Samica bez słowa ruszyła za Jitongiem. Wzięła pod uwagę jego słowa i zaczęła nad nimi intensywnie rozmyślać, starając się wyciągnąć z nich jakieś wnioski. Faktycznie to wszystko brzmiało, jakby postradała zmysły. W powieściach szaleństwo władcy objawia się podejmowaniem nierozsądnych decyzji w kontekście całego kraju - czy czymkolwiek innym on rządzi - i Akhifer wydawało się, że do tego poziomu jeszcze nie doszło. A mimo wszystko zauważyła w swoich działaniach tą cząstkę szaleństwa, o jakiej mówił Tenebrae. Mogła przysłowiowo przysiąść, zachować się rozsądnie i przemyśleć kolejny swój ruch, a ona jak głupia popłynęła bez względu na innych do przodu, działając czymś, co nie powinno prowadzić władców - instynktem.
Z drugiej strony instynktownie wiedziała, że dzieje się coś niebezpiecznego, że narybkowi może coś grozić, a nic z tym nie zrobiła. Słuchała swojej podświadomości w sprawach, które były głupie i mogły ją zabić, ale ignorowała ją, gdy mogło to zabić innych. Czy naprawdę aż tak jej zależało, żeby stracić pozycję alfy? Czy może po prostu, świadomie lub nie, była zbyt zafascynowana tą dziwną przygodą, jaką na siebie ściągnęła, by słuchać dobrych rad. Tak bardzo znudziło ją siedzenie w miejscu i słuchanie starych ryb, narzucających jej swoje zdanie, bo "oni są starsi i wiedzą najlepiej", że szukała wymówek, żeby poczuć tą odrobinę adrenaliny, jaka została w jej zmęczonym ciałku.
Adrenalina była dla niej jak narkotyk. Od wyklucia marzyła o zostaniu wojownikiem, który walczył w imię ławicy. Ruszać do walki - to był jej naturalny instynkt. Dlatego wybrała dokładnie pozycję wojskową, a nie jakąś bezpieczniejszą kwalifikację, która nie miała w ostrzeżeniu napisane: MOŻLIWA ŚMIERĆ. Zapewne słabe połączenie, alfa, która gotowa jest umrzeć w pierwszej lepszej walce, ale gdyby Akhifer nie została zmuszona do zostania alfą, z pewnością skupiła by się na wojskowych sprawach. Przede wszystkim uczęszczała by regularnie na lekcje walki i dzięki temu mogłaby sobie poradzić z takim przeciwnikiem jak ten szczupak. Może nie od razu, paroma machnięciami ogona jak w starych legendach, ale wystarczająco, by poczekać na resztę wojska. Może powinna zrezygnować z bycia alfą, znaleźć kogoś na jej miejsce, tak jak znaleźli ją na miejsce Kashniego. W ogóle ciekawe, co się dzieje z Kashnim... Został wygnany już lata temu, wystarczająco dawno, by Akhifer miała czas się nauczyć, jak należy zachowywać się jako alfa. Ciekawe, czy karp jeszcze żyje...
Z cichego zamyślenia wyrwał ją bezceremonialnie płynący przed nią karp, który zaczął nagle gadać nie wiadomo po co i zupełnie do siebie.
– No chyba nie... Znowu coś ode mnie chcą.
Jak na zawołanie znikąd pojawił się obcy karp, całkowicie niebieski niczym niebo nad wodą. Wyglądał na zmartwionego, trzepał płetwami dookoła i był nieprzyjemnie żywotny w porównaniu do cichych i spokojnych dwóch koi. Ferka poczuła irytację, widząc tak żywotną istotę w jej zamkniętym świecie, bardzo prywatnym i bardzo spokojnym, a teraz zmąconym przez tego ktosia. Ale nie powinna myśleć tylko o sobie. Może mogłaby odpłynąć, gdyby nie to, że miała już coś Tenebrae'owi do powiedzenia.
– Panie Jitongu! Panie Jitongu! Czy mogę zająć panu chwilę? – zawołała ryba, już zbliżając się do samca.
– Nie.
Krótka, prosta do zrozumienia odpowiedź nie zniechęciła obcego, zupełnie jakby jej nie usłyszał. Podpłynął szybko, prawie zderzając się z duo i zaczął wymachiwać płetwami jeszcze szybciej, powodując nieprzyjemne dla skóry ruchy wody. Czy on serio musi machać jak taki wróbel?
– Panie Jitongu! Moja żona jest chora, czy może pan, błagam pana, niech pan skontaktuje się ze smokami i poprosi je o zdrowie dla mojej żony. To dla mojej żony, na pewno pan rozumie, ona jest śmiertelnie chora, potrzebuję pana pomocy...
– Kurwa, nie! – wrzasnął Tenebrae mocą, której Akhifer w życiu by się nie spodziewała. – Żadnych modlitw! Nie jestem w nastroju, nie widzisz? Spływaj mi stąd, nie mam na to czasu.
– Ale... Ale... – Są koi, którym lecą łzy z oczu i wtedy widać takie słone bąbelki wypływające spod gałek ocznych. Ten niebieski karp na szczęście do nich nie należał, bo teraz z pewnością wypływała by mu z oczu masa słonych, wodnych bąbelków.
– Spierdalaj, nie rozumiesz? Za dużo sylab? – fuknął Jitong.
Tyle już wystarczyło, by odstraszyć biednego męża chorej żony w stronę, z której przypłynął. Akhifer była nawet pełna podziwu do podejścia samca, mógł sobie pozwolić na bycie niemiłym w stosunku do tych, którzy pragnęli jego pomocy i korzystał z tego przywileju. Jej nie było to dane, bo wtedy musiała by słuchać narzekania starszyzny, którego już teraz miała dość, bo zaczepiają ją średnio siedem razy na dzień, codziennie. Jednakże ten podziw nie oznaczał, że czegoś na ten temat nie powie.
– Jeżeli takie masz problemy z byciem Jitongiem to po prostu weź wolne i wypłyń gdzieś na parę dni. Wtedy będziesz miał spokój.
– Naprawdę myślisz, że mogę tak zrobić? – Tenebrae obrócił się do samicy, gotowy wszcząć konfrontację, ale nie zdążył.
– Tak, możesz. Jesteś tylko Jitongiem, nie Kapłanem, nikt nie urwie ci płetw jeżeli zrobisz sobie urlop. A zresztą nawet Kapłani mogą wziąć wolne. Cholera, wszyscy mogą wziąć tu sobie wolne! – W tym momencie Akhifer odpaliła się w pełni, dając upust temu, co od dawna siedziało jej na sercu. – A wiesz, kto nie może? Alfa. Alfa musi być dostępna 24 na dobę, czy to burza, czy zima, czy choćby Zbiornik wysychał. Nie mogę nigdzie odpłynąć, bo nawet, gdybym była w stanie, zrobi się tu taki burdel, że nikt się w niczym nie połapie. Jedyną opcją dla mnie jest szukać wymówek, by nie wracać do tego wariatkowa od razu po wypłynięciu, a potem i tak słucham setek komentarzy na temat tego, jak mnie nie było pół godziny. Być może powód, dla którego władcy świrują, to brak własnego życia. Jesteśmy tylko dla innych, nie mamy własnego ja i w pewnym momencie nam przez to odbija. Jak myślisz, że lepiej sobie poradzisz, mając co chwila jakąś narzekającą rybę na grzbiecie, pływającą za tobą wredną starszyznę i brak minimalnej ilości snu to proszę bardzo, weź sobie tytuł alfy. Ja tego nie chcę, nigdy nie chciałam. To nie jest bycie Jitongiem, że możesz sobie komuś powiedzieć "spierdalaj" i masz spokój na jakiś czas. Ja nie mam spokoju. Ja mam co chwila kogoś, kto coś ode mnie chce i nic nie mogę powiedzieć, bo zaraz zleci się starszyzna, "co z ciebie za alfa, czemu jesteś taka nieodpowiedzialna", jakbym sama się zgłosiła na to stanowisko, a nie została do niego przymuszona. Może pomyśl sobie czasem, że te ześwirowanie to nie z nadmiaru władzy, tylko z nadmiaru obowiązków związanych z władzą. – Karpica wzięła głęboki wdech po tym paskudnie długim wywodzie, który zdawał się nie mieć końca. – Dzięki za pomoc, jakiej dotychczas udzieliłeś. A teraz spadam napawać się swoją władzą, słuchając narzekań tych starych dziadów, którzy uważają, że lepiej rządzą od każdego, ale za władzę się nie wezmą. Nara.
Rzucając tym agresywnym słowem przepłynęła obok Brae'a, od razu kierując się ku siedzibie politycznej ławicy. Już miała tego wszystkiego dość. A w szczególności tego karpia. Walić go. Walić to wszystko. Może serio zrezygnuje z bycia alfą i posadzi na tym stanowisku Tenebrae'a, skoro on jest taki mądry i myśli, że to szaleństwo to z potęgi. Ciekawe, jak szybko zacznie szukać sobie własnego zastępcy. Kij mu w oko. Po co w ogóle z nim płynęła. A trzeba było sobie odpuścić ten głupi sen. Już nigdy więcej się do niego nie zgłosi, nawet gdyby został Kapłanem. Będzie wysyłać kogoś innego, w dupie to ma.
<Brae? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz