Jesienne dni były zimne, ponure i pełne narzekających ryb, którym wszystko wszędzie, w każdej mierze przeszkadza. Ferka miała tak serdecznie dość, że w pewnym momencie zamknęła się w swojej norce i odmawiała wyjścia. Dopiero Feliks zdołał ją namówić do opuszczenia schronienia. Z nim wymówka na liściówkę nie zadziałała.
Inwentarz starał się bardzo subtelnie poingormować algę, że zaczęło brakować jedzenia, ale nawet te delikatne próby sprawiły, że Ferce kręciło się w głowie. Ostatecznie karpie przestały odwiedzać Kapitan i przypływali do niej tylko doradcy, Feliks i Elrad.
Aż do dnia, gdy w wejściu domu karpicy pojawiła się wyrocznia.
– Pani Akhifer, tragedia! – obce karpię wrzasnęło przez zamknięte drzwi. – Smoki pokazały mi straszną wizję! Ta zima ma być szczególnie sroga i wiele koi zginie, dotknięte głodem i zarazą.
Gdyby było jej wolno, Kapitan udusiłaby tą wyrocznię na miejscu. Tylko prawo no chroniło.
– Który smok ujawnił tą nepokojącą wizję? – spytała, z ogromnym trudem zachowują spokojny ton.
– Sam Sital.
Sam smok śmierci. Super, czyli wizja była naprawdę poważna. Szlag by to… Równie dobrze mogła powiedzieć ławicy „Hej! Nie ma co się starać, i tak wszyscy umrzemy!”.
Wyrocznia opuściła norkę Akhifer, przepraszając z chorym nadmiarem, jakby to była jej wina, że ławicę dotknie tragedia. Jedyne, za co mogła się winić, to że przyniosła te wieści w najgorszym momencie.
Dobre wieści nie przyszły. Zadne. Ferka czekała jak głupi kołek na jakiś znak, pocztyliona, doradcę, ale nic nie przypływało. Cisza ta okrutnie mordowała nerwy biednej alfy, która zaczęła krążyć po salonie swojego domu.
Szlag by to wszystko.
Szlag, szlag, szlag, szlag.
– Kur...kowańce kolorowe, rakowa noga, do stu tysięcy burz i piorunów. – Wiązanka miała być gorsza, ale Akhifer powstrzymało pojawienie się czerwonego karpia.
Feliks niósł na płetwał małe zawiniątko, ostrożnie zapakowane w liście wodorostów. W oczy rzuciła się Ferce przyczepiona do paczki karteczka z jej imieniem, jakby szeregowiec celowo przygotował dla niej prezent.
– Feliks? Co cię do mnie sprowadza?
Samiec rozejrzał się po okolicy, jakby nie chciał, by ktoś go zobaczył, choć przecież wcale nie było sekretem, że ich dwójka się przyjaźniła.
– Wiedziałem, że źle się czujesz przez to jesienne ponuractwo, więc przyniosłem ci mały upominek na pocieszenie.
Sam widok szeregowego ył w stanie pocieszyć karpicę, ale mu o tym nie przypomniała. Zaprosiła go tylko do środka, proponując jakąś przekąskę.
Koniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz