Tenebrae sam nie wiedział, co mu odwaliło. A najbardziej chyba wstydził się tego fragmentu „nie tak samce załatwiają sprawy”. Wyszło źle. Bardzo źle. Jakby nie traktował obu płci na równi.
Skrzywił się jeszcze bardziej, kiedy Akhifer potraktowała ich totalnie jak narybek. Uważał się za kogoś dorosłego i dojrzałego, a zadanie polegające na oddaniu prezentu w formie błyskotki zdecydowanie ciążyło mu na dumie. Racja, starał się nie zachowywać jak naczelny samiec alfa, mimo, że jego dusza krzyczała a wszystkie jego wnętrzności wydawały się gotować, w dodatku podgrzewając wodę wokoło. A zadanie polegające na zadowoleniu głupiej liderki tworzyło z Brae i Feliksa najprostszych przyjaciół, wielbicieli wielkiej Alfy. Żałosne. Nie ma partnera, więc chce, żeby przypadkowe ryby z ulicy dawały jej prezent? Mogła się bardziej postarać, żeby przyciągnąć czyjąś romantyczną uwagę.
No dobra, nie przypadkowe ryby z ulicy. Doprowadzili do głupiej bójki, która sama w sobie zniszczyła Brae’owi reputację, a teraz jej wynagrodzenie zniszczy ją jeszcze bardziej. Uległość. To właśnie powinien okazać. I właśnie tego tak bardzo okazywać nie chciał i przed tym tak bardzo się bronił.
Bez słowa skinął głową, pustym, choć zezłoszczonym wzrokiem patrząc na najwyżej postawioną rybę. Tak czy siak, musi wykonać zadanie, gdyż był to najpiękniejszy oraz najpewniejszy rozkaz.
— Chodź, Feliks — mruknął koi, tak naprawdę nie zwracając większej uwagi na swojego towarzysza. Odpływając wraz z nim, nawet nie pożegnał się z Akhifer. Nie zamierzał okazywać jej szacunku. — Musimy omówić plan działania — dodał pewniej.
— A jak z tą Kawą?
— Przecież nie sprawdzi, czy faktycznie ją piliśmy.
— Dlaczego ma tego nie robić?
— Feliks, czy ty naprawdę aż tak bardzo chcesz iść ze mną na tą kawę — bardziej stwierdził niż spytał.
— Ja?! Nie, po prostu — Brae’owi przeszło przez myśl, że gdyby nie te łuski, Feliks mógłby się zarumienić. Ale pomysł ten wydawał mu się tak absurdalny iż nawet nie wierzył w jego prawdziwość.
— Po prostu chodźmy i miejmy to z głowy — westchnął teatralnie Jitong.
— Panie przodem — Feliks zmarszczyłby brwi (gdyby je miał), widząc, że Brae, mimo mowy o ruchu, tylko delikatnie rozbija wodę swoimi płetwami.
— Panie?! — warknął poirytowany Jitong. — Zaraz ja ci dam, księżni-
Zniżył głos, zauważając, iż przykuwa uwagę pływających wokoło ryb, oraz z udawanym, poirytowanym uśmiechem ruszył naprzód.
<Feliksie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz