Wróciłem do swojego cichego mieszkanka i zacząłem rozpakowywać zakupy, jakie zrobiłem w drodze powrotnej. Cały czas myślałem o tym, co było, jest i będzie, a krótko mówiąc: miałem przechlapane, jestem zestresowany i prawdopodobnie zginę torturowany przez jakąś mafię tak, że rodzice nigdy nie rozpoznają mojego martwego ciała i nikt nigdy nie przyjdzie na mój muszelkowy grób, bo takowego nie dostanę (tak, zawsze wyolbrzymiałem).
Gdy chowałem ostatnie puszkowane wodorosty, zastanawiałem się, czy nowopoznana ryba mi pomoże. Na początku nie wyglądała na zadowoloną, wręcz przeciwnie, ale kiedy zaoferowałem jej swoje usługi (które w rzeczywistości były zgodą na niewolnictwo) zmieniła zdanie, jednak czy to wystarczy? Jeśli rzeczywiście należała do gangu, mogła mieć równie podły charakter jak oni. Mogłaby mnie tylko wykorzystać, kiedy znajdę interesujące ją informacje, zostawi mnie lub co gorsza, zawiadomi straż, że uprawiam nielegalne substancje.
Wyjście było jedno: musiałem przeciągać swoje śledztwo najbardziej, jak się da. Najpierw to ona pomoże mi wyhodować rośliny i się ich pozbyć, a potem ja się zrewanżuje i dowiem się, kto okrada magazyny.
- Leon, ty geniuszu – powiedziałem dumnie sam do siebie. Położyłem się więc do snu z o wiele lepszym humorem, niż miałem go w ciągu dnia.
Okropny koszmar mnie nawiedził, był niczym powtórka z dzisiejszego dnia wymieszana ze wszystkimi moimi wątpliwościami. Śniłem, że posadziłem lilie wodne na ogromnym terenie (i wcale się nie zmęczyłem), które od razu wykiełkowały. Pojawiła się mafia (składająca się z dwóch poznanych przeze mnie rybek) która zaczęła je ścinać, a tuż za nimi pojawiła się straż. Zacząłem uciekać, ale na mojej drodze pojawiła się Valia. Sądziłem, że mi pomoże, ale zamiast tego złapała mnie za ogon i rzuciła na bok (skąd miała tyle siły?), gdzie znalazłem się za kratami. Moje pozostałe marne życie miałem spędzić jak zapuszkowana sardynka.
<Valia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz