Akhifer
Feliks
Leon
Tenebrae
Akahita
Gor膮ce dni by艂y niez艂ym utrapieniem dla ogrodnik贸w, kt贸rym przychodzi艂o cz臋sto pracowa膰 na p艂ytszych, cieplejszych i bardziej nas艂onecznionych wodach. Tak偶e i tego dnia promienie s艂oneczne bezlito艣nie atakowa艂y ich bezbronne oczy, rozdzieraj膮c wodn膮 to艅 i za艂amuj膮c si臋 na jej powierzchni. Mogliby sobie odpu艣ci膰, skupi膰 si臋 na innych, bardziej przyjemnych i ch艂odniejszych rzeczach w g艂臋bszych cz臋艣ciach zbiornika, ale obowi膮zki wzywa艂y - kto inny mia艂 si臋 zaj膮膰 moczark膮? Zreszt膮, powinno艣膰 by艂a jedn膮 rzecz膮, a drug膮 istotn膮 rol臋 stanowi艂a zap艂ata, jak膮 mieli otrzyma膰 za har贸wk臋. W ko艅cu za okruszki nie zap艂ac膮 s艂odkim wzrokiem i poruszaj膮cymi s艂owami.
W艣r贸d tych ogrodnik贸w znalaz艂 si臋 pewien bardzo przyjazny koi, kt贸rego 艂uski pozwala艂y na ca艂kiem zno艣n膮 prac臋 w s艂o艅cu, w przeciwie艅stwie do karpi o ciemnych barwach. Jego dobry nastr贸j i weso艂e nastawienie do pracy z pocz膮tku dodawa艂y otuchy kompanom, lecz gdy mija艂y minuty, a potem godziny, a koi wci膮偶 tryska艂 energi膮, co poniekt贸rzy zacz臋li spogl膮da膰 na niego spode 艂ba. Z czasem ju偶 tylko on pozosta艂 w艣r贸d ro艣lin, gdy s艂o艅ce si臋gn臋艂o zenitu i nie mia艂o lito艣ci nawet dla pomniejszych organizmie ukrytych w piasku. Pomimo zm臋czenia kontynuowa艂 swoj膮 prac臋, przez nieuwag臋 potr膮caj膮c pomniejsze ro艣liny. Nie za bardzo mia艂 si艂臋 si臋 nimi przejmowa膰, poniewa偶 po艂膮czenie s艂o艅ca i ca艂kowitego, bezmy艣lnego skupienia na pracy pozwala艂o mu na ignorowanie ich egzystencji. Jego nastawianie uleg艂o jednak zmianie, gdy po dotkni臋ciu przez przypadek kolejnego listka ma艂ej sadzonki jego p艂etwa zacz臋艂a nagle promieniowa膰 paskudnym b贸lem, jakby wbija艂y si臋 w ni膮 setki malutkich igie艂.
– Dokro膰set fur beczek, zaraz si臋 ciebie pozb臋d臋, chwa艣cie! - zakl膮艂 szpetnie ogrodnik.
Pos艂a艂 mordercze spojrzenie ro艣linie, chwyci艂 sw贸j or臋偶, a nast臋pnie wymierzy艂 cios; przynajmniej tak chcia艂, ale zamiast tego machn膮艂 p艂etw膮 i postanowi艂 zako艅czy膰 prac臋. Nie mia艂 ochoty mierzy膰 si臋 z tak silnymi przeciwnikami gdy by艂 zm臋czony po ca艂ym dniu har贸wki. Odp艂ywaj膮c w kierunku g艂臋bszych w贸d spokoju nie dawa艂a mu jednak my艣l o tych chwastach.
'Co to w og贸le za ro艣liny?' pomy艣la艂 do siebie. To na poz贸r pospolite pytanie, nagle zapali艂o w jego g艂owie czerwon膮 lampk臋; bardzo jaskraw膮 lampk臋. Pytanie "Jakim cudem moczarka mog艂a wywo艂a膰 taki b贸l" sprawi艂o, 偶e obr贸ci艂 si臋 w stron臋 ro艣lin i ujrza艂 co艣, co go przerazi艂o. Malutkie, powykr臋cane, czerwone kolce patrzy艂y si臋 na niego wyzywaj膮co, budz膮c w nim przestrach, nigdy bowiem nie widzia艂 takich cierni u 偶adnej z ro艣lin. Niepewnie zacisn膮艂 p艂etw臋 na wid艂ach, aby doda膰 sobie chocia偶 odrobin臋, md艂ej ale potrzebnej mu otuchy i pewno艣ci. Jako ogrodnik powinien wiedzie膰, co to jest, jednak nie mia艂 zielonego poj臋cia i powodowa艂o to u niego niebezpieczny niepok贸j, a sam Nion mia艂 ochot臋 albo pozby膰 si臋 niebezpiecznej ro艣liny, albo uciec i poszuka膰 na jej temat w zapiskach, tylko 偶e nie by艂o mu wolno zrobi膰 偶adnej z tych rzeczy, przynajmniej na obecn膮 chwil臋. Naburmuszony postuka艂 p艂etw膮 w piach, wzbijaj膮c chmurk臋 mu艂u, i rozejrza艂 si臋 w poszukiwaniu jakiej艣 偶yczliwej i kompetentnej duszy, kt贸r膮 m贸g艂by si臋 wyr臋czy膰. Szybko jednak zda艂 sobie spraw臋, 偶e s艂o艅ce wygoni艂o st膮d wszystkich, dlatego by艂 zdany tylko na siebie. Na pocz膮tku postanowi艂, 偶e spr贸buje sklasyfikowa膰 ro艣lin臋, przypomina艂 wi臋c sobie wszystkie podobne znajome mu gatunki. Jednak cokolwiek przypomina艂o t膮 ro艣link臋 w nawet najdrobniejszym stopniu by艂o zwyczajnie w 艣wiecie nieobecne w ekosystemie Zbiornika, z powodu jego s艂odkowodno艣ci.
– Chyba odkry艂em now膮 ro艣lin臋 – zdumia艂 si臋 zaskoczony Nion, ca艂kowicie niegotowy na zostanie odkrywc膮. Jak za dotkni臋ciem czarodziejskiej p艂etwy, w jednej chwili jego pyszczek rozchmurzy艂 si臋 niefrasobliwie, a oczka poja艣nia艂y.
Przypomnia艂 sobie, 偶e pewna rybka s艂ono p艂aci艂a za nowe ro艣liny, kt贸rych wcze艣niej nie by艂o w zbiorniku. By艂a to wi臋c doskona艂a szansa aby dorobi膰 si臋 maj膮tku, a takiego trafu przegapi膰 nie m贸g艂. Pytanie tylko, jak wydoby膰 ro艣lin臋, kt贸rej si臋 po pierwsze nie zna, po drugie kuje w p艂etwy rani膮c je nawet i do krwi. Rozgl膮da艂 si臋 po okolicy, szukaj膮c czego艣 w zasi臋gu wzroku, by nie musia艂 ryzykowa膰 zostawienia swojej zdobyczy bez nadzoru, tak by kto艣 inny j膮 znalaz艂 i zgarn膮艂 za ni膮 nagrod臋. Gdy jego chytry pyszczek kr膮偶y艂 wok贸艂, niczym jastrz膮b wypatruj膮cy zdobyczy w szczerym polu, oczom jego ukaza艂 si臋 jedynie... spr贸chnia艂y kij. Mia艂 do wyboru albo jego albo swoje w艂asne p艂etwy, wi臋c wyb贸r by艂 oczywisty.
Wzi膮艂 narz臋dzie w pysk, po czym gotowy na obrabowanie ziemi, podp艂yn膮艂 do ro艣liny. Prymitywne narz臋dzie wsun臋艂o si臋 w ziemi臋 jak w mase艂ko, a偶 odrobin臋 za p艂ynnie. Gdyby to by艂 l膮d, by膰 mo偶e mia艂 by wi臋ksze problemy z wykopaniem swojego znaleziska, ale jako mieszkaniec podwodnego 艣wiata przy odpowiednich kombinacjach alpejskich zdo艂a艂 wydoby膰 znaczn膮 cz臋艣膰 korzeni jeszcze zanim kij si臋 z艂ama艂 w p贸艂, staj膮c si臋 za kr贸tki do kopania.
– Cholera w jego bycz膮 ma膰 ci臋偶ko furkana - krzykn膮艂, w przyp艂ywie bezsilno艣ci rozk艂adaj膮c p艂etwy, niczym Moj偶esz u brzegu bezkresnego morza.
Spojrza艂 na odkopan膮 cz臋艣膰, po czym spr贸bowa艂 j膮 wyci膮gn膮膰 go艂ymi p艂etwami. Jego dzia艂ania zako艅czy艂y si臋 jednak niepowodzeniem, diabelskie nasienie siedzia艂o g艂臋boko. Pod koniec tej ca艂ej sprzeczki z matk膮 natur膮 jego p艂etwy ucierpia艂y, delikatnie podarte przez ostre kolce.
Z pocz膮tku nie zwraca艂 na to uwagi, jednak w ko艅cu dzia艂anie ro艣liny dotar艂o do jego m贸zgu i ca艂e cia艂o pad艂o ofiar膮 niewyobra偶alnego b贸lu, od kt贸rego karp by艂 jedynie w stanie krzycze膰.
– Aaa, czym偶e ci zawini艂, nieszcz臋sna Pani Przyrodo!!! - wykrzykn膮艂, zwijaj膮c si臋 na ziemi i tarzaj膮c w mule.
S膮dz膮c, 偶e w tej chwili wydaje z siebie ostatnie j臋ki, przed jego oczami pojawi艂y si臋 zapomniane sceny z 偶ycia. Jego u艣miechni臋ta karpia rodzina ust膮pi艂a miejsca ro艣linom, kt贸rymi zwyk艂 si臋 zajmowa膰 jako narybek. A na sam koniec, zamin 艣wiat rozmy艂 si臋 w czernie i b艂ekity zobaczy艂 karpia, kt贸rego twarz by艂a ca艂kowicie rozmazana przed jego 艣lepiami.
Ockn膮艂 si臋 nie wiadomo gdzie i nie wiadomo, po jakim czasie, nie czuj膮c w og贸le swojego cia艂a, jakby podano mu paskudnie silne 艣rodki przeciwb贸lowe.
– Aaaaaaaaach - ziewn膮艂, pr贸buj膮c przeci膮gn膮膰 si臋 rozkosznie, lecz nie min臋艂a chwila, zanim zda艂 sobie spraw臋, 偶e jego cia艂a po prostu... nie ma. W miejscu, w kt贸rym powinien zobaczy膰 艂uski i p艂etwy, znajdowa艂y si臋 zielone banda偶e, a ca艂y cia艂o by艂o sparali偶owane, wi臋c jego ruch ograniczy艂 si臋 tylko do g艂osnego krzyku.
Pr贸bowa艂 przypomnie膰 sobie, co mu si臋 przydarzy艂o, jednak do g艂owy przychodzi艂a mu tylko kolczasta ro艣lina. Pozosta艂o mu zatem wierzy膰, 偶e kto艣 odnalaz艂 jego na wp贸艂 martwe cia艂o i zabanda偶owa艂 go od g贸ry do do艂u, unieruchamiaj膮c kompletnie. Przy okazji musia艂 mu faktycznie poda膰 silne 艣rodki przeciwb贸lowe, za co Nion by艂 akurat przeogromnie wdzi臋czny, gdy偶 wola艂 nie czu膰 absolutnie nic ni偶 ten paskudny b贸l. W duchu westchn膮艂 rozkosznie i postanowi艂 grzecznie poczeka膰 na swojego tajemniczego wybawiciela (nie bardzo zreszt膮 maj膮c inne wyj艣cie), w nadziei, 偶e pojawi si臋 on niebawem.
Nie mia艂 poj臋cia ile czasu up艂yn臋艂o, ale mia艂 wra偶enie, 偶e czeka na niego par臋 godzin (chod藕 w rzeczywisto艣ci min臋艂o 20 min). Korzystaj膮c z okazji, postanowi艂 rozejrze膰 si臋 po otoczeniu.
艢ciany spowite by艂y w 偶贸艂tej po艣wiacie s艂o艅ca, kt贸rego promienie przemyka艂y pomi臋dzy p贸艂kami zastawionymi miskami i s艂oikami. Wi膮zanki z ro艣lin chowa艂y si臋 niepouk艂adane to tu, to tam, wygl膮daj膮c z pomi臋dzy naczy艅 na zmumifikowanego karpia i jakby cicho si臋 z niego 艣miej膮c, cho膰 mo偶e to tylko samiec doznawa艂 halucynacji.
Nion przeni贸s艂 wzrok na co艣 skrytego za faluj膮c膮 w g艂臋bi groty, mulist膮 zawiesin膮; przedmiot wygl膮da艂 podejrzanie. Przymru偶y艂 oczy i dostrzeg艂, 偶e 贸w przedmiot ma wystaj膮ce ko艅czyny, w kt贸rych co艣 trzyma艂; to wystarczy艂o, aby jego wyobra藕nia zadzia艂a艂a i w tym zwyk艂ym obrazie zobaczy艂 nadchodz膮cego Kostucha, trzymaj膮cego w p艂etwie kos臋. Nie potrafi膮c odr贸偶ni膰 prawdy od swoich w艂asnych wymys艂贸w, zach艂ysn膮艂 si臋 wod膮. Jego oczy powoli przymkn臋艂y si臋 w oczekiwaniu na nieuniknione spotkanie ze 艣mierci膮. Jednak偶e zamiast poczu膰 dotkni臋cie zimnego ostrza na szyi, karp us艂ysza艂 nieco rozbawiony, cho膰 w g艂贸wnej mierze zmartwiony g艂os.
– Ale urwa艂 - rzek艂 jegomo艣膰, a jego g艂os, jak b膮belki z p艂uc ton膮cego, wyp艂yn膮艂 wprost z mroku i odbi艂 si臋 echem od 艣cian.
- Co? - zapyta艂 cichym i niewyra藕nym g艂osem, jakby dopiero wr贸ci艂 ze 艣wiata umar艂ych. Zastanawia艂 si臋, czy to faktycznie nie jest ju偶 druga strona mostu, a nieznajomy to zjawa kt贸ra odprowadzi go do za艣wiat贸w. Umar艂em czy nie umar艂em, kr膮偶y艂o po jego g艂owie, jednak dotyk i b贸l cia艂a, kt贸rego do艣wiadczy艂 gdy "zjawa" przesun臋艂a po jego banda偶ach p艂etw膮, sugerowa艂 smutna rzeczywisto艣膰 偶ycia.
– Nie umar艂e艣, ale za to straci艂e艣 p艂etw臋, bo przysz艂o ci do g艂owy wykopywanie 艣miercionoszki go艂ymi p艂etwami – odezwa艂 si臋 dziwny duch, magicznie odpowiadaj膮c na pytanie Niona, cho膰 karp by艂 pewien, 偶e nie wypowiedzia艂 go na g艂os.
Nion na te wie艣ci za艂ama艂 p艂etwy; a raczej t臋 jedn膮, kt贸ra mu zosta艂a; a raczej za艂ama艂by, gdyby m贸g艂 nimi, a raczej ni膮, poruszy膰. Jednej p艂etwy mu uby艂o, a ca艂a pozosta艂o艣膰 by艂a unieruchomiona, zapytaj wi臋c jak d艂ugo zostanie w lecznicy.
- Zobaczymy - us艂ysza艂 kr贸tka odpowied藕, zaraz te偶 kontynuowan膮 - obstawiam kilkana艣cie wschod贸w s艂o艅ca, twarda z ciebie sztuka!
Twarda czy nie, w odpowiedzi nieznajoma zjawa us艂ysza艂a jedynie przeci膮gle j臋kni臋cie, czy to zawodu, b贸lu czy niecierpliwo艣ci, nawet Nion nie by艂 pewien.
– Oj daj spok贸j, przyjacielu, ju偶 za nied艂ugo b贸l w pe艂ni ust膮pi i b臋dziesz leczy艂 si臋 jedynie z toksyn, kt贸re mog膮 zaszkodzi膰 twojemu cia艂u, je艣li profesjonalnie si臋 ich nie pozb臋dzie.
Na sam beztroski ton g艂osu swojego rozm贸wcy, Nion westchn膮艂 ci臋偶ko, prawie zach艂ystuj膮c si臋 wod膮 z w艂asnych skrzeli.
- Z toksyn? Co艣 zrobili艣cie z t膮 ro艣lin膮? - zapyta艂, zastanawiaj膮c si臋 czy zd膮偶y jeszcze komu艣 ona zrobi膰 krzywd臋.
- O to si臋 nie martw, odpowiednie 艣rodki zosta艂y podj臋te! - us艂ysza艂 zapewnienie. Jedank w sercu czu艂, 偶e co艣 jest nie tak, a ca艂a prawda nie zosta艂a powiedziana. Ten weso艂y ton g艂osu, te niepe艂ne informacje zdradza艂y, 偶e co艣 jest nie tak, i cho膰 karp nie zawsze powierza艂 si臋 swoim przeczuciom, tym razem m贸g艂 zaufa膰 tylko im.
Nion w my艣lach szybko przerzuci艂 strony swojego podp艂etwnego notatnika podejrze艅, uwag, refleksji i wielkich koncept贸w. Wiedzia艂, 偶e musi st膮d jak najszybciej si臋 wydosta膰 i sprawdzi膰 miejsce zbrodni, jednak "szybko si臋 wydosta膰" kolidowa艂o z jego zdr臋twia艂ym i zabanda偶owanym cia艂em. Wygl膮da艂o na to, 偶e mimo wszystko musi zda膰 si臋 na 艂ask臋 losu. Pozwoli艂 nieznajomej rybie zaj膮膰 si臋 sob膮, z my艣l膮, 偶e im szybciej to sko艅cz膮 tym szybciej b臋dzie m贸g艂 st膮d wyj艣膰. Jego (znikoma) pewno艣膰 siebie jednak偶e znikn臋艂a wraz z pojawieniem si臋 w p艂etwie karpia przedmiotu o bardzo cienkiej i ostrej ko艅c贸wce, kt贸rego wi臋kszo艣膰 os贸b zna pod nazw膮 "ig艂a".
– O... nieee!!! - wykrzykn膮艂 ile si艂 w skrzelach, nie mog膮c spu艣ci膰 emocji inaczej ni偶 g艂osem, za spraw膮 swoich unieruchomionych p艂etw.
Gdy jego najwi臋kszy wr贸g zbli偶a艂 si臋 do niego, zacz膮艂 ucieka膰; przynajmniej w swojej g艂owie wyobrazi艂, 偶e macha unieruchomionymi p艂etwami, gdy tak na prawd臋 lekarz mia艂 zamiar poda膰 mu tylko lekarstwo. Oczekuj膮c na b贸l, zdezorientowany spostrzeg艂, 偶e nawet nie czuje uk艂ucia. Nic dziwnego, skoro ca艂e jego cia艂o pulsowa艂o delikatnie i piek艂o pod banda偶ami.
Nagle Nion poczu艂 si臋 zm臋czony, a potrzeba snu wyt艂umi艂a jak膮kolwiek emocj臋, przez co zaraz umys艂 samca osun膮艂 si臋 w b艂og膮 nico艣膰, otulony obj臋ciami Morfeusza. We 艣nie straci艂 poczucie czasu, nie maj膮c poj臋cia, czy 艣ni przez minut臋, dwie, czy przez d艂ugie miesi膮ce. Kiedy otworzy艂 oczy, pok贸j, w kt贸rym le偶a艂, nie zmieni艂 si臋 ani o drobin臋, on sam czu艂 si臋 lepiej, a jego cia艂o nie by艂o ju偶 zabanda偶owane od p艂etwy po 艂eb. Zadziwi艂 si臋, jak dobrze zadzia艂a艂o lekarstwo, poniewa偶 on sam by艂 sceptyczny co do medycyny niepochodz膮cej bezpo艣rednio od ro艣lin (chocia偶 mo偶e wstrzykn臋li mu zi贸艂ka?). Pozwoli sprawdzi艂 czy jego cia艂o reaguje, pr贸buj膮c poruszy膰 swoj膮 p艂etw膮. Z pocz膮tku zastanawia艂 si臋, czemu czuj臋 tylko jedn膮 ze swoich p艂etw, jednak potem przypomnia艂 sobie, 偶e przecie偶 straci艂 swoj膮 p艂etw臋 brzuszn膮 w wyniku spotkania z ro艣lin膮. Na sam膮 t臋 ponur膮 my艣l jego dusza za艂ka艂a bezg艂o艣nie.
- W ko艅cu sie obudzi艂e艣 - us艂ysza艂 z boku znajomy g艂os, kt贸ry wcale nie poprawi艂 mu humoru.
- Tym razem jak d艂ugo by艂em nieprzytomny? - spyta艂, bynajmniej nie przyjemnym g艂osem.
- oh... tylko par臋 godzin - odpowiedziano mu weso艂o, pomimo 偶e wcale nie by艂o si臋 z czego 艣mia膰.
W g艂osie dziwacznego medyka s艂ycha膰 by艂o nutk臋 szale艅stwa, jakby bawi艂o go, 偶e Nion przechodzi mentalne tortury, cho膰 mo偶e by艂y to tylko omamy ofiary niebezpiecznej ro艣liny.
Wtem...
Do pomieszczenia wp艂yn臋艂y dwie rybki, kt贸re Nion bardzo dobrze zna艂.
- Mamo?? Tato?? - wyj膮ka艂 zdezorientowany.
-Synku!- samiczka wykrzykn臋艂a prawie od razu pochylaj膮c si臋 nad jego odr臋twia艂ym cia艂em.
– Mamusiu... – samiec patrzy艂 na ni膮 ot臋pia艂ym wzrokiem, jakby ogl膮da艂 j膮 przez kalejdoskop – co wy tu robicie?
Karpia para tylko za艂ama艂a p艂etwy, s艂ysz膮c wiotki niczym zgni艂y li艣膰 trzciny g艂os syna, a matka dodatkowo zap艂aka艂a rzewnymi 艂zami. Nion na t臋 reakcj臋 skrzywi艂 si臋 lekko, gdy偶 jego rodzice byli zdecydowanie zbyt opieku艅czy, nigdy mu si臋 to nie podoba艂o.
- My艣la艂am, 偶e nie 偶yjesz! - jego matka przygl膮dn臋艂a si臋 mu uwa偶nie, chc膮c si臋 upewni膰, 偶e jej l臋k by艂 naprawd臋 nieuzasadniony. Jego ojciec natomiast sta艂 z boku i przygl膮da艂 si臋 mu z przygn臋bieniem.
– Kochanie, prosz臋 – odezwa艂 si臋 po chwili – 偶eby艣 zaraz nie przenios艂a go na nasz膮 stron臋, 偶ywej 艂awicy przyda si臋 medium.
Na bu艅czuczne s艂owa m臋偶a, pani karpiowa obruszy艂a si臋 nieco, wszelako przez wzgl膮d na chorego syna, nie da艂a tego po sobie pozna膰, zamiast tego z trosk膮 podp艂ywaj膮c do jego pos艂ania.
Nion my艣la艂, 偶e 艣ni, poniewa偶 ostatnio widzia艂 rodzic贸w na ich w艂asnym pogrzebie. Gdy przyjrza艂 im si臋 znowu, z przera偶eniem spostrzeg艂, 偶e jego mama mia艂a twarz ojca, ojciec za艣 艂eb matki. A po chwili jego matka 艂eb ju偶 mia艂a piel臋gniarki, a ojciec w og贸le przypomina艂 mu 艂ososia, a przecie偶 z nich by艂y rodowe karpie koi. Piel臋gniarka nawet nie pr贸bowa艂a si臋 do niego u艣miecha膰, najwyra藕niej w tym o艣rodku nie p艂acili wystarczaj膮co za u艣miech. Oczy nieszcz臋snego Niona zrobi艂y si臋 wielkie jak oka w bardzo t艂ustym rosole, a ich w艂a艣ciciel nabra艂 wielkiej ochoty na lament. Wszystkie kolory zaczyna艂 si臋 miesza膰 i wirowa艂y, jakby porwane wiatrem. I wtedy - rzeczywisto艣膰 si臋 rozp艂yn臋艂a, a on zach艂ysn膮艂 si臋 wod膮. Jego skrzela wype艂ni艂a panika, a kiedy ju偶 si臋 ogarn膮艂 musia艂 si臋 nie藕le narogl膮da膰 aby zrozumie膰, 偶e wcale nie le偶y ju偶 w tej samej sali co przed tem. Ta sala by艂a ca艂kowicie pusta, a on sam le偶a艂 po艣rodku niej, przywi膮zany do jakiego艣 艂o偶a tak, by nie m贸g艂 si臋 rusza膰.
– No co znowu... - j臋kn膮艂 przeci膮gle, bowiem nowe otoczenie tak szybko zaatakowa艂o jego zmys艂y, 偶e przesta艂 ju偶 wierzy膰 we w艂asne szcz臋艣cie lub nieszcz臋艣cie; s艂owem, we wszystko, co dzia艂o si臋 wok贸艂. - Rzucam to - stwierdzi艂, ponownie zamykaj膮c oczy, nie maj膮c ju偶 ochoty na prze偶ywanie kolejnych przyg贸d. Wola艂by chyba zn贸w straci膰 przytomno艣膰 ni偶 trwa膰 przez napady omam贸w.
Tym razem jednak omam wydawa艂 mu si臋 niepotrzebnie realny, gdy偶 wiatr targa艂 jego banda偶ami. Nie mia艂 ochoty sobie z tym radzi膰, po prostu nie chcia艂; na ten moment najlepiej by by艂o opa艣膰 w nico艣膰, przenie艣膰 si臋 na drug膮 stron臋 wiecznego ko艂a 偶ycia i 艣mierci, jednak zamiast 艣wiate艂ka w tunelu lub Pierwotnego zst臋puj膮cego z niebios (cho膰 Nion zbyt wierz膮c膮 rybk膮 nie by艂, nie wyklucza艂, 偶e mo偶e si臋 to zdarzy膰) przed oczami karpia pojawi艂o si臋... co艣 bardzo ma艂ego, s艂odko wygl膮daj膮cego i posiadaj膮cego cztery nogi zako艅czone kopytkami jak u saren, kt贸re okazjonalnie k膮pa艂y si臋 w Zbiorniku, a do tego to co艣 mia艂o skrzela na bokach szyi i spokojnie oddycha艂o pod wod膮.
– Yyy, dzie艅 dobry - przywita艂 si臋 uprzejmie, chocia偶 pod 艂uskami czu艂, 偶e to nie jest najw艂a艣ciwsza reakcja na co艣 tak dziwnego; tak czy inaczej, nie mia艂 lepszego pomys艂u.
Nie do ko艅ca wiedzia艂, co si臋 sta艂o; najpierw zab贸jcza ro艣lina, potem szpital, amputacja p艂etwy, a na koniec ujrzenie dusz zmar艂ych ju偶 dawno rodzic贸w, a wszystko po to, by ujrze膰... to co艣? Stworzenie nie odpowiedzia艂o, a jedynym znakiem, 偶e 偶y艂o, by艂y b膮belki uchodz膮ce z jego pyska. Nion odetchn膮艂 g艂臋boko, a jego g艂owa nagle zapulsowa艂a bole艣nie gdy stworzenie zbli偶y艂lo si臋 do niego. Wpatrywa艂o si臋 g艂臋boko w jego oczy, jakby chcia艂o mu przez nie wyssa膰 dusz臋. M臋偶ne, jednokomorowe serce Niona zabi艂o mocniej, a echo jego uderze艅 dobieg艂o nawet do jego nieszcz臋snych uszu; nieszcz臋sny ogrodnik zap艂aka艂 rzewnymi 艂zami i chwyci艂 si臋 swymi 艣liskimi p艂etwami za g艂ow臋, bezsilnie upadaj膮c w piach. Istota zacz臋艂a skaka膰 wok贸艂 niego, najwidoczniej zadowolona z widoku.
Psychopata? - zada艂 sobie pytanie, a zanim zd膮偶y艂 znale藕膰 na nie odpowied藕, stworzenie przem贸wi艂o.
- Chyba z ciebie.- za艣mia艂o si臋 do艣膰 histerycznie. - le偶ysz tak zamkni臋tymi oczami od dobrych paru godzin i bredzisz.
– 艁atwo ci m贸wi膰 – warkn膮艂 (tak bardzo, jak mo偶e warkn膮膰 ryba) – Ciekawe, co by艣 powiedzia艂o, gdyby艣 prze偶y艂o to co ja.
Na te s艂owa, zwierz膮tko tylko pokr臋ci艂o nosem, a przynajmniej tak wydawa艂o si臋 p贸艂przytomnemu Nionowi. Wtedy spojrza艂 w dal i ujrza艂...
Siebie samego.
Do jasnego karpia przelecia艂o mu przez g艂ow臋. Zaczyna艂 sobie powoli u艣wiadamia膰 co艣 jednocze艣nie uspokajaj膮cego i martwi膮cego: on 艣ni艂. Gdy obrzuci艂 siebie samego (tego prawowitego siebie samego, tego kt贸ry uczepiony by艂 do jego 艣wiadomo艣ci) strwo偶onym spojrzeniem, dostrzeg艂, 偶e jego p艂etwy... jedna... wszystkie jego p艂etwy i ka偶da 艂uska zdawa艂y si臋 dr偶e膰 i stopniowo nikn膮膰 w艣r贸d fal. Obraz zacz膮艂 si臋 zamazywa膰.
Czy偶by marzenia senne dobiega艂y ko艅ca, a on mia艂 ujrze膰 艣wiat realny?
Na szcz臋艣cie i ku jego rado艣ci kiedy otworzy艂 oczy wszystko wok贸艂 wydawa艂o si臋 by膰 ca艂kowicie normalne , a jego otula艂 koc z wodorost贸w w jego w艂asnym, ciep艂ym 艂贸偶ku. Po zaledwie sekundzie patrzenia na 艣cian臋 przed nim zacz膮艂 zapomina膰 o swoim dziwacznym 艣nie, a jego cia艂o si臋 zrelaksowa艂o, pozwalaj膮c mu ponownie rozp艂aszczy膰 si臋 na 艂贸偶ku; ostatni膮 my艣l膮, kt贸ra przelecia艂a przez jego rybi 艂epek, by艂o bardzo proste stwierdzenie: "nienawidz臋 koszmar贸w o swojej p艂etwie".
Ilo艣膰 s艂贸w: 2714
Nagrody: 54 AP oraz 271 pere艂 dla ka偶dego uczestnika.