26 grudnia 2022

Od Akahity CD. Feliksa - "Smutne jest życie karpia"

Zima to taka parszywa pora roku dla ryb w Zbiorniku. Zimno aż czuć po łuskach. Mróz wdziera się nawet między kropelki wody położone głęboko pod powierzchnią. Światła nie ma za wiele, a kiedy jest zostaje hardo przytłumione przez grube warstwy lodu położone na tafli przez parszywą panią tego kabaretu. A na to wszystko słodka kołderka ułożona z łez opadających z nieba, zamarzłych w locie i tańczących na wietrze w postaci białego zwiewnego puszku. A kiedy można byłoby zajrzeć na powierzchnię, wychylić głowę ponad chłód wody ku zimnemu powietrzu, dało się tylko kiedy ludzie odchodzili od przerębli i nie straszyli już swoimi wędkami i sieciami. Niektórzy pasjonaci nawet nocą nie dawali biednej rybie spokoju. Zwłaszcza, że ich ciężkie kroki odbijały się echem pośród spokojnej wody. 

O właśnie. To była chyba jedyna zaleta zimy. Wiatr nie smagał zmęczonej tafli swoją siłą. Ryby nie musiały słuchać nieustannego plusku. Ale na tym to wszystko się urywa, pozostawiając same wady. 

Dlaczego zima jest zła spytacie? Otóż marzniesz. Jedzenia jest coraz mniej, a jak jest to ciężko je zdobyć. Wszyscy pływają ze zwieszonymi płetwami. Ciągle każdemu chce się spać. Brak światła doprowadza do kompletnego smutku i żałości, zwłaszcza że do tafli nie podpłyniesz, bo lód emituje silnym zimnem. No i jak tu żyć?!

Akahita właśnie się nad tym zastanawiała. Jej płetwy powoli przesuwały wodę płynąc gdzie tylko delikatny nurt ją kierował. Zmęczone oczy uważnie obserwowały świat, chociaż większą ochotę miały na zamknięcie się. Przez myśl przebiegły nawet słowa, że i na zawsze. Chociaż w głębi serca siedziała nadzieja, pamięć, że to tylko jeden sezon w roku. Potem będzie już tylko lepiej, wrócą do lata i będzie cudownie! 

Rozejrzała się leniwie. Jej sercu, tak towarzyskiemu, pomimo częstego stronienia od innych, brakowało żywej duszy do otworzenia gęby i zamienienia choćby mało znaczącego słowa. Jej westchnięcia irytowały już nawet marne glony bujające się przy dnie, obskubane do resztek własnego życia. Wszystko było takie ponure, czy to tylko samicy się zdawało przez pryzmat własnego samopoczucia. 

Dlatego pospieszała się sama w myślach aby odnaleźć kogoś i nie popaść w ten stan znużenia całkowicie. Może nóż widelec znajdzie się ktoś kogo słowa odrobinę rybę na duchu podniosą. No i się trafił. Podpłynęła bliżej. Zamienili parę słów, chociaż to bardziej ona te słowa wymieniała. 

Znaleźli się pośród smutnej przestrzeni wody. Oboje w tym samym ponurym nastroju, chociaż Akahia rzucała kapryśnym uśmiechem, niezbyt szerokim jak na jej umiejętności. Wyraźnie było czuć, że im obu niechętnie do życia tej zimy i gdyby mogli to sen zimowy byłby ratunkiem lepszym niż udręką w tym Zbiorniku. 

—Oj tam. Będzie dobrze. — padło z jego ust w końcu. Marne pocieszenie, ale Akahicie wystarczyło. Uniosła kącik wargi, o ile takową miała, do góry. Druga osoba u boku była w końcu dla niej zbawieniem, nie ważne jak sztywno płynąca. 

—Dobrze czy niedobrze, zima zaraz się skończy, nie? Jeszcze tylko ostatnia prosta. — odetchnęła. Jej ciało płynnie zrobiło mały obrót przez chwilę wisząc do góry brzuchem. Akrobacje zawsze byłby mile widzane przez innych, kto wie. Ruch to też zdrowie, a zdrowie to radość, więc może dlatego na triki patrzyło się tak przyjemnie. — A powiedz mi. Zawsze się tak szeroko uśmiechasz do nieznajomych?— zagadnęła puszczając mu oczko. No lepiej się jej robiło, nawet od tak nieśmiałej rozmowy. Ryba obok jej boku uśmiechnęła się mimowolnie. 

—No nie zawsze, ale to miło tak. Zwłaszcza o tej porze roku. —

—Parszywa ta zima tym razem, prawda. Ale … patrz. — wskazała na haczyk wiszący bezwiednie w otchłani. — Próbują polować na nasza skórę. Bawiłeś się kiedyś z nimi?— zagadnęła dziarsko. Feliks pokręcił głową, pewnie zdezorientowany jej pomysłem.  —Wprawianie ich w złość zawsze poprawia mi humor. Chodź. — machnęła na niego płetwą i popłynęła. 

—To nie jest przypadkiem niebezpieczne? — 

—No jest, o ile nie umie się tego robić i nie jest się ostrożnym. No i oczywiście… dodatkowo jest zabawne. Ich dźwięki zwłaszcza! — mruknęła Akahita i pociągnęła szybko za haczyk. Ten pomknął w górę, a stamtąd wydobyło się głośne stuknięcie. Samiczka podpłynęła do dna i odnalazła kawałek pozostałości po glonie. Długi rdzeń jego nadawał się idealnie jako sznurek, którym obwiązała średni kamyk. 

—Co zamierzasz z tym zrobić? — Feliks zaglądał jej na płetwy zaciekawiony. 

—Niech zarzucą wędkę ponownie to ci pokażę. — i tak tez się stało. Małe urządzenie do zabijania zanurzyło się ponownie, powoli opadając ku dnu. Akahita podpłynęła i powoli założyła kamień na wędkę, ponownie ciągnąc. Tym razem za szarą osobistość, aby przypadkiem nie zaplątać się w prowizoryczne wiązanie. Narzędzie znowu zniknęło. Ryby chwile czekały w milczeniu Az nie rozległy się przedziwne dźwięki step kania i krzyku frustracji. Akahita zachichotała, a Feliksowi udzieliło się od niej. Oboje chwilę śmiali się z tych durnych ludzi. Nie tak łatwo złapać Koi w tym jeziorze.

—Od razu lepiej nie? —

—Taaa…. —

<Koniec>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz