18 sierpnia 2021

Od Felika - "Wojownik Ziemi Utraconej", cz.3

- A teraz opowiedz - doniosłe echo słów staruszka rozchodziło się... Nie, właściwie nie rozchodziło się jakoś specjalnie w chłodnej wodzie. A jednak Feliksowi do jego małej główki przyszło, że w samym tym głosie jest coś niebywałego, jak gdyby pojedyncze dźwięki zatrudniane były do pracy przy owym starczym, tajemniczym gardziołku na podstawie referencji wystawionych przez samego króla gór lub też innego kierownika dowolnej przestrzeni tworzącej pogłos. - Powiedz, skąd przybywasz, drogi chłopcze.

Feliks zadumał się. Skąd przybywał? Dotychczas był święcie przekonany, że jego historia miała pisać się w miarę biegu nadchodzących nieśpiesznie wydarzeń, wyłącznie czystym piórem wyrwanym niespodziewanie ze skrzydła orła przyszłości. Ogromnego, ziejącego swoją należną mocą i potęgą; tonącego w słonecznym świetle, tam, w górze, gdzie nie dane było nawet spojrzeć maleńkiej rybce. Względnie, sokoła teraźniejszości - bystrego i szybkiego, tak szybkiego, że nie nadąży za nim okrągłe, szklane, rybie oko. Sokół taki świśnie tylko gdzieś wysoko nad wodą, przez niektórych niezauważony, a przez niektórych zapomniany szybciej, niż się pojawił, za sprawą małych, gładkich mózguczków. A błyszczący, krępy, pokryty łuską Feliks zdoła co najwyżej podpłynąć do powierzchni, łypnąć srebrnymi ślepkami, wytężyć wzrok, w którym będzie jeszcze tlił się płomyk nadziei. Lecz dostrzeże w wodzie tylko swoje własne odbicie. Będzie wisiało tam, delikatnie poruszając płetwami żeby stabilnie utrzymywać pozycję. Zatopione w milczeniu.

Feliks niespokojnie poruszył główką (jak i właściwie całe resztą ciała, ku chwale swojej rybkowej anatomii). Staruszek czekał odpowiedzi.

- Przybywam z dalekiej Zawilcolandii - odrzekł w końcu.

Nie był pewien, skąd to wiedział; prawdopodobnie usłyszał tę nazwę kiedyś, z jakiejś przy okazji zasłyszanej - bo w żadnym wypadku przecież nie podsłuchanej - rozmowy rybek bardziej niż on społecznie sprawnych. W zasadzie nie wiedział nawet dokładnie, jak wyglądają i czym są zawilce. A może po prostu woda zniekształciła słowo i dosłyszał to zamiast „Zawiłowa” czy innego „Białegostoka”.

Staruszek w ciszy pokiwał głową (głową i całym ciałem... Chyba już rozumiecie).

- A dokąd to cię, dziecino, niesie?

- Przed siebie. Wciąż przed siebie.

- Nie wypadałoby zatrzymać się gdzieś na trochę?

- Nigdy, dziadku. Nie spocznę, póki nie dopnę swego.

- A czego najbardziej pragniesz?

Srebrzyste oczy Feliksa rozbłysły jakimś niespotykanym światłem. Dumnie wyprężył swoją śliską pierś i wygłosił swoją osobistą, najwyższą prawdę.

- Każdy czegoś się boi... jedni gnuśnieją bezczynnie, drudzy codziennie przekraczają te granice. Chcę być jednym z drugich. Chcę nauczyć się strzelać z kałacha, dziadku!

Zapadła chwila ciszy.

- Chyba żartujesz, młodzieńcz... a zresztą! - Starzec machnął płetwą. - Tacy goście wariaci jak ty, nie są mi potrzebni. Spływaj gdzie cię prądy poniosą, a może który przy okazji cię kopnie, byle odechciało ci się takich głupich pomysłów.

Wyglądało na to, że rozmowa niespodziewanie dobiegła końca. Ślepka Feliksa były już i tak okrągłe, więc nie mogły rozszerzyć się jeszcze bardziej, gdyż doprowadziłoby to do zwężenia ich w drugiej płaszczyźnie, a jak wiemy, zupełnie nie o to chodzi w podobnych sytuacjach. W odpowiedzi tylko otworzył więc pyszczek. A jednak dusza Feliksa krzyknęła ze zdumienia, a wraz z nią ku wysokiemu sklepieniu mrocznej groty popłynął tylko mały, drżący bąbelek powietrza.

Jeszcze tego samego wieczora, dzielna rybka płynęła już dalej, przemierzając jeziora i rzeki. Tam, dokąd kazało jej samotne, jednokomorowe serce. Naprzód.

<C. D. N.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz