Tanvi nie była jednym z karpi, które podpisały się pod petycją o ujawnienie istnienia wszystkich ławic koi. W sumie guzik ją to obchodziło, może co najwyżej czuła, że wszyscy przesadzają z tą paniką. Nie rozumiała, dlaczego istnienie innej ławicy było takie szokujące, powinno to być oczywiste, że nie byli jedynymi. Równie dobrze mogli się dziwić, że istnieją niezmutowane karpie koi, w oczach Tanvi reakcje były jednym i tym samym.
Stara karpica czuła, że wszyscy zachowywali się niedojrzale i powinni się uspokoić, jednak co ona jedna, biedna medyczka, mogła zrobić z tą rozwydrzoną hordą? Przeklęte, rozpieszczone bachory. Trochę nie mogła się doczekać swojej śmierci, kiedy już będzie miała spokój i zamieni się w smoka (a przynajmniej wierzyła, że się zamieni, bo czemu by nie? Była świetną osobistością do tego, znała się na swoim fachu i była uczynna, jak na medyka przystało. Smoki byłyby głupie, nie biorąc jej w swoje progi).
Usiadła pewnego wieczora z piklowanym owocem w płetwie i spróbowała rozmyślać. Zazwyczaj w takie wieczory myślała nad swoją przychodnią i lekami, jakie musi przyszykować, jednak tym razem umysł jej popłynął w kierunku problemów, jakie sprawiały przewrażliwione rybki. Zapowiadany bunt, groźby skierowane ku alfie, szykowanie broni, co Medyczka akurat widziała na własne oczy. Noże, widły, czasem włócznie i sztylety, nierzadko skradzione z jaskini wojskowej, jednak nikt nie potrafił – nie chciał – tego udowodnić. Tanvi głowa od tego wszystkiego bolała. Zastanawiała się, czy naprawdę ta młodzież nie potrafiła usiedzieć w spokoju przez dłużej niż pięć minut. Ledwo co nastąpił rozłam między dwoma ławicami ze względu na wojnę domową i już chcieli zaczynać kolejną. Niebieska karpica prychnęła. Zaraz to oni stworzą dodatkową ławicę, o której będzie zmuszona opowiadać alfa, czy będzie to dalej Akhifer, czy ktokolwiek inny.
Przed domem staruszki przemknął starszy narybek, rozmawiając podniesionymi głosami. Opowiadali sobie, jak źle Akhifer rządzi, że nikomu nic nie mówi. Jak nic dobrego się nie zadziało, odkąd przejęła przysłowiowy tron. Wszyscy dorośli o tym mówią.
W normalnych warunkach Tanvi by się nimi nie przejęła, jednak grupka rozmawiała tak głośno, że ignorowanie nie wchodziło w grę. Medyczka założyła swój zaufany kapelusz i szybko wypłynęła z domu, zanim młodzi zniknęli.
– Wstydzilibyście się – zawołała za nimi. Przestraszone młodziki odwróciły się w jej stronę z oczami okrągłymi jak księżyce w pełni. – Mówić takie rzeczy o naszej alfie. I to na głos! Taki głos, że całe Zielone Doliny was słyszą!
Trójka chłopców spuściła wzrok w dół, a ich policzki nabrały wyraźniejszych kolorów wskazujących na rumieńce. Dobrze, niech się wstydzą swojego zachowania. Ktoś ich musiał nauczyć, skoro nie uczynili tego ich rodzice.
– Gdybym wami była, zapadłabym się pod ziemię ze wstydu! Za moich czasów mówienie takich rzeczy mogło skończyć się karą śmierci i patrząc po zachowaniu dzisiejszej młodzieży może najwyższy czas do tego wrócić. Zejdźcie mi z oczu, zanim zaprowadzę was do strażników, by się z wami rozprawili.
Młodzież bardzo szybko posłuchała i wręcz rozpłynęła się w wodzie. Zadowolona swoim pilnowaniem porządku Tanvi powróciła do bezpiecznych czterech ścian i ponownie rozsiadła się na swoim fotelu. Tak, zdecydowanie zasługiwała na posadę smoka za swoje oddanie ławicy.
Koniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz