Irek naprawdę nie chciał, nie potrafił uwierzyć w to, co widzi. Ta karpica, która jeszcze przed chwilą mogła być zjedzona, gdyby nie zaciągnął jej do znanej tylko sprzątaczom kryjówki, płynęła jeszcze głębiej w Pustkowie, nie zważając na jego polecenia. Teraz przynajmniej płynęła wyraźnie ostrożniej, ale na co była jej ta ostrożność, jeżeli nie znała żadnych miejsc, gdzie karp koi mógł się schować. Irysahyta naprawdę się zmartwił. Chyba będzie musiał skończyć ze swoim bujaniem w nieistniejących w wodzie obłoczkach i zmienić się na w miarę poważnego karpia. Na szybko dał znać kumplom, że musi gdzieś popłynąć i żeby go zmienili, po czym ruszył za różową karpicą.
Jeżeli coś by się jej stało, obarczałby siebie. Przede wszystkim dlatego, że /wiedział/, że ona jest taka przygłupia, a i tak na to /pozwolił/ i skończyło się, jak się skończyło. Znaczy jeszcze się nie skończyło, ale może się skończyć i przed takim zakończeniem trzeba nieznajomą uchronić. Popłynął szybciej, chcąc ją dogonić, zanim zniknie mu z oczu. Nie miała za bardzo jak, ale jeżeli Irek straci orientację w terenie to już karpicy nie znajdzie.
Dosięgnął ją w sumie niedaleko od miejsca spotkania. Ostrożnie ją zaczepił, co by jej nie przestraszyć, chociaż i tak spojrzała na niego wielkimi oczami.
– Jak już musisz kombinować i zwiedzać – zaczął – to zabierz chociaż kogoś, kto zna się na tych terenach i nie pozwoli ci umrzeć. Popłynę z tobą.
– Serio? Popłyniesz? – zapytała z niedowierzaniem. Irysahyta bał się, że odrzuci jego propozycję, ale póki co szło dobrze.
– Taaak – przeciągnął odpowiedź. – Będę wypatrywać dla nas kryjówek, jak ty będziesz sobie pływać. I potem zaprowadzę nas do domu. – Ustawił się obok niej. – To dokąd płyniemy?
<Psyche?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz