Czego rybie do szczęścia potrzeba,
Gdy pływanie w kółko trochę już się znudzi?
Czy odpowiedzią może być strzelba?
Tak się przynajmniej całe życie łudzi.
Wokół niej góry podwodne i doliny,
A ta najgłębsza w sercu samym woła,
Że bezpowrotnie mijają godziny,
A doba spędzona na nędznych mozołach.
Patrzy więc ryba w jedną stronę, w drugą,
Przewraca pustymi z bezsensu oczyma,
A sprawy banalne zakłóca pytanie:
Co ją w ogóle na tym świecie trzyma?
I skwierczy i skrzeczy, i pływa i płacze,
Żar z rozgrzanego jej brzucha bu... A nie, to nie tu.
Tak czy inaczej ciężko jej strasznie,
Jakoby nie mogła obudzić się ze snu.
Taką rybą i Feliks, choćby i zabawny,
Choćby miły, grzeczny, wiecznie roześmiany,
Skrył okrutną prawdę za uśmiechem swoim,
Że mu zbędność życia wiecznie łuski łoi.
Fakt: niezwykle przystojny.
Drugi fakt: ma branie!
Trzeci: z jego wszystkich wrogów, choćby najsilniejszych,
Już niebawem nawet łuska nie zostanie.
Tym pociesza się Feliks w przedwiosenne wieczory,
Gdy pełen niechęci i przeciąga swe płetwy,
I ku nowym przygodom wypływa z nory,
I staje do swojej codziennej bitwy.
To go ktoś zaczepi, o perły poprosi,
To w ciemnej uliczce karze kupić cegłę,
Feliks nie dba o to, dresa wytarmosi,
Ubogiego wyśle do alfy lub na wierzbę.
Tak sobie żyje po cichu, w skromności,
Nie będąc wadzonym i nie wadząc nikomu,
A żeby rozruszać swoje (nie tak jeszcze) stare ości,
Czasem tylko na spacer wypłynie z domu.
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz