Jesienne dni były zimne, ponure i pełne narzekających ryb, którym wszystko wszędzie, w każdej mierze przeszkadza. Ferka miała tak serdecznie dość, że w pewnym momencie zamknęła się w swojej norce i odmawiała wyjścia. Dopiero Feliks zdołał ją namówić do opuszczenia schronienia. Z nim wymówka na liściówkę nie zadziałała.
Inwentarz starał się bardzo subtelnie poingormować algę, że zaczęło brakować jedzenia, ale nawet te delikatne próby sprawiły, że Ferce kręciło się w głowie. Ostatecznie karpie przestały odwiedzać Kapitan i przypływali do niej tylko doradcy, Feliks i Elrad.
Aż do dnia, gdy w wejściu domu karpicy pojawiła się wyrocznia.
– Pani Akhifer, tragedia! – obce karpię wrzasnęło przez zamknięte drzwi. – Smoki pokazały mi straszną wizję! Ta zima ma być szczególnie sroga i wiele koi zginie, dotknięte głodem i zarazą.
Gdyby było jej wolno, Kapitan udusiłaby tą wyrocznię na miejscu. Tylko prawo no chroniło.
– Który smok ujawnił tą nepokojącą wizję? – spytała, z ogromnym trudem zachowują spokojny ton.
– Sam Sital.
Sam smok śmierci. Super, czyli wizja była naprawdę poważna. Szlag by to… Równie dobrze mogła powiedzieć ławicy „Hej! Nie ma co się starać, i tak wszyscy umrzemy!”.
Wyrocznia opuściła norkę Akhifer, przepraszając z chorym nadmiarem, jakby to była jej wina, że ławicę dotknie tragedia. Jedyne, za co mogła się winić, to że przyniosła te wieści w najgorszym momencie.