25 listopada 2021

Od Akhifer - "Błagam, nawet alfa miewa dość" #4

Po powrocie samica myślała, że popadnie w nieodwracalny obłęd. Cały ten "ogarnięty koi" okazał się pustym strzałem i zamiast zajmować się ławicą spędzał sobie czas z karpicami, które ulegały jego wdziękom. Robota papierkowa - czyli w przypadku ryb bardziej drewniana - leżała, odsunięta na bok i zupełnie zapomniana. Jeszcze brakuje, żeby ją zielony meszek obszedł. Karpie co chwila pojawiały się zewsząd ze swoimi problemami, które nie zostały rozwiązane podczas nieobecności alfy, a także te, które dopiero co się pojawiły. Bractwo Kanionu poużywało sobie nieobecności głowy ławicy i w niektórych częściach Zbiornika zaprowadziło własny porządek. Cały ten bajzel trzeba było naprawić i oczywiście musiała się tym zająć Akhifer.

Pływała dookoła, pomagała karpiom, załatwiała ważne sprawy, sypiała zaledwie pół godziny każdego dnia, aż wreszcie przypominała bardziej cień samej siebie niż właściwą Akhifer. Jej zaangażowanie wyciągało z niej siódme śluzy, ale jakoś nikt nie potrafił tego zauważyć. Ciągle było narzekanie, wciąż coś komuś nie pasowało, wiecznie znajdowali nowe problemy. Czasami strażniczka miała po prostu ochotę rzucić "A weź się goń!" i odpłynąć w inne miejsce, jednak wiedziała, że jej stanowisko nie pozwala na to zachowanie. Musiała być profesjonalna. Nie ważne, jak bardzo ją wszyscy irytowali, musiała zachować choćby minimum spokoju. Tylko tyle, żeby nie wybuchnąć i nie wyzywać. Aż tyle. W takich momentach marzyła o mężu, który pomógł by jej w wypełnianiu obowiązków. No ale cóż, taki jej przypadł los i może nie będzie miała nigdy męża ani dzieci, i będzie musiała dożyć swoich dni w samotności. Gorzej, że będzie musiała też wybrać swojego następcę.

< Koniec >

22 listopada 2021

Od Akhifer CD. Brae'a - "Trochę spokoju, za dużo zmartwień" cz.4

Strażniczka skupiła się na słowach Szamana. Obracała je sobie w głowie we wszystkie strony, analizowała, starała się zrozumieć, co może to wszystko znaczyć. Słyszała, że takie rzeczy najlepiej interpretuje się instynktownie, poprzez przeczucie, więc tak starała się zrobić w tej sytuacji. Nie miała jednak doświadczenia - zarówno w działaniu instynktownie w takich sprawach, jak i w interpretowaniu wizji - więc pozostało jej tylko ledwo się domyślać. Może nawet nie była w stanie tego zrozumieć, kto wie. Nie miała takich mocy jak Szaman czy Jitong, a ryby posiadające te kwalifikacje zgodnie twierdziły, że to wszystko nic wielkiego.

Ale czy na pewno? Tenebrae zauważył coś nietypowego. Co prawda jednak to pamiętał, ale był w stanie zaznaczyć, że nie było to w pełni normalne. Jednak to olał i o tym zapomniał. To samo było z Szamanami, zauważyli coś, ale to pomijali, bo już ich to nie męczyło. Czyli dwa źródła informacji już uważają, że powinna o tym zapomnieć i wrócić do własnych spraw. A jednak jej instynkt na to nie pozwalał, po prostu czuła, że coś jest nie tak, lekko na lewo, jak to mówiła. Podobno to przeczuciem należy się prowadzić. Z tego powodu postanowiła na razie nie odpuszczać, nie dopóki w stu procentach upewni się, że wszystko jest w porządku i faktycznie nie ma się czym martwić. Często powtarzała "trzy razy do zarazy", więc i tym razem postanowiła wdrożyć to w życie. Wiedziała o jeszcze jednej osobie, która mogła jej pomóc i odpowiedzieć na nurtujące ją pytania. Było to dosyć ryzykowne, bo ten pustelnik unikał towarzystwa jak diabeł święconej wody, a odwiedzające go karpie poganiał z haczykiem na kiju, ale w tym wypadku musiała zaryzykować. Może zaciągnie tam Tenebrae'a, żeby ją wsparł. On na razie wie najwięcej o całym tym bałaganie, może nawet więcej od niej i po prostu się nie przyznaje. Zresztą i tak pewnie zainteresuje go obecność innego Jitonga, bo nie było szans, żeby o nim słyszał.

– Dziękuję... Verste, tak? Za twoje zdanie – podziękowała z czystej grzeczności i szczerze miała ochotę trzepnąć Tenebrae'a, żeby nauczyć go dobrych manier. – Przyda mi się ta informacja, pewnie bardziej niż sobie myślisz. Do zobaczenia. Tenebrae, płyńmy.

Zauważyła, że czarny karp dość niechętnie się za nią powlókł, ale na razie nic nie mówiła. Chciała się oddalić od Szamanów zanim napomni o oddalonym od społeczeństwa samcu. Pewnie nie powinna komukolwiek tego wyjawiać, ale cholera, męczyły ją myśli, że to wszystko może jednak coś znaczyć, a jakoś obecność Brae'a ją uspokajała. Chociaż żywili do siebie niechęć, Brae większą od jej, miała do niego szacunek i wierzyła w jego umiejętności. Nie chciała jako jedyna dbać o bezpieczeństwo, nawet jeśli innych miała przymuszać.

Gdy wreszcie oddalili się od Szamanów na bezpieczną odległość, Ferka odważyła się odezwać.

– Trzy razy do zarazy – rzuciła, powtarzając jedną ze swoich ulubionych fraz. – Jeszcze jest trzecia ryba, której chciałabym się spytać o zdanie. Potrzebuję tylko, żebyś popłynął ze mną.

– Serio? Do kogo chcesz niby popłynąć? – zapytał Tenebrae, chociaż raz nie brzmiąc jakby zaraz miał rzucić alfę w paszczę suma.

– Jest... ktoś, kogo można spytać. Jest pustelnikiem i żyje w absolutnym odosobnieniu, do tego wszystkiego nienawidzi gości. Ale jest jedynym innym karpiem, którego mogę jeszcze spytać. Będę tylko potrzebować twojej pomocy, żeby mnie od razu nie zabił.

Jitong spojrzał na nią z zaskoczeniem i skrywaną pogardą, że jak to, alfa i tak się boi, że prosty pustelnik może ją zabić. Ale on jeszcze nie wiedział, z czym, czy raczej z kim przyjdzie im się spotkać. Na szczęście nie zaoponował, postawił tylko warunek, że po tym wszystkim dostanie dwa dni wolnego, na co Akhifer bez oporów się zgodziła.

Płynęli przez długi czas, zdołali nawet przeciąć Pusktkowie, zanim dotarli do Piaskowych Równin. To właśnie tam krył się ten wielki pustelnik, którego niewielu odważyło się odwiedzić ze względu na jego dziwaczne usposobienie. Szczerze nawet Akhifer żałowała swojej decyzji, ale cóż. Nie przepłynęli takiego kawałka drogi tylko po to, żeby teraz nagle zawrócić. Spyta się, co Pustelnik myśli o tych wizjach i jej śnie, i sobie odpłynie. Nie będzie zawracać mu głowy na długo.

Oczom dwójki karpi ukazał się pień drzewa, który zdecydowanie od bardzo dawna leżał w wodzie. Pokryty był mchem i glonami, w odsłoniętych miejscach był całkowicie czarny, a z jednej strony częściowo zakopana w piasku widniała dziura, będąca wejściem do domu pustelnika. Byli na miejscu. Musiała teraz wpłynąć do środka.

Zbliżyła się do wejścia. Drzewo śmierdziało zgnilizną, rozpadało się, pokonane przez wodę i upływ czasu. Stęchlizna powodowała, że wcale nie miała ochoty tam wchodzić. Ale musiała. Nie miała wyboru.

Po kilku zaczerpnięciach większej ilości wody wreszcie odważyła się wsadzić głowę do otworu. Nic. Ani jednego dźwięku, woda pozostała nieruchoma. Wpłynęła głębiej w ciemność pnia, znienacka dostając nieprzyjemnych myśli. Pustelnik mógł umrzeć i nikt o tym nie wie, bo przecież nikt tu nie przychodzi. Wtedy cała ta wyprawa byłaby po nic.

Jej obawy zostały rozwiane, gdy poczuła ruch wody w głębi pnia. Coś w nim było i sądząc po wielkości był to karp koi. Pewnie Pustelnik. Postanowiła zaryzykować.

– Tvef? – zapytała na głos, gotowa w razie czego uciekać. – Jestem Akhifer, alfa ławicy.

Do oświetlonej części kryjówki wpłynął stary, pokryty wieloma bliznami karp o zielonkawym zabarwieniu brzucha i żółtym ciele. Jego płetwy zdawały się być już w częściowym rozkładzie, gdyż błony zostało naprawdę niewiele, a do tego była podziurawiona. Ten koi żył chyba tylko cudem, bo nie było szans, żeby był w stanie sam dla siebie polować i zbierać pożywienie. Chyba, że znalazł sobie jakiegoś ucznia, to jednak było wysoce nieprawdopodobne.

– Czego tu? – odezwał się Tvef ochrypłym, gburowatym głosem, jeszcze gorszym niż Tenebrae mógł kiedykolwiek się zdobyć. – Streszczaj się, nie mam ochoty patrzeć na twoją gębę.

Alfa z trudem powstrzymała jakąkolwiek reakcję na te słowa. Temu osobnikowi nie mogła nic powiedzieć, był wielki i do tego nieco stuknięty, gdyby coś mu się nie spodobało po prostu by ją zabił. Nie to, co Brae.

– Przybyłam z pytaniem...

– No to je zadaj! – Podniesiony głos karpia zaskoczył stażniczkę jeszcze bardziej, ale starała się zachować spokój.

– Śniło mi się, że staram się chronić narybek przed drapieżnikami, ale na końcu i tak nas wszystkich zjedli. Potem Tenebrae, nasz Jitong wspomniał, że z nieznanego powodu nagle zniszczyły się kryształy w Kryształowni. Przed chwilą razem z nim odwiedziłam Szamanów i oni też stwierdzili, że zauważyli coś nietypowego, ale stwierdzili, że to nic takiego. Chciałam się dopytać jeszcze ciebie, co o tym myślisz. Martwię się o ławicę i chciałabym być przygotowana, jakby coś się zadziało.

– Ta, jakby można było się przygotować na nieoczekiwane. I do ciebie nie dotarło, że świat cię ostrzega? Nie zauważyłaś tego?

– Właśnie zauważyłam, dlatego przyszłam...

– I głupio zrobiłaś, że przyszłaś! Idiotka! – zaśmiał się Pustelnik, co Ferkę całkowicie zbiło z toru. Co się, do licha, dzieje? Dlaczego ten karp się śmieje i ją tak bardzo wprost obraża. – Idiotka, nie umie słuchać wszechświata. – Łypnął na nią zamglonym okiem. – Bardzo dobrze, lubię takie. Mniej mózgu do wyciągania.

– Co?

W tym momencie Tvef rzucił się na nią, w płetwie trzymając swój niesławny hak na kiju. Celował w nią. W jej serce. W głowię. Chciał ją zabić, widać to było w jego szalonych oczach. No tak, przecież koi również są drapieżnikami.

– Tene... – nie zdążyła wykrzyknąć imienia Jitonga w wołaniu o pomoc, kiedy wielki karp uderzył ją płetwą ogonową, odpychając na ścianę pnia. Samica straciła przytomność.

<Tenebrae?>

17 listopada 2021

Od Irysahyty - "Czysty przypadek i tyle"

Czy Irysahyta planował dołączyć do ławicy? Nie. Nigdy mu się nawet nie śniło, że będzie częścią jakiegoś dużego społeczeństwa. Zawsze był odłamkiem, odcięty od więzów, jakie łączyły inne ryby. Przyszło mu żyć w odosobnieniu i choć w papierach był zawsze częścią tego ugrupowania, w rzeczywistości nic nie znaczył dla tutejszych koi. Ot, był sobie, może kumplował się z niektórymi, ale tak ogólnie to trzymał tylko ze sobą.

Teraz, musicie zrozumieć, że nie było to z potrzeby izolacji od innych czy niechęci karpi do tego pasiastego osobnika. Irysahyta nie był nielubiany. Właściwie zupełnie na odwrót, wiele osób machnęło do niego płetwą gdy widzieli go gdzieś na polanie, dzieciaki chętnie dawały się wciągnąć w jakieś zabawy, a powabne damy uśmiechały się uroczo, starając się przyciągnąć do siebie tego konkretnego samca. Irysahyta był w pełni częścią ławicy, już od wyklucia i był zdecydowanie bardzo lubiany.

Problem był w tym, że nie miał roboty. Nie był nawet bezrobotny. Po prostu nie miał pracy w innym, o wiele bardziej skomplikowanym znaczeniu. I to sprawiało, że jednocześnie był i nie był członkiem grupy.

Lepiej wytłumaczyć może to fakt, że ten konkretny karp był częścią bractwa, które wierzyło w brak przynależności do czegokolwiek. Nawet sami siebie nie nazywali bractwem, a po prostu zebraniem osobników o tych samych poglądach, całkiem przypadkowym i po prostu spotykającym się ze sobą regularnie. Nie przynależeli nigdzie, a jednocześnie zmuszeni byli się określać. I Irysahytowi to naprawdę nie przeszkadzało, lubił tą nieprzynależność, ten brak zobowiązania. Alfa tego nie kwestionowała, ryby tego nie kwestionowały, to po co drążyć temat? Był zadowolony ze swojego obecnego życia. Nawet często pomagał rybom, które nie były w stanie wykonać jakiegoś zadania samodzielnie i właśnie w ten sposób się utrzymywał. Można powiedzieć, że był freelancerem, zarabiającym na pomaganiu w obowiązkach.

Zmieniło się to gdy bractwo Skrzydła wreszcie się rozpadło. Przywódca i pomysłodawca umarł ze starości i jakoś nikt nie był skory, by zająć jego miejsce. A tacy byli zachwyceni! Tak było wspaniale, gdy bractwo istniało! Zawsze będą podążać tą ścieżką, choćby ławica miała ich za to pogonić!

A tu bam. Nie ma przywódcy, nie ma organizatora spotkań, który przypominałby zasady ich wierzeń. I choć Irysahyta był całkiem chętny do zajęcia tego stanowiska, jego absolutny brak zdolności przywódczych kompletnie go pohamował. Nie było szans, żeby był w stanie prowadzić dalej ten cyrk. Nikt by go po prostu nie słuchał. Więc bractwo Skrzydła musiało naturalnie się rozpaść.

I teraz, jak już nie było zasad, nie było robaczka, za którym można było swobodnie płynąć, każdy członek bractwa, w tym Irysahyta, musiał znaleźć sobie zajęcie. Takie poważne, pozwalające żyć. I musiał stać się na powrót pełnym członkiem społeczeństwa, bo nikt nie stanie w obronie biednych, niezależnych rybek, by przekonywać alfę, że to losowe ugrupowanie powinno być traktowane jak bractwo, bo kilka rybek wyznaje dokładnie to samo przekonanie. Teraz każdy mógł naskarżyć na te karpie, że się lenią i nic nie robią. Że są bezużyteczne. A bezużyteczne koi nie powinny dostawać jedzenia.

Irysahyta rozumiał tą zależność i gdy tylko skończyły mu się zapasy, od razu wyruszył na poszukiwanie pracy. Nie miał wielkiego wyboru, miał tylko wykształcenie podstawowe, ale to i tak mu wystarczyło. Może akurat przypadkiem znajdzie jakąś pracę, która będzie dla niego.

Na szczęście los lubił tworzyć własne przypadki i przypadkiem Irysahyta miał znajomego, który pracował jako sprzątacz. Sprzątacz nie był jakąś dumną kwalifikacją, ale jeśli ktoś lubił spędzać czas w grupie — tak jak Irysahyta — i miał mnóstwo czasu na płetwach, z którym nie miał co zrobić — tak jak Irysahyta – no i chciał się wyluzować podczas pracy — dokładnie tak jak Irysahyta — to była to całkiem spoko opcja. A znajomy akurat nie znosił pracować za dużo i do tego samemu, co było dodatkowym pozytywnym przypadkiem.

– Wiesz, Irek. Gdybyśmy pracowali razem. Gdybyśmy pracowali razem, moglibyśmy pracować mniej. Bo wiesz, jak masz dużo roboty, a podzielisz ją na pół, to tej roboty jest mniej. I wtedy moglibyśmy siedzieć sobie razem pod jakimś kamieniem i dyskutować, i zajadać robaki. Ja bym miał lżej, ty byś miał zajęcie. No powiedz, czy nie byłoby lepiej?

Irek się zgadzał, byłoby lepiej. Ta jedna wypowiedź całkowicie go przekonała do zostania sprzątaczem, co było śmieszne, bo była całkowicie przypadkowa. Ale właśnie dlatego pasiasty koi lubił przypadki. Bo one lubiły jego i często wspierały go w codziennym życiu. Było to całkiem przyjemne, wiedzieć, że los jest twoim przyjacielem. Dlatego z niesamowitą pewnością siebie Irysahyta wkroczył w nowy rozdział własnego życia, rozdział przynależności i porządnej pracy.

<Koniec>

Powitajmy Irysahytę!

Powitajmy nowego samca w ławicy - Irysahytę!

Bardzo otwarty i niezwykle giętki Irysahyta stał się nowym członkiem, obierając przy okazji robotę sprzątacza!

Zapraszam do przeczytania pełnego formularza: =KLIK!=

16 listopada 2021

Od Brae'a CD. Akhifer - "Trochę spokoju, za dużo zmartwień" cz.3

– Oh, nic szczególnego – cicho burknął. – Coś cię zje.

Całe szczęście, że Akhifer tego nie usłyszała (a przynajmniej nie dała po sobie tego poznać) wciąż miarowo uderzając ogonem o wodę. Brae złapał z nią kontakt wzrokowy, próbując przypomnieć sobie, co właściwie uczyli go na wychowaniu rozszerzonym. Zapamiętał jedynie odróżnianie poszczególnych śmie-

Dobra, to pamiętał z podstawowego. Widoczne trzeba było słuchać i nie kręcić się gdzieś koło Mrocznej Puszczy. Tak, to mogłoby mu wyjść na dobre, chociaż podejście samego Jitonga w tej sprawie było proste: Jitondzy uczyć się nie muszą, gdyż to, co robią, wymaga po prostu intuicji i pewnej inteligencji. 

Czyli już wiemy, czemu Tenebrae nie szło w tej pracy.

– Dobra – O dziwo, Brae postanowił włożyć trochę życia w tą sprawę. Może to było spowodowane urokiem osobistym samicy, ale patrząc na orientację potencjalnego partnera (i stanowisko jakim jest Alfa) to raczej wątpliwe. – Na razie kilka rzeczowych pytań. Muszę sprawdzić twoją trzeźwość i czy sobie tego nie wymyśliłaś.

– Skoro musisz – Alfa potaknęła głową, podpływając kawałek bliżej. 

– Czy zjadłaś coś dziwnego, obcego pochodzenia? Naćpałaś się wodorostami?

– Nie! – zdziwiona odpaliła.

– Jesteś pewna, że nie uległaś niczyjej manipulacji?

– A co to ma do snu? – spytała zdziwiona. 

– Masz partnera? – zignorował ją.

– Ee… 

– Przechodzimy do części praktycznej. 

Tenebrae popchnął kamień w stronę Akhifer, a ta się odsunęła. Jej wyraz twarzy doskonale pokazywał, co sądzi o takim teście. Pysk jej rozmówcy wyrażał natomiast skrajne zainteresowanie omawianym tematem. 

– Jesteś pewny, że to ty nie potrzebujesz paru rzeczowych pytań? – lekko poirytowana zapytała. Pewnie na końcu pyska miała Wylatujesz z tej roboty.

– Tylko wodorostów – skomentował Brae, przebierając w kamieniach. Trudno stwierdzić, czy mówił na poważnie, czy był to tylko żart. Aczkolwiek patrząc na normalność Jitonga raczej prawda. Zaraz kontynuował: 

– Uważam, że to oznacza małe kłopo-

– Ależ bystry – cicho powiedziała Alfa. 

– Nie przeszkadzaj sobie. – Odparł z niesmakiem. – Co ty na to, aby porozmawiać z duszkami kwiatowymi?

Akhifer popatrzyła się na niego osłupiała, co po chwili przemieniło się w chłodną irytację. Raczej nie przepadała za docinkami idącymi w stronę jej poddanych, bo wątpliwe, aby Szamani byli zadowoleni z tytułu, jakim obdarzył ich Brae. Pewnie już nie mogła doczekać się skarg, które do niej przyjdą.  

– Mógłbyś…

– Nie – żywo odpowiedział Jitong, który domyślił się dalszej treści wypowiedzi Alfy. – A jak z nimi porozmawiasz, to możesz sobie to wszystko zinterpretować, jak tylko chcesz, i…

– Słuchaj – tym razem to samica mu przerwała, stając w łeb w łeb z Tenebrae. – Przestań zachowywać się jakbyś miał plankton zamiast mózgu. Każdy ma jakąś pracę, a ty mógłbyś zacząć szanować zarówno swoje stanowisko, jak i stanowisko innych, bo wiedz, że mogę cię z niego strącić – jej poziom zdenerwowania ewidentnie przekroczył normę. – Idziesz ze mną, czy tego chcesz czy nie. Jesteś Jitongiem z jakiegoś powodu, a teraz wykonasz swoje zadanie. 

Chociaż Tenebrae nie odpowiedział, to popłynął za Alfą; i tak towarzyszył jej przez całą drogę do siedliska Szamanów (a, mówiąc szczerze, była ona dość krótka), którzy zafrasowani czymś nieznanym przybyszom krzątali się dookoła. Dwójka ryb miała niepowtarzalną okazję trafić na kogoś na tyle rozumnego, aby Brae nie mógł znaleźć mu niczego do zarzucenia, a w rezultacie pływać cicho. 

– Dzieje się coś dziwnego – odparł samiec, który przedstawił się jako Verste. – Na początku nie zwróciłem na to uwagi, ale powtarzało się to wciąż i wciąż, przez co…

Być może ta chwila ciszy, w której Jitong się znajdował go zdenerwowała, ale większe prawdopodobieństwo było, iż sprawił to nieznajomy. Jego pełne szacunku przywitanie Alfy już zirytowało Tenebrae, który nie chciał ów podejścia zaakceptować, ale zdecydowanie zbyt długi (jak na jego zdanie) wstęp był dla niego przegięciem. Generalnie Brae w tej chwili przestał mieć dobry humor – o ile miał go kiedykolwiek.

Ale nadal milczał.

– … Zwróciłem na to uwagę. Ale naprawdę nie wiem, czy to ważne…

Czy on nie może wreszcie się wysłowić?

– … Ale skoro szanowna Alfa chce o tym wiedzieć, to oczywiście, powiem. Stało się tak, że…

Lepiej nie ujmujmy w zdanie myśli Braego. 

– … W pobliżu zaczęło roić się od dziwnych dźwięków i cichych szeptów, a woda delikatnie migotała, aż w końcu wczoraj stała się czarna. Lekko przeźroczysta, pełna ciemnych smug, a o niczym podobnym żaden z Duchów nie wspominał; zresztą, nie pytałem. Od tego momentu nie wydarzyło się nic dziwnego, a ja sam zastanawiałem się, czy mam coś z tym zrobić lub komuś zgłosić. Skoro jednak już nic się nie dzieje, to sprawa jest chyba zakończona?

Jitong zwrócił swoją uwagę na Alfę, zaciekawiony, co ta ma do powiedzenia. Sam karp zaczął zastanawiać się, czy aby to wszystko nie dotyczy czyjegoś prywatnego życia, bo szczerze wątpił, by zapowiadało się coś dużego. Być może jednak to on był przyzwyczajony do spokojnego obrotu spraw – a zdawał on sobie z tego doskonale sprawę. 

<Akhifer?>

15 listopada 2021

Od Akhifer - "Błagam, nawet alfa miewa dość" #3

Udało się. Dostała jeden dzień wolnego wśród nieskończonych dni roboty i harowania jak pstrąg wiosną. Postawiła jakiegoś znanego, ogarniętego koi na swoim miejscu, by panował nad całym bajzlem podczas jej nieobecności. A ona sama? Popłynęła w dal. Do jakiejś pierwszej lepszej dziury, gdzie nikt by jej nie przeszkadzał w od dawna wyczekiwanym odpoczynku. To była szansa na zyskanie odrobiny spokoju. Choćby odrobiny. Oby się udało.

Początek "wakacji" był faktycznie całkiem przyjemny. Żaden karp nie przypłynął się poskarżyć, woda nie falowała od setek machnięć ogonem. Wszystko było spokojnie i powolne. Wielu właśnie tak wyobraża sobie wakacje idealne. Po prostu święty spokój.

Nora, którą znalazła sobie Akhifer, była zadziwiająco bardzo przytulna. Wejście zarastała zielonna, wodna roślinność, odcinając od niespokojnego świata na zewnątrz. Roślinność ta falowała tylko gdy samica przepływała obok lub gdy jakieś inne, mały ryby, niespokrewnione z karpiami, goniły się na zewnątrz. Do środka nory przedostawało się zielonkawe światło, migające wraz z ruchem wody, które nadawało temu schronieniu poniekąd bajkowego wyglądu, szczególnie gdy metalowe ludzkie błyskotki trafiły w promień słońca, doświetlając dodatkowo miejsce własnym blaskiem. W środku również nie brakowało roślinności, kamienie i podłoże porastały mięciutkie algi, od góry zwisały korzenie, o które można było się poocierać, by pozbyć się nieprzyjemnego swędzenia. Do ścian Ferka poprzyczepiała pierzaste rośliny, które sama osobiście nazywała wodnymi krzakami, bo zazwyczaj były wysokie i gęste, i chował się w nich narybek. A w tym wypadku stanowiły świetną ozdobę dla wakacyjnej norki. A przynajmniej tak uważała koi.

Jej ulubionym miejscem w norce była zdecydowanie wnęka z wąskim wejściem. We wnęce tej mieściła się tylko ona, posłanie z alg i kilka muszelek do dekoracji, a i tak wtedy robiło się ciasno. I to było fajne. Było coś przyjemnego w tym ciasnym pomieszczeniu, jakie Akhifer miała tylko dla siebie. Coś... bezpiecznego.

Biedna, zadowolona z życia Akhifer nie miała pojęcia o wrednym żarcie, jaki zgotował dla niej los. Zakamuflowana w norze, odkładała to, co nieuniknione. A im dłużej odpycha się burzę, tym jest ona potężniejsza, gdy wreszcie trafia, wściekła, że zatrzymano jej tor lotu.

<CDN>

1 listopada 2021

Podsumowanie października


Przyjaciele!

Pewnie zauważyliście, że nagle skończył się nam październik. Niestety, z przykrością stwierdzam, że ten miesiąc wypadł tragicznie; na pewno Wy też to zauważyliście. Nie można zaprzeczyć, dwa opowiadania na cały miesiąc to naprawdę niewiele w porównaniu do poprzednich, ale no cóż, może się to jeszcze zmieni na lepsze. To pierwszy miesiąc z takim wypadkiem, a Koi Paradise to jednak młody blog.

Uwaga! Pojawił się nowy rozdział regulaminu w O Koi Paradise dotyczący nieobecności! Proszę się zapoznać!

Ilość słów

  1. Akhifer jako jedyna, napisała 689 słów w dwóch opowiadaniach.

Nie ma co tu pisać, ale za to pojawia się nowy punkt podsumowania:

Nieobecności

  1. Feliks zgłosił nieobecność.
  2. Tenebrae nie napisał żadnego opowiadania. Jeśli się to powtórzy, trafi do Zagrożonych.
  3. Romelle nie napisała żadnego opowiadania. Jeśli się to powtórzy, trafi do Zagrożonych.

Bonusy

Mistrzem Miesiąca, którego wybrało 6 osób, została Akhifer. W całości głosów było 9. Pamiętajcie, że na ten moment szykują się już dwa wydarzenia, a ich pojawienie się na blogu zależne jest od ilości i aktywności rybek!

W taki szybki sposób doszliśmy do końca opowiadania. Dziękuję za jego przeczytanie i mam nadzieję, że osoby, których imiona zostały pogrubione w Nieobecnościach, dadzą radę to nadrobić bądź chociaż zgłoszą nieobecność. Życzę Wam wszystkim miłego listopada i do zobaczenia w grudniu (szykujcie się ;D)!

~ Akhifer