Sprawa z morską ławicą uspokoiła się na tyle, że Akhifer mogła spędzać swoje dni normalnie, na wypełnianiu obowiązków alfy. Pływała to tu, to tam, tak jak powinna, przy okazji omijając sprawnie pytania dotyczące tajemniczych kuzynów, o których jakoś nigdy wcześniej nie było wspominane. Za każdym razem miała coś pilnego do zrobienia, znajdowała dużo ciekawszy temat albo odpowiadała zbytkowo, ciągle wspominając to, co już mówiła. Że póki nie nastanie wiosna, nie ma o czym opowiadać.
Obróciło się to przeciwko niej, gdy do jej drzwi zapukał Elrad. Tak się składało, że była to jedna z naprawdę niewielu rybek – ich ilość można było obliczyć na promieniach płetwy piersiowej Ferki – którym karpica nie chciała kłamać. Nawet chowanie prawdy brzmiało nieciekawie, szczególnie gdyby została zapytana wprost. A to właśnie zrobił medyk.
– Kiedy zamierzałaś powiedzieć komukolwiek o tej słonowodnej ławicy? – Jego ton zdradzał złość i poczucie skrzywdzenia, jakby wziął sobie zatajenie faktu prosto do serca. Jakby sprawa ta dotyczyła go bezpośrednio i jak Akhifer mogła przed nim to ukrywać.
Ferka wpuściła gościa do środka, zamykając za nim drzwi, po czym zaprowadziła go do pokoju gościnnego. Było tu pusto, mebli zdecydowanie nikt nie używał od dosyć dawna, a małż siedział nieruchomo na swoim legowisku, patrząc na ryby wieloma malutkimi oczami. Był na tyle odważny, że się przed nimi nie schował, co Akhifer uważała za pozytywny wynik swojej pracy. Elrad usiadł, czy raczej oparł się brzuchem na podłużne, płaskie krzesło, a jego wzrok był tak samo nieciekawy jak ton głosu.
– Kiedyś na pewno…
– Czyli kiedy? – przerwał jej ostro samiec. Nie spodziewała się, że może być taki agresywny.
– Po zdobyciu wszystkich potrzebnych informacji, nie wiem, kiedy byłabym pewna, że ujawnienie tego jest bezpieczne. – Akhifer plątała się we własnych słowach, jej niepokój brał nad nią górę. – To nie było coś, co mogłam powiedzieć od razu.
– A od kiedy o tym wiesz?
– Od lat.
Choć była alfą i kapitanem wojska, żółta miała ochotę się skulić, schować, zapaść pod ziemię, wszystko, byleby uciec od oceniającego wzroku Elrada. Uznawała go wcześniej za przyjaciela, ale teraz miała ochotę, że patrzy na obcego koi, któremu nie powinna wcale ufać. Nie sądziła, że ten pozytywny i niemal zawsze uśmiechnięty karp mógł być taki zły, a już w szczególności na nią. Przecież ona nie zrobiła nic złego, pełniła tylko obowiązki alfy. Jeśli miał mieć do kogoś pretensję, to do jej stanowiska, nie do niej samej.
– I naprawdę nie mogłaś komukolwiek powiedzieć?
– Nie jesteś moim doradcą, żebym ci się z wszystkiego spowiadała, jeśli o to ci chodzi. – Teraz to Ferka była cięta i ostra, co zaskoczyło nie tylko medyka, ale również ją samą. – Mam prawo mieć swoje sekrety, szczególnie jeśli są one związane z całą ławicą. Nikt normalny nie będzie powierzał spraw politycznych jakiemuś medykowi.
Mogła przesadzić. Patrząc na minę Elrada, przesadziła. Ale to nie tak, że nie miała racji, po prostu była zbyt poirytowana, zbyt zestresowana całą tą sytuacją i ogólnie byciem alfą. To nie ona wybrała sobie ten zawód.
– Naprawdę myślisz, że to był mój wybór, komu powiedzieć, a komu nie? Pierwsze, co usłyszałam w nowej pracy to że nie wolno mi ujawniać korespondencji politycznej. Że mnie odsuną ze stanowiska, jeśli to zrobię i zamkną w więzieniu. Jasne, to nowa ławica, nowe zasady i tak dalej, ale niektóre sprawy i tak nie powinny wyjść na światło dzienne. Wliczało się w to istnienie Awa Hiriwy, ale najwyraźniej posłańcy nie znają dzisiaj znaczenia słów „tajemnica państwowa”.
– Awa Hiriwa? To ich nazwa?
Akhifer wywróciła oczami, jakby właśnie zadał najdurniejsze możliwe pytanie.
– Tak! Tak, to ich nazwa! Przynajmniej jest kreatywna, a nie jakieś głupie Koi Paradise.
Jej złość, irytacja, wieloletni stres, wszystko wylewało się z niej jak woda z pękniętego naczynia, gdyby to naczynie znajdowało się nad powierzchnią. Miała w tym momencie ochotę płakać, krzyczeć, wyrywać sobie łuski, rzucać przedmiotami, byle by wyrzucić z siebie zebrane emocje, czego nie mogła zrobić od niemal dekady poświęconej pracy. Tyle poświęceń. Tyle nieprzespanych nocy. A ten… zadufany w sobie kmiot zachowuje się, jakby to wszystko było dla przyjemności, bo haha, jak fajnie jest być alfą, można decydować o wszystkim, nie zważając uwagę na opinię innych.
Zanim padło więcej słów, których Ferka mogła w późniejszym czasie żałować, karpica zamknęła się w swoim pokoju, nawet nie wyprowadzając gościa za drzwi. Niech sam je znajdzie, skoro już tu przypełzł. Jeśli rozpowie to, co tu się wydarzyło, to trudno. Akhifer miała tak bardzo dość, że wizja ucieczki z ławicy i zostawienie tego bagna na pastwę losu wydawało się bardzo atrakcyjnym pomysłem.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz