Kojarzycie te świetne rybki, wręcz idealne, o śnieżnobiałym uśmiechu, wysportowane, którego niczego się nie boją, mające taką charyzmę, że jedynie można ich nienawidzić przez ich perfekcję? Te rybki, które maja wiele fanów, są oblegane przez wielu przyjaciół, nie mają problemów rodzinnych i wydawać się mogło, że urodzili się w czepku, bo ich każda brzydka małża dawała im perłę? Też je znam i mogę uciąć sobie lewą płetwą (lewą, bo jestem prawopłetwy), że syn farmera, Newt, był totalnym przeciwieństwem. Gdyby Elce zawrócił w głowie jakiś prawdziwy przystojniak, opisany przeze mnie na początku, to jeszcze bym się nie zdziwił, ale jej serce powędrowało do Newta – marnej rybki, bojącej się nawet pykania bąbelków, która się jąkała i nie potrafiła utrzymać większości znajomości przez swoją nieśmiałość i strach, które blokowały wszelkiego rodzaju spotkania towarzyskie. Był on karasiem o zaniedbanych łuskach, ponieważ większość czasu spędzał przy konikach morskich i chociaż mogłoby się wydawać, że dzięki pracy na farmie jest chociaż dobrze zbudowany, to los najwidoczniej go pokarał, dając mu chudziutkie ciałko i krótkie płetewki. Takie rybki jak on nazywa się ‘przegrywami’ i miało to sens, nie widziałem nikogo tak pechowego jak on. Jeśli miałaby istnieć jedyna możliwość spadnięcia któremuś z nas na głowę chmury, to on by został zmiażdżony przez całe niebo. Akurat w tym przypadku troszeczkę mu współczułem, ale przez to, że wmieszał się w nasze otoczenia, to współczucie szybko zanikło.
Ogólnie rzecz biorąc, rybka o imieniu Newt istniała – i tylko tyle wiedzieliśmy, do czasu, aż przypadkiem spadł na Elkę z nieba (tak naprawdę, to jeden z koników morskich go kopnął, przez co poleciał kawałek na drugą stronę i akurat tam musieliśmy my stać). Niech ktoś mi powie, jakim cudem mógł akurat wylądować przy nas? A raczej na nas? (Raczej na Elce, ale my się razem utożsamialiśmy) Prawie tak, jakby jakiś znudzony koleś, piszący dla nas scenariusz życia, upił się i wpadł na cudowny pomysł, który musiał zrealizować.
Podniosłem go do góry za płetwę grzbietową, aby Elka mogła wstać. Newt natychmiast zaczął się tłumaczyć i przepraszać, a samica podsumowała to tylko śmiechem. Zawtórowałem jej, nie wiedząc jeszcze, jak to się wszystko potoczy. Syn farmera w ramach przeprosin chciał ją gdzieś zabrać – i to był już dla mnie znak. Odpowiedziałem za nią, że się zastanowi i łapiąc ją za płetwę, odciągnąłem od tego biednego karasia. Samica pożegnała się z nim machając mu płetwą, po czym sama podpłynęła do dzieciaków. Po skończonym występie zabraliśmy je z powrotem do domu.
- Nad czym się tak zastanawiasz? – zapytałem ją w drodze, widząc, że nie reaguje na moją opowieść.
- Hm? – zerknęła na mnie.
- Jeśli się zastanawiasz, czy lepiej wyglądasz w perłach czy muszelkach, to ci powiem, że w tych drugich. Te pierwsze noszą stare karasie, aby blask biżuterii odciągnął uwagę od ich zmarszczek – samica się zaśmiała i pokiwała głową.
- Myślę o tym zaproszeniu…
- Od Newta? – zdziwiłem się. – No chyba nie masz zamiaru iść. Widziałaś jego czarne płetwy? Nie wiadomo, gdzie je wsadzał – popatrzyła na mnie i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Czarne płetwy?
- Ja to jestem zadbany – broniłem się.
- I bez kultury – przewróciłem oczami. – Pójdę jutro do niego.
- Serio?
- Tak, trochę mi go szkoda – westchnąłem. Jeśli Elka podjęła jakaś decyzję, nawet ja nie potrafiłem jej zmienić.
- Ale idę z tobą – podjąłem decyzję, a ona się zaśmiała.
- Po co?
- A jeśli cię jakiś koń staranuje? Albo zaatakuje pirania? On ma takiego pecha, że was zaatakować mogą nawet jeżowce! – oboje wybuchnęliśmy śmiechem, co zapoczątkowało strojenie sobie żartów z biednego syna farmera. To był jeden z powodów, dla którego nie brałem go za „wroga” – był dla nas obiektem żartów. Niestety gdy mieliśmy się już rozstać, Elka zaproponowała, że sama do niego pójdzie.
- Dlaczego? Nie zostawię cię!
- Temu, że on jest nieśmiały, a ty go jeszcze w depresję wprowadzisz - prychnąłem.
- Bez przesady. Tylko jedna rybka przeze mnie wylądowała w szpitalu.
- Jedna, która chciała cię pozwać, a reszta?
- Na resztę nie ma dowodów - mruknąłem.
- Może Newt nie jest tu jedyną pechowa rybą - zaśmiała się, a ja walnałem ją w łeb. Elka mi oddała i po kilku szturchnięciach zaczęliśmy się tarzać po ziemi. Kiedy samica mnie przyniotła do ziemi i zaczęła dusić, poddałem się.
- Dobra, nie idę z tobą - wydusiłem ostatnim wdechem, więc mnie puściła.
- Dobry z ciebie przyjaciel - przytuliła mnie na zgodę.
Wiedziałem jednak, że samej jej nie puszczę. Nie było takiej możliwości. Musiałem ją śledzić.
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz