8 lutego 2022

Od Leona CD Romelle „Morderczy Ogrodnik” Cz.3

Po chwili odpłynąłem, ale nie na własnych płetwach, nie porwał mnie też żaden prąd wodny. Zamknąłem oczy, a mój umysł odpłynął do świata do snu, wyimaginowanych zjawisk oraz niestworzonych historii. Najśmieszniejsze sny mają dzieci, zauważyłem to po swoim młodszym rodzeństwie, które macha kończynami i mamrocze coś pod nosem podczas snu. Były to dziwne i kompletnie bez sensu złożone zdania, jakby z przypadkowych słów. Nigdy nie wiedziałem, czy śnią im się dobre, czy złe rzeczy, bo zawsze poruszały się tak samo, może z tą różnicą, że podczas koszmaru marszczyły czoła. Byłem ciekaw, czy ja również się poruszałem podczas snu, a tym bardziej, czy coś mówiłem. Jeśli tak, to co? Jeszcze nie miałem okazji nikogo zapytać, aż do dnia dzisiejszego, kiedy lekarka mnie uśpiła. Gdy tylko otworzyłem oczy i zobaczyłem jasną ścianę, momentalnie podniosłem głowę i zacząłem się rozglądać na różne strony. Nikogo przy mnie nie było – bo po co zostawać z chorą rybą, potrzebującą pomocy. Spojrzałem na ogon. Nie wyglądał jakoś specjalnie inaczej, widziałem małe dziurki, po śmiertelnej broni, ale nie bolały już tak, jak na początku. Pomachałem parę razy płetwą ogonową i z ulgą stwierdziłem, że nie wyląduje na sali operacyjnej i nie trzeba tworzyć mechanicznych ogonów specjalnie dla mnie. Po chwili do pomieszczenia wpłynęła jasna ryba w ciemne plamki – moja pani doktor nareszcie powróciła.

- Widzę, że się obudziłeś – powiedziała spokojnie, na co ja się rozciągnąłem i przepłynąłem się po pomieszczeniu.

- Oczywiście, całkiem przyjemne były te ziółka, wyspałem się, chyba, może trochę… 

- Oczyściłam twoje rany i nałożyłam specjalny żel, żeby nie wpływał do nich brud – wyjaśniła, a ja tylko pokiwałem głową i przyjrzałem się ogonowi. Gdy światło padło na niego pod dobrym kątem, mogłem zauważyć cienką, bezbarwną warstwę ochronną.

- Mam pytanie – zacząłem, a ryba zwróciła na mnie uwagę. – Gadałem coś przez sen? – zapytałem. Samica początkowo milczała, patrząc na mnie z lekkim zdziwieniem. – Pytam, bo jestem ciekawy. U mnie w rodzinie większość coś mamrocze. Mój młodszy brat Stuart raz wyrecytował jakiś wiersz, który potem okazało się, usłyszał od kogoś raz i jak się obudził, nie pamiętał go już. Tak tylko pytam z ciekawości – wyjaśniłem, ale jej wyraz twarzy się nie zmienił, cierpliwie więc czekałem na jakąś reakcje. Samica w końcu pokręciła głową mówiąc, że niczego nie usłyszała. – Szkoda. Prawdopodobnie śnił mi się las glonów i ujeżdżanie pirań – westchnąłem, wiedząc, że po prostu jej tu nie było. – W każdym razie wielkie dzięki – uśmiechnąłem się szeroko. – Dzięki tobie będę żyć! Znaczy pływać – poprawiłem się szybko, zdając sobie sprawę, że utrata ogonowej płetwy nie pozbawi mnie życia, no chyba, że zostanę uwięziony już na zawsze w jednym miejscu bez dostępu do pożywienia.

- Taka moja praca – stwierdziła, po czym dodała, jaki mam sobie kupić żel w aptece i smarować płetwę każdego ranka i wieczora, przed snem. 

- Jasne. A gdzie tu jest apteka? – samica wyjaśniła mi, że po wypłynięciu ze szpitala, mam się kierować w lewo i po prawej stronie ją znajdę. – Świetnie – już miałem skierować się do wyjścia, ale naszła mnie ochota na jakieś podziękowanie. – Jakbyś chciała, to zapraszam do kwiaciarni niedaleko szkoły. Przywożę tam różnego rodzaju kwiaty, rośliny i nie tylko i jestem pewien, że pani Morgoone zgodzi ci się dać dobra zniżkę na coś, w końcu uratowałaś jej ulubionego ogrodnika – powiedziałem z uśmiechem. Może nie byłem jej „najulubieńszym” ogrodnikiem, bo tą funkcje sprawował jej własny mąż i brat jednocześnie, ale jestem pewien że w jakimś stopniu mnie bardzo szanowała. – Więc do kiedyś tam! – pożegnałem się, po czym wypłynąłem z pomieszczenia.

<Romelle?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz