30 lipca 2022

Od Irysahyty - "Dama Blanca"

Kim偶e jeste艣 bia艂a pani by bezsenne zsy艂a膰 sny

Kim si臋 mienisz by kr贸low膮 by膰 tych w贸d

Twa szczera biel onie艣miela

Czer艅 oczu czarniejsza jest od nocnego nieba

A jednak 艣miejesz si臋 ja艣niej ni偶 s艂o艅ce letniego popo艂udnia

Bez opami臋tania

Bez trosk

Niczym bogini na kwiecistych 艂膮kach szcz臋艣cia

Twoje serce bije rytmicznie

Brzmi膮c jak muzyka w moich smutnych uszach

Sama jeste艣 dzie艂em sztuki


A mo偶e nie jeste艣 wcale ryb膮

Mo偶e rybie 艂uski s膮 ci obce

Tylko w艣r贸d smok贸w zasiadasz i postanowi艂a艣

Na par臋 minut

Na kr贸tk膮 chwil臋

Zabawi膰 si臋 w kr贸lestwie 艣miertelnik贸w


Powiedz wi臋c czy to grzech kocha膰 tak bezgranicznie

Kogo艣 z innego 艣wiata kt贸rego nawet nie znam

Kogo艣 kto 艣mieje mi si臋 w twarz i ta艅czy pod gwiazdami

Kogo艣 kto zapomnia艂 偶e istnieje czas

A razem z nim przemijanie


Jestem tylko rybk膮 ma艂膮 i samotn膮

Ale gdybym m贸g艂 unie艣膰 si臋 w przestworza

Dolecia艂bym a偶 do ciebie na szczyt niebia艅skiego wodospadu

I wtuli艂 ci si臋 w pazury

Cho膰by mia艂y mnie poci膮膰 do 艣mierci

Bo 艣mier膰 nie by艂aby straszna znaj膮c twoje prawdziwe oblicze


Pani o p艂etwach niczym welon 艣lubny

Zawitaj prosz臋 w moje sny

By sta艂y si臋 bia艂e tak jak ty

By sta艂y si臋 czarne jak twoje oczy

By sta艂y si臋 g艂o艣ne jak twoje serce

I ja艣niej膮ce jak tw贸j 艣miech

By by艂y zape艂nione tob膮 od teraz

A偶 po wieczno艣膰

<Koniec>

21 lipca 2022

Od Akhifer - "Planowanie wyprawy"

Zakumplowanie si臋 z koi, kt贸re regularnie wita艂y na Mostach, okaza艂o si臋 najlepsz膮 decyzj膮 dla wycie艅czonej cudzym narzekaniem Akhifer. Te karpie nie pyta艂y o obowi膮zki, kt贸re "powinna" wykonywa膰, nie wymaga艂y stania na stra偶y porz膮dku, nie domaga艂y si臋 rozwi膮zania najg艂upszych problem贸w. Zdawa艂y si臋 zapomina膰, 偶e Ferka pe艂ni艂a funkcj臋 alfy w 艂awicy. By艂y zbawieniem.

Szczeg贸lnie ten ca艂y Winsh. Jemu nie przeszkadza艂o, kim by艂a Akhifer, traktowa艂 j膮 na r贸wni ze sob膮. U偶ywa艂 nawet jej przezwiska, gdy do niej co艣 m贸wi艂, zamiast wyra偶a膰 si臋 per "Akhifer". By艂 tak bardzo zwyk艂y. A偶 przyjemnie si臋 z nim rozmawia艂o.

– Wiesz, Ferka – odezwa艂 si臋 jednego razu. – Fajnie by by艂o zorganizowa膰 wycieczk臋 dla narybku. Wybawili by si臋, pozwiedzali. Gdyby tak znale藕膰 jakie艣 bezpieczne miejsce, to by by艂o co艣! Szkoda, 偶e nie poznali艣my jeszcze tylu teren贸w w ca艂ym Zbiorniku. Nawet nie wiemy, jaki on jest du偶y.

– Taa, co racja to racja. Ale m艂odzie偶y nie b臋dziemy wysy艂a膰 – powiedzia艂a stanowczo, na co jadeitowy koi serdecznie si臋 za艣mia艂 w sw贸j monotonny spos贸b, kt贸ry nie potrafi艂 wyra偶a膰 emocji. – Jak teraz o tym wspomnia艂e艣 to przypomnia艂am sobie, 偶e chcia艂am zorganizowa膰 wypraw臋. 呕eby jaka艣 grupa poszukiwawcza spr贸bowa艂a odkry膰 nowe tereny. Kto wie, mo偶e jest co艣 ciekawego tam g艂臋biej w Zbiorniku.

– My艣l臋, 偶e to wy艣mienity pomys艂.

Ta rozmowa utkn臋艂a w g艂owie Stra偶niczki ju偶 na dobre, wynurzaj膮c si臋 co jaki艣 czas z odm臋t贸w zapuszczonych my艣li. Zakorzeni艂a si臋 i sumiennie przypomina艂a o swoim istnieniu. Puk, puk, puk. Pami臋taj, fajnie by by艂o wys艂a膰 grup臋 zwiadowcz膮, kt贸ra pozna nowe zak膮tki Zbiornika. Ciekawie by艂oby co艣 takiego zorganizowa膰. Winsh tak powiedzia艂. Mo偶e za dzie艅 lub dwa zmobilizujesz si臋, 偶eby zwo艂a膰 rad臋 i ustali膰 dzie艅 oraz ekip臋 wyprawy. Fajnie by by艂o.

Fajnie by by艂o, ale zrobi膰 to ju偶 du偶o gorzej. Nat艂ok spraw, ilo艣膰 problem贸w, kt贸re trzeba rozwi膮za膰, zbieranina, og贸lny kocio艂, przygotowania do jesiennego festynu, i tak dalej, wed艂ug nieko艅cz膮cej si臋 listy. Szczeg贸lnie ten festyn. Ile dni alfa zmarnowa艂a do przygotowa艅, tego nie mog艂a zliczy膰 na promieniach p艂etw brzusznych. A wci膮偶 nie wszystko gotowe. Mo偶e na zim臋 zorganizuje t膮 wypraw臋, pod przykrywk膮, 偶e trzeba odnale藕膰 nowe 藕r贸d艂a po偶ywienia. Wszyscy s膮 zawsze ch臋tni na wi臋cej jedzenia zim膮. Ju偶 to zd膮偶y艂a do艣wiadczy膰.

Tylko jak to zorganizowa膰? Na pewno musia艂aby zapowiedzie膰 to zawczasu, by Zbieracze nazbierali jedzenia typowo pod wypraw臋. Najlepiej wczesn膮 jesieni膮. Trzeba te偶 przygotowa膰 kor臋 i rysiki, by koi mog艂y zapisywa膰 艣cie偶k臋 oraz opisy miejsc, jakie znajd膮. O ile znajd膮 co艣 ciekawego.

Nie. Na pewno znajd膮. Ich Zbiornik jest naprawd臋 olbrzymi, cho膰 w niekt贸rych miejscach ci臋偶ko przep艂yn膮膰. Oni 偶yj膮 tylko w jednej jego cz臋艣ci. Jeszcze co艣 znajd膮. Co艣, gdzie jest jedzenie.

Zapasy, kora. Co jeszcze si臋 przyda na takiej wyprawie? Odpowiednie wykszta艂cenie, chocia偶 je偶eli natrafi膮 na co艣 zupe艂nie nowego, na nic im si臋 to wykszta艂cenie nie przyda. Ale mog膮 nauczy膰 si臋 broni膰 i ucieka膰, to zawsze jest przydatna umiej臋tno艣膰. Mo偶e znajd膮 jak膮艣 inn膮 艂awic臋, w takim razie przyda si臋 umiej臋tno艣膰 komunikacji bez korzystania ze s艂贸w. Akhifer wyobrazi艂a sobie lekcje z komunikacji obrazkowej i u艣miechn臋艂a si臋 mimowolnie na my艣l o karpiach z zatkanymi uszami i zas艂oni臋tymi pyszczkami, by musieli korzysta膰 tylko z obrazk贸w. Chocia偶 kto wie, mo偶e ta umiej臋tno艣膰 przyda im si臋 nie tylko w przypadku spotkania 艂awicy m贸wi膮cej w obcym j臋zyku, ale tak偶e w razie sytuacji, gdzie nie idzie porozumiewa膰 si臋 normalnie, gdy偶 jest przyk艂adowo za g艂o艣no.

Zapasy, kora, rysiki, dodatkowe lekcje przetrwania i zaj臋cia z komunikacji obrazkowej. Wi臋c spis potrzebnych rzeczy ju偶 by艂. Teraz zosta艂o to zaplanowa膰 i wdro偶y膰 w 偶ycie.

<Koniec>

18 lipca 2022

Od Akahity - "Ma艂e wielkie treningi" (opowiadanie treningowe)

Dzie艅. Noc. Dzie艅. Noc. Nuda. Tyle mo偶na powiedzie膰 i tyle mo偶na wyci膮gn膮膰 z ca艂ego jej dotychczasowego 偶ycia w zbiorniku. Ci臋偶ko by艂o usiedzie膰 jej w miejscu jak to przysta艂o na tak pe艂n膮 energii i wigoru rybk臋 jak ona. Karpica bowiem le偶a艂a na ludzkiej 艂aweczce, niekulturalnie bo brzuchem do powierzchni. Ci臋偶ko wzdycha艂a, przewraca艂a oczyma. Ewidentnie choroba nazywana niemi艂osiernie nudn膮 nud膮. Jej p艂etwa opad艂a na czo艂o kiedy w ko艅cu raczy艂a ustawi膰 si臋 jak na ryb臋 przysta艂o. Jej ogon zamacha艂 spokojnie jakby z przyzwyczajenia do podr贸偶y, tej nieustannej jak膮 przebywa艂a przez swoje mierne, nic nie znacz膮ce 偶ycie. Huh. Kto by pomy艣la艂, 偶e z nud膮 nadchodz膮 pesymistyczne my艣li do jej ma艂ej g艂贸wki. Nie. Nie. Takiemu wielkiemu smoku jak ona nie mo偶na s膮dzi膰, 偶e jest si臋 bezu偶ytecznym. W ko艅cu jej si艂a, moc i pot臋ga p艂ynie w jej krwi i ogranicza j膮 tylko niesko艅czono艣膰 wody otaczaj膮cej jej cia艂o i t艂amsz膮cej wszystko pomi臋dzy tymi kruchymi 艂uskami. Przesun臋艂a p艂etw膮 po oczach. Nie wypada si臋 tak leni膰. Nic nie robi膰 ca艂ymi dniami, to 藕le. Wi臋c co robi膰? To by艂o dobre pytanie. S艂owa kt贸re powtarza艂y si臋 w jej g艂owie niczym mantra. 

—G艂upie to takie. — skomentowa艂a sama do siebie. W ko艅cu dotar艂o te偶 do niej, 偶e nawet m贸wienie do siebie nie wykazuje zbyt dobrego stanu psychicznego. Zamlaska艂a z niezadowoleniem i wzruszy艂a p艂etwami — Nigdy nie by艂am normalna. — dosz艂a do wniosku po czym pozostawi艂a 艂aweczk臋 za sob膮. Jej ogon zaszele艣ci艂 mi臋dzy delikatnymi falami. Jej oko b艂ysn臋艂o kiedy podp艂yn臋艂a bli偶ej tafli wody. Nie chcia艂a wystawia膰 g艂贸wki do s艂o艅ca, ale temperatura tutaj by艂a tak przyjemna.

—Dlaczego tu musi by膰 tak nudno. — zagada艂a przymykaj膮c oczy. Nie mog艂a tak pozosta膰 za d艂ugo. Jej sk贸ra nie jest w ko艅cu w stanie wytrzyma膰 za wiele promieni s艂onecznych, a by艂a tak blisko powierzchni. Czu艂a s艂o艅ce na skrzelach, na czole, na ustach, na sercu. Zaci膮偶y艂o na niej delikatnie, powoduj膮c nag艂e ospanie. Ziewn臋艂a wi臋c pr贸buj膮c pozby膰 sie tego uczucia. Jednak nie pomog艂o. Jedynie wzmog艂a si臋 w niej ch臋膰 p贸j艣cia spa膰. 

—Nie. We藕 si臋 w gar艣膰 kobieto. — pokr臋ci艂a g艂ow膮 energicznie. Jej serce zabi艂o kiedy ponownie przesun臋艂a si臋 w d贸艂. Znowu zrobi艂o si臋 ch艂odniej. Woda powoli otuli艂a j膮 rozbudzaj膮c zmys艂y, pobudzaj膮c mi臋艣nie. 

—Skoro ju偶 mi si臋 tak nudzi, skoro nie mam co robi膰 i tak. Czemu by nie potrenowa膰? — zachwyci艂a si臋 swoim pomys艂em. Jej p艂etwa energicznie zabi艂a w wod臋. Rozp臋dzi艂a si臋 podekscytowana. Jej oczy teraz l艣ni艂y czyst膮 pasj膮 i ch臋ciami na wysi艂ek. Jednak to szybko przygas艂o. Zatrzyma艂a si臋 i zawaha艂a.

—Trening treningiem. Ale co trenowa膰? — zatrzyma艂a si臋 natychmiastowo mru偶膮c oczy. Jej ramiona skrzy偶owa艂y si臋. Skupi艂a si臋 na wpatrywaniu w jeden konkretny punkt. Przetar艂a czo艂o, przetar艂a oczy, przetar艂a nos. Ci臋偶ka decyzja wisia艂a nad jej g艂ow膮. 

—Hymm... mog艂abym po艣ciga膰 si臋 z wiatrem, popracowa膰 nad szybko艣ci膮. Mo偶e z nurtem rzeki. Jaka艣 zawsze sie gdzie艣 znajdzie, cho膰by nasza podwodna Kawa. — na g艂os wyrecytowa艂a swoje my艣li. — Aczkolwiek czy potrzeba mi tego na razie? Na razie tak, na razie nie. Co za r贸偶nica. — pokr臋ci艂a g艂ow膮. Najwidoczniej nie mia艂a ochoty na „bieganie”. Jeszcze przynajmniej nie teraz. 

—Mo偶e podnoszenie kamieni da mi jakie艣 reakcje w ciele. Chocia偶 nie wiem ile podnie艣膰 bym ich musia艂a aby podzia艂a艂o. Codziennie wydaje mi si臋. Troch臋 za du偶o wysi艂ku jak na dzisiaj dzie艅. Nie chce mi si臋 a偶 taak. — pokiwa艂a g艂ow膮.  — Co mog臋 jeszcze po膰wiczy膰 na dzi艣 dzie艅. Slalomy mi臋dzy wodorostami, Wysoki z wody, ale na to jest stanowczo za ciep艂o, sparz臋 sobie sk贸r臋. Hymm... Mo偶e Kawa nie jest najgorsz膮 opcj膮.  — pokiwa艂a g艂ow膮 z zadowoleniem. 

Niedaleko p艂yn臋艂a i nied艂ugo te偶. Zbiornik by艂 do艣膰 dobrze skomunikowany. Da艂o si臋 skr臋ci膰 w par臋 skr贸t贸w, wi臋c dotar艂a nad rzek臋 bez wi臋kszego wysi艂ku. Ryzykownie si臋 bawi艂a, nawet bardzo, gdy偶 jej najszczerszym zamiarem by艂o nawet nie 艣ciganie si臋 z nurtem, wzd艂u偶 ukrytej rzeki, a starcie si臋 z jej moc膮. P艂yni臋cie pod pr膮d dobrze wzmacnia艂o sam膮 wydolno艣膰 zdolno艣ci p艂ywania. I to w艂a艣nie zamierza艂a zrobi膰. U jej boku wisia艂 kawa艂ek linki, ma艂e zabezpieczenie. A w p艂etwie trzyma艂a swoj膮 pere艂k臋. W ko艅cu kto艣 musia艂 jej towarzyszy膰, prawda? 

B臋d膮c ju偶 u brzegu u艂o偶y艂a swoj膮 dobr膮 kole偶ank臋 na boku i przewi膮za艂a si臋 przystawiaj膮c jedn膮 z ko艅c贸wek kamieniem. Do艣膰 ci臋偶kim, bo podnosz膮c go a偶 st臋kn臋艂a. Zaraz po tym zawi膮za艂a w po艂owie swojego cia艂ka drug膮 ko艅c贸wk臋. Czas by艂o po膰wiczy膰, ekstremalnie, jak na smoka przysta艂o! Podp艂yn臋艂a w g贸r臋 aby potem zanurzy膰 si臋 w innej g臋sto艣ci wodzie. Nurt nie by艂 bardzo rw膮cy, ale jej p艂etwy i tak musia艂y pracowa膰 do艣膰 intensywnie. 

Trening by艂 wyczerpuj膮cy, ale wystarczaj膮cy. Jednak jeden dzie艅 badziewnego p艂ywania pod pr膮d daje wielkie G. O nie! To nie dla niej. Ona wr贸ci艂a do rzeki nast臋pnego dnia. I nast臋pnego. I nast臋pnego. Bez dnia przerwy, ca艂y tydzie艅 wykonywa艂a to samo 膰wiczenie. Jej p艂etwy bola艂y od wysi艂ku wieczorami, jednak nie poddawa艂a si臋. Nie mia艂a powodu do tego. W 偶adnym wypadku. Nale偶a艂o wysili膰 si臋 chocia偶 odrobink臋 bardziej i nawet b贸l ust臋powa艂 mi艂emu rozlu藕nieniu. W ko艅cu przywyk艂a do monotonnego ruchu i szumu. W ko艅cu przesta艂a sapa膰 i prycha膰 kiedy si臋 zm臋czy艂a, a i p艂yn膮膰 mog艂a d艂u偶ej. Niczym smok, wzmocniona. Wytrzyma艂a.

<trening wytrzyma艂o艣ci>

Jednak to nie by艂 koniec jej przyg贸d. Nie w 偶adnym wypadku. Jednak pomi臋dzy nimi nale偶a艂o sobie odsapn膮膰. Akahita bowiem p艂ywa艂a tak tydzie艅, wzmacniaj膮c wyporno艣膰 na b贸l. Ale brak zakwas贸w w ko艅cu musia艂 si臋 sko艅czy膰. Chocia偶 czy ryba mo偶e mie膰 jako tak ludzko rozumiane zakwasy? Mo偶e. W ka偶dym razie czu艂a si臋 zm臋czona. Wyczerpana po takim nieustannym, wyczerpuj膮cym wysi艂ku. Po艂o偶y艂a si臋 ze spokojem mi臋dzy wodorostami. W tak ciep艂e noce lubi艂a skry膰 si臋 gdzie艣 w cieniu nocy, gdzie dosi臋gaj膮 tylko najja艣niejsze odbicie ksi臋偶yca si臋ga. Takie spanie by艂o zaiste przyjemno艣ci膮 i zalet膮 lata. Zim膮, kiedy woda nie jest tak przyjemna w odci臋tych od s艂o艅ca miejscach, nie 艣pi si臋 na dworze. Zwyczajnie w 艣wiecie jest nie do wytrzymania! Ch艂贸d po偶era i parali偶uje cia艂o, je艣li nie schowa si臋 w odpowiednich miejscach. Zw艂aszcza w oceanach czu膰 t膮 r贸偶nic臋. Aczkolwiek stoj膮ce zbiorniki powinny by膰 zno艣ne, prawda? Czy to wa偶ne teraz? Nie, nie. Akahita chcia艂a tylko odsapn膮膰 w spokoju zamiast zastanawia膰 si臋 nad nadchodz膮cymi porami roku i zmartwieniami. Kto ich tam wie. Zamkn臋艂a oczy pozwalaj膮c s艂odkim marzeniom sennym ponie艣膰 si臋 w nieznane i nies艂ychane krainy pe艂ne smok贸w takich jak ona. Spa艂a. I spa艂a. Ile jej by艂o potrzeba. W ko艅cu jej cia艂o ca艂kowicie zrelaksowa艂o si臋 po takim wysi艂ku. I mimo 偶e noc przemin臋艂a zast臋puj膮c si臋 艣wiat艂em s艂odkiego dnia ona nadal spa艂a. I mo偶e sie powtarza i powtarza, a jednak ta czynno艣膰 by艂a silniejsza od niej. Zamkni臋te oczy, powolnie unosz膮ca sie klatka, spokojny oddech. Relaks na 102. Nawet najlepsi nie umiej膮 spa膰 tak dobrze jak taki zdolny kochany smok. Pot臋偶ny. I niezast膮piony.

Powierzy艂a sw贸j szeroki u艣miech pere艂ce w jej 艂apie. Jej pazury powoli przesun臋艂y po l艣ni膮cej powierzchni okr膮g艂ego przedmiotu. Oczy o kolorze barwnych fiolet贸w cieszy艂y si臋 razem z jej pyskiem. D艂ugi ogon, zako艅czony wachlarzem futra i pi贸r zawin膮艂 sie wok贸艂 jej 艂ap. Usiad艂a. Na szczycie 艣wiata. Na szczycie g贸r. Spogl膮daj膮c w d贸艂 na 艣wiat pokryty mglist膮 po艣wiat膮. Nie mog艂a rozr贸偶ni膰 偶adnych szczeg贸艂贸w. Jednak w jej sercu panowa艂a rado艣膰, szcz臋艣cie. Z jakiego艣 powodu, nawet je艣li nie widzia艂a niczego w dole pod sob膮. By艂a wi臋ksza. By艂a silniejsza. By艂a sob膮. A jej u艣miech ja艣nia艂 jak s艂o艅ce. By艂a poza wod膮. By艂a smokiem.

Otworzy艂a oczy. Ten sen by艂 tak przyjemny, 偶e rzadko by艂o go spotka膰 u kogokolwiek, a i marzenia mia艂a przyjemne. Nie zdarza艂o si臋 to cz臋sto. Zazwyczaj nie 艣ni艂a, a wy艂膮cznie pozwala艂a umys艂owi odpocz膮膰. Albo zwyczajnie nie pami臋ta艂a niczego. Podobnie teraz. Mia艂a tylko chwil臋 aby omie艣膰 swoim zaspanych umys艂em ca艂膮 t膮 wizj臋, kt贸ra napawa艂a zaskakuj膮c膮 przyjemno艣ci膮. Jednak i to odesz艂o szybko w niepami臋膰 wraz z porannym ziewni臋ciem. A kiedy tylko oczy Akahity otworzy艂y si臋, a cia艂o wykona艂o pierwsze, nieco ospa艂e i powolne ruchy, jej my艣li wr贸ci艂y na tor treningu. Nie chcia艂a jednak wraca膰 do rzeki. Nie, nie. To by艂oby nudne. Ponowne wpadanie w rutyn臋 by艂o jej zwyczajnie niepotrzebne. No i b膮d藕my szczerzy. Zacz臋艂a t膮 monotonn膮 m臋k臋 tylko po to aby uciec od tego n臋kaj膮cego j膮 uczucia niech臋ci do 偶ycia. Jej p艂etwy rozci膮gn臋艂y sie p艂ynnym ruchem kiedy wreszcie si臋 podnios艂a. Postanowi艂a trenowa膰 dalej, ale tym razem zdecydowa艂a si臋 na inny rodzaj 膰wicze艅. Jej p艂etwa si臋gn臋艂a po swoj膮 pere艂k臋, kt贸ra le偶a艂a obok niej. Chwyci艂a j膮 i przesun臋艂a po jej l艣ni膮cej powierzchni przegl膮daj膮c si臋 w niej chwil臋. Jej odbicie by艂o niewyra藕nie i zniekszta艂cone, ale wystarczaj膮ce aby mog艂a zakr臋ci膰 swoim w膮sem i poprawi膰 swoj膮 tyln膮 p艂etw臋. 

—Czas na zabaw臋, kochana! — zawo艂a艂a i ruszy艂a. Jej p艂etwa macha艂a energicznie aby dotrze膰 na miejsce jak najszybciej. A gdzie p艂yn臋艂a? To dobre pytanie. 

—Gdzie? — zapyta艂a sama siebie. — Mo偶e tam. — jej ogon znalaz艂 jakie艣 losowe miejsce przy starym ludzkim parku. Tu by艂o dobre miejsce. Bardzo dobre, na po膰wiczenie odrobin臋 swojej zwrotno艣ci. Wodorosty bowiem by艂y tutaj ca艂kiem niez艂ej wysoko艣ci.  No i mog艂a w 艂atwo艣ci膮 wskoczy膰 troch臋 z wody i ukry膰 si臋 z powrotem, ale to mo偶e na potem. Na potem. Na pewno na potem. Teraz nale偶a艂o skupi膰 si臋 na przygotowaniach do ma艂ego treningu, kt贸ry znaj膮c 偶ycie przerodzi sie w kolejn膮 przynajmniej tygodniow膮 przygod臋. Kto wie, mo偶e d艂u偶ej. Nie to by艂o jednak teraz istotne. Od艂o偶y艂a swoj膮 drog膮 przyjaci贸艂k臋 na bok i zacz臋艂a rozci膮ganie. Pope艂ni艂a b艂膮d nie robi膮c tego za pierwszym razem. Potem walczy艂a z bol膮cymi mi臋艣niami. Teraz nie robi ju偶 tego b艂臋du. Schyla艂a si臋, wi艂a i rozci膮ga艂a jak tylko mog艂a. W ko艅cu b臋dzie 膰wiczy艂a. Nowe zaj臋cie specjalnie dla niej! Po rozci膮gni臋ciu wszystkich mi臋艣ni nareszcie nadszed艂 czas na w艂a艣ciwe 膰wiczenia. Zacz臋艂a powoli kr膮偶y膰 mi臋dzy wodorostami, raz przyspieszaj膮c, raz zwalniaj膮c. Zale偶a艂o jej raczej na tym aby nie dotyka膰 bokami wodorost贸w co zdarza艂o jej si臋 z pocz膮tku. Ale c贸偶. Im dalej sz艂a w las tym lepiej by艂o. Oczywi艣cie ani nie sz艂a, ani nie w las. To by艂a przeno艣nia tego, 偶e coraz lepiej jej sz艂o. I nast臋pnego dnia, i nast臋pnego dnia i nast臋pnego. Ponownie z jej 膰wicze艅 jednego dnia zrobi艂 si臋 tydzie艅 przynajmniej. Nale偶a艂o jej si臋. Par臋 godzin dziennie 膰wicze艅 sprawi艂 tak偶e, 偶e jej zwroty, na prawo i na lewo by艂y znacznie lepsze. W g贸r臋 i w d贸艂 przyda艂oby si臋 jeszcze popracowa膰, ale udoskonalenie tego manewru mo偶e nie by膰 mo偶liwe ze wzgl臋du na budow臋 jej sia艂a i tyln膮 p艂etw臋, nienaturalnie wchodz膮c膮 na jej g艂ow臋. Zabiera艂o jej to troch臋 p艂ynno艣ci przy nag艂ych skr臋tach zw艂aszcza w g贸r臋. Nawet je艣li by艂a uklepana. Eh. Taki los. Taka si臋 urodzi艂a i nic na to nie poradzi. Mo偶e przecie偶 膰wiczy膰 boki. Kto jej zabroni!

<Trening zwinno艣ci>

Odpoczynek. Ponownie. Padni臋ta po艂o偶y艂a si臋 tym razem w jednym z pokoi w jednej z karczemek jakie zasiedla艂y te wody.  艁贸偶ko. Ci臋偶ko cokolwiek czasem nazywa膰 tu ludzkimi nazwami. De facto ryba nie cz艂owiek. 

—Padam z p艂etw. — mrukn臋艂a. Przysun臋艂a pere艂k臋 do swojej piersi i opad艂a na bok na u艂o偶one wodorosty wypchane pewnie mi臋kkimi li艣膰mi czy innymi ro艣linkami, kt贸re wymienia si臋 co jaki艣 czas. Lepsze to ni偶 spanie na algach na zewn膮trz. Zapowiada艂 si臋 bowiem deszcz lub burza i woda nieco si臋 och艂odzi艂a. Poza tym zawsze lepiej na mi臋kkim ni偶 twardym. Zw艂aszcza dla wym臋czonych treningiem mi臋艣ni. Usn臋艂a szybko przytulona ciasno do swojej najbli偶szej przyjaci贸艂ki, kt贸ra w milczeniu dotrzymywa艂a jej towarzystwa. A 艣ni艂o jej si臋 jak p艂ywa艂a poprzez rzeki, a one rzuca艂y ni膮 o kamienie.

Pr膮d rze艣ko zaczepia艂 o jej p艂etwy. Pr贸bowa艂a si臋 opiera膰, ale niewiele jej to da艂o. Co艣 zmiata艂o j膮. Cia艂o uderza艂o o kamienie kiedy opada艂a nieco z si艂. Mi臋艣nie j膮 bola艂y, ale czu艂a 偶e nie mo偶e p艂yn膮膰 w d贸艂. Nie mo偶e podda膰 si臋 pr膮dowi. Co艣 jej m贸wi艂o 偶e je艣li to zrobi przepadnie dla niej co艣 wa偶nego. Uparcie wi臋c d膮偶y艂a do 艣wiat艂a przed ni膮, nieco w g贸r臋. Nieco w prawo nawet. Pod pr膮d. Dalej i dalej. Ju偶 na wyci膮gni臋cie r臋ki, Jej dobra kole偶anka, daj膮ca jej 艣wiat艂o, niczym s艂o艅ce. Tak blisko. Ju偶 si臋ga艂a j膮 p艂etw膮. Jednak moc wody si臋 wzmaga艂a. By艂o jej tak ci臋偶ko. Tak trudno. Pojedyncza 艂za uciek艂a razem z opieraj膮c膮 si臋 wod膮. Zu偶ywa艂a swoje si艂y. Si臋ga艂a dalej i dalej. A偶 w ko艅cu uj臋艂a j膮 w p艂etw臋. Wszystko usta艂o. Wzi臋艂a g艂臋boki wdech. Zamkn臋艂a oczy. A gdy je otworzy艂a,,,

By艂a w 艂贸偶ku. Jej serce bi艂o mo偶e nieco za mocno. W ko艅cu to nie by艂 koszmar. Wyparowa艂 te偶 z jej g艂owy jak ka偶dy inny sen. Uspokoi艂a si臋 te偶 w miar臋 szybko. Przetar艂a oczy, rozci膮gn臋艂a obola艂e mi臋艣nie. Mo偶e dzisiaj co艣 l偶ejszego. Aczkolwiek przy takim zapale i rozp臋dzie nie by艂o mowy o d艂u偶szym odpoczynku. Postanowi艂a, 偶e nie b臋dzie si臋 obija膰. Nie, nie. Nie ma nawet mowy o takiej opcji. Jej tylna p艂etwa ruszy艂a ku wyj艣ciu i ju偶 zaraz 偶egna艂a si臋 z w艂a艣cicielem tego zacnego miejsca. Wyp艂yn臋艂a. Jeszcze by艂o pogodnie, ale w ci膮gu tych dni pewnie b臋dzie pada艂o, gdy偶 woda przy powierzchni zrobi艂a si臋 znacznie zimniejsza. Dlatego Akahita postanowi艂a pop艂ywa膰 bez celu. Ale co z tym zrobi膰? Mia艂a w ko艅cu trenowa膰. C贸偶. Pogoda nie chcia艂a ofiarowa膰 jej tej mo偶liwo艣ci, ale ona stwierdzi艂a, 偶e b臋dzie prze膰 na prz贸d. Bo czemu ni. W ko艅cu wpada艂a na pomys艂. Jej pere艂ka stan臋艂a na kamyczku. Zabezpieczona sznureczkiem aby nic jej nie zaszkodzi艂o. Szkoda by艂oby jej kochanego skarbu, gdyby spad艂. O zgrozo. Nie, nie. Nie wolno jej o tym teraz my艣le膰.

—Po膰wiczymy sobie kochana szybko艣膰. Dobrze, 偶e zwrotno艣膰 mam za sob膮. To co ty na to? —zagadn臋艂a nieruchomy, ale bliski jej przedmiot. Po chwili milczenia pokiwa艂a 艂ebkiem i skoczy艂a do akcji.  Rozp臋d i wyskok. Rozp臋d i wyskok. Ponad wod臋. Wychodzi艂a i zanurza艂a si臋 z powrotem. Oczywi艣cie musia艂a si臋 zatrzyma膰 na jaki艣 czas co jaki艣 czas. Og贸艂em by艂o nieco za zimno na takie eskapady i 膰wiczenia. Znaczy. By艂o lato. By艂o ciep艂o, cieplej ni偶 zim膮. Ale r贸偶nica temperatury powietrza i wody nie by艂a przyjemna. Wi臋c musia艂a pociera膰 swoje ramiona i p艂etwy. Zatrzymywa膰 si臋 i ogrzewa膰 w wodzie co jaki艣 czas. Skacz膮ca ryba. To te偶 nietypowe zjawisko. 

—Ciekawe jak to musi wygl膮da膰 z powierzchni.  —za艣mia艂a si臋. —Komicznie zapewne. — zmacha艂a p艂etw膮. Skoczy艂a. I tak znowu. Par臋 dni. Par臋. To troch臋 dobre uog贸lnienie. Trzy 偶eby by膰 dok艂adnym. Z czego jeden by艂 pe艂en deszczu. No c贸偶. Tak to czasem bywa, 偶e pogoda p艂ata nam figle. Prawda? No c贸偶. Zale偶a艂o jej 偶eby nabra膰 odrobin臋 szybko艣ci. Nie mog艂a by膰 w ko艅cu zbyt wolnym smokiem. Wolne smoki to nie kr贸lowie. A ona, mo偶e... no niekonieczne kr贸lem. Nie rzuci艂aby si臋 na koron臋. Za wiele odpowiedzialno艣ci za innych. Kto by o to dba艂 i kto by tego chcia艂. S艂ucha膰 nieustannie narzekania, dba膰 o potrzeby innych, i tak dalej. To nie dla niej, nie, nie. Korona to za wiele. Machn臋艂a p艂etw膮. Sko艅czy艂a z szybko艣ci膮. Do艣膰 bawienia si臋 w deszczu i przy powierzchni. Wzi臋艂a per艂臋 pod pach臋. I ju偶 jej ni by艂o.

<trening szybko艣ci>

Poranek przywita艂 burz膮. Nieprzyjemna pogoda. Akahita zmru偶y艂a oczy. 

—C贸偶 za paskudna pogoda. — powt贸rzy艂a po sobie. — Co robi膰 w taki dzie艅 pere艂ko? 膯wiczy膰 dalej t膮 szybko艣膰 moj膮 nieszcz臋sn膮? — zamilk艂a na sekund臋. — Nie. Masz racj臋. To z艂y pomys艂. Ale mo偶e po膰wicz臋 na lekcje. Ja wiem. Ja wiem. Ale mimo wszystko ucz臋 sztuk walki nie? No wiem, wiem. Jestem s艂aba z narybkiem, ale co poradz臋. Zapisa艂am si臋 to teraz trzeba wykonywa膰 obowi膮zki nie? Mam par臋 tych dzieciak贸w pod p艂etw膮 to trzeba ich wytrenowa膰. Mo偶e kiedy艣 zastan膮 takie cudo jak ja i pomy艣l膮 sobie o sobie w ten sam spos贸b. Niech maj膮 marzenia, nie? Dok艂adnie! — pokiwa艂a g艂ow膮 przegl膮daj膮c si臋 z kole偶ance. Poprawi艂a jeszcze w膮sa i z zadowoleniem pop艂yn臋艂a znale藕膰 miejsce na sw贸j trening. Po drodze jednak rozproszy艂a si臋. Jedzeniem. Bo czym innym. Dobre, ba! Pyszne ziarenka z nieba prawie 偶e. Nom, nom. To by艂o dla niej idealne 艣niadanie. Sp臋dzi艂a wi臋c d艂u偶sz膮 chwil臋 si臋gaj膮c i zbieraj膮c je. Niby to nie by艂o jej zadaniem, ale jak widzi si臋 takie dobroci zagubione w wodzie, a偶 szkoda nie skorzysta膰. Oczywi艣cie zaczepi艂 j膮 jaki艣 ma艂y narybek, to dosta艂 par臋 tych pysznych kawa艂eczk贸w i okruszk贸w. Ucieszy艂 si臋 oczywi艣cie.

—A to co? — spyta艂 zajadaj膮c si臋 jedzeniem. No bo czym innym. Akahita spojrza艂a na swoj膮 pere艂k臋.

—Ona? To moja przyjaci贸艂ka. Pere艂ka jak膮 kiedy艣 znalaz艂am. Nie jest warta za wiele, ale dla mnie znaczy wszystko, a teraz zmykaj. Sp贸藕nisz si臋 na jakie艣 zaj臋cia czy co艣. — odes艂a艂a dzieciaka w nieznane. Znaczy. Znane, ale w niewiadom膮 stron臋. Znaczy... Wiadom膮. Nie wa偶ne! Wa偶niejsze by艂o aby w ko艅cu zje艣膰 co艣 lepszego ni偶 wodorosty i troch臋 jedzenia z nieznanych p艂etw. Jedzenie w usta. On nom. Szybko po偶ar艂a, bo jedzeniem tego nazwa膰 nie mo偶na by艂o, co mia艂a. Nie delektowa艂a si臋 za wiele, g艂odna, wi臋c zirytowana jak d艂ugo prze偶uwa si臋 po偶ywienie. Nape艂niona poklepa艂a si臋 tam gdzie w teorii jest brzuch i ruszy艂a dalej. Jej celem by艂o Pustkowie, bo co innego. Na jego obrze偶ach nie ma za wielu drapie偶nik贸w, jest du偶o miejsca i panuje wzgl臋dny spok贸j na jej wygibasy.

—Wygibasy. Te偶 sobie pomy艣la艂am.  To czyta obraza dla sztuk walki. Oh przyjaci贸艂ko. Nie powinnam wyzywa膰 tak tej zacnej sztuki samoobrony. Niegodne wypowiada膰 si臋 o tym jak o jakim艣 prymitywnym ruchu. To w ko艅cu stulecia pracy nad doskonaleniem styl贸w.  Nie marzy mi si臋 nawet opanowa膰 ich do ko艅ca 偶ycia do perfekcji, gdy偶 s膮 tak zacne, 偶e to wr臋cz niemo偶liwe jak nie robi si臋 tego od ma艂ego. A i tak swoje doskonalenie ko艅czy si臋 dekady w sw贸j wiek! Prawda przyjaci贸艂ko! 艢wi臋ta prawda! —pokiwa艂a g艂ow膮. 

Do Pustkowia by艂o dotrze膰 ci臋偶ko. W ko艅cu p艂yn臋艂a tam z drugiego ko艅ca zbiornika. Znudzona wi臋c 艣piewa艂a sobie piosenk臋 pod nosem. 

—P艂y艅 jak rzeka p艂y艅. Hardo, 偶wawo i daleko. Nie艣 do morza nie艣. Moje s艂odkie cia艂o. Jak przep艂ywa krew i jak ryba w wodzie. Nie艣 mnie rzeko nie艣, jak wiadomo艣膰 s艂o艅cu. P艂yn膮膰 dobra rzecz, byle by do przodu. Nie pod pr膮d, nie pod 偶aglem, p艂etwa w p艂etw臋 z przyjacielem ra藕niej. P艂y艅 jak rzeka p艂y艅. Hardo, 偶wawo i daleko. Jak.. do ... morza.. — niezbyt poetycko co prawda, gdy偶 piosenka by艂a jej w艂asna. Dlatego taka niedoskona艂a. Ale mi艂a jej sercu. Jej ogon w ko艅cu zatrzyma艂 si臋. Trafi艂a w miejsce do kt贸rego chcia艂a tak desperacko dotrze膰. To jej czas. Jej czas na sp臋dzenie go sama ze sob膮. No . I swoj膮 pere艂k膮. Od艂o偶y艂a j膮 z delikatno艣ci膮 na bok. 

—Najpierw rozci膮ganie! — rzek艂a po czym zacz臋艂a 膰wiczenia .p艂etwy, cia艂o i umys艂. Jak nigdy nie umie usiedzie膰 na ty艂ku tak tym razem zmru偶y艂a oczy. Przysiad艂a na kamieniu i przymkn臋艂a oczy do reszty. Medytacja trwa艂a chwil臋. D艂u偶sz膮 ni偶 rozci膮ganie to z pewno艣ci膮. Odetchn臋艂a. G艂臋boko. Raz, drugi. Wyciszy艂a si臋 jak przysta艂o przed takimi 膰wiczeniami. W ko艅cu trzeba by艂o szanowa膰 tak stare i doskona艂e sztuki walki. Jednak zacz臋艂a w ko艅cu. Jej ruchy by艂y p艂ynne, szybkie, wolne. Wi艂a si臋 niczym w臋gorz, kr膮偶膮c, skupiona na treningu. Specyficznym, ale jednak. Uporczywie nie poddawa艂a si臋. A偶 s艂o艅ce zasz艂o i zasta艂a j膮 noc. Mglista nieco. Dalego w Pustkowia nie si臋ga艂 ju偶 wzrok, gdy偶 ciemno艣膰 poch艂on臋艂a 艣wiat niczym matka otula dziecko zaraz po narodzinach. Ciasno. Mocno. Z mi艂o艣ci膮 uk艂adaj膮c je do snu. Jednak ona nie spa艂a. Jak ta lampka po艣r贸d jasnego miasta. Odetchn臋艂a. Spojrza艂a w ty艂 na swoj膮 pere艂k臋 i u艣miechn臋艂a si臋. Walka sprawia jej przyjemno艣膰 tak wielk膮, 偶e relaksowa艂a si臋. Wszystkie negatywne uczucia znika艂y. Pojawia艂a si臋 skrucha i zrozumienie. Znika艂o poczucie wy偶szo艣ci  i smoczego entuzjazmu. Stawa艂a si臋 oaz膮 spokoju na kilka sekund, minut czasem, po 膰wiczeniach. Mo偶e dlatego zacz臋艂a uczy膰 dzieci tego cudnego przedmiotu. Stawa艂a si臋 inn膮 osob膮. Odnajdowa艂a spok贸j, wewn臋trzn膮 harmoni臋. Mo偶e chcia艂a aby i te dzieci, te kt贸re nie odnajduj膮 si臋 w 艣wiecie pozna艂y ten stan nadrybiego spokoju, przyjemno艣ci przep艂ywaj膮cej przez twoje 偶y艂y i t臋tnice. Mi艂o kiedy pomaga komu艣 odnale藕膰 siebie. Wkr贸tce zacznie lekcje. Zacznie pokazywa膰 t膮 stron臋 walki dzieciom. Bo czemu nie! O. I si臋 sko艅czy艂o. Czas zaj膮膰 si臋 spaniem. Spanie. Najlepiej z dala st膮d. Chocia偶. 殴le jest podr贸偶owa膰 noc膮. Znalaz艂a sobie jak膮艣 szpar臋. Skry艂a w niej i usn臋艂a. Z per艂膮 u boku. 

<trening si艂y>

16 lipca 2022

Od Svitaja - "Papierowe samoloty" cz.1

Ka偶dy ma szans臋 nie mie膰 niczego w 偶yciu. Dobra materialne nie s膮 nigdy pewnikiem i powinni艣my mie膰 tego 艣wiadomo艣膰, kupuj膮c kolejny bibelot czy zapewniaj膮c sobie nowy sprz臋t do swojego hobby. W pewnym momencie to wszystko mo偶e znikn膮膰, nie zostawiaj膮c nam w p艂etwie nawet pajdy chleba. Wszystko takie nietrwa艂e, nic nie znacz膮ce. Udajemy, 偶e ma warto艣膰, by wype艂ni膰 brak tej warto艣ci w g艂臋bi w艂asnej duszy. Nie mamy w 艣rodku nic. Sama pustka, kt贸r膮 wype艂niamy materi膮. W pewnym momencie wszyscy to zrozumiemy, ale wtedy b臋dzie ju偶 za p贸藕no.

– Jada jada jada – przerwa艂 swojemu nauczycielowi zielonkawy koi z bia艂ymi paskami po bokach. – To tylko filozofia, niekoniecznie przedstawia stan rzeczywisty.

– Twierdzenie, 偶e filozofia nie przedstawia stanu rzeczywistego, r贸wnie偶 jest rodzajem filozofii! – zawo艂a艂 dumnie starszy karp. Jego poniszczone p艂etwy ledwo porusza艂y si臋 w wodzie, wi臋c biedak korzysta艂 w powietrznych wodorost贸w, by si臋 w niej utrzyma膰. Teraz te wodorosty zas艂ania艂y mu twarz, czego nie widzia艂, b臋d膮c 艣lepym staruszkiem.

– Tak, tak... Ka偶dy z nas jest filozofem, brak filozofii to te偶 filozofia, jada jada jada. Musz臋 sp艂ywa膰, narybek na mnie czeka.

I wypluwaj膮c te s艂owa wraz z wod膮 m艂odszy samiec pop艂yn膮艂 w stron臋 szko艂y, gdzie za p贸艂 godziny mia艂a odby膰 si臋 lekcja. Powinien przygotowywa膰 si臋 do lekcji o zwierz臋tach rdzennych dla Zbiornika, a zamiast tego uci膮艂 sobie d艂ug膮 pogaw臋dk臋 ze swoim starym nauczycielem filozofii. Filozofii ju偶 nawet nie nauczano w szko艂ach, chocia偶 mo偶e powinno si臋 do tego wr贸ci膰. M艂ody narybek potrafi艂 zadawa膰 najciekawsze pytania i cz臋sto sam sobie na nie odpowiada艂 w spos贸b, kt贸ry doros艂emu koi w 偶yciu nie przyszed艂by do g艂owy. Byliby takimi 艣wietnymi filozofami. Ten stary pryk chwali艂by ich na prawo i lewo, jednocze艣nie pod nosem post臋kuj膮c, do jakich durnot oni w og贸le dochodz膮. Sta膰 si臋 Ryuu poprzez utrzymanie cnot? W 偶yciu! Bycie Ryuu zosta艂o ju偶 zaplanowane odg贸rnie, mimo 偶e wszyscy znawcy religii, w tym Kap艂ani, twierdz膮 inaczej. Zielony karp u艣miechn膮艂 si臋 nieznacznie. Dziadek zawsze by艂 藕dziebko odklejony. Pewnie dlatego by艂 tak 艣wietnym nauczycielem filozofii.

Svitaj, zielony koi i niegdysiejszy ucze艅 dziadeczka, poszed艂 w podobne 艣lady, ale zamiast filozofii wyk艂ada艂 zoologi臋. Mo偶e wybra艂by ten 艣mieszny kierunek gdyby jeszcze istnia艂, ale czasy si臋 zmieniaj膮 i posiadanie w艂asnego umys艂u nie jest ju偶 rzecz膮, na kt贸r膮 dobrze si臋 patrzy. Najlepiej r贸b dok艂adnie to co inni i nie zadawaj pyta艅. B膮d藕 g艂upi. Takich potrzebuj膮 w 艂awicy.

Karp mimo swojego dystansu do filozofii stara艂 si臋 wplata膰 j膮 w swoje lekcje, by nauczy膰 dzieciaki zadawania pyta艅. I mu si臋 udawa艂o. Wiele razy s艂ysza艂 od innych nauczycieli, 偶e narybek, kt贸rego on uczy, jest o wiele ciekawszy 艣wiata ni偶 inne klasy i zadaje mn贸stwo pyta艅, kt贸re sp臋dzaj膮 sen z powiek doros艂ym. Dziadek Jada (zacne przezwisko dla gadu艂y, kt贸rego imienia nie pami臋ta nikt w艂膮cznie z nosicielem) o tym w og贸le nie wiedzia艂, co wychodzi艂o mu na zdrowie. Po co ma sobie biedaczyna m臋czy膰 ju偶 i tak wycie艅czony 偶yciem umys艂 na wymy艣lanie temat贸w dla Svitaja. Niech ju偶 siedzi na tej emeryturze ze spokojem.

Do szko艂y zd膮偶y艂 dos艂ownie w ostatnim momencie, czyli wystarczaj膮co wcze艣nie, 偶eby na styk przygotowa膰 materia艂y. Jeszcze szybkie obtarcie p艂etw z piachu i pora na lekcj臋.

<CDN>

Powitajmy Svitaja!

Powitajmy nowego samca w 艂awicy - Svitaja!

Svitaj postanowi艂 do nas zawita膰 w ucieczce przed ludzkimi k艂usownikami i zosta艂 tu ju偶 na sta艂e. Do艣膰 szara z charakteru rybka z zami艂owaniem do zjawisk paranormalnych, kt贸ra udziela si臋 jako Nauczyciel Zoologii.

Zapraszam do pe艂nego poznania Svitaja tutaj: =KLIK!=

12 lipca 2022

Od Akhifer - "B贸l" (opowiadanie treningowe)

Ile s艂贸w potrzeba, 偶eby opisa膰 b贸l? Sto? Dwie艣cie? Czy trzeba go por贸wnywa膰 do znanych czytelnikom b贸li, takich jak ugryzienie psa albo kopni臋cie przez konia? A mo偶e, by膰 mo偶e, zamiast znajomych i niezupe艂nie rzetelnych por贸wna艅 wystarczy opisa膰 wygl膮d b贸lu. Wygl膮d, kt贸ry mo偶na sobie wyobrazi膰, od kt贸rego nie zaciskamy z臋b贸w, wyobra偶aj膮c sobie namiastk臋 tego, co czuje g艂贸wny bohater, a od kt贸rego kraje nam si臋 serce, bo odczuwamy to w g艂臋bi duszy, a nie tylko sobie wyobra偶amy. 艁zy lej膮ce si臋 po policzkach, zaci艣ni臋te z臋by, wicie si臋 po pod艂odze. To o wiele lepiej przedstawia b贸l ni偶 stwierdzenie, 偶e w艂a艣nie poci臋to g艂贸wnemu bohaterowi brzuch. No poci臋to, i co z tego? I jak ma si臋 to do opisywanej w艂a艣nie historii Akhifer?
Mutacje w kodzie genetycznym karpi koi, kt贸re mia艂y miejsce wiele lat temu, spowodowa艂y, 偶e nie tylko ryby wi臋cej rozumia艂y i rozwin臋艂y mow臋 oraz inteligencj臋. Potrafi艂y teraz tak偶e pokazywa膰 b贸l, w przeciwie艅stwie do innych, niezmienionych genetycznie ryb zamieszkuj膮cych ten zbiornik, kt贸re mog艂y si臋 co najwy偶ej powywija膰 na boki. Koi te偶 si臋 wi艂y, ale dodatkowo przyciska艂y p艂etwy do miejsca b贸lu, zaciska艂y szcz臋ki - w ko艅cu z臋by si臋 jeszcze nie wykszta艂ci艂y - i 艣ciska艂y mocno oczy. Nie p艂aka艂y, bo pod wod膮 艂zy momentalnie si臋 rozp艂ywa艂y, nie pozostawiaj膮c 艣lad贸w. Ale reszt膮 cia艂a i niewykszta艂con膮 w pe艂ni twarz膮 koi jak najbardziej potrafi艂y pokaza膰 emocje.
Ale co to wszystko ma do Akhifer? Czemu te opisy dotycz膮ce b贸lu si臋 tu pojawi艂y.
Powiedzie膰, 偶e Akhifer zwija艂a si臋 z b贸lu, to za ma艂o, by opisa膰 to, co czu艂a ta 偶贸艂tawa rybka. Jasne, zwija艂a si臋 z b贸lu, ale zwija艂a si臋 przyci艣ni臋ta do 艣ciany, widz膮c przed sob膮 tylko przera藕liw膮, krwist膮 czerwie艅. Z jej rybich usteczek nie wydobywa艂 si臋 nawet najmniejszy pisk, bo nie by艂a zdolna wydoby膰 z siebie d藕wi臋ku. Nie by艂a nawet zdolna oddycha膰, gdyby nie istniej膮cy w jaskini pr膮d wody, kt贸ry sam wpycha艂 natlenion膮 ciecz do jej skrzeli i wyp艂ywa艂 na zewn膮trz otworami tu偶 za g艂ow膮. Inaczej z pewno艣ci膮 ju偶 by si臋 udusi艂a. Jej cia艂o atakowa艂y drgawki wynikaj膮ce z przenikliwego b贸lu, rozp艂ywaj膮cego si臋 od uszkodzonej nasady ogona, a偶 po czubek nosa. Tylko to potrafi艂 zarejestrowa膰 umys艂. 呕e boli. Boli gdzie艣 tam z ty艂u, gdzie ogon oderwa艂 si臋 od cia艂a i obecne rana sobie krwawi i wabi drapie偶niki. Pieprzy膰 krew! To boli! Karpica zacisn臋艂a oczy jeszcze bardziej, by zablokowa膰 zalewaj膮c膮 czerwie艅, jednak w niczym to nie pomaga艂o. Szcz臋ka mog艂a w ka偶dym momencie z艂ama膰 si臋 od si艂y nacisku, cho膰 p贸ki co dzielnie stawia艂a op贸r. Wci艣ni臋ta w 艣cian臋, z zamkni臋tymi oczami i dr偶膮c膮 szcz臋k膮 Akhifer wygl膮da艂a naprawd臋 marnie. Ale przy takim b贸lu nawet najdostojniejsi kr贸lowie staj膮 si臋 偶a艂o艣ni i ma艂o znacz膮cy. Zap艂akane twarze, wykrzywione bole艣nie nie s膮 niczym przyjemnym do ogl膮dania. Akhifer nie p艂aka艂a. Ryby nie p艂acz膮. Zamiast tego wygl膮da艂a, jakby mia艂a zaraz umrze膰 i to te偶 nie by艂o 艂adne.
Pierwszym pytaniem, kt贸re przychodzi na my艣l przy czytaniu tego opisu, z pewno艣ci膮 jest jak u licha do tego dosz艂o. A wi臋c ju偶 spiesz臋 z wyja艣nieniami.
Nasza kochana alfa Akhifer postanowi艂a uda膰 si臋 do jednej z wielu znajduj膮cych si臋 na terenie Zbiornika jaski艅. Celem tej odwa偶nej podr贸偶y nie by艂o nic innego jak eksploracja. W niemal ka偶dym w jakim艣 momencie pojawia si臋 my艣l "co si臋 tam znajduje?" i chocia偶 wi臋kszo艣膰 kieruje si臋 zdrowym rozs膮dkiem, zbywaj膮c t膮 uci膮偶liw膮 my艣l, niekt贸rzy pod wp艂ywem inspiracji si臋 jej poddaj膮. Oczywi艣cie bycie tak impulsywnym nie jest dobr膮 cech膮 w艂adcy. Mo偶e gdyby Akhifer zale偶a艂o na byciu alf膮 nawet by nad tym pracowa艂a, polepszaj膮c sw贸j charakter z ka偶dym dniem. Ale Ferka nie pragn臋艂a w艂adzy i czasem mia艂a ochot臋 nawet si臋 zabi膰, 偶eby unikn膮膰 obowi膮zk贸w. Tylko jej w艂asna wiara oraz strach pozostawienia 艂awicy bez opieki j膮 przed tym powstrzymywa艂. Je偶eli jednak ta brama zostanie staranowana, Stra偶niczka z ch臋ci膮 wyskoczy z wody prosto w pazury drapie偶nego ptaka.
Stra偶niczka. Stanowisko, kt贸rego Akhifer praktycznie w og贸le nie spe艂nia艂a, skupiaj膮c si臋 na roli alfy. W艂a艣ciwie ledwo pami臋ta艂a ju偶, 偶e co艣 takiego w og贸le jest. Stra偶nik zni贸s艂by b贸l, potrafi艂by zawo艂a膰 o pomoc w tej sytuacji, nie wa偶ne, jak g艂upio by ona nie wygl膮da艂a. Bo chodzi艂o o 偶ycie. Ale prosz臋, nie do艣膰, 偶e Akhifer mia艂a ze stra偶niczk膮 niewiele wsp贸lnego, to jeszcze wcale nie obchodzi艂o j膮 to, czy umrze. Gdyby tylko to jeszcze tak cholernie, paskudnie nie bola艂o.
Wkr贸tce b贸l zacz膮艂 si臋 u艣mierza膰, czy raczej nerwy karpicy nie by艂y ju偶 w stanie znie艣膰 takiego obci膮偶enia. Czerwie艅 sta艂a si臋 wystarczaj膮co przenikliwa, by mo偶na by艂o przez ni膮 spojrze膰 jak przez krwaw膮 mg艂臋, wypatruj膮c czegokolwiek do ratunku. Na 偶adn膮 ryb臋 nie by艂o szans, komu chcia艂oby si臋 wp艂ywa膰 do mrocznej jaskini, szczeg贸lnie gdy wyczuj膮 smak krwi rozp艂ywaj膮cej si臋 w wodzie. Ale 艣ciana mia艂a wiele wypustk贸w, o kt贸re mo偶na by艂o si臋 ostro偶nie ociera膰, by prowadzi艂y do przodu. Ci膮gn膮膰 si臋 po nich. Mo偶e opuszczanie tego zak膮tka nie by艂o dobrym pomys艂em, a mo偶e w艂a艣nie pop艂yni臋cie dalej mog艂o by膰 zbawieniem dla zranionej koi. W rzeczywisto艣ci ka偶da z tych opcji ko艅czy艂a si臋 艣mierci膮 i nie by艂o dobrego wyboru, ale dla kogo艣 na skraju 艣mierci jakakolwiek zmiana wprowadza艂a ten fa艂szywy promyk nadziei, 艣wiat艂o sztucznej 艣wiecy, kt贸ra nie ogrzeje, a tylko b臋dzie szyderczo migota膰. Dla desperata nawet to by艂o zbawieniem.
Ruch samicy naprawd臋 by艂 minimalny. Cho膰 zdawa艂o jej si臋, 偶e przep艂yn臋艂a ju偶 dobre kilkana艣cie metr贸w, w艂a艣nie dopiero ko艅czy艂 si臋 jej pierwszy, d艂ugi jak anakonda. Ale by艂 to ruch do przodu, wi臋c po 艣mierci Ferka b臋dzie mog艂a powiedzie膰, 偶e nie umiera艂a z brzuchem do g贸ry, a walczy艂a dzielnie do ostatniego uderzenia serca. Jak prawdziwa wojowniczka, kt贸r膮 nigdy nie by艂a.
Kiedy tak przesuwa艂a si臋 po 艣cianie niczym przyci艣ni臋ty 艣limak, jej fa艂szyw膮, plastikow膮 艣wiec臋 zast膮pi艂 roz艣wietlaj膮cy najciemniejsze drogi lampion. I to zar贸wno w przeno艣ni, jak i dos艂ownie, bo oto gdzie艣 w odm臋tach czerwieni pojawi艂o si臋 ruchome 艣wiate艂ko, a wraz ze 艣wiate艂kiem jadeitowego koi o b艂yszcz膮cych 艂uskach i bardzo zmartwionym wyrazie rybiego pyszczka.
– Akhifer! – zawo艂a艂 swoim wyj膮tkowo basowym g艂osem, kt贸ry nie potrafi艂 wyra偶a膰 偶adnych emocji. Rekompensowa艂a to bardzo wymowna mimika, kt贸r膮 da艂o si臋 spokojnie czyta膰 jak otwart膮 ksi膮偶k臋 dla dzieci z powi臋kszonymi literami. – Na Pierwotnego Ryuu, gdzie艣 ty by艂a! Ca艂a pachniesz krwi膮. Tw贸j ogon! Zerwa艂a si臋 b艂ona, ale chyba nie masz naderwanych promieni. B臋dzie dobrze. B臋dziesz nawet jeszcze p艂ywa膰.
B臋d膮c sob膮, Winsh zachowywa艂 niesamowity spok贸j, ci膮gn膮c zakrwawion膮 i p贸艂przytomn膮 Akhifer, a na dodatek wci膮偶 trzyma艂y si臋 go 偶arty. Opowiada艂, jak膮 Ferka b臋dzie mia艂a 艣liczn膮 sztuczn膮 p艂etw臋, kiedy jej naturalna b臋dzie si臋 goi膰 i jak b臋dzie wyrywa膰 samc贸w na te wszystkie kolory. Karpica mimochodem mia艂a ochot臋 si臋 u艣miechn膮膰 na te niestworzone historie. Pogoda ducha jej kumpla potrafi艂a wesprze膰 nawet w najtrudniejszych chwilach, gdy偶 jego aura opanowania wylewa艂a si臋 z niego niczym barwniki z torebki herbaty. 艢wiat m贸g艂by si臋 wali膰 na 艂eb, ale z Winshem i tak by to jako艣 posz艂o. Taka ma艂a wysepka zdrowego rozs膮dku poznana przypadkiem na Mostach podczas jednej z relaksuj膮cych sesji. Po tym bliskim spotkaniu ze 艣mierci膮 Akhifer obieca艂a by膰 bardziej wytrzyma艂a. I bardziej uwa偶a膰, by nie zahaczy膰 ogonem o ostre ska艂y, kt贸re mog膮 go 艂atwo rozerwa膰.

<Trening wytrzyma艂o艣ci?>

Od Tenebrae'a CD. Akhifer - "Troch臋 spokoju, za du偶o zmartwie艅" cz.9

C贸偶.

Patrz膮c prosto i nie trawi膮c wszystkiego, mia艂a racj臋. Ale Brae wiedzia艂, 偶e tak nie by艂o. Musia艂 jedynie pobudzi膰 wszystkie kom贸rki swojego m贸zgu i wysili膰 je do pracy, aby wymy艣li膰 jak膮艣 sensown膮 odpowied藕 b臋d膮c膮 rozwi膮zaniem problem贸w alfy i utopieniem przeciwnika. To stanowisko musia艂o w ko艅cu by膰 prostsze i 艂atwiejsze do prowadzenia ni偶 rozmowy ze smokami.

By膰 mo偶e cisza by艂a troch臋 zbyt d艂uga na naturaln膮, by膰 mo偶e by艂 to zabieg maj膮cy wymusi膰 na przyw贸dczyni przeprosiny – co, je偶eli by艂o prawd膮, to nie zako艅czy艂o si臋 sukcesem. W ko艅cu rybie uda艂o si臋 wypu艣ci膰 milion b膮belk贸w i przygotowa膰 si臋 psychicznie na to, co zamierza艂 powiedzie膰.

– Tw贸j problem jest tak absurdalny, 偶e a偶 nie wiem, co powiedzie膰 – zacz膮艂. – Wydaje ci si臋, 偶e nie mo偶esz wzi膮膰 przerwy, ale to nie prawda. Bo mo偶esz wzi膮膰 co艣, co po艣rednio doprowadzi do twojego odpoczynku – bet臋 na stanowisko i zwali膰 na 贸w karpia kt贸r膮艣 z cz臋艣ci obowi膮zk贸w. Bo bycie Alf膮 posiada co艣 lepszego ni偶 dobre zarobki czy mo偶liwo艣膰 wzi臋cia du偶ej liczby urlop贸w, czyli w艂adz臋. Nie wiem, czy zd膮偶y艂a艣 to zauwa偶y膰, ale tak naprawd臋 mo偶esz uczyni膰 ze sprz膮tacza swojego zast臋pc臋. I nie powiem, 偶e to b臋dzie 艂atwe, ale to mo偶liwe. Za艣 sprz膮tacz nie mo偶e zmusi膰 b膮d藕 zrekrutowa膰 alf臋 do pomocy w sprz膮taniu. Musisz by膰 naprawd臋 g艂upia, 偶e nie doceniasz pot臋gi twojego stanowiska. Albo te偶 jeste艣 po prostu 艣lepa i nie widzisz, 偶e tak naprawd臋 w zbiorniku liczysz si臋 tylko ty i ci, kt贸rych faworyzujesz. Ten g艂upi karp odszed艂, kiedy powiedzia艂em „spierdalaj”. I nie masz racji. Te偶 mog艂a艣 powiedzie膰 to samo. Wtedy mia艂aby艣 na g艂owie starszyzn臋, ale mo偶liwo艣膰 istnieje a ci tak naprawd臋 nie potrafiliby ci nic zrobi膰 opr贸cz narzekania i jojczenia. Ja w obecnej sytuacji mam przed sob膮 alf臋, kt贸ra za brak szacunku do cz艂onka 艂awicy mo偶e mnie odwo艂a膰. Zreszt膮, kiedy ja ka偶臋 komu艣 odej艣膰 – czy grzecznie, czy poprzez „spierdalaj” – to on nie ma wcale obowi膮zku odej艣膰. Mo偶e si臋 postawi膰. Gdy ty wybra艂aby艣 kt贸r膮艣 z tych opcji, on znikn膮艂by. Rozumiesz, czy mam t艂umaczy膰 dalej? Ja mog臋 co艣 powiedzie膰, ale nie mam pewno艣ci, 偶e odnios臋 skutek. A je偶eli wybior臋 ostrzejsz膮 opcj臋, to mog臋 liczy膰 si臋 z konsekwencjami. Ty mia艂a艣 w dniu dzisiejszym te偶 dwie opcje. „Odejd藕 prosz臋” lub „Spierdalaj”. Dla ciebie jednak r贸偶ni膮 si臋 tylko jedn膮 rzecz膮, bo nie liczysz si臋 z konsekwencjami. Mianowicie r贸偶ni膮 si臋 twoj膮 jeban膮 moralno艣ci膮 urodzonego przyw贸dcy, kt贸ry nie potrafi poradzi膰 sobie z jazgotaniem paru starych ryb albo smutn膮 min膮 karpia, kt贸rego ka偶esz odej艣膰 w tempie natychmiastowym. To, 偶e jeste艣 taka, jaka jeste艣, nie jest win膮 twojego stanowiska, wi臋c daj mu spok贸j. Po prostu nie jeste艣 we w艂a艣ciwym miejscu. I nie wiem, dlaczego to akurat ciebie wybrali. Mo偶e w艂a艣nie przez t膮 zajebist膮 moralno艣膰 i ch臋膰 sprawienia, 偶eby wszyscy dooko艂a si臋 u艣miechali?

Zamilk艂 na chwil臋, przygotowuj膮c si臋 na koniec swego przem贸wienia.

– Cokolwiek to by艂o, nie zmarnujmy tego i we藕 t膮 najmniej zjeban膮 cz膮stk臋 swego talentu przyw贸dczego (albo jakiegokolwiek innego, przydatnego teraz) i zr贸b cokolwiek. Co艣 dla narybku. Co艣 co nie jest narzekaniem na stanowisko, z kt贸rego zawsze mo偶esz odej艣膰 i powo艂a膰 na nie swojego przydupasa Feliksa. Mam dosy膰 k艂贸cenia si臋 o to, kto ma gorzej. Zreszt膮, je偶eli nadal chcesz si臋 ze mn膮 sprzecza膰, to mo偶emy to zrobi膰 elegancko i przy herbatce. 

Nie zd膮偶y艂 si臋 powstrzyma膰 przed dodaniem ostatniej cz臋艣ci. Bo mo偶e na chwil臋 sta艂 si臋 m膮drym, uczonym i racjonalnym Brae, ale i tak zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e herbatk臋 mo偶na bardzo 艂atwo zatru膰.

Zgani艂 si臋 w my艣lach, wiedz膮c, 偶e powinien by膰 t膮 lepsz膮 swoj膮 stron膮.

I zacz膮艂 si臋 zastanawia膰, dlaczego widzi zbli偶aj膮c膮 si臋 do nich wielk膮, o艣lizg艂膮 mas臋. I dlaczego Akhifer nie reaguje.

<Akhifer?>

11 lipca 2022

Od Leona CD. Akahity – „Woda by艂a ciep艂a” cz.2

Dzisiaj by艂o nad wyraz zimno, jak na t臋 por臋 roku – jak na z艂o艣膰. Mia艂em dzisiaj wolne i chcia艂em si臋 zrelaksowa膰. Zastanawiaj膮c si臋 nad dobrym miejscem, w kt贸rym m贸g艂bym po prostu pole偶e膰, przypomnia艂em sobie o Parku Ludzi. Dawno tam nie by艂em, a woda tam by艂a jedn膮 z cieplejszych. Postanowi艂em to wykorzysta膰 w dzisiejszy ch艂odniejszy dzie艅 i po 艣niadaniu pop艂yn膮艂em w tamt膮 stron臋. Po drodze wst膮pi艂em jeszcze na rynek by kupi膰 sobie par臋 przek膮sek na drog臋 u starej wied藕my… znaczy u starszej babci, kt贸ra gdyby by艂a smokiem, na pewno zjad艂aby po艂ow臋 艂awicy. Wszyscy j膮 denerwowali i gdyby nie to, 偶e jej zak膮ski by艂y najlepsze na rynku, nikt by nawet do niej nie podp艂yn膮艂. Bi艂a od niej mroczna aura, 偶e nawet dzieci j膮 widz膮c zaczyna艂y p艂aka膰.

Przek膮ski zjad艂em po drodze, czu艂em si臋 pe艂ny, a nawet ci臋偶ki, a偶 musia艂em bardziej si臋 wysili膰, aby p艂yn膮膰 przed siebie z t膮 sam膮 pr臋dko艣ci膮. Gdy by艂em ju偶 prawie na miejscu, zauwa偶y艂em przed sob膮 jasnego koi. Mia艂膮 przymru偶one oczy i wygl膮da艂a, jakby to nie ona p艂yn臋艂a, tylko nurt – problem by艂 tylko w tym, 偶e nurtu tu ju偶 nie by艂o. Nie chc膮c, aby nagle wpad艂a na jaki艣 g艂az, kt贸ry pojawi si臋 na jej drodze, przywita艂em si臋 z ni膮. Ta w podzi臋ce stwierdzi艂a, ze jestem gruby – c贸偶, mo偶e rzeczywi艣cie od tych zak膮sek mi troch臋 brzuszek wyszed艂 na wierzch, ale bez przesady, p艂yn膮艂em od niej szybciej i 偶ywiej, nawet z dodatkowym balastem.

- Leon – przedstawi艂em si臋. – Nie widzia艂em ci臋 tu nigdy, a ja znam tu prawie wszystkich. Mieszkam w centrum, tam gdzie jest najwi臋cej koi. Chyba nie jeste艣 st膮d, prawda? – zacz膮艂em sw贸j 艣linotok, kiedy samica mi przerwa艂a, pytaj膮c o miejsce na nocleg i wy偶ywienie.

- Z drapie偶nikami? – zignorowa艂em jej pytanie.

- Yhym – skin臋艂a g艂ow膮.

- A jakimi? Sk膮d jeste艣? Tutaj nie ma drapie偶nik贸w, widzia艂a艣 mo偶e rekiny? – samica pos艂a艂a mi zm臋czone spojrzenie.

- Wiesz co, odpowiem ci na te pytania, je艣li zaprowadzisz mnie tam, gdzie mog臋 co艣 zje艣膰 i odpocz膮膰 – wr贸ci艂a do swojej pro艣by. Przez moment milcza艂em, zastanawiaj膮c si臋, czy si臋 zgodzi膰. Z jednej strony przyp艂yn膮艂em tutaj sobie na odpoczynek, z drugiej je艣li ma co艣 ciekawego do opowiedzenia, chcia艂bym pos艂ucha膰.  – To jak? – zaczyna艂a si臋 niecierpliwi膰.

- No dobra… chocia偶 mi to nie jest na p艂etw臋, ale dobra, za historie mog臋 to zrobi膰. Chod藕 – ruszy艂em z powrotem w kierunku 艂awicy. Kto my pomy艣la艂, 偶e m贸j wolny dzie艅 sko艅czy si臋 w艂a艣nie w taki spos贸b. 

Podczas drogi do hostelu mojego znajomego, opowiada艂em rybie troch臋 o tym miejscu. Moja usta si臋 nie zamyka艂y, ci膮gle mia艂em co艣 do opowiedzenia, dodania. Ona za艣 mi nie przerywa艂a i nie by艂em pewny, czy mnie s艂ucha, czy nie chce jej si臋 przerywa膰 ze zm臋czenia, czy mo偶e ignoruje to, co m贸wi臋 i tylko p艂ynie za mn膮, b臋d膮c tak naprawd臋 w swoim 艣wiecie. C贸偶, jedno nie wyklucza drugiego. Gdy dop艂yn臋li艣my na miejsce, zasta艂em swojego znajomego przy budynku.

- Cze艣膰 Sam – przywita艂em si臋 z nim. – Znajdzie si臋 miejsce dla jednej rybki? I co艣 na z膮b? – samiec spojrza艂 na nowo przyby艂膮, przyjrza艂 si臋 jej i w ko艅cu pokiwa艂 g艂ow膮.

- U mnie zawsze si臋 co艣 znajdzie. Jakie艣 wymagania? 

- Wygodne 艂贸偶ko – odpowiedzia艂a, na co ten si臋 za艣mia艂 i zaprosi艂 j膮 do 艣rodka. 

- Dobra, to ja p艂yn臋 sobie odpocz膮膰 od pracy, a potem ciebie znajd臋 i wypytam o te twoje walki z drapie偶nikami – odezwa艂em si臋 do jasnej rybki i kiedy ju偶 mia艂em pop艂yn膮膰 w swoj膮 stron臋, zatrzyma艂em si臋 i odwr贸ci艂em do niej. – A tak w艂a艣ciwie, jak si臋 nazywasz?

<Akahita?>

10 lipca 2022

Od Akhifer - "Podczas tamtych sezon贸w jest s艂o艅ce" cz.4

– Gdzie by艂a艣, kiedy ci臋 nie by艂o?

Znowu to pytanie. Starszyzna zachowywa艂a si臋, jakby jej jedynym celem istnienia w 艂awicy by艂o pouczanie alfy i traktowanie jej jak ma艂y narybek. Nie pomaganie zwyk艂ym cz艂onkom 艂awicy. Nie przydzielanie obowi膮zk贸w wojsku albo inteligencji. Nie. Jedyne, po co istnieli, po co wci膮偶 bi艂y te ich zimne, ma艂o rozwini臋te rybie serca, to 偶eby poucza膰 alf臋 艂awicy, smoku winn膮 Akhifer w tym, jak powinna prowadzi膰 sw贸j tryb 偶ycia, 偶eby by膰 jak najbardziej przydatna 艂awicy i mie膰 jak najmniej czasu dla siebie. To nie tak, 偶e oni mieli poj臋cie, jak w rzeczywisto艣ci wygl膮da艂oby 偶ycie, o kt贸rym wci膮偶 m贸wili, sami sp臋dzali wi臋kszo艣膰 czasu na przyjemno艣ciach pokroju odwiedzanie karpiego spa, zajadanie si臋 s艂odkimi larwami i opiekowanie si臋 kwiatkami w swoich ogr贸dkach. Oni mieli na to czas, bo przecie偶 to Akhifer mia艂a obowi膮zek zajmowania si臋 zupe艂nie wszystkim. Po to j膮 wybrali. Co z tego, 偶e nosili tytu艂 starszyzny w艂a艣nie po to, 偶eby zajmowa膰 si臋 poniek膮d 艂awic膮. Dla nich to by艂y dodatkowe porcje jedzenia i zapewniona opieka. Nic wi臋cej. Obowi膮zki? Kto o nich s艂ysza艂? Tylko alfa ma obowi膮zki!

Alfa ma te偶 swoje zdrowie psychiczne, o kt贸re musi zadba膰, bo inaczej nie da rady prowadzi膰 tych obowi膮zk贸w, wy jaskrawe szprotki ze sfermentowanymi owocami zamiast m贸zgu. Tak poradzili jej medycy. Zredukowa膰 stres, je偶eli to mo偶liwe i da膰 sobie chwil臋 na wzi臋cie oddechu. I wystawi膰 si臋 na s艂o艅ce. Du偶o s艂o艅ca. Byleby si臋 nie spali膰. Czyli najlepiej od wschodu a偶 do zachodu, z wyj膮tkiem paru godzin popo艂udniowych. W tym czasie w艂a艣nie nie ma Akhifer, przebywa ona na Mostach, w czystej wodzie, gdzie s艂o艅ce 艣wieci jasno i si臋ga naprawd臋 g艂臋boko. To miejsce sta艂o si臋 wr臋cz azylem dla st臋sknionej za 艣wi臋tym spokojem karpicy, azylem, do kt贸rego nikt nie wp艂ywa艂. By艂o tu mn贸stwo ryb, ale wszystkie przyp艂ywa艂y dok艂adnie po to samo, co Ferka: po spok贸j i nikt nie chcia艂 odbiera膰 tego drugiej osobie. Mosty by艂y jak rybia biblioteka, wszyscy tkwili tu w ciszy, a je偶eli kto艣 odwa偶y艂 si臋 t膮 cisz臋 prze艂ama膰 i nie chcia艂 si臋 uspokoi膰, by艂 wywlekany z dala od Most贸w przez najwi臋kszych dost臋pnych osi艂k贸w. Starszy藕nie nigdy nie chcia艂o si臋 tu przyp艂ywa膰, bo nie mogli sobie ponarzeka膰 na m艂odzie偶. Akhifer by艂a za to wdzi臋czna Pierwotnemu.

Nareszcie zrobi艂o si臋 spokojnie. I nawet pozna艂a ca艂kiem ciekawego samca.

<Koniec>

Od Leona CD. Irysahyty – „Ka偶da robota 艣mierdzi” cz.3

- Czy ty zawsze musisz co艣 schrzani膰? – zapyta艂 Diego, kt贸ry zaraz zrzuci艂 mnie na ziemi臋. Spojrza艂em na niego zawstydzonym wzrokiem, jednocze艣nie g艂upio przy tym si臋 u艣miechaj膮c.

- Oj no wiesz, je偶owiec to nie byle jaki szkar艂upie艅 – pr贸bowa艂em si臋 wyja艣ni膰. – Pami臋tasz, jak spotka艂em jednego z nich w Zielonej Jaskini? – przysun膮艂em wiadro do ciemnej warstwy i gdy zda艂em sobie spraw臋, 偶e nie widzi mi si臋 tego dotyka膰 czyst膮 p艂etw膮, zacz膮艂em si臋 rozgl膮da膰 w poszukiwaniu czego艣, co mog艂oby mi j膮 zast膮pi膰.

- Wtedy, gdy szuka艂e艣 glon贸w na romantyczn膮 kolacj臋 z Liv? – zapyta艂 troch臋 drwi膮co. Wtedy moje oczy spotka艂y si臋 z czerwon膮 szczotk膮 do czyszczenia powierzchni. Podp艂yn膮艂em do niej, a gdy do niego wr贸ci艂em, odpowiedzia艂em:

- To nie by艂a romantyczna kolacja, chcia艂em j膮 nam贸wi膰 na opiek臋 nad m艂odszym rodze艅stwem, a 偶e ta sobie co艣 ubzdura艂a to nie moja wina – fukn膮艂em.

- Jakby艣 nie wiedzia艂, to ka偶da ryba, kt贸ra us艂yszy „zapraszam si臋 na kolacj臋 we dwojga” to tak pomy艣li – przerwa艂 mi, a ja tylko machn膮艂em w jego stron臋 p艂etw膮 i zacz膮艂em wpycha膰 艂ajno z powrotem do wiadra. 

- Elka by tak nie pomy艣la艂a – mrukn膮艂em pod nosem. – W ka偶dym razie, ty na moim miejscu te偶 by艣 nie tolerowa艂 je偶owc贸w, gdyby艣 trafi艂 na ich ca艂e stado, kt贸re goni艂o ci臋 a偶 do domu – sko艅czy艂em si臋 t艂umaczy膰 i po chwili r贸wnie偶 sko艅czy艂em sprz膮tanie. 

- To nie zmienia faktu, 偶e czasami m贸g艂by艣 by膰 bardziej ogarni臋ty – zmierzy艂em go wzrokiem.

- Mam ci przypomnie膰 ile razy ratowa艂em tw贸j rybi zadek? – wymierzy艂em w jego stron臋 szczotk臋, umorusan膮 w nawozie.

- Je艣li masz zamiar mnie tym dotkn膮膰, to chyba nie chce wiedzie膰 – odsun膮艂 si臋 do ty艂u.

- I bardzo dobrze, bo mi p艂etw nie starczy do wyliczenia tego – odpar艂em, podp艂ywaj膮c do 艣ciany, przy kt贸rej sta艂a szczotka i odk艂adaj膮c j膮 na miejsce, wr贸ci艂em do Diego, zabra艂em swoje wiadro pe艂ne nawozu i b臋d膮c nie艣wiadomym, jaki syf pozostawi艂em na samej szczotce oraz na pod艂odze, odp艂yn膮艂em st膮d do ogrodu, aby uko艅czy膰 swoje zadanie.

<Irek? I tak b臋dziesz musia艂 sprz膮ta膰>

9 lipca 2022

Od Leona CD. Romelle – „Morderczy Ogrodnik” cz. 4

— Ale nic si臋 nie martw, nie skromnie przyznam, 偶e masz ze sob膮 mistrza w tej dziedzinie. Ka偶dy kto kiedykolwiek widzia艂 mnie w akcji wo艂a na mnie "Leon pogromca szkodnik贸w" – wymawiaj膮c nazw臋, przybra艂em bohatersk膮 postaw臋, ukazuj膮c sw膮 wielko艣膰. Potem wskaza艂em kierunek, w kt贸rym znajdowa艂a si臋 szopa. – Kiedy艣 obok mojego domu pojawi艂 si臋 pluskolec. Kojarzysz mo偶e te ma艂e stworki? – zapyta艂em, a samica pokiwa艂a g艂ow膮, wiec pomin膮艂em opis tego ma艂ego owada, kt贸ry chocia偶 ma 艂adne, du偶e oczka, pasuj膮ce do s艂odkiego konika morskiego, potrafi tak uku膰 i wpu艣ci膰 w ciebie jad, 偶e dr臋twiejesz na dob臋. – Chcia艂em tylko posprz膮ta膰, bo mi kwiatek spad艂 z okna i ca艂a doniczka si臋 rozbi艂a na kawa艂ki. No i tak p艂yn臋 i widz臋, 偶e co艣 si臋 porusza przy tych kawa艂kach muszli. – wyp艂yn臋li艣my ze sklepu i skierowali艣my si臋 na jego ty艂, aby znale藕膰 szop臋. – Podp艂ywam bli偶ej i widz臋 jaki艣 br膮zowy odw艂ok z d艂ugimi n贸偶kami. Na pocz膮tku pomy艣la艂em, 偶e moja doniczka dosta艂a n贸g i przyjdzie si臋 zem艣ci膰, ale zaraz zza niej wyskoczy艂 pluskolec – znale藕li艣my szop臋. Otworzy艂em drzwi i zajrza艂am do 艣rodka, wyci膮gaj膮c z niej siatk臋, grabi臋, wiadro i motyczk臋. Motyczk臋 poda艂em samicy.

- M贸wi臋 ci, mog艂em wtedy zgin膮膰, gdyby mnie sparali偶owa艂 swoim jadem, to pewnie ju偶 nikt by mnie nie znalaz艂 – stwierdzi艂em. – Ale jak zacz膮艂em rzuca膰 w jego stron臋 te od艂amki doniczki i w sumie wszystkiego, co znalaz艂em pod p艂etw膮, to jako艣 uciek艂 – sko艅czy艂em opowie艣膰 i zerkn膮艂em na samice, kt贸ra wci膮偶 mia艂a ten sam wyraz twarzy, odk膮d w艂a艣cicielka opu艣ci艂a lokal. – Ale na szcz臋艣cie p艂ywaki s膮 mniej gro藕ne. Znaczy mo偶e bardziej agresywne, ale one nie maj膮 jadu, kt贸ry ci臋 sparali偶uj臋. W sumie, to maj膮 tylko kr贸tkie 偶uwaczki, 艂atwo powinno nam z nimi p贸j艣膰 – doda艂em jeszcze, a Romelle tylko mrukn臋艂a co艣 pod nosem, daj膮c mi zna膰, 偶e mnie s艂ucha. Przez moment zacz膮艂em si臋 zastanawia膰, czy za bardzo si臋 nie rozgada艂em, w ko艅cu ona wcale si臋 nie odezwa艂a, ale gdy dop艂yn臋li艣my do ogrodu, przesta艂em o tym my艣le膰.

- Jaki jest plan? – zapyta艂a, a ja tylko podrapa艂em si臋 p艂etw膮 po brzuchu.

- Plan? – zapyta艂em samego siebie, wiedz膮c, 偶e nigdy nic nie planowa艂em.

- Jak chcesz je z艂apa膰?

- Trzeba je wygoni膰 z tych ro艣lin, a potem trzymaj膮c siatk臋 z obu stron, 艂apiemy ile si臋 da – wymy艣li艂em na szybko. Lekarka tylko pokiwa艂a g艂ow膮 nieprzekonana co do pomys艂u i spojrza艂a na ogr贸d. – No dobra, im szybciej to zrobimy, tym wi臋ksza szansa, 偶e nas nie zaatakuj膮 stadem – rzek艂em i chwyci艂em grabi臋. Podp艂yn膮艂em do ro艣lin i zacz膮艂em je z daleka porusza膰, delikatnie, 偶eby ich nie uszkodzi膰, ale g艂臋boko i szybko, aby wykurzy膰 szkodniki. Gdy pierwszy z nich wyskoczy艂 na mnie z wyci膮gni臋tymi czu艂kami, samica ruszy艂em na drug膮 stron臋 i tak偶e zacz臋艂a przeczesywa膰 ro艣liny. Unikn膮艂em ataku i szybko zacz膮艂em budzi膰 reszt臋.

- Wygl膮daj膮 jak zmutowane krewetki, prawda? – za艣mia艂em si臋 i poczu艂em, jak co艣 udziaba艂o mnie w ogon. Krzykn膮艂em i podp艂yn膮艂em do g贸ry, spogl膮daj膮c na d贸艂 i widz膮c, jak jeden z nich patrzy w moj膮 stron臋 z rado艣ci膮 w oczach, 偶e mnie ugryz艂. Ruszy艂em na niego z grabiami, a ten uciek艂 na boki. Okaza艂o si臋, 偶e nie za bardzo si臋 ba艂y naszej broni. – Chod藕 po siatk臋 – powiedzia艂em do niej, kiedy wi臋kszo艣膰 larw znajdowa艂a si臋 na piachu, nie schowana w zieleni. Chwycili艣my siatk臋 z obu stron i p艂yn臋li艣my w kierunku p艂ywak贸w. Par臋 z艂apali艣my, a niekt贸re uciek艂y. Te, co uda艂o nam si臋 schwyta膰, wrzucili艣my do wiadra, kt贸re przykry艂em pokrywk膮, zrobion膮 w du偶ej muszli.

- Troch臋 ich jest – odezwa艂a si臋 Romelle, a ja jej przytakn膮艂em.

- Dobrze chocia偶, 偶e s膮 takie ma艂e – wtedy zobaczy艂em, jak dwa z nich ruszy艂y w naszym kierunku. By艂y tak blisko, 偶e jedyne, co wtedy mog艂em zrobi膰, to uciec w g贸r臋 (z piskiem). Kiedy ja si臋 trzyma艂em bli偶ej sufitu, Romelle obserwowa艂a, jak moje machni臋cie ogonem je odepchn臋艂o do ty艂u.

- Chyba mam pomys艂 – odezwa艂a si臋, a ja spojrza艂em na ni膮 zaciekawiony.

Zgodnie z jej planem przywi膮zali艣my siatk臋 do p贸艂ek tak, 偶e rozci膮ga艂a si臋 przez ca艂y ogr贸d. Naszym zadaniem by艂o wykurzenie szkodnik贸w z ukry膰, a nast臋pnie odepchni臋cie ich w stron臋 siatki, za pomoc膮 ogon贸w. Wystarczy艂o kilka mocniejszych uderze艅 ogonem, kt贸re wzburza艂o wod臋 i odpycha艂o j膮 razem z p艂ywakami, w kierunku siatki. Wtedy szybko si臋 j膮 zbiera艂o i wrzuca艂o szkodniki do wiadra.

<Romelle?>

7 lipca 2022

Od Akahity - "Woda by艂a ciep艂a"

Woda by艂a ciep艂a tamtego jak偶e s艂onecznego poranka. Akahita p艂yn臋艂a z g艂ow膮 zanurzon膮 w nagrzanej od s艂o艅ca tafli. Od czasu do czasu mi艂o by艂o zapu艣ci膰 si臋 bli偶ej gro藕nego powietrza, odsapn膮膰 i pozwoli膰 nurtowi ci膮gn膮膰 si臋 w nieznane, bez wysi艂ku. Jednak i nurt mia艂 swoje ograniczenia wpadaj膮c w inne rzeki i jeziora. I jak偶eby inaczej i jej nurt sko艅czy艂 si臋. Jej ogon dzielnie poruszy艂 ciecz膮, kt贸ra ja otacza艂a. Rybka westchn臋艂a sobie zanurzaj膮c si臋 g艂臋biej i chowaj膮c przed upa艂em. Im bli偶ej dna si臋 si臋ga艂o tym wi臋cej ch艂odu omiata艂o zm臋czone cia艂o, powoduj膮c jedynie ospa艂o艣膰 w ruchach. Jednak Akahita nie zamierza艂a przystawa膰 w pierwszym lepszym zbiorniku. Co to, to nie! By艂a wybredna, by艂a oceniaj膮ca i co najwa偶niejsze niezwykle szczera wobec swojego zdania. To wodorosty by艂y za wielkie ,to za du偶o by艂o ludzkiej infrastruktury. Tam za ma艂o miejsca, tam za du偶o drapie偶nik贸w. Ci臋偶ko by艂o dogodzi膰 takiej pot臋dze jak ona sama. Dumnej i pewnej siebie karpicy z wieloma latami na karku, kt贸re niekoniecznie przek艂adaj膮 si臋 na m膮dro艣膰. De facto jej sytuacja 偶yciowa od ma艂ego niewiele jej da艂a. Samotna, zapomniana prawie 偶e. Chocia偶 nie. Na pewno zapomniana. Wychowana sama w odosobnieniu, ze strachem na karku, ju偶 nie ba艂a si臋 niczego. Kiedy艣 j膮 to zgubi, ale na razie ku jej s艂odkiej niewinno艣ci i nie艣wiadomo艣ci mog艂a dalej przemieszcza膰 si臋 pomi臋dzy gazami wyskakuj膮cymi na jej drodze. Natura aktualnie nieco bawi艂a si臋 na jej ciele. Klony i wodorosty mi艂o g艂aska艂y jej boki, chocia偶 艣wiadoma by艂a, 偶e musi uwa偶a膰 na swoje ruchy aby przypadkiem nie zapl膮ta膰 si臋 i o zgrozo nie utkn膮膰, czekaj膮c na ratunek w nudzie. Nuda by艂aby gorsza nawet od 艣mierci.

—P艂y艅 jak rzeka p艂y艅. — zanuci艂a pod w膮sem ogl膮daj膮c si臋 na boki. Nikt nie s艂ysza艂? To dobrze. Lepiej aby jej 艣piew nie dotar艂 do 偶adnych uszu. Jeszcze by si臋 kto艣 pop艂aka艂 i to nie ze szcz臋艣cia! —Hardo, 偶wawo i daleko. Nie艣 do morza, nie艣. Moje s艂odkie cia艂o. — 艣ciszy艂a g艂os. W ko艅cu nie wiedzia艂a gdzie jest. Jednak to miejsce zdawa艂o si臋 by膰 spore. Zalew? Prawdopodobnie. 

—Mo偶e znajdzie si臋 tu co艣 ciekawego do roboty.— jej g艂osik odbi艂 si臋 od ska艂 i wr贸ci艂 do niej. Milczenie. Nic. Nikt. Wi臋c i pewnie jej 艣piewania nikt nie s艂ysza艂. Dobrze.

Kamienie ust膮pi艂y piasku i pustej przestrzeni. Wtedy te偶 da艂o si臋 dostrzec ogromn膮 ilo艣膰 wody i miejsca w tym zbiorniku. Niezwyk艂e. Jej ogon zabi艂 par臋 razy energicznie. W oddali widzia艂a sylwetki ryb znacznie wi臋kszych od siebie. Mo偶e karpie rzeczne. Te to dopiero s膮 bezczelne! Zwinnie przemieszcza艂a si臋 wzd艂u偶 pod艂o偶a. Przy ziemi bezpieczniej prawda? Nie za bardzo wiedzia艂a gdzie jest i jak d艂ugo jeszcze jej p艂etwy b臋d膮 musia艂y znosi膰 tak paskudny wysi艂ek. No c贸偶. Mog艂a jedynie westchn膮膰 i uwa偶a膰 aby nic jej nie odgryz艂o kawa艂ka plec贸w. 


Przep艂yn臋艂a ogromne pustkowie i obejrza艂a si臋 na nie raz jeszcze prychaj膮c. Zaj臋艂o jej to sporo jej cennego dnia! Ka偶da minuta w ko艅cu liczy艂a si臋 w taj podr贸偶y, kt贸ra swoj膮 drog膮 zm臋czy艂a j膮 niemi艂osiernie, chocia偶 nie chcia艂a sobie tego przyzna膰. W ko艅cu by艂a prawie ju偶 smokiem, niewiele jej brakowa艂o. Nie mog艂a si臋 m臋czy膰 takim spacerkiem [kt贸ry raczej przypomina艂 szale艅czy sprint ku bezpiecze艅stwu, ale pomi艅my ten fakt]. Jej p艂etwa poruszy艂a si臋 leniwie ju偶. Nie by艂o potrzeby [i si艂y] si臋 spieszy膰. Ziewn臋艂a. Mlasn臋艂a. Oczy piek艂y j膮 od nieprzespanej nocy i nag艂ego , mocnego wysi艂ku. Nurtu tu brakowa艂o. Ale p艂yn臋艂a. Chcia艂a znale藕膰 艂贸偶ko i przek膮sk臋, teraz. Ju偶 mo偶e nieco pogodzi艂a si臋 z faktem, 偶e jest 艣pi膮ca i brak jej si艂y na dalsz膮 podr贸偶. W ko艅cu nawet smok odpoczywa艂. 

—Hej! — przep艂yn臋艂a bok innego karpie z odruchu witaj膮c si臋 nieco nieporz膮dnie. Chwila... Karpia? Jej oko zwr贸ci艂o si臋 ku obcemu. Czarne 艂uski by艂y pierwsz膮 cech膮, kt贸ra rzuci艂a si臋 jej w oko. Drug膮 by艂 natychmiastowy nat艂ok przywita艅 jaki pad艂. Wid艂y w p艂etwie nieznajomego zakr臋ci艂y si臋 kiedy si臋 zbli偶y艂. Nie wygl膮da艂 na niebezpiecznego, jednak ostro偶no艣ci nigdy nie za wiele

—Ey, ey. Mo偶e troch臋 przestrzeni grubasku. — prychn臋艂a mo偶e nieco zbyt niemi艂o. Ale by艂a zm臋czona i g艂odna, co zreszt膮 by艂o s艂ycha膰, gdy偶 z jej brzucha burcza艂o jakby lawina lecia艂a g贸rami. 

—Grubasku? — ryba zatrzyma艂a si臋 rzucaj膮c jej spojrzenie, jednak jakie by艂y w nim emocje ci臋偶ko by艂o powiedzie膰. 

—Oi no.. Nie grubasku. Z daleka tylko si臋 zdawa艂o. — mrukn臋艂a, bo mo偶e nieco przegi臋艂a. Bo c贸偶. Sama by艂a niezwykle smuk艂ym karpiem, prawda?  — Nie wa偶ne. Kto ty? —

—Leon. — jednego s艂owa nie m贸g艂 powiedzie膰. M贸wi艂 cos jeszcze o tym 偶e tu mieszka. 呕e to 艂awica. Co艣 o Koi takich jak ona i innych. 呕e to gdzie艣 tu. I tu si臋 mieszka i w og贸le do艣膰 sporo m贸wi艂. Ale Akahita s艂ucha艂a tylko wybi贸rczo

—Ey. Ey. Ey — zatrzyma艂a jego s艂owotok na sekund臋. — A znajd臋 tu kogo艣 kto mnie nakarmi i da si臋 przekima膰 w bezpieczny miejscu? Ja z daleka i w podr贸偶y. Ci臋偶ko tak nieustannie ucie... walczy膰... walczy膰 z drapie偶nikami!— spyta艂a. Jej oczka zderzy艂y si臋 z tymi kolorowymi, najwidoczniej ogrodnika. 

<Leon?>

Powitajmy Akahit臋!

Powitajmy now膮 samic臋 w 艂awicy - Akahit臋!

Nasza nowa towarzyszka Akahita postanowi艂a zaj膮膰 miejsce Podr贸偶nika, dodatkowo zajmuj膮c si臋 jeszcze nauczaniem sztuk walki. Dobrze pasuje na swoj膮 kwalifikacj臋, gdy偶 nie potrafi usiedzie膰 w miejscu, ale z jakiego艣 powodu ju偶 czuje si臋 smokiem...

呕eby zrozumie膰 ten 偶arcik, zapraszam do przeczytania jej formularza: =KLIK!=

6 lipca 2022

Od Feliksa CD Tenebrae'a - "Wszyscy kochaj膮 Akhifer" cz. 5

脫w przedziwny jegomo艣膰, a na imi臋 mu by艂o... w sumie nie wiadomo jak, ruszy艂 z Feliksem rami臋 w rami臋, tfu, p艂etwa w p艂etw臋, zupe艂nie jakby wcale nie by艂o mu wstyd za ra偶膮cy brak szacunku, jaki przed ledwie chwil膮 okaza艂 wi臋kszemu i m膮drzejszemu koledze. P艂yn膮cy obok niego wojownik sam zaczyna艂 ju偶 gubi膰 si臋 w wymy艣laniu coraz to bardziej wymy艣lnych epitet贸w, kt贸rymi m贸g艂by okre艣li膰 podobne zachowanie i jego w艂a艣ciciela. Poniewa偶 jednak sownik Feliksa by艂 wyj膮tkowo ubogi, rybek ten po prostu fucza艂 i pohukiwa艂 w my艣lach, kieruj膮c swoje nieprzychylne my艣li pod adresem tej niecnoty.

By艂 w艂a艣nie na tropie jednego z, przynajmniej jego zdaniem, lepszych wyzwisk i z lubo艣ci膮 wyobra偶a艂 sobie, jak raczy nim niczego nie艣wiadomego kompana, gdy nagle, spogl膮daj膮c w bok, dostrzeg艂 jego niew膮tpliwie szpetne ocz臋ta, kt贸re w u艂amku sekundy, niewinnie, zmierzy艂y go bez szczeg贸lnych emocji.

O nie, tego ju偶 dla Feliksa by艂o zbyt wiele. Nie b臋dzie go jaki艣 tam pata艂ach ogl膮da艂 jak przyjaciela, albo kawa艂ek kamienia. Tak w艂a艣nie pomy艣la艂 Feliks, tu偶 przed tym, jak wypr臋偶y艂 si臋 dumnie od czubka pyska do samego koniuszka ogona i ruszy艂 do ataku (tym razem jednak, poniewa偶 by艂 rybk膮 niezwykle bystr膮, gdy tylko mu si臋 chcia艂o, jedynie s艂ownego ataku).

- Co si臋 patrzysz, a zasadzi艂 ci kto艣 kiedy艣 kopa w p艂etw臋 odbytow膮?!

- Nie prowokuj mnie, dobrze?! - odpowied藕 nadesz艂a w mgnieniu oka.

- Jaaa? Ciebie? Sam si臋 prowokujesz, jak ja ci臋 sprowokuj臋, to si臋 nie pozbierasz!

- Feliks, uspok贸j si臋! - wrzasn膮艂 m贸j rozm贸wca, a z jego pyszczka ku g贸rze poszybowa艂o kilka b膮belk贸w powietrza.

- Nie pouczaj mnie. - Gdyby Feliks mia艂 rz膮d k艂贸w ostrych jak brzytwa, z pewno艣ci膮 by je teraz ods艂oni艂. Pech! Nie mia艂 nawet ka艂asznikowa, kt贸rym m贸g艂by podziurawi膰 u艣miech tego antypatycznego osobnika. Zakl膮艂 w duchu. - Dobrze, gdzie ta ca艂a Kawa, Kawka, czy tam inna Herbatka? Za艂atwmy to szybko i nie zamienimy ze sob膮 ju偶 ani s艂owa.

- Na wprost. - Karp skin膮艂 pyskiem w stron臋 szerokiej 艣cie偶ki, wiod膮cej gdzie艣 naprz贸d i nikn膮cej w szarob艂臋kitnych, podwodnych mg艂ach, otoczonej przyprawiaj膮cymi o dreszcze ska艂ami.

- Chod藕, nie ma czasu do stracenia! - rzuci艂 jeszcze raz ma艂y 偶o艂nierz i od razu ruszy艂 przed siebie, demonstruj膮c towarzyszowi swoje niemo偶ebne zniecierpliwienie.

< Eee, w sumie to nie jestem pewien... Akhifer? Tenebrae? >

3 lipca 2022

Odej艣cie Tafli

Przychodzi nam po偶egna膰 nasz膮 kole偶ank臋 Tafl臋, najbardziej kolorow膮 karpic臋 w Koi Paradise. Zostaje ona wydalona z 艂awicy za niepisanie opowiada艅 oraz brak kontaktu. Nie mo偶e ona ju偶 wr贸ci膰 do 艂awicy jako posta膰.

Niechaj wody b臋d膮 Ci pomy艣lne na dalszej drodze 偶ycia!

1 lipca 2022

Podsumowanie czerwca


Drogie rybki!

A oto tym optymistycznym akcentem min膮艂 nam czerwiec, miesi膮c zalicze艅, pierwszych upa艂贸w i smutnej ciszy, jaka zawita艂a na Koi Paradise. Jest to niestety kolejny miesi膮c, kiedy pojawi艂a si臋 a偶 taka cisza, 偶e s艂ycha膰 szuranie piasku w oddali. Rozumiem, 偶e wielu z Was mo偶e nie mie膰 czasu, dlatego naprawd臋 jedyne, czego wymagam, to odzywanie si臋 gdziekolwiek, czy to na czacie, czy na Discordzie oraz dawanie zna膰, 偶e nie dacie rady napisa膰 opowiadanie. Mam naprawd臋 nadziej臋, 偶e wreszcie w lipcu, miesi膮cu pierwszej rocznicy Koi Paradise, blog ocknie si臋 z letargu i wr贸ci do aktywnych. W tym podsumowaniu nie ma du偶o do omawiania.

Nowo艣ci

Wa偶n膮 informacj膮 jest to, 偶e powsta艂a podstrona "Adopcje", gdzie znajduj膮 si臋 rysunki ryb, kt贸re mo偶na wykorzysta膰 w formularzu. Szczeg贸lnie polecam to nowym osobom, kt贸re maj膮 problem z wyobra偶eniem sobie, jak mo偶e wygl膮da膰 oryginalny, w艂asny karp koi, a chc膮 takiego mie膰.

Ponownie gdzie艣 na pocz膮tku miesi膮ca zawi膮zali艣my wsp贸艂prac臋, tym razem z Warrior Cats: Nowa Era. Zosta艂 tak偶e zmieniony nieznacznie formularz, mo偶na wpisywa膰 w艂asn膮 p艂e膰 oraz ko艅c贸wki, jakimi koi si臋 pos艂uguje.

Ilo艣膰 s艂贸w

  1. Akhifer na pierwszym miejscu, maj膮c 1193 s艂贸w w jednym opowiadaniu.
  2. Irysahyta wr贸ci艂 do aktywnych, pisz膮c 270 s艂贸w w jednym opowiadaniu.
Nieobecno艣ci
  1. Standardowo, poniewa偶 by艂a cisza na blogu i nie napisa艂a nawet po艂owa rybek, nowych upomnie艅 nie ma.
  2. Tafla nie jest ju偶 ratowana t膮 sytuacj膮. Za dwa dni (3 lipca) zostaje wydalona z 艂awicy za brak opowiada艅.

Bonusy

Poniewa偶 po raz kolejny z rz臋du mamy cisz臋 na blogu, rybki, kt贸re napisa艂y, otrzymuj膮 swoje wynagrodzenie za pisanie podw贸jnie. Mamy te偶 Mistrza Miesi膮ca, kt贸rym zosta艂 po bardzo szybkim g艂osowaniu Irysahyta.

Jutro wielki dzie艅! Okr膮g艂a, pierwsza rocznica bloga Koi Paradise. Niestety nie przyjdzie mi 艣wi臋towa膰 z Wami, przynajmniej nie z rana, bo b臋d臋 wraca膰 samolotem do Polski. Ale gdy tylko wsi膮d臋 zadowolona do auta, od razu si臋 z Wami skontaktuj臋. Wypisz臋 niejedno, powspominam, zapewne wcisn膮 mi si臋 艂zy do oka, gdy偶 Koi Paradise sta艂o si臋 dla mnie trzecim (to i tak wysokie miejsce! Bardzo starannie dobrane) domem. Na Discordzie zaczniemy si臋 powoli zgadywa膰 co do daty i godziny na quiz z wiedzy o Koi Paradise, o kt贸rym ju偶 wspomina艂am niejednokrotnie. Mam nadziej臋, 偶e wszyscy cieszycie si臋 razem ze mn膮 i 偶e ta pierwsza rocznica b臋dzie bardzo pami臋tna. Do us艂yszenia jutro i pami臋tajcie, 偶eby os艂ania膰 si臋 od s艂o艅ca, 偶eby nie sko艅czy膰 czerwonym jak Feliks!

~ Akhifer