26 lutego 2025

Od Nchamani – "Szczypiący złodzieje" (wyzwanie)

Dzień dla Nchamani zaczął się bardzo dobrze i pozytywnie. Dziewczyna z uśmiechem wypłynęła ze swojego domu, by zająć się sprawami zbieracza, póki jeszcze pamiętała, jakie one były. Bardzo nie lubiła swoich braków pamięci, ale powoli uczyła się z nimi żyć, szczególnie, że ostatnio nauczyła się, jak pisać i czytać. Korzystała z malutkiego notatnika, który zawsze miała przy sobie i w którym zapisywała sobie listę rzeczy, które ma zrobić danego dnia oraz gdzie one są, w razie, gdyby zapomniała. Miała też zapisane karpie, które mogła poprosić o pomoc w razie, gdyby nie dała sobie rady sama, taka była ostatnio zaradna!

Jednym z tych karpi był Colter, inny, starszy zbieracz, który przy okazji często uczył ją o zawodzie. Nchamani była mu zawsze za to ogromnie wdzięczna, bo nie potrafiła sobie wyobrazić, jak mogłaby zostać dobrym zbieraczem bez nauk Coltera. Czasem widziała go nawet jako ojca, choć dobrze wiedziała, że wcale nie powinna tak robić, więc nigdy się do tego nie przyznała, z wyjątkiem przed sobą. Przed sobą mogła się przyznawać do wszystkiego, co nie?

Ten dzień znowu Nchamani spędziła z Colterem, bo razem z nią zbierał liście traw na… w sumie piaskowa nie pamiętała, po co były potrzebne, po prostu miała zapisane, że musi je zebrać i zanieść jakiejś rybie, z czego tą drugą częścią zadania zajął się Colter, gdy już skończyli. Zadowolona wolnym czasem Nchamani wróciła do domu.

Domu, który okazał się pusty, a z którego uciekały ostatnie kraby niosące w szczypcach najbardziej wartościowe przedmioty jakie Nchamani posiadała: stary, zardzewiały haczyk, który wisiał nad wejściem i miał przynosić szczęście, sztuczną perłę zgubioną kiedyś przez ludzia w wodzie i malutką kość nieznanego pochodzenia (Nchamani była pewna, że kiedyś wiedziała, do kogo ta kość należy, ale zdołała zapomnieć).

22 lutego 2025

Od Akhifer – "Słoni krewni" cz.6

Przemówienie poszło lepiej, niż Akhifer się tego spodziewała. Była wysłuchana w miarę spokojnie, dużo ryb kiwało ze zrozumieniem, łykając jej słowa niczym wodę. Biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno organizowali tu wściekły tłum, Ferka była naprawdę skora uwierzyć, że to wcale nie są te same karpie. Niektórzy byli jednak zbyt charakterystyczni i rozwiewali jej wątłe nadzieje.

Wśród zgromadzonych była jedna twarz, która stanowiła jednocześnie nadzieję, jak i przekleństwo. Elrad wpatrywał się w alfę ze skupieniem godnym pracującego psa, jego atramentowe oczy wcale nie chciały zejść z żółtej karpicy. Akhifer musiała go ignorować, by trema nie wzięła nad nią góry, co ostatecznie się udało, ale dziewczyna miała wrażenie, że ta jedna sytuacja tylko pogłębiła wyrwę, która powstała między dwoma rybami.

Trudno. Bycie alfą czasem wymagało poświęceń.

6 lutego 2025

Od Akhifer – "Słoni krewni" cz.5

Pierwotny, choć był względem Akhifer przyjazny, wcale nie okazał się taki pomocny. Nakierował ją tylko, że powinna wybrać najrozsądniejszą opcję i powiedzieć prawdę agresywnym rybom, czyli w sumie to, co ona myślała cały czas, żeby zrobić. Miała przynajmniej to pocieszenie, że skoro Pierwotny nie wspomniał o żadnych nieznanych ławicach, to takowych nie było. Chociaż może były, tylko nie chciał o nich mówić, by nie obarczyć i tak zestresowanej alfy jeszcze większą odpowiedzialnością.

W każdym razie obdarowała uczynnego kapłana oddanego Pierwotnemu perłami, obiecała mu wypisać jego imię na tablicach oddanych członków Koi Paradise, po czym skierowała się z powrotem do jaskini rządowej. Planowała spędzić w niej trochę czasu, przygotowywując przemówienie, jakie da zmartwionym buntownikom. Chciała, by było jak najbardziej oficjalne i nie pozostawiało wątpliwości co do jej prawdomówności. Oczywiście z tymi wiecznie podejrzliwymi kmiotkami ciężko było o coś takiego, ale to już nie była jej wina, tylko ich, że w każdym jej słowie doszukują się drugiego dna.

Szkoda tylko, że na miejscu czekał na nią karp, z którym szczerze nie miała zbytnio ochoty rozmawiać. Była wszystkim zmęczona, a tłumaczenie się Elradowi wcale z tym zmęczeniem nie mogło pomóc.

– Elrad – przywitała się sucho, przepływając zaraz obok niego i siadając za kamiennym biurkiem. Nawet na niego nie spojrzała, po prostu chwyciła pisadło w płetwę i zajęła się swoimi sprawami.

– Akhifer? – ton głosu samca obudził w żółtej poczucie winy. Elrad brzmiał jak dziecko, które nie rozumiało, dlaczego rodzic był na nie zły, ale kapitan nie zamierzała dać się utopić twardej kuli, jaka nagle wyrosła w jej gardle. Uparcie go ignorowała, udając skupienie nad papirusem. – Kapitanie.

Od Tanvi – "Podjudzona młodzież i staruszka"

Tanvi nie była jednym z karpi, które podpisały się pod petycją o ujawnienie istnienia wszystkich ławic koi. W sumie guzik ją to obchodziło, może co najwyżej czuła, że wszyscy przesadzają z tą paniką. Nie rozumiała, dlaczego istnienie innej ławicy było takie szokujące, powinno to być oczywiste, że nie byli jedynymi. Równie dobrze mogli się dziwić, że istnieją niezmutowane karpie koi, w oczach Tanvi reakcje były jednym i tym samym.

Stara karpica czuła, że wszyscy zachowywali się niedojrzale i powinni się uspokoić, jednak co ona jedna, biedna medyczka, mogła zrobić z tą rozwydrzoną hordą? Przeklęte, rozpieszczone bachory. Trochę nie mogła się doczekać swojej śmierci, kiedy już będzie miała spokój i zamieni się w smoka (a przynajmniej wierzyła, że się zamieni, bo czemu by nie? Była świetną osobistością do tego, znała się na swoim fachu i była uczynna, jak na medyka przystało. Smoki byłyby głupie, nie biorąc jej w swoje progi).

Usiadła pewnego wieczora z piklowanym owocem w płetwie i spróbowała rozmyślać. Zazwyczaj w takie wieczory myślała nad swoją przychodnią i lekami, jakie musi przyszykować, jednak tym razem umysł jej popłynął w kierunku problemów, jakie sprawiały przewrażliwione rybki. Zapowiadany bunt, groźby skierowane ku alfie, szykowanie broni, co Medyczka akurat widziała na własne oczy. Noże, widły, czasem włócznie i sztylety, nierzadko skradzione z jaskini wojskowej, jednak nikt nie potrafił – nie chciał – tego udowodnić. Tanvi głowa od tego wszystkiego bolała. Zastanawiała się, czy naprawdę ta młodzież nie potrafiła usiedzieć w spokoju przez dłużej niż pięć minut. Ledwo co nastąpił rozłam między dwoma ławicami ze względu na wojnę domową i już chcieli zaczynać kolejną. Niebieska karpica prychnęła. Zaraz to oni stworzą dodatkową ławicę, o której będzie zmuszona opowiadać alfa, czy będzie to dalej Akhifer, czy ktokolwiek inny.