3 lutego 2022

Od Irysahyty CD. Psyche - "Nauka o niebezpieczeństwie" cz.2

Sprzątacze, jako jedna z niewielu kwalifikacji, mieli prawo wypływać nieco poza granice siedziby ławicy. Nie było to wiele, tylko tyle, żeby posprzątać najbliższą okolicę z jakiś szczątków czy wynieść ludzkie śmieci, żeby nie zagrażały karpiom, ale trochę to zawsze coś. Irysahyta nawet lubił zmiany, kiedy jego ekipa wypływała w miejsca na co dzień niedostępne dla prostych rybek. Można było pozwiedzać, porozglądać się, a co najważniejsze - poobijać, bo nikt nie sprawdzał, czy Sprzątacze pracują jak trzeba. Szefostwu się nie chciało, Sprzątaczom się nie chciało, nikomu się nie chciało. Taka przyjemna całkiem robota.

Akurat tym razem trafiło na Pustkowie, miejsce, które trzeba znać, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Warto mieć w głowie wszelkie kryjówki wśród kamieni w razie, gdyby jakaś z tych olbrzymich ryb pływających kawałek nad dnem postanowiła zrobić sobie posiłek z kolorowego koi. Wszelkie karpie pracujące na tych terenach przed pierwszą wyprawą dowiadują się o najprostszych kryjówkach od bardziej doświadczonych kolegów po fachu, potem jednak każdy jest zdany na siebie. Zeżarło cię? Trudno. Odprawimy pogrzeb twojemu sprzętowi, bo po tobie to już raczej nie ma co zbierać. A koledze, który nie ostrzegł przed zagrożeniem, odprawimy pogrzeb emocjonalny. Może następnym razem będzie bardziej uważał, o ile będzie dla niego następny raz.

Irek miał właśnie taką wartę, gdzie musiał wypatrywać zagrożenia. Nie był w tym najlepszy, mało zwracał uwagę na otoczenie, ale każdy musiał mieć swój dzień stróżowania, nie ważne, czy jesteś wiecznie zapatrzonym w niebo dzieciakiem w dorosłym ciele. Nie ma to tamto, musisz robić. I Irysahyta robił jak mógł, nawet jeśli wcale nie było mu tak łatwo i musiał się namęczyć, żeby się w ogóle skupić.

Szczęśliwie to skupienie nie poszło wcale na marne, bo w pewnym momencie karp wyłapał przepływającą kawałek od pracujących Sprzątaczy rybkę. Była różowa i miała długie, falujące płetwy, czyli bardzo wyróżniała się na tle ponurego Pustkowia, a do tego zdawała się bez jakiegokolwiek zawahania wpływać na teren Pusktowia, nawet się nie rozglądając, czy gdzieś w pobliżu są drapieżniki. Bardzo mało odpowiedzialne zachowanie. Chociaż ten jeden raz samiec mógł się popisać i robić za odpowiedzialnego! Podpłynął do uciekiniera, który okazał się być samicą, jasnoróżową z ciapkami na czole i nieszczególnie zgrabnym pływie. Jakaś dosyć nowa i nieświadoma. Trzeba było ją uświadomić.

– Odradzam. Widzę przecież, że nigdy tu nie byłaś. Pustkowie to jeszcze nie miejsce dla ciebie – starał się brzmieć w miarę odpowiedzialnie, ale tak naprawdę był o krok od rzucenia się z pytaniami i śmieszkami. Zauważył, jak pewnie obca czuła się w tym niebezpiecznym otoczeniu i uważał, że jest to całkiem zabawne.

– Dlaczego? – zapytała różowa samica. Była tak śmiesznie nieświadoma, ale z drugiej strony było to dość przykre, a co najważniejsze - niebezpieczne. Przez tą nieświadomość mogło jej się stać coś poważnego.

– Tu jest zbyt niebezpiecznie. Tak jakoś strasznie dużo drapieżników się tu pałęta, jakby mieli czego tu szukać, ale no. Nie warto tu przebywać.

– To dlaczego ty tu jesteś? – zapytała ponownie. O Koi no Ryuu, ona faktycznie jest kompletnie nieświadoma. Irysahyta widział to po tych spokojnych oczach, który były tylko zaskoczone, że ktoś odzywa się do karpicy. Sam samiec może nie był mistrzem w przejmowaniu się światem, ale mimo wszystko potrafił zauważyć niebezpieczeństwo, gdy krzyczało mu w twarz. Ta pani przed nim nie. Ją mogłoby to niebezpieczeństwo ugryźć w zadek i by go nie rozpoznała.

Dobra, Irek, pomyślał do siebie samiec, musisz jakąś delikatnie uświadomić tą miłą panią, że jest tu śmiertelnie niebezpiecznie. To nic wielkiego, tylko parę słówek, jesteś w stanie to zrobić. Dalej, chłopie, zrobisz to, wierzę w Ciebie.

– Ja tu pracuję, ryzykując życie dla dobra ławicy! – Wypiął się tak jak ryba może, udając, jaki to jest dumny. – Bo wiesz, bo tu są drapieżniki i w ogóle.

– Co to drapieżnik? Słyszałam, jak mówią o nich w ławicy, ale żadnego nigdy nie widziałam.

– Drapieżnik to... to coś, co tam płynie. Uwaga! Alarm! Alarm! – zawołał przeraźliwie, różową karpicę zaciągając za płetwę za sobą. – Drapieżnik! Alarm!

Wszyscy Sprzątacze rzucili swój sprzęt i pouciekali do schronień, pierzchając gdzie pieprz rośnie. Nagle tam, gdzie była mini ławica pracowitych karpi zrobiło się pusto i martwo. Irysahyta zdążył tylko zaciągnąć falistą damę do najbliższego schronienia, kiedy o podłoże uderzył wielki, zazębiony pysk, powodując wstrząsy. Karpica pisnęła.

– Siedź cicho, bo nie odpłynie! – burknął na nią Irek, osłaniając ją przed drapieżnikiem. Wielkie, wściekłe i jednocześnie tępe gały wpatrywały się w dwójkę karpi, grożąc śmiercią. Ale to tylko marne groźby, tak długo, jak oboje pozostaną w ukryciu.

<Psyche?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz