30 czerwca 2023

Od Quetzala - "Mlilo" cz.1

Dzień był spokojny i płynął całkiem leniwie tak, jak leniwie pływają odłamki planktonu w otwartym jeziorze. Było ciepło tak, jak powinno być latem. Korzystałem z ciepła ile się dało, kąpiąc się w promieniach właściwie codziennie. Niektórzy mieli mi to za złe, ale nawet nie wiedzieli dlaczego znikam, więc nie robiło to dla mnie różnicy. Wyzywali mnie tylko za nieobecność, a ja zawsze mówiłem, że coś mi wypadło. Coś ważnego, tak, śmierć, spotkanie ze starymi znajomymi, te sprawy. Na pewno nie lenistwo. Jeśli mi nie wierzyli, to był ich problem.

Jak się można było spodziewać, jednego dnia moje lenistwo się na mnie zemściło. Jak to się mówi? Karma wraca? To raczej nie karma, bo zdarzył się cud, a nie tragedia, ale w każdym razie nie spodziewałem się, że w mój najbardziej leniwy dzień spotkam bogini. No może nie bogini, ale było jej bardzo blisko, taka była piękna. Miała prześliczne weloniaste płetwy, a jej czerwono-złote łuski odbijały się w słońcu jak miniaturowe kryształy. Nagle zapragnąłem zapaść się pod ziemię ze swoimi nieczystymi łuskami, ale jej uśmiech mnie unieruchomił. Zakochałem się po uszy (a przynajmniej byłoby tak, gdybym je miał) i nie miałem przez to odwagi pierwszy się odezwać. Na szczęście bogini zrobiła to za mnie.

- Przepraszam, którędy do parku? - Zapytała się przesłodkim głosem, którego mógłbym słuchać po wieczność.

- A zaprowadzę, zaprowadzę panienkę. - Odpowiedziałem z chęcią. - A można wiedzieć, jaką panienka ma godność?

- Nazywam się Mlilo. - Uśmiech Mlilo rozszerzył się jeszcze bardziej, tak samo zresztą jak mój.

- Jestem Quetzal.

Zaprowadziłem ją do jedynego parku w okolicy, cały czas z nią miło rozmawiając.


(CDN)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz