14 października 2024

Od Akhifer – "Kiedy siostra ma liściówkę"

Słońce prześwitywało przez pomarańczowe, martwe liście dryfujące na tafli jeziora. W oczach uwięzionego w wodzie karpia koi wyglądało to zaskakująco ładnie, nawet jeśli informowało o ponurej, pełnej chorób porze roku, jaką jest jesień. Oczywiście bywała ona piękna, spokojna i przyjemna, ale jeszcze częściej była zmorą dla mieszkańców Lazurowego Jeziora. Choroby, drapieżniki, duże skoki temperatury, wszystko to szczególnie mocno wisiało nad głowami karpi koi w okresie jesiennym, kiedy akurat musieli się wyjątkowo przyłożyć do szykowania zbiorów jedzenia na zimę.

Ferkę drapieżniki nie przerażały, skoki temperatury nie robiły na niej wrażenia, a choroby nie były w stanie przyszpilić jej do łóżka. Miała swoje obowiązki i je wypełniała co do joty, nawet jeśli do domu wracała dopiero, gdy zaczynało robić się widno. Tej jesieni ironicznie dostała akurat jeszcze większy zastrzyk energii, chętnie zajmując się swoją listą rzeczy do zrobienia, aż wieczorami zostawało jej trochę czasu dla siebie. Miała wtedy wrażenie, że spraw do załatwienia jest najwyraźniej mniej, skoro tak szybko jej poszło. Wcale nie załatwiała ich w trymiga z promieniującą pewnością siebie, strasząc przy okazji wszystkich dookoła, czy ich alfa nie została potajemnie podmieniona.

Pierwszy problem, którego nie dało się rozwiązać od zaraz, była pewna jesienna choroba, pojawiająca się praktycznie co roku. Liściówka. Liście na tafli jeziora mogły być piękne, jednak przynosiły ze sobą chorobę zdolną uziemić niejednego karpia, nawet tak legendarnie odporną alfę. Nie złapała jej, na szczęście to akurat się nie przydarzyło, ale za to ofiarą stała się siostra Akhifer, Miyona.

Ferka była ją odwiedzić któregoś magicznie wolnego wieczoru i znalazła ją rozłożoną na łóżku i przykrytą kocem z wodorostów. Czerwona karpica narzekała, że wszystko ją boli, że nienawidzi jesieni, że ta liściówka staje się gorsza za każdym razem, gdy ją łapie. Kapitan cierpliwie słuchała tych zażaleń i próbowała pocieszyć członka rodziny, przynosząc jej mieszankę ziół oraz dzieląc się zabawnymi sytuacjami, które wydarzyły się od ostatniego spotkania. Niewiele to jednak dawało.

W potrzebie Akhifer postanowiła odwiedzić swojego zaprzyjaźnionego medyka Elrada, który być może znalazłby chwilę, by sprawdzić Miyonę. Na szczęście chwilę znalazł, ale wyniki wizyty nie były za dobre.

– Liściówka jak się patrzy, chociaż objawy są mocniejsze niż zazwyczaj – zaczął tłumaczyć dziewczynom. – Miyona będzie musiała zostać w łóżku i z niego pod żadnym pozorem nie wychodzić, z wyjątkiem załatwiania potrzeb i ktoś będzie musiał się nią opiekować. Znacie kogoś?

Obie kiwnęły przecząco głowami, chociaż Ferka już wiedziała, kim będzie ten specjalny ktoś.

Ona sama.

Pożegnały się z Elradem, kapitan odprowadziła go do drzwi, a Miyona stękała dalej.

– Pierwotny, nie chce mi się tyle leżeć! – lamentowała, rzucając się z boku na bok. – Dlaczego to zawsze mi się obrywa?

– Ja zostałam alfą, ty łapiesz choroby. Równowaga we wszechświecie zostaje zachowana – zażartowała Ferka, za co oberwała poduszką w głowę. Grzecznie ją oddała, unikając sprawnie płetwy wycelowanej w czoło.

Cieszyło ją, że będzie miała okazję spędzić więcej czasu ze swoją siostrą, bo często nie miało miejsca z jej natłokiem obowiązków. Zazwyczaj nadrobiły tylko to, co najważniejsze i płynęły każda w swoją stronę, bez szerzenia potajemnych ploteczek. Teraz w końcu wszystko sobie wygadają.

Pogodzenie obowiązków alfy, kapitana i siostry było trudne, ale Ferka dawała jakoś radę. Część zrzucała na swoich doradców, część trafiała do sierżantów, pozostałymi nieciężko było się zająć. W tym wszystkim znajdywała czas, by popłynąć po leki, jeśli się kończyły. Można było rzec, że Akhifer wręcz świetnie to ogarniała, nawet lepiej, niż gdy nie miała pod opieką Miyony. Może młoda miała na nią zbawienny wpływ?

Dziewczyny usiadły do obiadu, a raczej Ferka podała siostrze obiad do łóżka, a sama usadowiła się naprzeciwko. Miyona patrzyła na nią z pewnym zaciekawieniem, obserwując jej ruchy i przyglądając się jej twarzy. Kapitan poczuła się nieswojo w postawionej sytuacji, więc postanowiła grzeczną rozmową rozluźnić atmosferę.

– No co?

Miyona zmierzyła ją od góry do dołu, zanim postanowiła równie grzecznie odpowiedzieć.

– Jeszcze mi nie opowiadałaś, co tam z twoim kochasiem.

– Nie mam kochasia. – Akhifer poczuła rumieńca obejmującego ściśle całą jej twarz. Dobrze wiedziała, o kogo jej siostrze chodzi.

– Nie, wcale. – Czerwona karpica wywróciła oczami. – A ten szeregowy? Jak mu tam, Feliks?

– Nic między nami jeszcze nie ma.

– Jeszcze?

Teraz to Ferka zmierzyła młodszą, starając się przybrać jak najbardziej surowy wyraz twarzy. Dobrze wiedziała, że jej to nie wyszło, bo Miyona uśmiechnęła się rozbrajająco, doskonale wychwytując, co dzieje się w środku bladożółtej.

– Wiesz, jeśli nie wystąpisz pierwsza z zamiarami, to go nie dostaniesz. Jesteś alfą, wszystkim byłoby głupio cię zaprosić na randkę. – Słodki głos samicy niósł ze sobą kwaśny posmak, jakby niechcący podawała w swoich słowach odrobinę trucizny. Zawsze miała nieco za złe Akhifer, że zgodziła się zostać alfą i tym samym odcięła się od rodziny. Z początku wierzyła, że to dlatego, że Akhifer uważa się obecnie za lepszą, dopiero po kilku rozmowach zrozumiała, że nikt nie dawał Ferce wystarczająco czasu, by mogła odwiedzać rodzinę. A obie za sobą tęskniły.

Akhifer dobrze o tym wszystkim wiedziała od rodziców, więc postanowiła nie komentować ukrytego tonu. Zresztą wszczynanie kłótni, kiedy Miyona była chora, było okropnym pomysłem.

– Zagadam do niego w tej sprawie dopiero, kiedy nadarzy się okazja, ok? Nie podpłynę specjalnie się zapytać, czy się ze mną spotka.

– Jak chcesz.

Miyona opuściła temat i przeszła na coś bardziej przyziemnego. W ten sposób pojedynczy obiad zmienił się w całe popołudnie paplania, na końcu którego czerwona karpica wyglądała dużo lepiej.

Koniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz