W ławicy każdy ma jakieś znaczenie. Niektórzy są filarami, na których opiera się cała struktura, noszą na grzbiecie ogromny ciężar głazu odpowiedzialności i nie mogą nigdy odpocząć. Od nich zależy, czy ławica popadnie w ruinę, podda się, czy będzie brnąć dalej i rozkwitać w pełni sił. Świadomość tej zależności nieraz ich przytłacza, jednak płyną dalej, czołgają się po dnie, próbując nie runąć sromotnie w ponurą otchłań.
Inni to zaś takie małe cuda, co to wielkiego znaczenia nie mają, ale bez nich świat wydaje się jakiś taki smutny i nieciekawy. Są wyjątkowymi ozdobami i choć może nie każdemu się podobają, to wciąż ich obecność jest mile widziana w sercach pozostałych członków. Przynoszą uśmiech na usta pobratymców oraz spokój w ich serca, nie zawsze całkowicie świadomie, jednak bezustannie. Nikt nie chciałby, żeby odeszli. Wszyscy będą za nimi tęsknić, bo gdy znikną, w ławicy zrobi się po prostu pusto.
No i są też rzepy i wrzody na tyłku, przeszkadzające w zdrowym funkcjonowaniu. Z jednej strony wszyscy woleliby się ich pozbyć, by było weselej, z drugiej zaś każda przecież społeczność potrzebuje ciężaru, który będzie ciągnąć je w dół, tym samym powodując większą chęć wybicia się w górę. Ich krytyka, choć często wyolbrzymiona, pozwalała łatwiej dostrzec błędy i je naprawić. Więc owszem, tacy denerwujący członkowie również są w ławicy potrzebni, choćby i cała ławica próbowała się ich pozbyć.
A co z członkami, którym nie idzie przypisać żadnej funkcji w społeczeństwie? Czy są tylko niepotrzebnymi odpadkami, nie posiadającymi własnego znaczenia, których można wyrzucić za próg? Czy życie bez nich się jakkolwiek zmieni? Oczywiście, że tak. Nawet tacy mają swoje znaczenie, choć nazwać go w żaden sposób nie możemy. Przecież gdybyśmy odrzucali piasek na pustyni, pozbywali się go, w końcu pustynia nie będzie już pustynią. Straci swoją "pustynność".
Są jednak tacy, którzy w czysto teoretycznym znaczeniu znają swoją funkcję w ławicy. Wiedzą, kim są, jak ważni są w Koi Paradise. A mimo to... Mimo to nie czują tego. Odnoszą wrażenie, że są tylko marionetkami w prądach życia, marnym planktonem. Taka marna, niewiele znacząca protista, co to myśli, że ma jakąkolwiek władzę nad swoim losem, a jednak poddaje się niosącej ją wodzie bez szczególnego namysłu. Nie, żeby była w stanie w ogóle myśleć.
W ten właśnie sposób czasami czuła się Akhifer. Odnosiła wrażenie, że w niektórych momentach tylko wydaje jej się, że panuje nad sytuacją, a tak naprawdę tylko dryfuje z prądem, nie będąc w stanie nic zmienić. Tak nie powinna czuć się przywódczyni ławicy, była tego w pełni świadoma, jednak nie potrafiła w żaden sposób powstrzymać tych niechcianych myśli.
Znaczy się, aż do dzisiaj. Kiedy to grupka koi udała się do Mrocznego Kanionu z samego rana i jeszcze nie wróciła. Właśnie w takich sytuacjach Akhifer czuła, że jednak ma jakąś władzę nad tym, co dzieje się dookoła niej, że ma wpływ na ścieżki losu, jakimi podąża. Chwyciła wodze w płetwy i choćby miała je sobie rozerwać, nie zamierzała puścić.
– A więc... Mówisz, że nie powiedzieli nawet, dokąd się udają? – dopytała matki jednego z zaginionych karpi po raz kolejny, choć tak naprawdę znała już odpowiedź. Dokładnie z przewidywaniami, padła odpowiedź przecząca. Podobno mówili tylko o Mrocznym Kanionie, ale przecież Mroczny Kanion jest taki duży, och, och, dlaczego nie powiedzieli więcej. Samica miała ochotę powiedzieć spanikowanej karpicy, że ma wziąć się w garść, bo jej biadolenie tak naprawdę nikomu nie pomaga, ale wolała się nie odzywać. Sama jeszcze nie wiedziała, jak to jest mieć dzieci i się o nie martwić, i choć miała nadzieję to w przyszłości zmienić, na razie raczej nie mogła nic powiedzieć w tych tematach. Nie jest przecież facetem, który musi wtrącić swoje pięć groszy nawet kiedy nie ma żadnego pojęcia na dany temat.
– I ilu dokładnie się ich tam udało?
– Trzech. Nie, czterech! Mówili, że zabiorą po drodze jakiegoś kolegę.
Szkoda, że kobiecina nie znała imion tych kolegów, bo wtedy być może byłoby łatwiej ich poszukać. Ale widać grupa poszukiwawcza musiała sobie poradzić bez tego. Akhifer zwróciła się do towarzyszących jej wolontariuszy.
– No dobra, szukamy czterech prawie dorosłych koi. Najprawdopodobniej znajdują się w Mrocznym Kanionie i okolicach, poszli tam nie wiadomo po co, być może udali się do Oazy. Gdy dopłyniemy na miejsce, przydzielę wam sektory do przeszukania, rozdzielimy się. Zrozumiano?
Grupa zgodnie kiwnęła głowami na potwierdzenie.
Ach, jak miło było prowadzić za wodze całą sytuację. Dowodzić ją, tak jak na prawdziwą alfę przystało, a nie tylko udawać, że coś się robi. Taką władzę właśnie Akhifer lubiła. Stanowczą. Bez wątpliwości. Może i nie było to na dużą skalę, ale na bezrybiu i rak ryba, co nie? Ważne, że mogła mieć wpływ.
Wraz z grupą poszukiwawczą pod jej dowództwem udała się do Mrocznego Kanionu. Zatrzymali się tuż przed wejściem, planując się podzielić i wybrać sektory. Żółta koi wypłynęła przed wszystkich, następnie się do nich odwracając. Minę miała poważną, nie było tu mowy o żartach i wszyscy byli tego świadomi.
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz