29 czerwca 2024

Wywierszowany - wyniki

Konkurs "Wywierszowany" zakończony!

Eiyo, moi drodzy! Witam w poście podsumowującym wydarzenie Wywierszowany! Najmocniej przepraszam za to dwutygodniowe opóźnienie, niestety wypadły sprawy prywatne, ale już jesteśmy z powrotem na fali <3.

Wyniki

  1. Na pierwszym miejscu wylądowało opowiadanie "Ranyjulek" autorstwa Feliksa, otrzymując dwa głosy!
  2. Pozostałe opowiadania, czyli "Słonko" od Akhifer oraz "Świat Maków" od Nchamani niestety nie otrzymały żadnych głosów.

Nagrody

  • Feliks – 100 pereł, 5 AP, osiągnięcie Wywierszowany.
  • Akhifer, Feliks, Nchamani – 20 pereł, 2 AP.
Dziękuję zaangażowanym za udział w konkursie!

~ Akhifer

3 czerwca 2024

Od Nchamani – "Świat maków" (opowiadanie konkursowe)

Nchamani, tętniąca życiem brązowo-żółta ryba koi, nigdy nie znała niczego poza swoją skrzynką z makami. Jej świat był miniaturowym stawem, nie większym niż filiżanka herbaty, umieszczonym w wydrążonej łusce maku. Woda, krystalicznie czysta i mieniąca się opalizującym światłem, była jej domem, jej placem zabaw, całym jej wszechświatem. Nigdy nie wyobrażała sobie go opuszczać, według niej miała tu wszystko, czego potrzebowała.

Każdego ranka słońce, maleńka kula ciepła, zaglądała znad krawędzi pudełka i malowała wodę odcieniami pomarańczy i złota. Nchamani witała dzień machnięciem ogona, skacząc wokół miniaturowych lilii wodnych, które wyrastały z dna stawu. Goniła za maleńkimi rakami i kijankami pływającymi w wodzie, z sercem pełnym radości i z zadowoleniem wypełniającym jej duszę. Kiedy była głodna, zwyczajnie podpływała do kamyczków na dnie, pomiędzy którymi chowały się przepyszne robaczki. To było życie!

Jedynymi dźwiękami w świecie Nchamani był delikatny szelest liści maku powyżej, rytmiczna symfonia, która kołysała ją do snu w nocy. Czasami z oddali jednak dobiegał dziwny, szczekający dźwięk, który wywoływał dreszcze po jej miękkim, rybim kręgosłupie. Powiedziano jej, że to odgłosy jakiś „makowych psów” - stworzeń żyjących na makowym księżycu, bladym, okrągłym obiekcie wiszącym na niebie, kiedy świat chował się w ciemności.

- Makowy księżyc to duże miejsce - powiedział jej kiedyś starszy koi, jej najdroższy dziadek. - A makowe psy są duże i straszne, ale zostają na księżycu, a my w klatce i wszystko jest w porządku. One nie mają powodu tu schodzić, nawet nie potrafią.

Jednakże Nchamani zawsze odczuwała dokuczliwą ciekawość. Mimo posiadania wszystkiego, co było jej potrzebne, ciągle zadawała sobie pytania. Co było poza skrzynką z makiem? Jakie naprawdę były makowe psy? Myśl o większym świecie, o innych makach i innych makowych księżycach napełniła ją tęsknotą, której nie potrafiła wyjaśnić. No bo jak tęsknić za czymś, czego nigdy się nie widziało ani nic?

Od Feliksa – „Ranyjulek” (Opowiadanie konkursowe)

Była już ciemna noc, gdy Feliks wyruszył na swoją zwyczajną, nocną wędrówkę.

Chłodne prądy muskały wierzch jego łusek, wygładzając je jeszcze bardziej, od czystego błysku do diamentowego lśnienia. Rybek był niezwykle dumny ze swoich zgrabnych, czerwonych pokrywek, choć wiele o tym nie mówił. Jak łatwo się domyślić każdemu, kto chociaż trochę zna wielkiego Feliksa, działo się tak nie dlatego, że mówić nie potrafił, bowiem gdy tylko chciał, nawijał jak najęty, choć - fakt! - głównie w myślach, za sprawą jego bogatych pokładów ogromnej, wewnętrznej skromności. Słysząc więc liczne komplementy od widm świetlistych i wodorostów, tylko rumienił się w duchu i speszony odwracał swoją nieruchomą głowę, razem z całą resztą śliskiego ciała. A potem zmieniał kierunek, w którym płynął, aby nie dać po swoim zachowaniu poznać, że, co następuje: wcale nie zakłopotał się właśnie, a ma po prostu jakiś kolejny, ważny cel, od którego osiągnięcia zależy przyszłość zbiornika. W rzeczywistości często po prostu włóczył się podwodnymi wąwozami, rozmyślając o rzeczach istotnych i, sporadycznie, nieistotnych.

Pewnego dnia, gdy znów usłyszał gdzieś z boku niewybredne „Feliks, co ty robisz z płetwami, że wyglądają jak przejechane kosiarką?”, po prostu uśmiechnął się grzecznie i zamanewrował ogonem, by zakręcić się wokół własnej osi niczym wesoły bączek i dostrzec w oddali tawernę, zanurzoną w mroku ścian Kanionu Zapomnianych Dusz. Bez namysłu skierował się ku niej. Zachęcające błyski i bulgoty krzyczały do niego o okazji, której absolutnie nie można przegapić.

- Ranyjulek, Feliks, stary druhu! - Zaśmiał się ktoś gromko, uderzając płetwą w grzbiet rybiego wojownika. Ten naburmuszył się, ale gdy tylko rozpoznał w tajemniczym napastniku miejscowego księdza, w wirze beztroski rozłożył własne płetwy na pełną szerokość, by móc czym prędzej go uściskać.

- Brae, ty stary grzybie! Co cię sprowadza w progi tego zapomnianego przez alfę i ryby miejsca?

- Pewnie zauważyłeś, że całkiem tu dziś tłoczno. - Tenebrae podrapał się po głowie. - Ale, ale. Mnie sprowadza misja.

- Przyszedłeś nawracać grzeszne ryby? Nie zrobisz smoków z gekonów, przyjacielu.

- Nie w tym rzecz! - zaprzeczył niecierpliwie Jitong. - Chodzą słuchy, że zbuntowane bractwo szykuje zamach na alfę.

- Nie może być! - wykrzyknął Feliks, lecz gdy tylko kilka ryb spośród tłumu obrzuciło ich wścibskimi spojrzeniami, zniżył głosik aż do szeptu. - Kogo trzeba wymazać?

- Wchodzisz w to?

- Chyba nie myślisz, że zawaham się choć przez chwilę, gdy idzie o życie naszej drogiej Akhifer!

- Z nieba mi spadłeś, brachu! - Jitong wzniósł swe drżące płetwy rzeczywiście ku niebu, ale jego westchnienia z pewnością nie przebiły się przez skalne ściany. - Niechże ci postawię łyczek nalewki z koralowca!

- Ale, ale: tylko, jeśli napijesz się ze mną.

Więc napili się obaj, tak jak to starzy przyjaciele. Śmiali się i tańczyli z weloniastymi dziewczętami. Gwizdali, klęli, pohukiwali, brali dolewki i nawet nie zauważyli, że, zgodnie z naturalnym prawem dyfuzji, nalewka pływała już wszędzie obok nich. Niebawem tańczyć zaczęli nie tylko wszyscy inni goście tawerny, ale i sama oberżystka oraz jej pomocnicy. Tylko senny małż, który siedział przy barze, zamknął się w swojej muszli na cztery spusty.

- Ej, wy! - Zza ich grzbietów huknął nagle tubalny głos. - To ty jesteś Ranyjulek? - Ciężka płetwa spadła na kark Tenebrae'go.

Od Akhifer – "Słonko" (opowiadanie konkursowe)

Gdy Akhifer chowała się wśród wodnej roślinności, nie przyszło jej w ogóle do głowy, że spotka nietypowego wędrowca przepływającego właśnie przez Lazurowe Jezioro. Biedna alfa skupiona była na sobie i swojej rozpaczy, gdyż znowu przyszło jej robić opływ jeziora, przynajmniej tych najbardziej zarybionych miejsc. Podczas pełnienia służby zmuszona była oglądać wygłodniałe pyszczki ryb, którym nie szczęściło się w życiu, słuchała także opowieści o ukochanym mężu, któremu ledwie kilka dni temu przyszło opuścić ten świat i przepłynąć do pałacu Sitala. Widok zapłakanej wdowy złamał coś w pani Kapitan, która już od kilku godzin była na skraju. Smutne opowieści były ostatnimi kroplami do przepełnienia czary.

Do wylania naczynia doszło pomiędzy wodorostami, gdzie alfa tymczasowo się schowała przed światem. Nie chciała, by zajęło jej to długo, jednak gdy zaczęła płakać, oczy szczypały ją tylko coraz bardziej. Nie mogła zaczerpnąć wody, wycierała płetwami pyszczek w nadziei, że pomoże jej się to uspokoić, ale na nic się to nie zdało. Była zbyt poruszona ponurym światem, by tak po prostu się ogarnąć, mimo że obowiązki wzywały.

W pewnym momencie poczuła ciepło, ciepło podobne do promieni słonecznych wpadających do lazurowej wody, choć dzień był bezsprzecznie pochmurny. I to nie tylko w metaforycznym tego słowa znaczeniu, świat naprawdę schowany był przed słońcem grubą warstwą chmur, na co wskazywał mrok w samo południe.

Żółta samica podniosła wzrok, kierując go ku nieznanemu sobie karpiowi, właśnie przepływającemu obok jej schronienia. Jego łuski były białe niczym perły, a ich krawędzie błyszczały we wszystkich kolorach tęczy. Piękne, białe, weloniaste płetwy przypominały białą aurę otaczającą przybysza z daleka. Akhifer poczuła zachwyt na ten widok, ale również i ukłucie złości. Ten karp się uśmiechał, oglądał otoczenie z zadowoloną i szczęśliwą miną, jakby nie widział całego zła, jakie wokół się działo. Ferka miała ochotę zetrzeć mu ten uśmiech z pyszczka, zwyzywać go, że tak nie wolno, że jak on może ignorować ból istnienia, ale zamiast tego wzięła głęboki wdech i postanowiła spróbować zwyczajnie porozmawiać.

– He- znaczy dzień dobry! Witam alfę – pomachał do Akhifer, zauważając, jak się zbliża. Kapitan poczuła bardzo wyraźnie, że to właśnie od niego biło takie ciepło, jakby wodę nawiedziły letnie promienie.

– Witaj – żółta kiwnęła głową. Z bliska poczuła jeszcze większą niechęć do tego ryba. – Mogę zapytać, co sprawia, że jesteś taki szczęśliwy? Tyle karpi dookoła cierpi, tyle z nich głoduję. Jeszcze niedawno opuściłam jedno jamowisko, gdzie widziałam same zapłakane twarzyczki. Czy nie widziałeś ich? Powiedz mi, czy one cię nie poruszają?

Zauważyła zakłopotanie na pyszczku białego karpia, ale wcale nie zamierzała się wycofywać z oskarżeń. Nie można tak po prostu ignorować świata!