Ilość słów Akhifer: 957
Ilość słów Feliksa: 798
– Koło południa, koło południa się zobaczymy – powtórzył głucho szeregowy. Tak głucho, że szept jego przerodził się w ledwie maleńki wirek powietrza. Mały koi westchnął, a kilka niewinnych bąbelków powietrza uleciało niewinnie wprost z jego rozwartego głąbowato pyszczka wprost ku odległej powierzchni wody. Nie pierwszy raz znosiła ona jego humory i przyjmowała ciężkie myśli w postaci rozpuszczonej. Pozostawała niezmienna i niewzruszona, zupełnie nie tak, jak stukające w piersi, karpie serduszko.
Och, jak trudne zdawało się wszystko dla nieszczęsnego Feliksa, gdy rozpłynęli się z alfą i pozostał sam po przedpołudniu pełnym wrażeń. Och, jak niemiłosiernie gryzły go ostatnie wspomnienia, gdy wracał do nich mimowolnie, a potem każdy, zimny prąd, kazał mu zderzyć się z teraźniejszością. Płynął jak pijany i zastanawiał się.
Dlaczego Akhifer kazała mu się stawić? Czy zrobił coś nie tak? Czy każe rozstrzelać go za sianie niepokoju moralnego, teraz, gdy cała sytuacja okazała się czymś zupełnie innym, niż wcześniej ją przedstawiał? Nie, niemożliwe. Akhifer nie byłaby taka. Nigdy! Co zatem nią kierowało? Czy możliwe, by ona naprawdę znała jego myśli? Wszystkie jego pokrętne, wstydliwe myśli, które upychał na samym końcu swojego ciasnego rozumku? Nie, to tym bardziej niemożliwe!
A więc pierwsza z opcji była rzeczywiście bardziej prawdopodobna...
Feliks nawet nie spostrzegł, gdy zaczął nerwowo kręcić się w kółko. Każdy jego mięsień odruchowo skręcał ku Wielobarwnej Polanie. Zwalczyć tego pragnienia - niepodobna!
I tak się to wszystko skończyło, że nim krab przebiegł trzy kroki w bok po cennych roślinach, Feliks już pędził na Wielobarwną Polanę. Wiedział, że będzie sporo przed czasem, ale nie powstrzymało go to. Nie mógłby spóźnić się ani o minus pół godziny.
Choć ledwie się rozpłynęli, Akhifer czuła roznoszące ją od środka dziwne podniecenie. Miała ochotę podbijać się ku górze, kręcić piruety, tańczyć wśród wodnych traw, w skrócie – zachowywać się jak narybek. Gdyby miała kredki i papier, z pewnością zaczęłaby rysować serduszka, kwiatki, tęczowe danio, po prostu wszystko, co najlepsze. W jej piersi unosiła się pieśń, jednak tak daleko karpica nie pozwoliła sobie odlecieć. To byłby już za duży wstyd na jej stanowiska.