30 kwietnia 2025

Od Akhifer i Feliksa – "Rubinowe prądy" cz.4

Ilość słów Akhifer: 151
Ilość słów Feliksa: 347

Feliks nerwowo plątał się przy brzegu Wielobarwnej Polany, co chwilę przeczesując czoło płetwą, choć nie było na nim ani jednej łuski do poprawienia. Tysiąc razy sprawdził, czy wszystko ma na miejscu: ogon czysty, płetwy równo rozpostarte, łuski natarte korzeniem mięty wodnej, jak radziła mu stara strzebla, którą spotkał podczas podróży wzdłuż wartkich strumieni i wskroś zarośniętych jezior, długo przed tym, jak dotarł do starego, dobrego Zbiornika poczciwej społeczności koi. Mimo to wciąż czuł się nieprzyzwoicie czerwony, jakoby już nie wolny karp w jeziorze, a ugotowany, zanurzony w sosie z buraków.

„A co jeśli jej się nie spodobam?”, zadał sobie proste pytanie. „Nie trzeba było zlewać się tą cholerną pastą do łusek. Pachnę jak zielsko na skarpie,” mamrotał sam do siebie, dryfując w tę i z powrotem, nieco nazbyt sztywny, by sprawić sobie oskarżycielski monolog o własnej nieroztropności.

Gdy tylko dostrzegł błysk żółtych łusek wyłaniających się z oddali, serce zabiło mu jak ogon potwornego rekina koiojada, o których słyszał w klechdach starych sumów.

A potem pojawiła się ona. Piękna, świetlista, i... uśmiechająca się do niego tak, jakby naprawdę się cieszyła.

– Feliks! – jej głos rozbrzmiał niczym najcieplejszy prąd. Feliks zamarł. A potem, jakby coś w nim pękło, wyrwał z siebie chrypliwy szept.

– Witajże, och, Akhifer... jesteś... och.

I było to szczere jak sen niemowlęcia; i było to proste jak budowa cepa. Jednak Feliks nie myślał o tym w tamtej chwili. Myślał właściwie tylko o jednym.

Spojrzał na Akhifer kątem oka: to nie sen; wciąż była jasna, błyszcząca, pachnąca ziołami i czymś jeszcze, czego nie potrafił nazwać, ale co od razu uderzyło mu do głowy.

– Wiesz... – zaczął, drapiąc się nerwowo pod skrzelami. – Może to trochę głupie, ale... znam takie jedno miejsce. Nielegalne trochę. Znaczy, zupełnie nielegalne, ale... tak tylko odrobinkę.

10 kwietnia 2025

Od Tanvi – "Widzę burzę, nie boję się jej"

Widzę burzę, nie boję się jej
Niech jej ciepłe krople otulą moje ciało
Niech jej błyski i grzmoty ukoją moje zmysły
Niech jej wiry poruszą stojącą wodę

Widzę burzę, nie boję się jej
Przynosi świeżość, nowość, odrodzenie
Przynosi ciemną noc po jasnym dniu
Przynosi lekkość po ciężkiej ostatnio głowie

Widzę burzę, nie boję się jej
Uderza raz, szokująco, nagle
Uderza obok jeziora i w taflę
Uderza tam, gdzie musi uderzać

Nie wiem, czy jest się czego bać
To tylko natura, dzika i nieokiełznana
To tylko natura, sroga i nieprzewidywalna
To tylko natura, nasza surowa matka

1 kwietnia 2025

Od Akhifer – "Chory Małyż"

Gdy choroba dotknęła Małyża, Akhifer zauważyła od razu. Małż przestał pokazywać setki swoich malutkich oczek, siedział nieruchomo w muszli, odmawiając nawet jedzenia. Nie kopał w sypkim piasku, nie grzebał w podrzuconych resztkach, gdyby Ferka nie zaobserwowała czasem rozszczelnionego domku, byłaby skłonna uwierzyć, że jej zwierzątko nie żyje. Na szczęście to nie śmierć chwyciła skorupiaka w swoje zimne zęby, choć być może choroba wcale nie była lepsza.

Nie było w ławicy medyka, który znałby się na małżach, wśród hodowców również było ciężko. O dziwo na ratunek przybył jej łowca, który specjalizował się w polowaniu na małże. Umiał rozpoznać chore osobniki i znał choroby, jakie mogły je dotykać. Wystarczyło mu jedno spojrzenie, by wiedzieć, co dzieje się z Małyżem.

– Kamień na oczkach. Jest wyjątkowo powszechny w tym roku, u dzikich małży albo schodzi, albo pośrednio doprowadza do śmierci, bo nie chcą jeść. – Przerażenie na twarzy Akhifer musiało być bardzo ewidentne, bo łowca szybko zaczął ją uspokajać. – Ee, jak powiedziałem, tak jest u dzikich małży. Kapitan może spróbować wciskać do środka muszli sok z owocu jazimlecza. Widziałem małże z kamieniem, które specjalnie ściskały jazimlecz, żeby otoczyć się jego sokami, a po kilku dniach kamień schodził. W domowych warunkach praktyka ta dopiero wchodzi, ale nikt nie zgłosił żadnych poważnych efektów ubocznych.

– A te niepoważne?

– To alergie pojawiające się u karpi. U małży nic się nie pojawia.