ju偶 wcze艣niej dosta艂em od niego konkretne wytyczne, gdzie maj膮 zosta膰 posadzone kwiaty, dlatego bez zb臋dnych ceregieli, od艂o偶y艂em skrzynk臋 na ziemi臋 i rozejrza艂em si臋 po raz drugi po jego ogrodzie. Tak jak wcze艣niej zauwa偶y艂em, by艂 on zaniedbany. Po utracie 偶ony koi popad艂 w co艣 rodzaju depresji (psychologiem nie by艂em, wi臋c nie mog艂em konkretnie okre艣li膰, czy to by艂a na pewno ona, ale nie wygl膮da艂 te偶 na kogo艣, kto jej nie ma na pewno), dlatego jego ogr贸d wygl膮da艂, jakby nikt nie zachodzi艂 tutaj od wielu miesi臋cy. Pomimo tego, 偶e by艂a ju偶 jesie艅, ogr贸d wygl膮da艂 gorzej, ni偶 powinien. 呕adnego sprz膮tania, przycinania kwiat贸w czy ich przykrywania, by nie zmarz艂y. Widz膮c to, a偶 chcia艂o mi si臋 p艂aka膰. Tyle dobra zmarnowanego.

Po kolejnych chwilach marudzenia pod rybim nosem, zaj膮艂em si臋 prac膮. Wykopa艂em dziury i wsadzi艂em w nie p膮ki grzybieni, po czym delikatnie zakry艂em ziemi膮. Ca艂o艣膰 zaj臋艂a mi mo偶e nie ca艂膮 godzin臋 i kiedy by艂o ju偶 po wszystkim, zamkn膮艂em pust膮 skrzynie. Zabrawszy j膮 w p艂etwy, ruszy艂em z powrotem do sprzedawcy, aby mu j膮 odda膰.

Podczas drogi powrotnej czu艂em na sobie czyj艣 wzrok. To dziwne uczucie obserwowania, opisywanego w filmach jako co艣, co kaza艂o ci si臋 ci膮gle odwraca膰 do ty艂u i sprawdza膰, czy kto艣 za tob膮 nie p艂ynie, towarzyszy艂o mi r贸wnie uparcie, jak uparcie trzymaj膮ca si臋 pijawka. Nikogo niestety za sob膮 nie zobaczy艂em, dop贸ki nie dop艂yn膮艂em do miejsca. Tam zasta艂em Richarda w zaskakuj膮co dobrym humorze. Zabra艂 ode mnie pust膮 skrzyni臋 i kiedy m贸wi艂 co艣 o jakim艣 weselu swojej kuzynki, w wypolerowanej muszli, kt贸ra sta艂a naprzeciwko mnie, zauwa偶y艂em ciemn膮 ryb臋, uwa偶nie mi si臋 przygl膮daj膮c膮. By艂 to u艂amek sekundy. Zauwa偶y艂em go, nasze spojrzenia si臋 skrzy偶owa艂y i chocia偶 po chwili ukry艂 si臋 za kamieniem, wiedzia艂em, 偶e nic mi si臋 nie przydarzy艂o. To by艂 on, to ci膮g艂e uczucie obserwowania i dreszcze przechodz膮ce po grzbiecie. Gdy tylko Richard przesta艂 m贸wi膰, opu艣ci艂em jego sklep i ruszy艂em do domu. Gdy si臋 odwraca艂em za siebie, ciemna ryba porzuci艂a sw贸j tryb incognito. Wiedzia艂a, 偶e zosta艂a demaskowana, dlatego p艂yn臋艂a za mn膮, niby jako zwyczajna rybka, pod膮偶aj膮ca w tym samym kierunku. Ignorowa艂em to, chocia偶 po ka偶dym skr臋cie odwraca艂em g艂ow臋, by zobaczy膰, 偶e on r贸wnie偶 skr臋ci艂 w t膮 sam膮 stron臋. Gdy obok niego pojawi艂a si臋 kolejna ryba, r贸wnie ciemna jak on, ogarn臋艂a mnie pocz膮tkowa panika i zacz膮艂em p艂yn膮膰 szybciej. Oni r贸wnie偶 przyspieszyli, dlatego po kr贸tszej chwili zacz膮艂em ucieka膰. Gna艂em przed siebie ile si艂 w p艂etwach, ale nieznajomi si臋 nie oddalali. P艂ywali r贸wnie szybko co ja. W mojej g艂owie zrodzi艂y si臋 potworne wizj臋 porwania i r膮bania na kawa艂ki, kt贸re zmusi艂y mnie do zmiany kierunku. Chcia艂em znale藕膰 jakiego艣 stra偶nika, kt贸ry m贸g艂by mi pom贸c, nim zostan臋 obezw艂adniony, ale jak na z艂o艣膰 nie potrafi艂em 偶adnego odnale藕膰. Zamiast tego, gdy ostro skr臋ca艂em w jak膮艣 kamienn膮 uliczk膮, wpad艂em na jasn膮 ryb臋. Gdy si臋 zatrzyma艂em, straci艂em nagle si艂y do ucieczki, dlatego schowa艂em si臋 za jasn膮 ryb膮, maj膮c nadzieje, 偶e przy 艣wiadku nie zrobi膮 mi 偶adnej krzywdy.

- Pom贸偶 mi! – krzykn膮艂em, a po chwili pojawili si臋.

<Valia?>

10 pa藕dziernika 2022

Zmiany na blogu!

Wa偶ne og艂oszenie!

Jak niekt贸rym wiadomo, dnia 7 pa藕dziernika 2022 roku w opowiadaniu "Wszyscy kochaj膮 Akhifer" cz臋艣ci 7 zosta艂y ustanowione powa偶ne zmiany. Akhifer zesz艂a ze stanowiska alfy i podarowa艂a je niejakiej Vivierith, kt贸ra jednocze艣nie sta艂a si臋 oficjalnym cz艂onkiem 艂awicy.

Wraz ze zmian膮 alfy zosta艂 zmieniony niemal ca艂kowicie regulamin. Jest przede wszystkim od艣wie偶ony, ale du偶o punkt贸w si臋 zmieni艂o, jak na przyk艂ad obowi膮zuj膮ca aktywno艣膰 - obecnie obowi膮zuje jedno opowiadanie na dwa miesi膮ce. Zmieni艂y si臋 ca艂kowicie zasady nieobecno艣ci, a tak偶e cz臋艣ciowo postarzania.

Zmiany nast膮pi艂y r贸wnie偶 w regulaminach postaci i opowiada艅 (zak艂adka "Jak do艂膮czy膰?"). Regulamin NPC zosta艂 po艂膮czony z regulaminem postaci, a opowiadania nie zostan膮 wrzucone je偶eli nie zostanie podany pe艂ny tytu艂. Od dzisiaj nie b臋d臋 si臋 o to upomina膰, gdy偶 cz艂onkowie ignoruj膮 cz臋sto te upomnienia, wi臋c odpowiedzialni za to jeste艣cie teraz Wy.

W kwalifikacjach pojawi艂a si臋 nowa grupa, niedost臋pna dla zwyk艂ych cz艂onk贸w, ale dodaj膮ca nowe stanowiska.

Dok艂adne zmiany mo偶ecie sprawdzi膰, czytaj膮c poszczeg贸lne strony: O Koi Paradise, Jak do艂膮czy膰?, Kwalifikacje.

~ Wasza nowa alfa,
Vivierith

Od Vivierith - "S艂o艅ce, s艂o艅ce, wyjd藕偶e wreszcie" cz.1

S艂o艅ce, ile ci臋 by艂o na niebie? Tyle, co nic, a ju偶 chowasz si臋 za horyzontem. Dlaczego tak wstydzisz si臋 w艂asnej tarczy? Wyjd藕偶e, wyjd藕, nie chowaj si臋, ogrzej Zbiornik swoim ciep艂em, roz艣wietl te ponure wody. Czemu偶 jesie艅 ci臋 tak straszy? Czemu zimy si臋 tak boisz? Wtedy ja艣niej, wtedy weselej, wtedy艣 w艂a艣nie powinno 艣wieci膰 mocniej ni偶 kiedykolwiek, bawi膰 si臋 ze z艂otymi li艣膰mi, przegl膮da膰 si臋 w lodowej tafli. Ale ty nie chcesz. Chowasz si臋, jakby wstyd ci by艂o, 偶e nie jeste艣 tak 偶贸艂te jak klonowe li艣cie. Jakby艣 przy膰miewa艂o przy iskierkach 艣niegu zalegaj膮cym grub膮 warstw膮 na lodzie i na brzegach. Czy nie wiesz, 偶e tak nie jest? Czy nie wiesz, 偶e jeste艣 najpi臋kniejsze na 艣wiecie? Najcieplejsze, najja艣niejsze. T臋sknimy, wi臋c wyjd藕偶e, wyjd藕, poka偶 si臋. Mo偶esz si臋 chowa膰, ile chcesz, ale wiem, ja wiem, 偶e gdy tylko trawa zacznie wy艂ania膰 si臋 spod 艣niegu, gdy nowe p膮ki rozwin膮 si臋 na ga艂臋ziach drzew, ty zaczniesz wychodzi膰 coraz ch臋tniej, zostawa膰 na coraz d艂u偶ej, tylko po to, by ogl膮da膰 nadej艣cie wiosny. Czy ty wiesz, 偶e samo jeste艣 wiosn膮? Niesiesz j膮 na swych promieniach, gdy nareszcie pora wyrwa膰 si臋 z zimowego letargu. Zrzucasz j膮, by uwolni艂a nas od lodowego sufitu. Wi臋c nie wa偶ne, 偶e uciekasz. Nie wa偶ne, 偶e coraz bardziej si臋 wstydzisz. My na ciebie b臋dziemy czeka膰, cierpliwie, tak jak paj臋czyca czeka na swoj膮 ofiar臋. I oboje b臋dziemy si臋 cieszy膰 - i my, i paj臋czyca. Oby艣 wr贸ci艂o tak jasne, jak zawsze.

Gdy Vivierith sko艅czy艂a odprawia膰 sw贸j w艂asny, wewn臋trzny rytua艂 o jak najkr贸tsz膮, jak najl偶ejsz膮 zim臋, postanowi艂a wreszcie pokaza膰 si臋 艣wiatu. Min臋艂a swojego sekretarza, udaj膮c, 偶e nie widzi, jak gra w karty zamiast segregowa膰 wa偶ne papiery. Teraz by艂y papiery. Wykonane z drewna, starannie wypreparowane technik膮 znan膮 tylko tym najinteligentniejszym koi, u kt贸rych mutacja skupi艂a si臋 na rozwini臋ciu umys艂u, a nie tylko cia艂a. To one wymy艣li艂y formu艂臋, Rith je tylko wys艂ucha艂a i stwierdzi艂a, czy jest to po偶yteczne. By艂o.

艢wiat na zewn膮trz gotowa艂 si臋 i rozp臋dza艂 niczym woda w g贸rskim strumieniu, staraj膮c si臋 zebra膰 jak najwi臋cej jak najszybciej. W ko艅cu zbli偶a艂a si臋 zima, jesie艅 to idealna okazja, by uzupe艂nia膰 zapasy. Wy艂apywano 偶aby, zbierano i przetwarzano owoce, kt贸re wpad艂y do wody, polowano na ma艂e gatunki ryb, takie jak karasie czy jelce. Wszyscy pracowali na pe艂nych obrotach, by wype艂ni膰 magazyny a偶 po brzegi. Vivierith nie pozwala艂a si臋 obija膰.

Karpica zobaczy艂a znajom膮, 偶贸艂to-czerwon膮 sylwetk臋 艣migaj膮c膮 pomi臋dzy innymi, zupe艂nie obcymi koi. Nie wa偶ne, jak bardzo by si臋 skupi艂a, nie mog艂a sobie przypomnie膰, by kiedykolwiek widzia艂a Akhifer, poprzedni膮 alf臋, tak膮... 偶yw膮. Wydawa艂a si臋 by膰 w swoim 偶ywiole, pilnuj膮c innych, by nie dosz艂o do 偶adnych zamieszek, wskazuj膮c im drog臋 i wsp贸艂pracuj膮c bezpo艣rednio z reszt膮 stra偶nik贸w. Nawet u艣miechn臋艂a si臋, gdy zobaczy艂a Vivi i niemal jej pomacha艂a. Natychmiast odwr贸ci艂a wzrok i powr贸ci艂a do swoich obowi膮zk贸w. Dziwne.

Samica ruszy艂a wype艂nia膰 swoje obowi膮zki alfy, zaczynaj膮c od zahaczenia do medyk贸w, by sprawdzi膰, jakie braki maj膮. Spisa艂a list臋 w艂asn膮 p艂etw膮, jednak zanie艣膰 mia艂 j膮 ju偶 najbli偶szy donosiciel. Kolejnym punktem by艂 Jitong, do kt贸rego zajrza艂a tylko przelotem, by mu nie przeszkadza膰 zbyt d艂ugo. Zapyta艂a tylko, czy nie potrzebuje kogo艣, kto rezerwowa艂by spotkania. Nie otrzyma艂a jednoznacznej odpowiedzi, wi臋c odpu艣ci艂a.

Kolejna stacja: siedziba wojska. Czy potrzebuj膮 dodatkowej broni, czy daj膮 rad臋 trenowa膰 nowych rekrut贸w, czy maj膮 w og贸le wystarczaj膮co uczni贸w. Nikt nie zg艂osi艂 偶adnej skargi, wi臋c alfa uzna艂a, 偶e wszystko w porz膮dku.

Wszystko sz艂o jak po ma艣le, dlaczego wi臋c mia艂oby si臋 zepsu膰? Bo w艂a艣nie sz艂o jak po ma艣le. O takie mase艂ko 艂atwo si臋 po艣lizgn膮膰.

<CDN>

Powitajmy Vivierith!

Powitajmy nowego karpia w 艂awicy - Vivierith!


Ta karpica dobrze wie, czego chce w 偶yciu oraz jak to zdoby膰. By膰 mo偶e nie urodzi艂a si臋 przyw贸dczyni膮, ale zdecydowanie wros艂a w t膮 rol臋, dlatego wi臋c obejmuje nowo utworzone stanowisko Alfy.

Pe艂ny formularz Vivierith znajduje si臋 tutaj: =KLIK!=

7 pa藕dziernika 2022

Od Akhifer CD. Tenebrae'a - "Wszyscy kochaj膮 Akhifer" cz.7

Niebieskawe koi z bia艂ymi plamami przypominaj膮cymi chmury wp艂yn臋艂o z rozp臋du do domu alfy, nie zwa偶aj膮c na jak膮kolwiek prywatno艣膰.

– Alfa s艂ysza艂a? Jitong Tenebrae chc臋 alf臋 unicestwi膰!

Akhifer podnios艂a g艂ow臋 znad kawa艂k贸w kory.  Nie mia艂a zbytnio si艂y zastanawia膰 si臋, o co chodzi i guzik j膮 to obchodzi艂o. Us艂ysza艂a "alf臋 unicestwi膰". To brzmia艂o bosko. Nie musia艂a by膰 ju偶 wi臋cej alf膮. Mogli si臋 jej pozby膰, zrzuci膰 z niej brzemi臋 bycia szefem tego do艂ka, usun膮膰 j膮, za艂atwi膰 kogo艣 innego do sprawowania w艂adzy. Tak. TAK! Wy艣mienita okazja. Czy to ju偶 wariactwo, je偶eli si臋 cieszy, 偶e kto艣 chce j膮 zabi膰? Tak, pewnie tak. Ale ka偶dy by ze艣wirowa艂 z takim nat艂okiem spraw, w ko艅cu we藕 lataj po prawie ca艂ym Zbiorniku i za艂atwiaj nawet najdurniejsze papiery. O buncie ju偶 nie wspominaj膮c, bo przecie偶 ju偶 d艂ugi czas temu m贸wiono o buncie przeciwko obecnej w艂adzy. By膰 mo偶e kto艣 lepszy si臋 znajdzie. Kto艣 bardziej pasuj膮cy, kto lepiej to wszystko zniesie. Akhifer nie 艣mia艂a b艂aga膰 o wi臋cej, to i tak szczyt jej marze艅. Kto艣 chce j膮 unicestwi膰, jak bosko!

Ale chwila, kto to mia艂 by膰? Jitong. Tenebrae. Mogli mie膰 ochot臋 go skaza膰 na 艣mier膰, gdyby /jakim艣 cudem/ doszli, 偶e to on jest odpowiedzialny za 艣mier膰 ukochanej, niezast膮pionej alfy. O ile Ferka chcia艂a si臋 pozby膰 tego stanowiska, wci膮偶 musia艂a uwa偶a膰, czy kogo艣 to nie zaboli bardziej, ni偶 powinno. 呕ycie jednej rybki ze wzgl臋du na jej zachcianki. A mo偶e i wi臋cej, je偶eli rozegraj膮 si臋 jakie艣 zamieszki. Nie by艂a pewna, czy ktokolwiek walczy艂by w jej imi臋, ale w razie czego wola艂a nie ryzykowa膰. By膰 mo偶e s膮 jacy艣 idioci do tego zdolni.

– Kto rozpowiada te wie艣ci? – Pomimo 艣wiate艂ka w tunelu postanowi艂a pozosta膰 przy - jakkolwiek - zdrowych zmys艂ach.

– Wszyscy! Wszyscy rozpowiadaj膮! – zawo艂a艂o obce koi, po czym wyp艂yn臋艂o w pop艂ochu, jakby zobaczy艂o ducha.

W tym momencie Ferka zg艂upia艂a. Wszyscy o tym m贸wi膮, a ona dowiaduje si臋 dopiero teraz? Raczej o wiele szybciej by si臋 o tym dowiedzia艂a, skoro chodzi艂o o jej 偶ycie. Chocia偶 komu by przecie偶 zale偶a艂o na 偶yciu tej paskudnej alfy? Nikomu. Wi臋c si臋 nosi艂o, nosi艂o, p贸ki wi臋cej nosi膰 si臋 nie mog艂o, kto艣 w ko艅cu doni贸s艂, ale dlatego, 偶e musia艂, a nie, bo chcia艂. Tenebrae zamierza zg艂adzi膰 alf臋. B臋d膮 go traktowa膰 jak bohatera, ju偶 si臋 nie mog膮 doczeka膰.

By膰 mo偶e powinna wyj艣膰 ju偶 teraz, sprawdzi膰, co si臋 dzieje. Zainteresowa膰 si臋. Tylko 偶e wcale nie czu艂a, 偶e jest to jej powinno艣膰. Gdy rado艣膰 opad艂a, pozosta艂a martwa pustka, gorsza nawet ni偶 od tego, co dr臋czy艂o Akhifer przez znaczn膮 wi臋kszo艣膰 czasu. Mia艂a ochot臋 po艂o偶y膰 si臋 na glebie i udawa膰, 偶e ju偶 nie 偶yje. Mo偶e zostawi膮 j膮 w spokoju, od razu koronuj膮 Tenebrae'a na alf臋 i b臋dzie mog艂a si臋 usun膮膰 niezauwa偶ona, nawet nie zapisana w podr臋cznikach od historii. Tenebrae b臋dzie lepszym alf膮. Jest Jitongiem, zawsze mo偶e prosi膰 si艂y wy偶sze o pomoc. Je偶eli si艂y wy偶sze istniej膮.

Dopiero po d艂u偶szej chwili zorientowa艂a si臋, 偶e bezmy艣lnie patrzy na roz艂o偶one przed sob膮 kawa艂ki kory. 艁uki i kropki stanowi膮ce rybi j臋zyk g艂osi艂y przeznaczenie tych kawa艂k贸w. Jeden by艂 zaskar偶eniem, 偶e za du偶o karasi pojawi艂o si臋 na jednej z dzielnic. Inny widnia艂 jako zgoda na budow臋 nowego bloku mieszkalnego w miejscu, gdzie jak dot膮d by艂y tylko pojedyncze domki wykonane z kamieni lub drewna. Zaraz obok kora z b艂aganiem mieszka艅c贸w, by te bloki nie powsta艂y. Kto chcia艂by si臋 zajmowa膰 tym ba艂aganem z w艂asnej woli? By膰 mo偶e nikt. By膰 mo偶e kto艣 si臋 znajdzie.

Akhifer si臋 nie rusza艂a, z wyj膮tkiem tych wrodzonych machni臋膰 p艂etwami, by utrzyma膰 si臋 w r贸wnowadze. Nie si臋ga艂a po d艂ugopis, nie podnosi艂a wzroku, nie rusza艂a w kierunku wyj艣cia. Po prostu tkwi艂a z my艣lami w niebycie, nieobecna, wyj臋ta z istniej膮cej rzeczywisto艣ci. Nie zareagowa艂a, gdy jakie艣 koi ponownie naruszy艂o jej prywatno艣膰. Dopiero, gdy si臋 odezwa艂o. Czy raczej odezwa艂a.

– Panno Akhifer? – zwr贸ci艂a na siebie uwag臋 alfy. Karpica wreszcie si臋 otrz膮sn臋艂a, spogl膮daj膮c na czekaj膮c膮 obc膮. Bia艂e 艂uski z czarn膮 plam膮 na plecach. Nieznajoma kontynuowa艂a. – Kto艣 czeka na pani膮 przy wej艣ciu. – Po tych s艂owach wyp艂yn臋艂a, nawet si臋 nie ogl膮daj膮c.

Kto艣 czeka. Czy to nie Tenebrae? Gdyby to by艂 on, raczej us艂ysza艂aby jego imi臋. A mo偶e i nie. A tak w og贸le to od kiedy jej prywatne miejsce zamieszkania sta艂o si臋 publicznym biurem, do kt贸rego rybki sobie wp艂ywaj膮 i wyp艂ywaj膮? Jaki艣 nie艣mieszny 偶art. Ale skoro kto艣 czeka, to mimo wszystko nie wypada przetrzymywa膰 ich przed wej艣ciem. Niech i tak b臋dzie, Akhifer 艂askawie wyp艂ynie porozmawia膰, przede wszystkim dlatego, 偶eby mie膰 wreszcie spok贸j na swoim prywatnym terenie. Przynajmniej nie musi patrze膰 na t膮 stert臋 kory.

Wy艂oni艂a si臋 z jamy swojego mieszkania, by spotka膰 si臋 z ca艂膮 grup膮 karpi otaczaj膮cych wej艣cie ze wszystkich stron. Nie by艂o to du偶e ugrupowanie, ale wystarczaj膮ce, by nigdzie nie by艂o miejsca na ucieczk臋. Chyba przyp艂yn臋li zabra膰 j膮 do Tenebrae'a, 偶eby m贸g艂 j膮 unicestwi膰. Gdyby tak by艂o, bardzo ch臋tnie odda艂aby si臋 w ich p艂etwy, jednak jaki艣 sz贸sty zmys艂 podpowiada艂 jej, 偶e wcale nie o to chodzi. Przez jak膮艣 minut臋 wszyscy trwali w milczeniu pe艂nym napi臋ciu, a偶 w ko艅cu jeden cz艂onek zgrai postanowi艂 si臋 odezwa膰.

– Nazywamy si臋 Bractwem Kryszta艂owego Ksi臋偶yca – odezwa艂a si臋 karpica stoj膮ca najbli偶ej Akhifer. Mia艂a niezwykle ciemne 艂uski, kt贸re mieni艂y si臋 jak kryszta艂y, a jej g艂os by艂 ch艂odny, surowy i w艂a艣ciwie bez 偶adnych emocji, tak samo jak jej twarz. – Przybyli艣my po twoj膮 g艂ow臋.

Bractwo Kryszta艂owego Ksi臋偶yca. O tym bractwie Ferka nigdy nie s艂ysza艂a, ale te偶 bractw nigdzie nie trzeba zg艂asza膰, by istnia艂y, wi臋c nie by艂o to nic dziwnego. Na pewno jest o wiele wi臋cej bractw ni偶 Bractwo Oka, Kanionu czy Puszczy. Teraz ujawni艂o si臋 jeszcze jedno, wyra藕nie zrzeszaj膮ce spor膮 liczb臋 os贸b, kt贸rego przewodnicz膮cym jest zdecydowanie ta kryszta艂owa koi. Ciekawe, czy st膮d ta nazwa.

– A to nie Tenebrae mia艂 si臋 mnie pozby膰? – z jakiego艣 powodu to by艂o pierwsze pytanie, jakie wpad艂o do g艂owy 偶贸艂tej karpicy. Dlaczego? Licho wie. Nie zastanowi艂a si臋, po co im jej g艂owa ani dlaczego chc膮 j膮 zabi膰. Zdziwi艂o j膮 tylko, 偶e to nie Tenebrae po ni膮 przyszed艂.

– Zadbamy o to, by wszyscy my艣leli, 偶e to on. Czy zechcia艂aby艣 wsp贸艂pracowa膰 z nami, czy wola艂aby艣, 偶eby艣my u偶yli przemocy?

Spok贸j, z jakim przewodnicz膮ca karpica wypowiada艂a te s艂owa, przyprawia艂 o ciarki. I przypomnia艂 Akhifer o czym艣 takim o nazwie zdrowy rozs膮dek.

– Dlaczego chcecie mnie zabi膰? I oskar偶y膰 tym Tenebrae'a? – pr贸bowa艂a brzmie膰 odwa偶nie, ale w g艂臋bi duszy zacz臋艂a panicznie si臋 ba膰. By膰 mo偶e jednak nie chcia艂a tak bardzo umrze膰, jak jej si臋 wydawa艂o, tylko teraz ju偶 na to za p贸藕no. Nie zorientowa艂a si臋 na czas i chyba faktycznie przysz艂a na ni膮 pora.

– Uwa偶amy, 偶e nie nadajesz si臋 na alf臋. Z r贸偶nych powod贸w. – Ciemna koi wci膮偶 m贸wi艂a w pierwszej osobie liczby mnogiej, zaznaczaj膮c, 偶e chodzi o ca艂e bractwo. – A Tenebrae, ze wzgl臋du na niech臋膰 do ciebie, wydaje nam si臋 idealnym pionkiem.

W tym momencie Ferce w g艂owie zapali艂a si臋 lampka. 艢wieci艂a jasno jak s艂o艅ce w letni dzie艅, wr臋cz o艣lepiaj膮co i ociepli艂a martw膮 i zimn膮 dusz臋 alfy. Rado艣膰 ponownie wype艂ni艂a serce, a nadzieja powr贸ci艂a wielkim ogniskiem, roz艣wietlaj膮c dusz臋 od wewn膮trz. 艢wiat sta艂 si臋 bardziej kolorowy, 艣mia艂 si臋, radowa艂, ta艅czy艂 wr臋cz dooko艂a, jakby 艣wi臋towa艂 kolejne nadej艣cie bardzo wyczekiwanej wiosny. Tak lekko Akhifer nie czu艂a si臋 od dnia, kiedy zosta艂a wbrew swojej woli wybrana na alf臋. Niech si臋 dzieje wola nieba, z ni膮 si臋 zawsze zgadza膰 trzeba!

– Jak nie chcecie mnie na alf臋 to mog臋 odda膰 to stanowisko. Nigdy go nie chcia艂am. To jak, wymienimy si臋?

Nieznajoma na te s艂owa os艂upia艂a, pomimo inteligentnego umys艂u nie mia艂a poj臋cia, co odpowiedzie膰. Patrzy艂a na Akhifer jak na kompletn膮 wariatk臋, co w sumie dalekie od prawdy nie by艂o. A Akhifer tylko si臋 u艣miecha艂a, nawet nie pr贸bowa艂a ukry膰, 偶e niezwykle cieszy si臋 na mo偶liwo艣膰 utraty stanowiska. Na pewno wygl膮da艂a jak wariatka. Na szcz臋艣cie ju偶 od dawna j膮 za tak膮 uwa偶ali.

– Naprawd臋 tak po prostu to stanowisko oddasz? – wreszcie wyduka艂a ciemno艂uska, odzyskuj膮c pewno艣膰 siebie.

– Dziewczyno! Ja ci nawet wszystkie papierki przynios臋, 偶eby艣 nie musia艂a sama nie艣膰. Mam ciekawsze rzeczy do roboty ni偶 podpisywanie jakich艣 za偶ale艅 czy zezwole艅. Przynie艣膰 ci? – Akhifer ju偶 zacz臋艂a si臋 cofa膰, niemal ta艅cz膮c z rado艣ci, jednak wej艣cie zastawili wsp贸艂pracownicy przewodnicz膮cej.

– Je偶eli m贸wisz prawd臋, oficjalnie ustan贸w mnie now膮 alf膮. Teraz.

– No dobra. – Ferka si臋 cofn臋艂a. – Jak si臋 nazywasz? 呕eby by艂o oficjalnie.

– Vivierith.

– Vivierith. Og艂aszam ci臋, oficjalnie i prawnie, now膮 alf膮 ca艂ego Zbiornika. Je偶eli istnieje kto艣 z legalnymi argumentami przeciwko tej decyzji, niech wyst膮pi ju偶 teraz. Je偶eli nie, niech Pierwotny Koi no Ryuu po艣wi臋ci t膮 decyzj臋 i wspiera now膮 alf臋 Vivierith tak wa偶nym stanowisku.

Nikt si臋 nie odezwa艂. Ca艂e bractwo musia艂o zosta膰 utworzone z os贸b, kt贸re jak jeden m膮偶 zgadza艂y si臋, 偶e Vivierith powinna by膰 alf膮. I dobrze. Bardzo dobrze. Niech Vivierith radzi sobie z tym bajzlem. Akhifer nareszcie by艂a wolna. Hip hip hura! Ave Vivierith!

– Doskonale. A wi臋c – rozpocz臋艂a przem贸wienie nowa alfa. – Oto jestem, Vivierith, alfa 艂awicy Koi Paradise. Og艂o艣cie, przyjaciele, wszem i wobec, i偶 Akhifer zesz艂a ze stanowiska i zosta艂o ono zaj臋te przeze mnie, Vivierith. Wyprzyjcie plotk臋 o Tenebrae'u chc膮cym pozby膰 si臋 Akhifer, wymy艣lcie co艣 wiarygodnego. A ty – zwr贸ci艂a si臋 do grzecznie czekaj膮cej Ferki. – Nie my艣l, 偶e kiedykolwiek pozwol臋 ci zosta膰 kim艣 wi臋cej ni偶 stra偶nikiem. Nie nadajesz si臋 do tego.

Taaak, pomy艣la艂a by艂a alfa. Do rz膮dzenia si臋 absolutnie nie nadaj臋. By膰 mo偶e. I odp艂yn臋艂a z powrotem do swojego urokliwego mieszkania, ca艂kowicie wolna, zapominaj膮c o Brae'u i Feliksie, kt贸rych jeszcze nios膮c ci臋偶ar w艂adcy pos艂a艂a po jakie艣 kamienie. Zreszt膮 zapomnia艂a o nich du偶o wcze艣niej. Nie wiedzia艂a, co si臋 z nimi przez ten czas dzia艂o.

<Feliks/Tenebrae?>

1 pa藕dziernika 2022

Podsumowanie wrze艣nia

Witajcie, najdro偶si!

Szczerze m贸wi膮c, martwi艂am si臋, 偶e ten miesi膮c b臋dzie ca艂kowicie martwy i Koi Paradise zacznie powoli, z miesi膮ca na miesi膮c, grozi膰 upadek. Jednak mega pozytywnie mnie zaskoczyli艣cie, spinaj膮c ty艂ki i siadaj膮c do napisania chocia偶 po jednym opowiadaniu na wrzesie艅. Czasem jednak trzeba by膰 tym z艂ym, co? Ale wiedzcie, 偶e i tak Was kocham i strasznie doceniam, 偶e wzi臋li艣cie si臋 za siebie <3 Moje kochane rybe艅ki, Wy.

Nowo艣ci

No, troch臋 si臋 zadzia艂o, nie mog臋 powiedzie膰, 偶e nie. Oczywi艣cie zmieni艂a nam si臋 pora roku, obecnie obowi膮zuje jesie艅, a wraz z ni膮 pojawi艂y si臋 jesienne bonusy, kt贸re mo偶na zyska膰 poprzez pisanie opowiada艅 o odpowiedniej tematyce.

Rozpocz臋艂o si臋 tak偶e jesienne wydarzenie o nazwie Jesienne Wyprzeda偶e. Mo偶na obecnie kupi膰 jakie艣 wyj膮tkowe przedmioty, kt贸re nie s膮 dost臋pne na co dzie艅 w naszym Inwentarzu. Kto ch臋tny tego zapraszam.

Co najwa偶niejsze - do艂膮czy艂a do nas nowa karpica o imieniu Valia. Wraz z ni膮 mamy obecnie 12 rybek w 艂awicy, co jest wr臋cz zachwycaj膮cym wynikiem.

Ilo艣膰 s艂贸w

  1. Na pierwszym miejscu wyl膮dowa艂a Romelle, maj膮c na koncie 1102 s艂贸w w 1 opowiadaniu.
  2. Kolejn膮 rybk膮 na podium jest nowa kole偶anka Valia, napisawszy 810 s艂贸w w 1 opowiadaniu.
  3. Ostatnie miejsce na podium zaj臋艂a Akhifer, osi膮gaj膮c wynik 712 s艂贸w w 1 opowiadaniu.
  4. Czwarta wyl膮dowa艂a Akahita, przy 633 s艂owach w 1 opowiadaniu.
  5. I na samej ko艅c贸weczce mamy Nirimi, 549 s艂贸w w 1 opowiadaniu.

Bonusy

Niestety w tym miesi膮cu nie mieli艣my g艂osowania na Mistrza Miesi膮ca, dlatego wi臋c zosta艂 on wytypowany wed艂ug ilo艣ci s艂贸w. Mistrzem zosta艂a wi臋c Romelle, z wynikiem podanym wy偶ej. Bonus powinien te偶 przys艂ugiwa膰 Leonowi za posiadanie Kryszta艂贸w Bogactwa, ale poniewa偶 nie napisa艂 nic w tym miesi膮cu, nie zostan膮 one wykorzystane. Akhifer oraz Akahita otrzymuj膮 bonus za sprawowanie w艂adzy nad tym wygnajewem. 

Nieobecno艣ci

    1. Leon i Feliks byli zwolnieni z obowi膮zku pisania ze wzgl臋du na napisanie opowiadania w sierpniu.
    2. Aura oraz Psyche nie napisa艂y opowiadania, tym samym otrzymuj膮 pierwsze ostrze偶enie.


Dzi臋kuj臋 Wam wszystkim za obecno艣膰 w tym miesi膮cu i przywr贸cenie aktywno艣ci, nawet je偶eli wymaga艂o to odgrywania z艂ego charakteru. Mi艂o si臋 patrzy na tak膮 aktywno艣膰, cho膰bym mia艂a i o p贸艂nocy wrzuca膰 opko. Licz臋 na Wasz膮 aktywno艣膰 w nadchodz膮cych miesi膮cach, ale my艣l臋, 偶e poniewa偶 zaczynaj膮 si臋 studia i sama b臋d臋 w nich uczestniczy膰, mog膮 zmieni膰 si臋 wymagania aktywno艣ci. Ale jeszcze nad tym pomy艣l臋. Trzymajcie si臋 ciep艂o i uwa偶ajcie na przezi臋bienie!

~ Akhifer