– Oh, nic szczególnego – cicho burknął. – Coś cię zje.
Całe szczęście, że Akhifer tego nie usłyszała (a przynajmniej nie dała po sobie tego poznać) wciąż miarowo uderzając ogonem o wodę. Brae złapał z nią kontakt wzrokowy, próbując przypomnieć sobie, co właściwie uczyli go na wychowaniu rozszerzonym. Zapamiętał jedynie odróżnianie poszczególnych śmie-
Dobra, to pamiętał z podstawowego. Widoczne trzeba było słuchać i nie kręcić się gdzieś koło Mrocznej Puszczy. Tak, to mogłoby mu wyjść na dobre, chociaż podejście samego Jitonga w tej sprawie było proste: Jitondzy uczyć się nie muszą, gdyż to, co robią, wymaga po prostu intuicji i pewnej inteligencji.
Czyli już wiemy, czemu Tenebrae nie szło w tej pracy.
– Dobra – O dziwo, Brae postanowił włożyć trochę życia w tą sprawę. Może to było spowodowane urokiem osobistym samicy, ale patrząc na orientację potencjalnego partnera (i stanowisko jakim jest Alfa) to raczej wątpliwe. – Na razie kilka rzeczowych pytań. Muszę sprawdzić twoją trzeźwość i czy sobie tego nie wymyśliłaś.
– Skoro musisz – Alfa potaknęła głową, podpływając kawałek bliżej.
– Czy zjadłaś coś dziwnego, obcego pochodzenia? Naćpałaś się wodorostami?
– Nie! – zdziwiona odpaliła.
– Jesteś pewna, że nie uległaś niczyjej manipulacji?
– A co to ma do snu? – spytała zdziwiona.
– Masz partnera? – zignorował ją.
– Ee…
– Przechodzimy do części praktycznej.
Tenebrae popchnął kamień w stronę Akhifer, a ta się odsunęła. Jej wyraz twarzy doskonale pokazywał, co sądzi o takim teście. Pysk jej rozmówcy wyrażał natomiast skrajne zainteresowanie omawianym tematem.
– Jesteś pewny, że to ty nie potrzebujesz paru rzeczowych pytań? – lekko poirytowana zapytała. Pewnie na końcu pyska miała Wylatujesz z tej roboty.
– Tylko wodorostów – skomentował Brae, przebierając w kamieniach. Trudno stwierdzić, czy mówił na poważnie, czy był to tylko żart. Aczkolwiek patrząc na normalność Jitonga raczej prawda. Zaraz kontynuował:
– Uważam, że to oznacza małe kłopo-
– Ależ bystry – cicho powiedziała Alfa.
– Nie przeszkadzaj sobie. – Odparł z niesmakiem. – Co ty na to, aby porozmawiać z duszkami kwiatowymi?
Akhifer popatrzyła się na niego osłupiała, co po chwili przemieniło się w chłodną irytację. Raczej nie przepadała za docinkami idącymi w stronę jej poddanych, bo wątpliwe, aby Szamani byli zadowoleni z tytułu, jakim obdarzył ich Brae. Pewnie już nie mogła doczekać się skarg, które do niej przyjdą.
– Mógłbyś…
– Nie – żywo odpowiedział Jitong, który domyślił się dalszej treści wypowiedzi Alfy. – A jak z nimi porozmawiasz, to możesz sobie to wszystko zinterpretować, jak tylko chcesz, i…
– Słuchaj – tym razem to samica mu przerwała, stając w łeb w łeb z Tenebrae. – Przestań zachowywać się jakbyś miał plankton zamiast mózgu. Każdy ma jakąś pracę, a ty mógłbyś zacząć szanować zarówno swoje stanowisko, jak i stanowisko innych, bo wiedz, że mogę cię z niego strącić – jej poziom zdenerwowania ewidentnie przekroczył normę. – Idziesz ze mną, czy tego chcesz czy nie. Jesteś Jitongiem z jakiegoś powodu, a teraz wykonasz swoje zadanie.
Chociaż Tenebrae nie odpowiedział, to popłynął za Alfą; i tak towarzyszył jej przez całą drogę do siedliska Szamanów (a, mówiąc szczerze, była ona dość krótka), którzy zafrasowani czymś nieznanym przybyszom krzątali się dookoła. Dwójka ryb miała niepowtarzalną okazję trafić na kogoś na tyle rozumnego, aby Brae nie mógł znaleźć mu niczego do zarzucenia, a w rezultacie pływać cicho.
– Dzieje się coś dziwnego – odparł samiec, który przedstawił się jako Verste. – Na początku nie zwróciłem na to uwagi, ale powtarzało się to wciąż i wciąż, przez co…
Być może ta chwila ciszy, w której Jitong się znajdował go zdenerwowała, ale większe prawdopodobieństwo było, iż sprawił to nieznajomy. Jego pełne szacunku przywitanie Alfy już zirytowało Tenebrae, który nie chciał ów podejścia zaakceptować, ale zdecydowanie zbyt długi (jak na jego zdanie) wstęp był dla niego przegięciem. Generalnie Brae w tej chwili przestał mieć dobry humor – o ile miał go kiedykolwiek.
Ale nadal milczał.
– … Zwróciłem na to uwagę. Ale naprawdę nie wiem, czy to ważne…
Czy on nie może wreszcie się wysłowić?
– … Ale skoro szanowna Alfa chce o tym wiedzieć, to oczywiście, powiem. Stało się tak, że…
Lepiej nie ujmujmy w zdanie myśli Braego.
– … W pobliżu zaczęło roić się od dziwnych dźwięków i cichych szeptów, a woda delikatnie migotała, aż w końcu wczoraj stała się czarna. Lekko przeźroczysta, pełna ciemnych smug, a o niczym podobnym żaden z Duchów nie wspominał; zresztą, nie pytałem. Od tego momentu nie wydarzyło się nic dziwnego, a ja sam zastanawiałem się, czy mam coś z tym zrobić lub komuś zgłosić. Skoro jednak już nic się nie dzieje, to sprawa jest chyba zakończona?
Jitong zwrócił swoją uwagę na Alfę, zaciekawiony, co ta ma do powiedzenia. Sam karp zaczął zastanawiać się, czy aby to wszystko nie dotyczy czyjegoś prywatnego życia, bo szczerze wątpił, by zapowiadało się coś dużego. Być może jednak to on był przyzwyczajony do spokojnego obrotu spraw – a zdawał on sobie z tego doskonale sprawę.
<Akhifer?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz