Dzień Zmarłych był jednym z tradycji, których Akhifer nie do końca rozumiała. Przynoszenie kwiatów na cmentarz było dobre, warto pamiętać o tych, których zabrał Sital do swojego królestwa. Co było dla karpicy dziwne to zakaz imprezowania i, co było jeszcze bardziej niezrozumiałe, ogólnie spotykania się. Spotkania rodzinne lub przypadkowe natrafienie na siebie znajomych się nie liczyło, ale zaprosić kogoś na kulki owocowe już nie było wolno. Ferka nie mogła wymyślić chociaż jednego powodu, dla którego taki stan rzeczy miałby sens.
Pod Święte Drzewo udała się z samego rana, jeszcze zanim zebrały się tam tłumy. Nie spodziewała się, że będzie sama, bo sporo starych karpi często Dzień Zmarłych zaczynało świętować jeszcze przed wschodem słońca, tłumacząc się, że plecy je za bardzo bolały, by spać, czy coś takiego. Tak wcześnie nikt jednak sobie nawzajem nie przeszkadzał, więc droga dla czerwonopłetwej była wolna.
Nie miała tu tak naprawdę nikogo pochowanego ze swoich bliskich, sam cmentarz i tak był mały, bo ławica pojawiła się tu stosunkowo niedawno. Nie było też żadnego wymogu, żeby alfa przypływała na cmentarz na święto zmarłych. Z tych względów wielu zadawało sobie pytanie, po co Akhifer się tu w ogóle pojawiła.
Odpowiedź była… zapewne nie tym, czego się spodziewali. Gdy Ferka przybyła na cmentarz, zaczęła z wejścia liczyć groby koi, które umarły już w Lazurowym Jeziorze oraz plakietki z imionami tych, którzy opuścili nowy dom na własne życzenie. Ilość kamiennych pamiątek spisywała na kartce w miarę po kryjomu, żeby nikt do niej nie podpłynął i nie zadawał niepotrzebnych pytań.
Celem tego projektu było sprawdzenie, ile koi zdążyło odejść do królestwa Sitala, odkąd się tu przeprowadzili, ile miało lat, a także ile karpi zdecydowało się odejść i po jakim czasie. W ten sposób Alfa miała lepszą perspektywę na to, jak żyje się ławicy, czy radzą sobie w nowym środowisku i czy nie mają problemu z obecnym reżimem. O dziwo tych drugich było bardzo mało, a w kalendarz kopnęła przede wszystkim starszyzna, która przez długi czas była jedną płetwą w grobie. Dla Akhifer były to bardzo dobre wieści.
Wróciła się do grobu, na którym wyryto znajome jej imię. Tak jak wcześniej zostało napomniane, nie był to ktoś jej bliski, jednak wciąż dobrze znała tego karpia, kiedy jeszcze żył.
Nazywał się Generał Jasvinder, nikt nie mówił na niego inaczej. Był jedną z niewielu osób na wysokim stanowisku, która szczerze nienawidziła Vivierith, kiedy ta objęła stanowisko alfy i nie bał się tego głosić. Nawet, gdyby go zdegradowała, w oczach innych karpi Jasvinder zawsze byłby generałem. Nie wyobrażali go sobie inaczej.
Ferka znała Generała nie tylko z wojska, ale także jako przewodnika, kiedy podróżowali w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia. Stanowił oparcie, ostoję spokoju, zapewniając wszystkich, że są bezpieczni, że już niedaleko. Wszyscy go słuchali. Wszyscy darzyli go szacunkiem i zaufaniem. Część ławicy poszła nie za Akhifer, a za nim.
– Dziękuję – wyszeptała karpica, kładąc przed kamienną płytą bukiet z kolorowych traw. Generał Jasvinder umarł ledwie dwa miesiące temu, wokół jego grobu wciąż leżały całe stosy świeżych bukietów. Dużo osób za nim tęskniło, nikogo jednak nie dziwiła ta śmierć. Generał dożył naprawdę sędziwego wieku, a odszedł spokojnie, we śnie.
Akhifer zdążyła odpłynąć, zanim na cmentarzu zebrały się tłumy. Dalej nie rozumiała tradycji zakazującej spotykania się, Jasvinder lubił zbierać znajomych na owoce niezależnie od okazji.
Koniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz