4 września 2021

Od Brae'a - "Trochę spokoju, za dużo zmartwień" cz.1 [13+]

Uwierzcie bądź nie, ale Tenebrae naprawdę starał się nie przeszkadzać nikomu. Starał się przynajmniej do momentu, gdy inni również się starali. On sam lubił mieć spokój i spokój lubił zapewniać (powiedzmy), czego widocznie niektóre osobniki w ławicy nie wiedziały. To właśnie przez to, bądź przez inne czynniki trzecie od nas niezależne, ciągle ktoś coś od niego chciał. 

Oczywiście Jitong to stanowisko wymagające chociażby minimalnych kontaktów z innymi członkami społeczeństwa, a jedyny obecny Jitong wydawał się tego nie rozumieć, bądź ten fakt ignorować. Po czwartej wizycie w sprawach biznesowych w ciągu jednego popołudnia zaczął zastanawiać się, czy faktycznie nie lepiej było zostać Podróżnikiem, a po dziesiątej planował powrót do szkoły podstawowej i odwoływał wszystkich kolejnych potrzebujących. Gdyby ryby mogłyby wziąć L4, Brae zapewne zdążyłby zatroszczyć się o dożywotnie. Ponieważ jednak nie mogą, czarny samiec planował złożyć wizytę komuś nadrzędnemu i poprosić o urlop. Albo emeryturę. Cokolwiek, byleby nie musieć słuchać starych dziadów proszących o zdrowie dla wnuczka i chcących na ten temat porozmawiać z smokiem. Tenebrae uważał swoją pracę za poważną, a kiedy inni przypływali do niego z głupotami, naprawdę mógł się wkurzyć.

Ale że z reguły rybą był spokojną, to po raz trzynasty wizytach odesłał jakąś rybę z spokojem, nie klnąc i nie rzucając się na nią. Jedynie zmyślił jakieś tajemnicze rytuały, twierdząc, że jeżeli trzy razy opłynie teren ławicy i zbierze kolekcję sześćdziesięciu sześciu ładnych przedmiotów (i mu je da), smoki zapewne wybaczą jej zdradzenie partnera. Rybka podziękowała radośnie i poszła szukać jakiś śmieci aby zaspokoić potrzebę Pierwotnego Koi No Ryuu. Brae natomiast był na skraju załamania nerwowego. Pomoc społeczeństwu była jego celem życiowym, ale przecież może robić to inaczej. Ryby, szanujmy się!

– Przepraszam?

Uprzejmy głos samicy odwrócił uwagę Tenebrae od swoich rozmyślań, i chociaż w pierwszym odruchu myślał, że całą sytuację sobie wymyślił, widząc postać szybko zmienił zdanie. Nawet w najczarniejszych myślach nie mógłby przypuszczać, że zawędruje do niego Akhifer. Cóż, to było po prostu poza wyobraźnią i zakresami choroby Brae'a.

– Dzień dobry. Uznajmy, że jest dobry – chłodno się przywitał. – Co Szanowną Alfę Zbiornika Wodnego Numer Jeden na Świecie sprowadza w te strony?

Popatrzyła się na niego z niedowierzaniem, jednak widocznie nie zamierzała robić scen (dzięki Smokom, bo to mogłoby się źle zakończyć). 

– Dwie sprawy – powiedziała. Zarówno z jej tonu jak i wyrazu pyska nie można było wyczytać żadnych emocji. – Chcę...

– Jutro będę miał czas – przerwał jej, ignorując fakt, że samica ma nad nim władzę i dowolnej chwili może wyrzucić go z ławicy. – Zapraszam wtedy, teraz się zbieram.

– Nie ma nawet połowy dnia – stwierdziła trzeźwo – a jeżeli się nie mylę, twoim obowiązkiem jest wykonywać zadania zgodne z twoją pracą, dopóki woda nie stanie się ciemna. 

Zabulgotał ponuro, nerwowo wiercąc się, przez co woda wokół niego drgała. Szczerze powiedziawszy nigdzie mu się nie śpieszyło; generalnie Brae nie miał w zasadzie powodu, dla którego szybciej mógłby skończyć pracę. Gdy inni mogliby mieć wydarzenia rodzinne lub świętowanie swoich osiągnięć z przyjaciółmi, on z podobnych rzeczy był całkowicie zwolniony. 

– Dobra. Mów – bynajmniej nie miło odezwał się koi, myślami zataczając koło gdzie indziej. 

– Chcę zapytać się, czy Smok nie przekazał żadnych znaków, które mogłyby posłużyć dobru ławicy – Brae'owi nie uniknęło poirytowane zabarwienie wypowiedzi Akhifer – oraz poprosić Ryuu o opiekę nad nami wszystkimi. 

Tenebrae zmierzył ją uważnym spojrzeniem. Wydawało mu się, że się martwi, chociaż to przeczucie tylko musnęło jego myśli. Mimo że ów przypuszczenia mogłyby zostać potwierdzone, Jitong nie zamierzał się o nic pytać rozmówczynię, a jedynie wykonać swoją robotę. Podpłynął kawałek, dając płetwą znak Alfie, aby podążyła za nim. Sama przywódczyni tak też zrobiła, chociaż wciąż pozostała pogrążona we własnych rozmyślaniach, i nie zwracała większej uwagi na otoczenie. 

– Co do pierwszej części – zaczął Tenebrae. – Nic nie przykuło mojej uwagi. Czasem parę kamieni nienaturalnie zamigotało, ale wątpię, żeby miało to jakieś większe znaczenie...

Mimo, że chciał kontynuować, żółto-różowa samica mu przerwała.

– Kiedy i gdzie to było?

A czy to do cholery ważne? – spytał się w myślach sama siebie. – Na Mroczną Puszczę, skąd ja mam niby pamiętać, w jakich okolicznościach to się wydarzyło? Albo, co więcej, skąd ja mam niby wiedzieć, co to oznaczało?

– Nie wiem – lekceważącym tonem stwierdził, wpływając do Kryształowni i zatrzymując się na chwilę. – Prawda, że tu jest pięknie?

Alfa nie skomentowała jego wrażliwości na piękno podwodnego świata i z narastającym rozdrażnieniem kontynuowała dialog.

– To sobie lepiej przypomnij, gdyż to może mieć wielkie znaczenie – którego twój mały móżdżek nie pojmuje, prawdopodobnie dodała w myślach, ale tego pewni być nie możemy. 

Jitong westchnął i zwrócił swoje niebieskie oczy na Akhifer. 

– Pewnie właśnie tutaj. Jakieś dwie burze temu – opowiedział po chwili.

– "Pewnie"? – spytała się. 

– To tutaj spędzam najwięcej czasu – odwrócił się do niej. Kontynuował cicho – ale tutaj jest naprawdę ładnie.

Przywódczyni nawet nie zrozumiała, co on bulgocze pod nosem, i zamyśliła się.

– Opisz, jak to wyglądało – odparła po chwili, podpływając do jednego z kryształów.

– Cóż – Tenebrae wciąż był spięty przez obecność Przywódczyni. – Przepłynąłem obok tego kamienia – ogonem musnął jeden z kryształów – kiedy któryś z sąsiednich zaczął błyszczeć. Wtedy jeden z tych na suficie oderwał się i uderzył w ten migoczący. Po tym wszystkim zapadła cisza, a z resztek tego rozwalonego przestało wydobywać się światło.

Jitong chwilę obserwował kamienie, po czym wskazał dziurę, znajdującą się pomiędzy dwoma niebieskimi olbrzymami. Wahał się przez chwilę, nie chcąc się pomylić, jednak w końcu wypowiedział swoje przypuszczenie.

– Tutaj stał.

W jego wypowiedzi słychać było cień niepewności i obawę przed pomyłką, jednak Alfa fakt ten zignorowała. Trudno określić, co w tym momencie działo się w jej głowie.

– Myślę, że...

– Brae, tak? – spytała różowa samica, która właśnie podpłynęła do tej dwójki, widząc jedynie przedstawiciela płci przeciwnej.

– Tenebrae – ofuknął Bra-, Tenebrae, znaczy się. Nie przepadał, gdy niemal obce osoby zwracały się do niego skrótem. – Czego?

– Znalazłam tylko sześćdziesiąt pięć – z wyrzutem oznajmiła. W jej oczach widać było wesołe błyski, podczas gdy w Alfy zdezorientowanie. – Może być? Nie obrazi się?

– Nie. Odłóż je blisko-

– Powiedz, gdzie mieszkasz, to odstawię blisko wejścia – obca koi szybko wtrąciła.

– Nie lecę na różowe. Zostaw te błyskotki tutaj.

Samica, chociaż zawiedzona, odstawiła różnego rodzaju dziwadła tuż przed Brae'm.

– Och – zaraz westchnęła zdziwiona i odpłynęła kawałek w popłochu, widząc Alfę. – Pani Akhifer? Przepraszam, że wam przeszkadzam.

Jej oczy zrobiły się jeszcze większe ze zdziwienia, gdy w niewłaściwy sposób połączyła fakty. Rzuciła "Do widzenia" i uciekła w popłochu.

– Ee... – Akhifer nie wiedziała, co ma o tym sądzić.

– Nic takiego – bezstresowo rzucił Tenebrae. – Sprawy biznesowe. 

Swoją drogą, ciekawiło go, jakim cudem ta koi zebrała tyle ślicznych rzeczy w tak krótkim czasie. Pewnie zabrała je Zbieraczom, ale póki nikt o tym nie wiedział, Jitong nie musiał się martwić. 

<Akhifer?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz