18 września 2023

Od Niona - "Dodaj zdanie do zdania" (opowiadanie wydarzeniowe)

Akhifer
Feliks
Leon
Tenebrae
Akahita

Gorące dni były niezłym utrapieniem dla ogrodników, którym przychodziło często pracować na płytszych, cieplejszych i bardziej nasłonecznionych wodach. Także i tego dnia promienie słoneczne bezlitośnie atakowały ich bezbronne oczy, rozdzierając wodną toń i załamując się na jej powierzchni. Mogliby sobie odpuścić, skupić się na innych, bardziej przyjemnych i chłodniejszych rzeczach w głębszych częściach zbiornika, ale obowiązki wzywały - kto inny miał się zająć moczarką? Zresztą, powinność była jedną rzeczą, a drugą istotną rolę stanowiła zapłata, jaką mieli otrzymać za harówkę. W końcu za okruszki nie zapłacą słodkim wzrokiem i poruszającymi słowami.

Wśród tych ogrodników znalazł się pewien bardzo przyjazny koi, którego łuski pozwalały na całkiem znośną pracę w słońcu, w przeciwieństwie do karpi o ciemnych barwach. Jego dobry nastrój i wesołe nastawienie do pracy z początku dodawały otuchy kompanom, lecz gdy mijały minuty, a potem godziny, a koi wciąż tryskał energią, co poniektórzy zaczęli spoglądać na niego spode łba. Z czasem już tylko on pozostał wśród roślin, gdy słońce sięgnęło zenitu i nie miało litości nawet dla pomniejszych organizmie ukrytych w piasku. Pomimo zmęczenia kontynuował swoją pracę, przez nieuwagę potrącając pomniejsze rośliny. Nie za bardzo miał siłę się nimi przejmować, ponieważ połączenie słońca i całkowitego, bezmyślnego skupienia na pracy pozwalało mu na ignorowanie ich egzystencji. Jego nastawianie uległo jednak zmianie, gdy po dotknięciu przez przypadek kolejnego listka małej sadzonki jego płetwa zaczęła nagle promieniować paskudnym bólem, jakby wbijały się w nią setki malutkich igieł.

– Dokroćset fur beczek, zaraz się ciebie pozbędę, chwaście! - zaklął szpetnie ogrodnik.

Posłał mordercze spojrzenie roślinie, chwycił swój oręż, a następnie wymierzył cios; przynajmniej tak chciał, ale zamiast tego machnął płetwą i postanowił zakończyć pracę. Nie miał ochoty mierzyć się z tak silnymi przeciwnikami gdy był zmęczony po całym dniu harówki. Odpływając w kierunku głębszych wód spokoju nie dawała mu jednak myśl o tych chwastach. 

'Co to w ogóle za rośliny?' pomyślał do siebie. To na pozór pospolite pytanie, nagle zapaliło w jego głowie czerwoną lampkę; bardzo jaskrawą lampkę. Pytanie "Jakim cudem moczarka mogła wywołać taki ból" sprawiło, że obrócił się w stronę roślin i ujrzał coś, co go przeraziło. Malutkie, powykręcane, czerwone kolce patrzyły się na niego wyzywająco, budząc w nim przestrach, nigdy bowiem nie widział takich cierni u żadnej z roślin. Niepewnie zacisnął płetwę na widłach, aby dodać sobie chociaż odrobinę, mdłej ale potrzebnej mu otuchy i pewności. Jako ogrodnik powinien wiedzieć, co to jest, jednak nie miał zielonego pojęcia i powodowało to u niego niebezpieczny niepokój, a sam Nion miał ochotę albo pozbyć się niebezpiecznej rośliny, albo uciec i poszukać na jej temat w zapiskach, tylko że nie było mu wolno zrobić żadnej z tych rzeczy, przynajmniej na obecną chwilę. Naburmuszony postukał płetwą w piach, wzbijając chmurkę mułu, i rozejrzał się w poszukiwaniu jakiejś życzliwej i kompetentnej duszy, którą mógłby się wyręczyć. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że słońce wygoniło stąd wszystkich, dlatego był zdany tylko na siebie. Na początku postanowił, że spróbuje sklasyfikować roślinę, przypominał więc sobie wszystkie podobne znajome mu gatunki. Jednak cokolwiek przypominało tą roślinkę w nawet najdrobniejszym stopniu było zwyczajnie w świecie nieobecne w ekosystemie Zbiornika, z powodu jego słodkowodności.

– Chyba odkryłem nową roślinę – zdumiał się zaskoczony Nion, całkowicie niegotowy na zostanie odkrywcą. Jak za dotknięciem czarodziejskiej płetwy, w jednej chwili jego pyszczek rozchmurzył się niefrasobliwie, a oczka pojaśniały.

Przypomniał sobie, że pewna rybka słono płaciła za nowe rośliny, których wcześniej nie było w zbiorniku. Była to więc doskonała szansa aby dorobić się majątku, a takiego trafu przegapić nie mógł. Pytanie tylko, jak wydobyć roślinę, której się po pierwsze nie zna, po drugie kuje w płetwy raniąc je nawet i do krwi. Rozglądał się po okolicy, szukając czegoś w zasięgu wzroku, by nie musiał ryzykować zostawienia swojej zdobyczy bez nadzoru, tak by ktoś inny ją znalazł i zgarnął za nią nagrodę. Gdy jego chytry pyszczek krążył wokół, niczym jastrząb wypatrujący zdobyczy w szczerym polu, oczom jego ukazał się jedynie... spróchniały kij. Miał do wyboru albo jego albo swoje własne płetwy, więc wybór był oczywisty.

Wziął narzędzie w pysk, po czym gotowy na obrabowanie ziemi, podpłynął do rośliny. Prymitywne narzędzie wsunęło się w ziemię jak w masełko, aż odrobinę za płynnie. Gdyby to był ląd, być może miał by większe problemy z wykopaniem swojego znaleziska, ale jako mieszkaniec podwodnego świata przy odpowiednich kombinacjach alpejskich zdołał wydobyć znaczną część korzeni jeszcze zanim kij się złamał w pół, stając się za krótki do kopania.

– Cholera w jego byczą mać ciężko furkana - krzyknął, w przypływie bezsilności rozkładając płetwy, niczym Mojżesz u brzegu bezkresnego morza.

Spojrzał na odkopaną część, po czym spróbował ją wyciągnąć gołymi płetwami. Jego działania zakończyły się jednak niepowodzeniem, diabelskie nasienie siedziało głęboko. Pod koniec tej całej sprzeczki z matką naturą jego płetwy ucierpiały, delikatnie podarte przez ostre kolce.

Z początku nie zwracał na to uwagi, jednak w końcu działanie rośliny dotarło do jego mózgu i całe ciało padło ofiarą niewyobrażalnego bólu, od którego karp był jedynie w stanie krzyczeć.

– Aaa, czymże ci zawinił, nieszczęsna Pani Przyrodo!!! - wykrzyknął, zwijając się na ziemi i tarzając w mule.

Sądząc, że w tej chwili wydaje z siebie ostatnie jęki, przed jego oczami pojawiły się zapomniane sceny z życia. Jego uśmiechnięta karpia rodzina ustąpiła miejsca roślinom, którymi zwykł się zajmować jako narybek. A na sam koniec, zamin świat rozmył się w czernie i błekity zobaczył karpia, którego twarz była całkowicie rozmazana przed jego ślepiami.

Ocknął się nie wiadomo gdzie i nie wiadomo, po jakim czasie, nie czując w ogóle swojego ciała, jakby podano mu paskudnie silne środki przeciwbólowe.

– Aaaaaaaaach - ziewnął, próbując przeciągnąć się rozkosznie, lecz nie minęła chwila, zanim zdał sobie sprawę, że jego ciała po prostu... nie ma. W miejscu, w którym powinien zobaczyć łuski i płetwy, znajdowały się zielone bandaże, a cały ciało było sparaliżowane, więc jego ruch ograniczył się tylko do głosnego krzyku.

Próbował przypomnieć sobie, co mu się przydarzyło, jednak do głowy przychodziła mu tylko kolczasta roślina. Pozostało mu zatem wierzyć, że ktoś odnalazł jego na wpół martwe ciało i zabandażował go od góry do dołu, unieruchamiając kompletnie. Przy okazji musiał mu faktycznie podać silne środki przeciwbólowe, za co Nion był akurat przeogromnie wdzięczny, gdyż wolał nie czuć absolutnie nic niż ten paskudny ból. W duchu westchnął rozkosznie i postanowił grzecznie poczekać na swojego tajemniczego wybawiciela (nie bardzo zresztą mając inne wyjście), w nadziei, że pojawi się on niebawem.

Nie miał pojęcia ile czasu upłynęło, ale miał wrażenie, że czeka na niego parę godzin (chodź w rzeczywistości minęło 20 min). Korzystając z okazji, postanowił rozejrzeć się po otoczeniu.

Ściany spowite były w żółtej poświacie słońca, którego promienie przemykały pomiędzy półkami zastawionymi miskami i słoikami. Wiązanki z roślin chowały się niepoukładane to tu, to tam, wyglądając z pomiędzy naczyń na zmumifikowanego karpia i jakby cicho się z niego śmiejąc, choć może to tylko samiec doznawał halucynacji.

Nion przeniósł wzrok na coś skrytego za falującą w głębi groty, mulistą zawiesiną; przedmiot wyglądał podejrzanie. Przymrużył oczy i dostrzegł, że ów przedmiot ma wystające kończyny, w których coś trzymał; to wystarczyło, aby jego wyobraźnia zadziałała i w tym zwykłym obrazie zobaczył nadchodzącego Kostucha, trzymającego w płetwie kosę. Nie potrafiąc odróżnić prawdy od swoich własnych wymysłów, zachłysnął się wodą. Jego oczy powoli przymknęły się w oczekiwaniu na nieuniknione spotkanie ze śmiercią. Jednakże zamiast poczuć dotknięcie zimnego ostrza na szyi, karp usłyszał nieco rozbawiony, choć w głównej mierze zmartwiony głos.

– Ale urwał - rzekł jegomość, a jego głos, jak bąbelki z płuc tonącego, wypłynął wprost z mroku i odbił się echem od ścian.

- Co? - zapytał cichym i niewyraźnym głosem, jakby dopiero wrócił ze świata umarłych. Zastanawiał się, czy to faktycznie nie jest już druga strona mostu, a nieznajomy to zjawa która odprowadzi go do zaświatów. Umarłem czy nie umarłem, krążyło po jego głowie, jednak dotyk i ból ciała, którego doświadczył gdy "zjawa" przesunęła po jego bandażach płetwą, sugerował smutna rzeczywistość życia.

– Nie umarłeś, ale za to straciłeś płetwę, bo przyszło ci do głowy wykopywanie śmiercionoszki gołymi płetwami – odezwał się dziwny duch, magicznie odpowiadając na pytanie Niona, choć karp był pewien, że nie wypowiedział go na głos.

Nion na te wieści załamał płetwy; a raczej tę jedną, która mu została; a raczej załamałby, gdyby mógł nimi, a raczej nią, poruszyć. Jednej płetwy mu ubyło, a cała pozostałość była unieruchomiona, zapytaj więc jak długo zostanie w lecznicy.

- Zobaczymy - usłyszał krótka odpowiedź, zaraz też kontynuowaną - obstawiam kilkanaście wschodów słońca, twarda z ciebie sztuka!

Twarda czy nie, w odpowiedzi nieznajoma zjawa usłyszała jedynie przeciągle jęknięcie, czy to zawodu, bólu czy niecierpliwości, nawet Nion nie był pewien.

– Oj daj spokój, przyjacielu, już za niedługo ból w pełni ustąpi i będziesz leczył się jedynie z toksyn, które mogą zaszkodzić twojemu ciału, jeśli profesjonalnie się ich nie pozbędzie.

Na sam beztroski ton głosu swojego rozmówcy, Nion westchnął ciężko, prawie zachłystując się wodą z własnych skrzeli.

- Z toksyn? Coś zrobiliście z tą rośliną? - zapytał, zastanawiając się czy zdąży jeszcze komuś ona zrobić krzywdę.

- O to się nie martw, odpowiednie środki zostały podjęte! - usłyszał zapewnienie. Jedank w sercu czuł, że coś jest nie tak, a cała prawda nie została powiedziana. Ten wesoły ton głosu, te niepełne informacje zdradzały, że coś jest nie tak, i choć karp nie zawsze powierzał się swoim przeczuciom, tym razem mógł zaufać tylko im.

Nion w myślach szybko przerzucił strony swojego podpłetwnego notatnika podejrzeń, uwag, refleksji i wielkich konceptów. Wiedział, że musi stąd jak najszybciej się wydostać i sprawdzić miejsce zbrodni, jednak "szybko się wydostać" kolidowało z jego zdrętwiałym i zabandażowanym ciałem. Wyglądało na to, że mimo wszystko musi zdać się na łaskę losu. Pozwolił nieznajomej rybie zająć się sobą, z myślą, że im szybciej to skończą tym szybciej będzie mógł stąd wyjść. Jego (znikoma) pewność siebie jednakże zniknęła wraz z pojawieniem się w płetwie karpia przedmiotu o bardzo cienkiej i ostrej końcówce, którego większość osób zna pod nazwą "igła".

– O... nieee!!! - wykrzyknął ile sił w skrzelach, nie mogąc spuścić emocji inaczej niż głosem, za sprawą swoich unieruchomionych płetw.

Gdy jego największy wróg zbliżał się do niego, zaczął uciekać; przynajmniej w swojej głowie wyobraził, że macha unieruchomionymi płetwami, gdy tak na prawdę lekarz miał zamiar podać mu tylko lekarstwo. Oczekując na ból, zdezorientowany spostrzegł, że nawet nie czuje ukłucia. Nic dziwnego, skoro całe jego ciało pulsowało delikatnie i piekło pod bandażami.

Nagle Nion poczuł się zmęczony, a potrzeba snu wytłumiła jakąkolwiek emocję, przez co zaraz umysł samca osunął się w błogą nicość, otulony objęciami Morfeusza. We śnie stracił poczucie czasu, nie mając pojęcia, czy śni przez minutę, dwie, czy przez długie miesiące. Kiedy otworzył oczy, pokój, w którym leżał, nie zmienił się ani o drobinę, on sam czuł się lepiej, a jego ciało nie było już zabandażowane od płetwy po łeb. Zadziwił się, jak dobrze zadziałało lekarstwo, ponieważ on sam był sceptyczny co do medycyny niepochodzącej bezpośrednio od roślin (chociaż może wstrzyknęli mu ziółka?). Pozwoli sprawdził czy jego ciało reaguje, próbując poruszyć swoją płetwą. Z początku zastanawiał się, czemu czuję tylko jedną ze swoich płetw, jednak potem przypomniał sobie, że przecież stracił swoją płetwę brzuszną w wyniku spotkania z rośliną. Na samą tę ponurą myśl jego dusza załkała bezgłośnie.

- W końcu sie obudziłeś - usłyszał z boku znajomy głos, który wcale nie poprawił mu humoru.

- Tym razem jak długo byłem nieprzytomny? - spytał, bynajmniej nie przyjemnym głosem.

- oh... tylko parę godzin - odpowiedziano mu wesoło, pomimo że wcale nie było się z czego śmiać.

W głosie dziwacznego medyka słychać było nutkę szaleństwa, jakby bawiło go, że Nion przechodzi mentalne tortury, choć może były to tylko omamy ofiary niebezpiecznej rośliny.

Wtem...

Do pomieszczenia wpłynęły dwie rybki, które Nion bardzo dobrze znał.

- Mamo?? Tato?? - wyjąkał zdezorientowany.

-Synku!-  samiczka wykrzyknęła prawie od razu pochylając się nad jego odrętwiałym ciałem.

– Mamusiu... – samiec patrzył na nią otępiałym wzrokiem, jakby oglądał ją przez kalejdoskop – co wy tu robicie?

Karpia para tylko załamała płetwy, słysząc wiotki niczym zgniły liść trzciny głos syna, a matka dodatkowo zapłakała rzewnymi łzami. Nion na tę reakcję skrzywił się lekko, gdyż jego rodzice byli zdecydowanie zbyt opiekuńczy, nigdy mu się to nie podobało.

- Myślałam, że nie żyjesz! - jego matka przyglądnęła się mu uważnie, chcąc się upewnić, że jej lęk był naprawdę nieuzasadniony. Jego ojciec natomiast stał z boku i przyglądał się mu z przygnębieniem.

– Kochanie, proszę – odezwał się po chwili – żebyś zaraz nie przeniosła go na naszą stronę, żywej ławicy przyda się medium.

Na buńczuczne słowa męża, pani karpiowa obruszyła się nieco, wszelako przez wzgląd na chorego syna, nie dała tego po sobie poznać, zamiast tego z troską podpływając do jego posłania.

Nion myślał, że śni, ponieważ ostatnio widział rodziców na ich własnym pogrzebie. Gdy przyjrzał im się znowu, z przerażeniem spostrzegł, że jego mama miała twarz ojca, ojciec zaś łeb matki. A po chwili jego matka łeb już miała pielęgniarki, a ojciec w ogóle przypominał mu łososia, a przecież z nich były rodowe karpie koi. Pielęgniarka nawet nie próbowała się do niego uśmiechać, najwyraźniej w tym ośrodku nie płacili wystarczająco za uśmiech. Oczy nieszczęsnego Niona zrobiły się wielkie jak oka w bardzo tłustym rosole, a ich właściciel nabrał wielkiej ochoty na lament. Wszystkie kolory zaczynał się mieszać i wirowały, jakby porwane wiatrem. I wtedy - rzeczywistość się rozpłynęła, a on zachłysnął się wodą. Jego skrzela wypełniła panika, a kiedy już się ogarnął musiał się nieźle naroglądać aby zrozumieć, że wcale nie leży już w tej samej sali co przed tem. Ta sala była całkowicie pusta, a on sam leżał pośrodku niej, przywiązany do jakiegoś łoża tak, by nie mógł się ruszać.

– No co znowu... - jęknął przeciągle, bowiem nowe otoczenie tak szybko zaatakowało jego zmysły, że przestał już wierzyć we własne szczęście lub nieszczęście; słowem, we wszystko, co działo się wokół. - Rzucam to - stwierdził, ponownie zamykając oczy, nie mając już ochoty na przeżywanie kolejnych przygód. Wolałby chyba znów stracić przytomność niż trwać przez napady omamów.

Tym razem jednak omam wydawał mu się niepotrzebnie realny, gdyż wiatr targał jego bandażami. Nie miał ochoty sobie z tym radzić, po prostu nie chciał; na ten moment najlepiej by było opaść w nicość, przenieść się na drugą stronę wiecznego koła życia i śmierci, jednak zamiast światełka w tunelu lub Pierwotnego zstępującego z niebios (choć Nion zbyt wierzącą rybką nie był, nie wykluczał, że może się to zdarzyć) przed oczami karpia pojawiło się... coś bardzo małego, słodko wyglądającego i posiadającego cztery nogi zakończone kopytkami jak u saren, które okazjonalnie kąpały się w Zbiorniku, a do tego to coś miało skrzela na bokach szyi i spokojnie oddychało pod wodą.

– Yyy, dzień dobry - przywitał się uprzejmie, chociaż pod łuskami czuł, że to nie jest najwłaściwsza reakcja na coś tak dziwnego; tak czy inaczej, nie miał lepszego pomysłu.

Nie do końca wiedział, co się stało; najpierw zabójcza roślina, potem szpital, amputacja płetwy, a na koniec ujrzenie dusz zmarłych już dawno rodziców, a wszystko po to, by ujrzeć... to coś? Stworzenie nie odpowiedziało, a jedynym znakiem, że żyło, były bąbelki uchodzące z jego pyska. Nion odetchnął głęboko, a jego głowa nagle zapulsowała boleśnie gdy stworzenie zbliżyłlo się do niego. Wpatrywało się głęboko w jego oczy, jakby chciało mu przez nie wyssać duszę. Mężne, jednokomorowe serce Niona zabiło mocniej, a echo jego uderzeń dobiegło nawet do jego nieszczęsnych uszu; nieszczęsny ogrodnik zapłakał rzewnymi łzami i chwycił się swymi śliskimi płetwami za głowę, bezsilnie upadając w piach. Istota zaczęła skakać wokół niego, najwidoczniej zadowolona z widoku.

Psychopata? - zadał sobie pytanie, a zanim zdążył znaleźć na nie odpowiedź,  stworzenie przemówiło.

- Chyba z ciebie.- zaśmiało się dość histerycznie. - leżysz tak zamkniętymi oczami od dobrych paru godzin i bredzisz.

– Łatwo ci mówić – warknął (tak bardzo, jak może warknąć ryba) – Ciekawe, co byś powiedziało, gdybyś przeżyło to co ja.

Na te słowa, zwierzątko tylko pokręciło nosem, a przynajmniej tak wydawało się półprzytomnemu Nionowi. Wtedy spojrzał w dal i ujrzał...

Siebie samego.

Do jasnego karpia przeleciało mu przez głowę. Zaczynał sobie powoli uświadamiać coś jednocześnie uspokajającego i martwiącego: on śnił. Gdy obrzucił siebie samego (tego prawowitego siebie samego, tego który uczepiony był do jego świadomości) strwożonym spojrzeniem, dostrzegł, że jego płetwy... jedna... wszystkie jego płetwy i każda łuska zdawały się drżeć i stopniowo niknąć wśród fal. Obraz zaczął się zamazywać.

Czyżby marzenia senne dobiegały końca, a on miał ujrzeć świat realny?

Na szczęście i ku jego radości kiedy otworzył oczy wszystko wokół wydawało się być całkowicie normalne , a jego otulał koc z wodorostów w jego własnym, ciepłym łóżku. Po zaledwie sekundzie patrzenia na ścianę przed nim zaczął zapominać o swoim dziwacznym śnie, a jego ciało się zrelaksowało, pozwalając mu ponownie rozpłaszczyć się na łóżku; ostatnią myślą, która przeleciała przez jego rybi łepek, było bardzo proste stwierdzenie: "nienawidzę koszmarów o swojej płetwie".

Ilość słów: 2714
Nagrody: 54 AP oraz 271 pereł dla każdego uczestnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz