Akhifer stara艂a si臋 udawa膰, 偶e nie zwraca uwagi na butne zachowanie samca, jednak w g艂臋bi serca mocno j膮 ubod艂o, 偶e kto艣 tak wysoko postawiony jak Jitong traktuje j膮 po prostu podle tylko dlatego, 偶e jest alf膮. Bo nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e o to chodzi艂o. Tylko Tenebrae nie by艂 艣wiadomy, albo nie chcia艂 sobie u艣wiadomi膰, 偶e samica nigdy tak naprawd臋 nie chcia艂a tej fuchy. Ale c贸偶, sta艂o si臋, co si臋 sta艂o, wi臋c musia艂a znosi膰 takie traktowanie, cho膰by 艂uski jej mia艂y od tego odpa艣膰. Postawili j膮 w tym piekle, a ona postanowi艂a przez nie przep艂yn膮膰 i wydosta膰 si臋 na powierzchni臋 niczym autentyczny demon.
– A wi臋c... Ekhem... – odchrz膮kn臋艂a, za偶enowana wizyt膮 r贸偶owej karpicy. 呕eby sobie pomy艣le膰, 偶e Akhifer i Tenebrae... Nie m贸wi膮c o tym, 偶e Jitongi raczej nigdy nie bra艂y udzia艂u w romansach i trudno by艂o znale藕膰 takiego, kt贸ry za艂o偶y艂 w艂asn膮 rodzin臋. Kolejna, kt贸rej zapomnieli poda膰 rozs膮dek na 艣niadanie. – Ile jeste艣 w stanie mi powiedzie膰 o tym, co widzia艂e艣?
– Tak jak ju偶 powiedzia艂em, niewiele. Nic wi臋cej ni偶 to, co ju偶 wyjawi艂em. A teraz zacna Pani W艂adca wybaczy, ale musz臋 si臋 zbiera膰. – Koi wr臋cz z pogard膮 odwr贸ci艂 si臋 od alfy i skierowa艂 ku wyj艣ciu z Kryszta艂owni. Ferka nie chcia艂a go m臋czy膰 bardziej, ni偶 ju偶 to zrobi艂a, ale musia艂a zna膰 odpowied藕. Za bardzo si臋 martwi艂a. Nie chcia艂a, by co艣 si臋 sta艂o 艂awicy.
– A mo偶e by艂o to ostrze偶enie? – zadaj膮c to pytanie podp艂yn臋艂a bli偶ej, zostaj膮c u boku czarnego karpia. – Skoro kamie艅 si臋 zniszczy艂...
– Tak, ostrze偶enie, 偶e chc膮 ci臋 zabi膰 – burkn膮艂 Tenebrae i odp艂yn膮艂, zostawiaj膮c samic臋 z ty艂u.
Akhifer westchn臋艂a w spos贸b, w kt贸ry wzdycha膰 potrafi膮 tylko ryby. W艂a艣ciwie nie by艂o to nawet westchni臋cie, a wi臋ksza ilo艣膰 wody zaczerpni臋ta i wypuszczona przez skrzela, co ze wzdychaniem mia艂o niewiele wsp贸lnego, ale ze wzgl臋du na brak s艂ownictwa pozosta艅my przy wzdychaniu. Jej p艂etwy opad艂y, poddaj膮c si臋 z tym wszystkim, ze wszystkimi obowi膮zkami, zmartwieniami. Nie chcia艂a za wiele, po prostu dowiedzie膰 si臋, czy co艣 ma si臋 wydarzy膰. Jitong jako jedyny m贸g艂 jej w tym pom贸c, ale najwyra藕niej nie zamierza艂 wsp贸艂pracowa膰. Co mog艂a zrobi膰 sama? Postawi膰 tarota? Nie umia艂a go czyta膰, wi臋c jej nie pomo偶e. Musia艂a sobie poradzi膰.
Nast臋pnego dnia z samego rana nasz艂a smokowi winnemu Jitonga, 偶eby szuka膰 u niego pomocy. Tym razem jednak mia艂a jakie艣 podstawy dla tych odwiedzin, a by艂 nimi dzisiejszy sen. Musia艂a si臋 podzieli膰, po prostu czu艂a, 偶e to wa偶ne.
– Witaj, o Szlachetna – przywita艂 si臋 Tenebrae, z tym samym butnym i gorzkim tonem, kt贸rym wczoraj po偶egna艂 Ferk臋. – W czym mog臋 ci dzisiaj s艂u偶y膰?
– Tym razem ja co艣 mam. W sensie znak, a przynajmniej tak my艣l臋. Chodzi o sen, kt贸ry mia艂am. – Karpica usadowi艂a si臋 na omszonych kamieniach, kt贸re s艂u偶y艂y rybom jako krzes艂a. – Przy艣ni艂a mi si臋 ryba z p艂etwami jak skrzyd艂a. W艂a艣ciwie to my艣l臋, 偶e to by艂am ja. Otacza艂am tymi p艂etwami narybek i stara艂am si臋 go chroni膰 przed drapie偶nikami, ale i tak uda艂o im si臋 wszystkich zje艣膰. A potem zjedli i mnie. – Zatrz臋s艂a si臋 na to wspomnienie. – Co o tym my艣lisz?
<Tenebrae?>