Dzień dla Nchamani zaczął się bardzo dobrze i pozytywnie. Dziewczyna z uśmiechem wypłynęła ze swojego domu, by zająć się sprawami zbieracza, póki jeszcze pamiętała, jakie one były. Bardzo nie lubiła swoich braków pamięci, ale powoli uczyła się z nimi żyć, szczególnie, że ostatnio nauczyła się, jak pisać i czytać. Korzystała z malutkiego notatnika, który zawsze miała przy sobie i w którym zapisywała sobie listę rzeczy, które ma zrobić danego dnia oraz gdzie one są, w razie, gdyby zapomniała. Miała też zapisane karpie, które mogła poprosić o pomoc w razie, gdyby nie dała sobie rady sama, taka była ostatnio zaradna!
Jednym z tych karpi był Colter, inny, starszy zbieracz, który przy okazji często uczył ją o zawodzie. Nchamani była mu zawsze za to ogromnie wdzięczna, bo nie potrafiła sobie wyobrazić, jak mogłaby zostać dobrym zbieraczem bez nauk Coltera. Czasem widziała go nawet jako ojca, choć dobrze wiedziała, że wcale nie powinna tak robić, więc nigdy się do tego nie przyznała, z wyjątkiem przed sobą. Przed sobą mogła się przyznawać do wszystkiego, co nie?
Ten dzień znowu Nchamani spędziła z Colterem, bo razem z nią zbierał liście traw na… w sumie piaskowa nie pamiętała, po co były potrzebne, po prostu miała zapisane, że musi je zebrać i zanieść jakiejś rybie, z czego tą drugą częścią zadania zajął się Colter, gdy już skończyli. Zadowolona wolnym czasem Nchamani wróciła do domu.
Domu, który okazał się pusty, a z którego uciekały ostatnie kraby niosące w szczypcach najbardziej wartościowe przedmioty jakie Nchamani posiadała: stary, zardzewiały haczyk, który wisiał nad wejściem i miał przynosić szczęście, sztuczną perłę zgubioną kiedyś przez ludzia w wodzie i malutką kość nieznanego pochodzenia (Nchamani była pewna, że kiedyś wiedziała, do kogo ta kość należy, ale zdołała zapomnieć).