Akhifer by艂a stra偶niczk膮, nale偶a艂a do wojska i tym samym posiada艂a pewne umiej臋tno艣ci w walce. Mog艂a broni膰 s艂abszych od siebie, swojego domu i tak dalej, wiadomo, tak jak to powinna robi膰 stra偶. Ale wymuszanie walki na du偶o wi臋kszej rybie? Rzucanie si臋 do ataku? Te akcje by艂y poza zasi臋giem jej zdolno艣ci i nie by艂o szans, by pokona艂a suma.
Chyba, 偶e wcale nie musia艂a go pokona膰, by pozosta艂e dwa karpie zbli偶y艂y si臋 do tr贸jz臋bu.
– S艂uchajcie – zakomunikowa艂a, zwracaj膮c si臋 ku towarzyszom. Stara艂a porusza膰 si臋 jak najdelikatniej, by ruchy wody nie zwr贸ci艂y uwagi drapie偶nika. – Odwr贸c臋 uwag臋 suma. Wy w tym czasie podp艂yniecie najszybciej jak si臋 da do tr贸jz臋bu i uciekniecie st膮d. Nie wiem, dok膮d Was to zabierze, ale jest szansa, 偶e wr贸cicie do domu.
– A co z tob膮, pani?
– Hern, s艂uchaj... Zadaniem alfy jest nie tylko rz膮dzi膰 艂awic膮, ale te偶 jej chroni膰. Nie bez powodu ze wszystkich kwalifikacji wybra艂am w艂a艣nie stra偶nika - mog艂am nauczy膰 si臋 sztuki walki oraz taktyki. Rozumiem, 偶e si臋 o mnie martwicie, ale nie mog臋 pozwoli膰, by moim poddanym co艣 si臋 sta艂o. Najwa偶niejszy jest w tym momencie wasz powr贸t do domu. Zrozumiano?
M艂ody karp, kt贸rego wyratowali wcze艣niej, zdawa艂 si臋 zapomnie膰, jak wygl膮daj膮 podstawy rozmawiania, bo tylko bezmy艣lnie otwiera艂 i zamyka艂 usta, szerzej i bardziej bezmy艣lnie ni偶 widuje si臋 to u normalnych karpi poza fantastycznym blogiem w internecie. Chyba przyt艂oczy艂a go my艣l, 偶e nikt inny jak alfa po艣wi臋ci siebie dla niego. I mo偶e zacz膮艂 si臋 troch臋 za to wini膰, bo gdyby nie durna zabawa i przypadkowe dotkni臋cie tr贸jz臋bu, nie musia艂oby do tego doj艣膰. Na to poczucie winy jednak Akhifer nie mog艂a w 偶aden spos贸b zaradzi膰.
Hern z kolei te偶 nie by艂 lepszy. Cho膰 zazwyczaj wygadany, w tym momencie jako艣 nie umia艂 znale藕膰 odpowiednich s艂贸w, by przeciwstawi膰 si臋 przyw贸dczyni. Wida膰 taka gotowo艣膰 do po艣wi臋cenia si臋 dla dw贸ch w艂a艣ciwie niewiele wa偶nych koi by艂a zbyt pot臋偶nym zaskoczeniem, by m贸zg by艂 w stanie stabilnie pracowa膰. A jednak gdzie艣 tam pod czarn膮 kopu艂膮 wreszcie ruszy艂y trybiki, zacz臋艂y na nowo kr臋ci膰 si臋, tworzy膰 koncepty, potem my艣li, potem s艂owa. By艂o to wida膰 w b艂yszcz膮cych oczach, 偶e co艣 si臋 dzieje. A偶 wreszcie przez moment niemy Hern zdo艂a艂 co艣 z siebie wydusi膰.
– Ale pani, jeste艣 potrzebna 艂awicy. Pozw贸l, 偶e ja podejm臋 si臋 tej niebezpiecznej misji...
Ha! Ona potrzebna? Chyba do podpisywania papierk贸w i rozwi膮zywania spor贸w. Niekt贸rzy przecie偶 nawet czaj膮 si臋 na jej 偶ycie. Ul偶y艂oby im, gdyby zdech艂a.
– Nie, Hern – s艂owa ostre jak 偶yletka przeci臋艂y m臋tn膮, zielon膮 wod臋. – Ja tu jestem od bronienia 艂awicy. Nie obchodzi mnie twoje wymy艣lone poczucie obowi膮zku, wiem, 偶e tak nie my艣lisz. Nie masz powodu, by nas broni膰, nie b臋dziesz mia艂 po co walczy膰 i przez to poradzisz sobie gorzej. Ja si臋 zajm臋 sumem, a ty spadaj i uratuj dzieciaka.
Agresywna wypowied藕 ju偶 w og贸le odebra艂a czarnemu karpiowi mow臋. Bez s艂owa kiwn膮艂 g艂ow膮, czy tam cia艂em i przyszykowa艂 si臋 do najszybszej ucieczki w ca艂ym swoim 偶yciu. Wiedzia艂, 偶e b臋d膮 mieli z m艂odziakiem tylko par臋 chwil, zanim sum ich zauwa偶y i rzuci si臋 na nich, stwierdzaj膮c, 偶e to o wiele lepsza przek膮ska ni偶 jedna, chuda karpica.
Kremowo-czerwona ryba odp艂yn臋艂a od nich, by zaskoczy膰 suma z innej strony. By mieli wi臋ksze szanse. Podczas gdy ona mia艂a je na poziomie zero.
Hern i dzieciak widzieli tylko, jak ma艂y kamie艅 uderza w suma. Drapie偶nik rozejrza艂 si臋 dooko艂a, pr贸buj膮c znale藕膰 藕r贸d艂o ataku i w艂a艣nie w tym momencie Akhifer wyp艂yn臋艂a mu na spotkanie. Wiedzia艂a, 偶e nie jest ani wystarczaj膮co szybka, ani zwinna, ale je艣li mia艂a tu jak膮kolwiek przewag臋, by艂 to jej rozmiar. I w艂a艣nie to pr贸bowa艂a wykorzysta膰. Cho膰by woda mia艂a wyparowa膰, postanowi艂a walczy膰 z ca艂ych si艂, kt贸rych nie by艂o zbyt wiele.
Tu unik. Tam skr臋t. Gdy sum si臋 odwraca艂 - pac! Uderzenie ogonem. Zabawa w kotka i myszk臋. Ale nie b臋dzie to trwa膰 d艂ugo, dop贸ki wielki rybosz jej nie dorwie. Ju偶 czu艂a ruchy wody, kt贸re powodowa艂 przy wypluwaniu cz膮stek. Jego paskudne, obrzydliwe wargi pociera艂y raz poraz jej ogon, kiedy jedynym jej ratunkiem by艂y w膮skie przej艣cia w艣r贸d ga艂臋zi ro艣lin. Tyle razy powinna by膰 martwa. O drogi Ryuu, dzi臋ki ci, 偶e pozwalasz jej prze偶y膰! Wystarczaj膮co, by mog艂a uratowa膰 swoich poddanych.
No i ju偶. Pora na zako艅czenie spektaklu. Zaraz j膮 dorwie i po偶re. Pogodzi艂a si臋 z t膮 my艣l膮 tak 艂atwo, jak z faktem, 偶e woda jest mokra, a ryba 艣liska.
A偶 tu nagle na g艂owie suma wyl膮dowa艂 g艂az. I chyba j膮 zmia偶d偶y艂. A trzy szare, naburmuszone karpie, kt贸rym z urody daleko by艂o do pi臋knych, zwiewnych koi, podp艂yn臋艂y do uciekinierki.
– Panienka tu chyba nie mieszka – odezwa艂 si臋 najwi臋kszy z nich. By艂 sporo wi臋kszy od Akhifer i gdyby chcia艂, z pewno艣ci膮 m贸g艂by j膮 powali膰 jednym uderzeniem ogona.
– Nie... Co艣... Ja musz臋 wraca膰!
Alfa w艂a艣nie zawraca艂a, gdy jeden z karpi zagrodzi艂 jej drog臋.
– Niech panienka sobie nie my艣li, 偶e j膮 pu艣cimy? Chcemy t艂umacze艅! – zawo艂a艂 zabli藕niony osobnik. Karpica schowa艂a si臋 w sobie. Trzeci z zielonych, kt贸ry okaza艂 si臋 samic膮 z jednym 艣lepym okiem, os艂oni艂 j膮 od towarzyszy.
– Uspok贸jcie si臋, palanty. Tylko j膮 straszycie. Najpierw j膮 zaprowadzimy tam, gdzie ona chce i艣膰, a potem j膮 wypytamy? 艁apieta?
Pozostali niech臋tnie zgodzili si臋 na s艂owa kole偶anki. Akhifer nie wiedzia艂a, czy by膰 wdzi臋czna, czy przera偶ona.
<CDN>