Odłamki światła słonecznego przecisnęły się przez warstwę śniegu na grubym lodzie, rozjaśniając nieznacznie wodę tuż pod barierą. Ciecz była krystalicznie czysta, nie pływały w niej żadne kawałki roślinności ani odpadki po naturalnych potrzebach wodnych mieszkańców. Chłód był wręcz przeszywający, jednak wcale nie przeszkadzał przy popołudniowym spacerze. Brak żyjątek tak blisko tafli powodował nietypowe poczucie spokoju, jakby cały Zbiornik opustoszał, zostawiając samotnego karpia koi na pastwę ciemnego, granatowego bezkresu. Niektórym mogło wydawać się to przerażające, kiedy w mrocznej głębi nie było nikogo poza nimi. Akhifer natomiast znalazła wewnętrzną harmionię, poruszając się w takim środowisku.
Karpica łapała każde promienie słońca, kiedy przebywała na swoich zimnych spacerach. Nie po to, żeby się ogrzać, tylko żeby nakarmić swój umysł naturalnym oświetleniem, zamiast tkwić w obecności wodnych świetlików. Męczyła się przy nich, nie mówiąc o tym, że ciągle kogoś przypadkiem raziła swoimi lustrzanymi łuskami. Można było powiedzieć, że jaśniała w tłumie, tylko że tłumowi wcale się to nie podobało.
Właśnie to było powodem samotności, którą tamtego dnia wybrała Ferka. Odrobina relaksu z dala od podirytowanych zimą karpi, w osobności wybranej samodzielnie, a nie wymuszonej przez los. Czasem jeden, pojedynczy wybór może załkowicie zmienić humor jednej osoby. Tak też było w tym przypadku.
Ocierając się płetwą grzbietową o lód, Akhifer nie mogła przestać się delikatnie uśmiechać. Pomimo zimna czuła się wyjątkowo dobrze, nie widziała nawet potrzeby wracać. To jest, dopóki nie przyuważyła grupy trzech rybek szeptających w pobliżu przerębli, gdzie nikt zazwyczaj się nie zapuszczał. Zdążyli jeszcze trochę porozmawiać, zanim zorientowali się, że są obserwowani. Powiedzieli jednak wystarczająco dużo.
Nie podoba im się panowanie Vivierith. Woleliby, żeby Akhifer wróciła.
<Koniec>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz