Akahita była znudzona. A kiedy jest się znudzonym ma się najbardziej odrąbane serie pomysłów na jakie ktokolwiek, kiedykolwiek mógłby wpaść. Dlatego też młoda samica znalazła się w połowie poza wodą, wisząc do góry nogami i uparcie próbując namówić zagubionego krabika aby przeciął linkę trzymającą ją za płetwy.
Ale jak dokładnie do tego doszło? Otóż. Jak już było wspomniane, w pewien letni poranek Anahita obracała się na swoim łóżku znudzona koszmarnie. Chwilę przemawiała do siebie o tym jaka to nie jest cudowna, ale szybko znudziły jej się te puste słowa. Musiała też parę razy zignorować chęć krzyku z frustracji. Od paru dni niewiele się działo, więc i karpica niewiele robiła. Głównie przemieszczała się z miejsca w miejsce. Z łóżka nad rzekę, od rzeki do parku i potem do łóżka. Co w tym ciekawego?! No dobra. Może uzbierała parę drobinek chleba czy innego jedzenia dla ławicy (czy na małą przekąskę dla siebie), ale co potem? Dlatego bez pomysłów plątała się po Zbiorniku. Tak było tez teraz. Słonce tego dnia było przyćmione, jak to czasem bywa latem, kiedy zachodzą je chmury. Było więc chłodniej, a przynajmniej na tyle ile chłodniej mogło się zrobić upalnym latem. Akahita leniwie machała płetwami aby poruszać się w stojącej wodzie.
— Święty Karpiu, jak tu nudno. — odetchnęła w końcu. — Zbieraj żarcie, plątaj się, nudź.. I tak w kółko . — niezadowolona obróciła się na plecy. Jej brzuch chwilę tak wisiał skierowany do góry, kiedy nagle karpica odwróciła się szybko. Wykonała przy tym parę niezgrabnych ruchów, gdyż pospiesznych i niepotrzebnych. Ba! Można powiedzieć że zrobiła pętelkę i fikołka. Jej płetwy boczne dopadły do całkiem zgrabnej linki. Wyglądała na świeżą, nowiutką. Nad jej głową przepłynął cień, a kiedy spojrzała w górę jej oczom ukazał się hak. Ten powoli spływał sobie w dół, jakby chcąc skusić jakiegoś idiotę na nabranie się na tę banalną sztuczkę. No cóż… Jakaś ryba się znalazła i kiedy Akahita zgrabnie skręcała sobie nową zabawkę pułapkę, linka żwawo popędziła w górę z chlupotem wody. Samica zobaczyła tylko, że to nie karp Koi. Tyle dobrze. Ich ławica była na to zbyt inteligentna. W większości przynajmniej.
Po jakimś czasie wynalazki i wymysły znudzonej Akahity były gotowe. Pozostało tylko… przenieść się na płyciznę. A przynajmniej bliżej niej. I oczywiście tak zrobiła. Znalazła sobie dobre miejsce i wyściubiła łepek z wody. Ponad nią, dość nisko była młoda gałązka. Na tyle młoda aby być nisko i być małą, ale na tyle dobra aby utrzymać jakiś ciężar. Nie było też bardzo płytko, a wokół było mnóstwo kamieni. Zgrabnie zarzuciła linę przez gałązkę i z ulgą schowała się w wodzie. Już brakowało jej oddechu. Musi trochę poćwiczyć aby się nadawać do lepszych wybryków. Ustawiła szybko pułapkę i czekała. Czekanie jednak znudziło jej się szybko, wiec zaabsorbowała się czymś innym. Niewiele jej myśli wracało do zastawionego eksperymentu opartego o parę kamieni. Dopóki za jej płetwę nie pociągnęło coś ostrego. Samica podskoczyła w górę aby odpłynąć na bok sycząc z pieczenia.
—Dobry. — cichy głosik pisnął w jej kierunku.
—Karpiu święcony. Przestraszyłeś mnie! — wydarła się. Nie do śmiechu jej było.
—Oh proszę mi wybaczyć, po prostu zasłaniacie mi światło, przyjacielu. — odparło stworzonko, wynurzając się spomiędzy pęknięć kamienia. Była to .. mówiąca muszelka. Akahita na chwilę się zawiesiła. Jej mina była niemniej skonsternowana nad istnieniem tego zjawiska. Dopiero po chwili do niej dotarło, że mówi do kraba.
—Krab… Oczywiście baranie. — pacnęła się w głowę. — Ta. Ta.. Wybacz. Już się zabieraaaaaaa…— no i zapomniała prawda? Linka i cały mechanizm jaki składała parę godzin, na inną rybę lub ofiarę pochwycił nikogo innego jak ją samą. Zawisła więc z połową ciała poza wodą wierzgając zirytowana.
dosłownie parę sekund potem dwa małe oczka zajrzały w jej kierunku i samica mogła usłyszeć cichy śmiech.
—Mnie to nie śmieszy. — odparła poważnie trąc czoło płetwą. — Mógłbyś mi pomóc? —
—Zastanowię się. —
—No oczywiście, że tak.. — odetchnęła zirytowana. Krab nadal śmiał się pod nosem. — Oczywiście że będziesz taki złośliwy! —
—Oh.. ale ja nie jestem złośliwy! — oburzył się.
—Doprawdy? Ale z mojego nieszczęścia to śmiać się można… oczywiście. —
—Ale.. —
—Jeszcze wymówki. Cóż za niecywilizowany krab… phi.. —
Na szczęście szybko była wolna i mogła odplątać się z linek.
—Nie jestem niesyfiliozofany… — odparł z całą pewnością siebie jaką mógł zebrać, ewidentnie sepleniąc i mieszając się na nieznanym sobie słowie.
—No dobrze… udowodniłeś, że jesteś miły… — i odpłynęła. Miała dość tego dnia…
[CDN]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz