Przyjrzała się dziwnemu gatunkowi mchu bliżej. Czerwona głębia gładko przechodziła w fioletowe końcówki, wyglądając nieco jak niebo podczas zachodu słońca. Nawet pojawiały się złotawe błyski falujące po strzępkach mchu wraz z ruchami wody. Ciężko było jednak stwierdzić, czy to sam mech świecił, czy tylko odbijał ledwo dochodzące na tą głębokość promienie słońca. Cokolwiek było powodem takiego wyglądu, zdecydowanie dodawało uroku tajemniczej roślinie.
Długie jakby-liście również były interesujące. One także przechodziły z czerwieni bliżej ziemi do intensywnego fioletu na końcówkach, i tak samo jak reszta rośliny zwracały uwagę na siebie złotawymi błyskami. Było to tak czarujące, że Akhifer miała ochotę je dotknąć. Przypominały połączenie kwiatów z piórami ptaków, były przepiękne. Wyciągnęła płetwę w ich stronę.
Nagle poczuła, jak coś chwyta ją za ogon i odciąga od tajemniczego mchu.
– Proszę tego nie dotykać – usłyszała za sobą. Znała ten głos, to był ogrodnik Paul, najlepszy karp w swoim fachu. Odwróciła się w stronę zielonego samca.
– Co to jest? – zapytała bezceremonialnie, nie owijając nic w bawełnę. – Jest śliczne.