22 lutego 2025

Od Akhifer – "Słoni krewni" cz.6

Przemówienie poszło lepiej, niż Akhifer się tego spodziewała. Była wysłuchana w miarę spokojnie, dużo ryb kiwało ze zrozumieniem, łykając jej słowa niczym wodę. Biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno organizowali tu wściekły tłum, Ferka była naprawdę skora uwierzyć, że to wcale nie są te same karpie. Niektórzy byli jednak zbyt charakterystyczni i rozwiewali jej wątłe nadzieje.

Wśród zgromadzonych była jedna twarz, która stanowiła jednocześnie nadzieję, jak i przekleństwo. Elrad wpatrywał się w alfę ze skupieniem godnym pracującego psa, jego atramentowe oczy wcale nie chciały zejść z żółtej karpicy. Akhifer musiała go ignorować, by trema nie wzięła nad nią góry, co ostatecznie się udało, ale dziewczyna miała wrażenie, że ta jedna sytuacja tylko pogłębiła wyrwę, która powstała między dwoma rybami.

Trudno. Bycie alfą czasem wymagało poświęceń.

Po przemówieniu kilka karpi podpłynęło bliżej. Przede wszystkim byli to reporterzy, którzy koniecznie musieli poznać szczegóły zza kulis dotyczące przemowy, co Akhifer wiedziała, czego nie wiedziała, jakieś dodatkowe pytania dotyczące zdań, o których karpica zdążyła już zapomnieć. Na wszystko Ferka starała się odpowiedzieć wiarygodnie, choć czasem była zmuszona opłynąć pytanie wielkim kołem, tylko po to, żeby nie dopytywali się więcej. No cóż, takie życie polityka.

Po powrocie do domu bardzo zależało jej, by odpocząć. Przynajmniej do jutra nie chciała być zmęczona sprawami politycznymi, chciała się tylko skupić na sobie i na relaksie. Nakarmiła swojego wiekowego już Małyża, który przy życiu trzymał się ostatkami sił – najwyższa pora myśleć nad pogrzebem – i położyła się na wyrku. Ach, jej miękkie, kochane wyrko, wyjątkowo wygodne po dobrze wykonanej robocie.

Zdołała nawet zapomnieć o Elradzie, zbyt uszczęśliwiona, że nie musi się już martwić o zapowiadaną wojnę domową. Największy problem tegorocznej zimy został rozwiązany i jeśli coś pragnęło pokrzyżować jej plany, zmusiłaby to, by poczekało do wiosny. Nawet jeśli byłby to atak podwodnych drapieżników, tak by się nimi zajęła, że nie odważyliby się wpłynąć do Lazurowego Jeziora, aż nie stopnieją pierwsze lody. Oj, była gotowa walczyć o swoje.

Koniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz