28 lutego 2022

Od Romelle - "Ścieżka Mistrza" cz.1

– O to chodzi?

– Nie. To ramienica.

– Więc może to?

– To natomiast wywłócznik.

– Chyba zn...

– Nie. 
Samiec ze zrezygnowaniem wypuścił z płetw seledynowe liście, pozwalając im spokojnie opaść na dno. Ile by dał aby móc choć na krótką chwilą zamienić się w jakąś skromną listownicę, skrętnicę czy inny wodorost, może wówczas zyskałby trochę asertywności i przestałby zgadzać się na wszystko, o co poproszą go inni. Obserwując nieustannie ciemniejącą pokrywę zbiornika zaczął poważnie zastanawiać się jak doszło do tego, że nie potrafiąc odróżnić małża od kamienia, spędzał właśnie kolejną godzinę na towarzyszeniu swojej siostrze w poszukiwaniu jakichś tylko jej znanych medykamentów.

– Czego my właściwie szukamy?

– Powtarzałam to już z dobre pięć razy, czy ty mnie w ogóle słuchasz?

– Tak – stwierdził natychmiast po czym zaskoczony swoją stanowczością skierował swój wzrok z powrotem na piaszczyste podłoże – Może? No dobra nie bardzo, ale staram się. Widocznie bycie żywym zielnikiem nie jest mi przeznaczone. Poza tym, czy nie łatwiej byłoby zagadać do jakiegoś ogrodnika? Opiekowanie się tymi wszystkimi liśćmi to ich zajęcie.

Głos brązowookiej wyraźnie złagodniał.

– Nawet oni nie znają położenia każdego znajdującego się tu gatunku. Zbiornik jest ogromny, w samej Zielonej Jaskini można znaleźć kilkadziesiąt rodzajów glonów, nieważne jak wykształcony, żaden normalny Koi ich nie spamięta, a to tylko jedna z poszczególnych grup podwodnych roślin. Dodatkowo spośród nich musimy wyróżnić brunatnice, krasnorosty, makrofity... hej, jesteś tam jeszcze?

– Zatrzymałem się na glonach.

Samica, dotychczas sunąca przed nim, zatrzymała się i skierowała swój wzrok prosto w srebrne tęczówki Luke'a. Czasami naprawdę żałowała, że nie posiada powiek, strun głosowych, ani nawet w pełni funkcjonalnych gałek ocznych podobnych do tych należących do ludzi. Będąc ich właścicielem mogłaby do woli wzdychać i przewracać ślepiami, wyrażając swoją irytację w sposób mniej dosadny niż głośne stwierdzenie, że jej rozmówca ma kawior zamiast mózgu. O losie, dlaczego pozbawiłeś karpi akurat tej części ciała?

– Widlik zaostrzony. Szukamy widlika zaostrzonego. Nieduży w porównaniu do innych makroglon, rozwidlająca się wielokrotnie plecha zaostrzona przy szczytach, czarno lub czerwonobrązowy kolor, w skrócie cienkie i ciemne.

– Czy to musi być akurat on? To coś wygląda całkiem podobnie – wskazał płetwą na znajdującą się nieopodal nitkowaną roślinę o malachitowej barwie – Cienkie, ciemne...

– Trujące.

– Trujące?

– To Anabaena, sinica, która potrafi wydzielać toksyny wchłaniane do organizmu przez skrzela – karp, dotychczas nie przekonany jej słowami, gwałtownie się zatrzymał – naprawdę silnie trujące.

Może było to niewielkie wyolbrzymienie, nawet tego typu glony w odpowiednich ilościach potrafiły być pożyteczne, jednak widok szarookiego próbującego zachować spokój, jednocześnie unosząc się zaledwie kilka centymetrów nad bakterią napełniaj ją wyjątkowo sadystyczną radością.

– I pomyśleć, że takie coś tak po prostu sobie tutaj rośnie – wymamrotał tylko i od tamtej pory trzymał się blisko Romelle.

– Wydawało mi się, że o takich rzeczach wie się już jako narybek.

– Pewnie tak, ale od tego czasu minęła kupa lat! Już teraz czuję w ościach jak mnie ubywa, jeszcze trochę, a trzeba będzie szykować testament.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że testament poza pożegnaniem zawiera głównie podział spadku?
Luke przybrał fałszywie oskarżycielski ton.

– Czy ty w tym momencie podważasz istnienie mojego przyszłego mienia, które bezapelacyjnie zapewnią mi moje wszechstronne umiejętności?

– Wszechstronne umiejętności... a więc tak teraz mówią na bezrobotność.

– Gdybym chciał mógłbym rządzić w każdym zawodzie. Problem w tym, że żaden z nich mi nie odpowiada. Szukam czegoś twórczego, nieszablonowego, co pozwoliłoby mi rozwinąć skrzydła, nie zamierzam zostać kolejnym z tych snujących się po Zbiorniku karpi, których jedynym zajęciem jest tłumaczenie losowo spotkanym mieszkańcom jak praca zniszczyła im życie i jak doszło do tego, że pasierb ich ciotki od strony ojca ukradł im pole.

– Brak Ci silnych wrażeń? Idź do wojska, albo na medycynę.

– Wojsko brzmi strasznie poważnie, a wizja dzielenia z tobą jednej klasyfikacji – ogon koi zaczął szybciej się unosić – sama myśl o tym sprawia, że dostaję dreszczy.

– I o tym mówię. Cierpię na brak ryb, które rozumiałyby moje problemy.

Fakt faktem były to słowa wypowiedziane jedynie w celu podtrzymania rzuconego tematu, jednak znajdowały one pokrycie w rzeczywistości. Mimo krótszych i dłuższych znajomości, mimo wsparcia jakie okazywali jej nie rzadko członkowie rodziny, jeśli chodziło o jej życie zawodowe była sama. Płynąc wśród pozostałych karpi, rozmawiając z nimi, samotność wręcz ją przytłaczała, co biorąc pod uwagę jej introwertyczną naturę, dodatkowo ją gnębiło. Nigdy nie narzekała na brak towarzystwa, ale też nigdy go nie oczekiwała, nie rozumiała więc dlaczego tak bardzo brakowało jej bliskości osób, które być może również przeżywałyby to wszystko tak intensywnie jak ona. Możliwe, że stała za tym potrzeba przekonania się na własnej skórze, że to co czuje jest zjawiskiem całkowicie normalnym i nie zamienia się w niebezpieczną obsesję. Albo po prostu nagle zatęskniła do okresu swojego dzieciństwa, w którym bądź co bądź niezależność nie była od niej tak bardzo wymagana. Zawsze mogła spytać o coś starszyznę nie bojąc się, że ktoś może uznać jej pytania za oczywiste i głupie, posiadała mentora, z którym mogła porozmawiać na wszelakie tematy nie musząc martwić się o to, czy zrozumie nazwy poszczególnych terminów i przebieg zabiegów. Żal jej było czasów, w których to ona sprawowała rolę ucznia, a które miały już nigdy nie powrócić. W oczach Romelle pojawiła się ledwo zauważalna iskra.

Nauczyciel

Jeszcze przed rozpoczęciem nauki w klasie rozszerzonej snuła przeróżne teorie na temat swojego przyszłego edukatora. Najczęściej wyobrażała go sobie jako potężnego staruszka z długimi wąsami, bujną brodą, przenikliwymi ślepiami i samurajskim mieczem wetkniętym za pas. Cóż w gruncie rzeczy Koi ten nie był ani starcem, ani nawet samcem, nie wspominając o wyżej wymienionych cechach, jednak mimo początkowego rozczarowania, owej samicy udało się na stałe zachować w jej pamięci.

Belleza – bo takie było jej imię – stanowiła idealny przykład równowagi pomiędzy stanowczością, a łagodnością.Czas spędzony z nią nie tylko dostarczał jej wiedzę, ale też zwyczajną przyjemność. Lekcje, które organizowała zawsze niemiłosiernie ją ciekawiły, zachwycała się jej inteligencją, a z każdym nowym dniem na jej widok w małym rybim sercu uczennicy gościła radość, uczucie, którego nigdy później nie czuła, będąc lekarzem na własną płetwę. Ale w końcu kto widział Medyka szczerzącego się podczas tamowania czyjegoś krwawienia? Wracając do mentorki, niebieskooka stała się prędko autorytetem Romy, a przynajmniej było tak dopóki nie odeszła. Właściwie jest to niezbyt trafne określenie, ponieważ wskazywałoby na śmierć Bellezy, a ta nie została nigdy potwierdzona. Ryba po prostu zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu, zapadła pod ziemię, nie zostawiła po sobie żadnego śladu, nie napisała żadnego pożegnania, jakby nigdy nie istniała. Jedynym świadectwem jej egzystencji była trójka karpi w średnim wieku podająca się za jej rodzinę. Nawet jeśli fałszywa, byłaby to oznaka, że z głową karpicy wszystko było w porządku i niczego sobie nie wymyśliła.

Karpica stanęła w miejscu, pozwalając by liście listownicy łaskotały ją w podbrzusze.

Chorobliwie potrzebowała przewodnika, guru, mistrza, kogoś kto zaburzyłby rytm jej codzienności, pozwoliłby jej czerpać ze swojego źródła wiedzy, wypełniłby swoją obecnością pustkę, którą w sobie pielęgnowała. To jest to!

– Związek Zawodowy Zdesperowanych Medyków – jej myśl przerwał głos brata. Z poczuciem zażenowania zorientowała się, że całkowicie odpłynęła.

– Hę?

– W skrócie ZZZM. Wyprawy szturmowe po zioła w każdy piątek. No, nazwę sekty i główną atrakcję już masz, wystarczy zebrać czło.. Czy to była Jiruchi? 

Nie minęła nawet chwila gdy po srebrnej postaci samca zostały jedynie bąbelki, które z resztą zniknęły równie szybko co on, pozostawiając Romelle w osłupieniu. Chcąc zawrócić w stronę swojej nory kątem oka zauważyła ciemne nitki wystające z dna w centralnym punkcie Kanionu. Spędziła dobre kilka godzin na przeczesywaniu Zielonej Jaskini podczas gdy ta przeklęta imitacja liścia jak gdyby nigdy nic rosła sobie na widoku zapewne naśmiewając się z jej poszukiwań. Miała ochotę siarczyście przekląć, ale powstrzymała ją od tego bliska obecność narybku. Zamiast tego zabijała wzrokiem Ryuu winną roślinkę, bluźniąc po cichu na każdego osobnika tegoż gatunku i nie zwracając uwagi na parę szmaragdowych oczu, która już od dłuższego czasu z zainteresowaniem ją obserwowała. 

Może gdyby bardziej skupiła się na swoim celu, nie zwracała uwagi na te wszystkie rozpraszające obiekty wokół wszystko poszłoby znacznie sprawniej, gdyby tylko posiadała...

Z jej pyszczka wydobył się cichy jęk. 

Powieki. Jak ona chciałaby je mieć.

<CDN>

Od Leona „Dorosłość nie bierze jeńców cz.2 – Ryby też spadają”

Kojarzycie te świetne rybki, wręcz idealne, o śnieżnobiałym uśmiechu, wysportowane, którego niczego się nie boją, mające taką charyzmę, że jedynie można ich nienawidzić przez ich perfekcję? Te rybki, które maja wiele fanów, są oblegane przez wielu przyjaciół, nie mają problemów rodzinnych i wydawać się mogło, że urodzili się w czepku, bo ich każda brzydka małża dawała im perłę? Też je znam i mogę uciąć sobie lewą płetwą (lewą, bo jestem prawopłetwy), że syn farmera, Newt, był totalnym przeciwieństwem. Gdyby Elce zawrócił w głowie jakiś prawdziwy przystojniak, opisany przeze mnie na początku, to jeszcze bym się nie zdziwił, ale jej serce powędrowało do Newta – marnej rybki, bojącej się nawet pykania bąbelków, która się jąkała i nie potrafiła utrzymać większości znajomości przez swoją nieśmiałość i strach, które blokowały wszelkiego rodzaju spotkania towarzyskie. Był on karasiem o zaniedbanych łuskach, ponieważ większość czasu spędzał przy konikach morskich i chociaż mogłoby się wydawać, że dzięki pracy na farmie jest chociaż dobrze zbudowany, to los najwidoczniej go pokarał, dając mu chudziutkie ciałko i krótkie płetewki. Takie rybki jak on nazywa się ‘przegrywami’ i miało to sens, nie widziałem nikogo tak pechowego jak on. Jeśli miałaby istnieć jedyna możliwość spadnięcia któremuś z nas na głowę chmury, to on by został zmiażdżony przez całe niebo. Akurat w tym przypadku troszeczkę mu współczułem, ale przez to, że wmieszał się w nasze otoczenia, to współczucie szybko zanikło. 

Ogólnie rzecz biorąc, rybka o imieniu Newt istniała – i tylko tyle wiedzieliśmy, do czasu, aż przypadkiem spadł na Elkę z nieba (tak naprawdę, to jeden z koników morskich go kopnął, przez co poleciał kawałek na drugą stronę i akurat tam musieliśmy my stać). Niech ktoś mi powie, jakim cudem mógł akurat wylądować przy nas? A raczej na nas? (Raczej na Elce, ale my się razem utożsamialiśmy) Prawie tak, jakby jakiś znudzony koleś, piszący dla nas scenariusz życia, upił się i wpadł na cudowny pomysł, który musiał zrealizować.

Podniosłem go do góry za płetwę grzbietową, aby Elka mogła wstać. Newt natychmiast zaczął się tłumaczyć i przepraszać, a samica podsumowała to tylko śmiechem. Zawtórowałem jej, nie wiedząc jeszcze, jak to się wszystko potoczy. Syn farmera w ramach przeprosin chciał ją gdzieś zabrać – i to był już dla mnie znak. Odpowiedziałem za nią, że się zastanowi i łapiąc ją za płetwę, odciągnąłem od tego biednego karasia. Samica pożegnała się z nim machając mu płetwą, po czym sama podpłynęła do dzieciaków. Po skończonym występie zabraliśmy je z powrotem do domu. 

- Nad czym się tak zastanawiasz? – zapytałem ją w drodze, widząc, że nie reaguje na moją opowieść. 

- Hm? – zerknęła na mnie.

- Jeśli się zastanawiasz, czy lepiej wyglądasz w perłach czy muszelkach, to ci powiem, że w tych drugich. Te pierwsze noszą stare karasie, aby blask biżuterii odciągnął uwagę od ich zmarszczek – samica się zaśmiała i pokiwała głową.

- Myślę o tym zaproszeniu…

- Od Newta? – zdziwiłem się. – No chyba nie masz zamiaru iść. Widziałaś jego czarne płetwy? Nie wiadomo, gdzie je wsadzał – popatrzyła na mnie i zmierzyła mnie wzrokiem.

- Czarne płetwy?

- Ja to jestem zadbany – broniłem się. 

- I bez kultury – przewróciłem oczami. – Pójdę jutro do niego.

- Serio? 

- Tak, trochę mi go szkoda – westchnąłem. Jeśli Elka podjęła jakaś decyzję, nawet ja nie potrafiłem jej zmienić.

- Ale idę z tobą – podjąłem decyzję, a ona się zaśmiała.

- Po co?

- A jeśli cię jakiś koń staranuje? Albo zaatakuje pirania? On ma takiego pecha, że was zaatakować mogą nawet jeżowce! – oboje wybuchnęliśmy śmiechem, co zapoczątkowało strojenie sobie żartów z biednego syna farmera. To był jeden z powodów, dla którego nie brałem go za „wroga” – był dla nas obiektem żartów. Niestety gdy mieliśmy się już rozstać, Elka zaproponowała, że sama do niego pójdzie.

- Dlaczego? Nie zostawię cię!

- Temu, że on jest nieśmiały, a ty go jeszcze w depresję wprowadzisz - prychnąłem.

- Bez przesady. Tylko jedna rybka przeze mnie wylądowała w szpitalu.

- Jedna, która chciała cię pozwać, a reszta?

- Na resztę nie ma dowodów - mruknąłem.

- Może Newt nie jest tu jedyną pechowa rybą - zaśmiała się, a ja walnałem ją w łeb. Elka mi oddała i po kilku szturchnięciach zaczęliśmy się tarzać po ziemi. Kiedy samica mnie przyniotła do ziemi i zaczęła dusić, poddałem się.

- Dobra, nie idę z tobą - wydusiłem ostatnim wdechem, więc mnie puściła.

- Dobry z ciebie przyjaciel - przytuliła mnie na zgodę.

Wiedziałem jednak, że samej jej nie puszczę. Nie było takiej możliwości. Musiałem ją śledzić.

<CDN>

17 lutego 2022

Spontaniczny Konkurs Memiczny cz.3

Konkurs Memiczny cz.3 - wyniki

A więc, stało się! Głosowanie zostało zakończone i pozostało wyłonić zwycięzcę, a także przedstawić, czyje memy do kogo należały. No i najważniejsze: oficjalnie otworzyć naszą rybkową galerię memów. Ale zacznijmy od tego, co najważniejsze, czyli od zwycięskiego mema. Kto otrzymał zacny tytuł Memistrza jako wybraniec ławicy?

🎖 Feliks! 🎖

Feliks otrzymał 2 głosy i został wybrany przez bota, tym samym zostając zwycięzcą! Jako dodatkowa nagroda może sam wylosować swój przedmiot ze sklepu za pomocą bota na Discordzie - w tej sprawie należy skontaktować się z administracją z informacją, że jest takie życzenie oraz z prośbą o formułkę losującą.

A oto spis twórców memów według numerków w części 2 konkursu:

  • Akhifer - 7 i 13
  • Tenebrae - 1, 2 i 12
  • Feliks - 3, 8, 9 i 10
  • Romelle - 4, 5, 6 i 11

Gdzie znajdują się te memy, pomijając pozostający na stałe post o konkursie? W naszej galerii memów Koi Paradise, oczywiście! Będą też się tam pojawiać wszelakie inne memy dotyczące naszego bloga czy społeczności. Stały dostęp do tej strony znajduje się na pasku bocznym w formie przycisku, z pewnością znajdziecie.

Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w tym konkursie, czy wysyłając swoje memy, czy też tylko głosując. Razem tworzymy nowe historie i nawet taki prosty, spontaniczny konkurs, może być przez nas w przyszłości miło wspominany. I z pewnością nie jest to jedyny konkurs, jaki odbędzie się na Koi Paradise.

Uściski, kochani!
~ Akhifer

16 lutego 2022

Od Akhifer CD. Feliksa - "Wszyscy kochają Akhifer" cz.3

Choć jak raz Ryuu dał, Akhifer mogła sobie nieco odpocząć od obowiązków. Nic się na obecną chwilę nie działo w Zbiorniku, wszystko toczyło się swoim tempem i swoim torem, nie wymagając ciągłego doglądania i poprawiania. Takie dni były wyjątkowo przyjemne, nawet jeśli ta przyjemność trwała tylko parę godzin. Mając takie stanowisko jak alfa, Ferka musiała cieszyć się każdą najmniejszą chwilą wolności - i można być pewnym, że robiła to z zawziętością polującego szczupaka. Pływała sobie bez jakiegokolwiek pośpiechu, unikała niby przypadkiem innych karpi, a przy okazji oglądała sobie, co też ciekawego wydarzyło się przez ten czas w zbiorniku. Tu się rozrosły rośliny, tam pojawiły się nowe schroniska dla bezdomnych ryb. Czy w tym miejscu zawsze był ten park? Chyba nie. Na pewno nie. Że też tak rzadko wychodziła na zewnątrz... Nawet chętnie by sobie z kimś porozmawiała, ale nie zamierzała do kogokolwiek się zbliżaj na dłużej niż jedną sekundę. Powód tego zachowania był banalnie, zadziwiająco prosty, jednak nie każdy potrafił do niego tak prosto dojść, więc może warto wypowiedzieć go na głos. Akhifer dobrze wiedziała, że prawie wszystkie karpie, jakie spotka, ominą temat o pogodzie oraz zmianach w sąsiedztwie i przejdą od razu do spraw alfy. Bo nie rozumieją, dlaczego alfa wzięła sobie wolne, skoro jest tyle roboty w Zbiorniku. Ale jak oni sobie biorą wolne, bo brzydzą się podnoszenia śmieci z piasku, to nikt im tego nie wypomina!

Biorąc pod uwagę taki scenariusz i ogólną niechęć do wszystkiego Ferki można z łatwością zrozumieć, czemu nie chciała w tak piękny dzień widywać się z innymi koi, choć jak raz Ryuu dał mogła sobie na to pozwolić, nie myśląc o pracy. Bo nawet jeśli ona o pracy nie myślała, oni ją do takiego myślenia zmuszą, a kto chciałby myśleć o czymś znienawidzonym w wolnym dniu? To wolny dzień! Dzień wolny od zmartwień i obowiązków.

Tylko nie wolny od losowych kłótni i sprzeczek, które tak łatwo pojawiają w ławicy, wyrastając jak glony po pierwszych upałach. Jak na złość jedna z takich sprzeczek odbywała się akurat w miejscu, które Akhifer chciała przepłynąć na swoim spacerze. Obie strony były tak skupione na walce, że jej kompletnie nie zauważyli, to była dobra okazja, by to zignorować i spływać. Ale niestety akurat tymi stronami byli Tenebrae i Feliks, dwa karpie, które darzono sporym szacunkiem (szczególnie Tenebrae'a ze względu na jego posadę Jitonga), więc tą bezsensowną walkę należało przerwać, o cokolwiek ona poszła.

Akhifer wpłynęła pomiędzy walczące samce, rozdzielając ich płetwami. Zupełnie jak dzieci! Aż dziw, że Szeregowy nie zbił po prostu zwykłego Jitonga na kwaśnie jabłko, ale może taki był zamiar. To pewnie była tylko taka męska bójka. Szkoda, że tak źle wygląda w oczach powszechnych rybek, które uważają te dwa osobniki za kogoś wartościowego.

Koi ledwo zdążyła krzyknąć do nich "stop", a Tenebrae zaczął się tłumaczyć. Że nic poważnego się nie stało, że ich obu tylko poniosło, że Jitong miał zły dzień, a ten czerwony karp pojawił się w złym miejscu o złym czasie, że i tak za sobą nie przepadają. Ferka co prawda dała mu się wygadać do końca, ale bardzo szybko wpadła na jedyny plan, który wydawał się mieć sens w tym wypadku. Na pewno się samcom nie spodoba, ale dzieci trzeba traktować po dziecięcemu i dawać im odpowiednie kary. Kłócące się dzieci muszą się pogodzić.

– Skoro aż tak się nie lubicie to trzeba na was chociaż wymusić wzajemny szacunek – odezwała się wreszcie, uciszając Brae'a płetwą. – Żebyście nie nadawali sobie złego imienia. Musicie się pogodzić. Zrobicie to sami czy mam wam pomóc?

– Nie ma mowy, że wyciągnę do niego płetwę. Nie tak samce ustalają sprawy. – Tenebrae okazał swoje znaczne niezadowolenie.

Smalce alfa na pewno nie, ale wy to się nawet na samce nie nadajecie, prędzej na samczyki, pomyślała złośliwie w duchu Strażniczka. Zauważyła, że Feliks niespecjalnie się udziela.

– Feliks? A ty?

– Co? – Pewnie wyrwała go z jakiegoś zamyślenia. No to fajny żołnierz, do licha. Nawet się skupić nie może.

– Pytałam cię o coś.

– Zgadzam się. Stanowczo się zgadzam, Akih... Masz rację, szefowo.

Och, czyżby? Nie można powiedzieć, że Akhifer była niezadowolona z takiego rozwoju spraw. Wręcz przeciwnie, choć irytacja się w niej wzbierała jak ropa w miejscu wbicia drzazgi, czuła pewną dozę radości, że będzie mogła wcielić w życie swój jakże genialny plan. Chłopcy pewnie ją za to zjadą, ale na tym poziomie mało ją to obchodziło. Widziała w nich tylko dzieci, które nie mogą zrobić nic poważnego alfie, nawet jak się jej będą trochę buntować.

- No dobrze... Zatem pozostaje mi tylko jedno wyjście. – Ferka ściągnęła irytację płetwą z czoła. – We dwójkę udacie się nad Kawę i RAZEM – na to słowo położyła ogromny nacisk – poszukacie i przyniesiecie do mnie duży kryształ. Ma być naprawdę duży, taki, że będziecie musieli go targać we dwójkę i ma być taki, żeby mi się podobał. Jeśli nie wypełnicie zadania ALBO jeśli na waszych ciałach znajdę choć jeden ślad po kolejnej bójce, zwiążę wasze ogony liną i zmuszę do wypłynięcia w górę Przedszkola, na płytkie rzeki. Mam nadzieję, że wyraziła się jasno.

Alfa miała ochotę się śmiać, tak szczerze, od serca. Dobrze wiedziała, że samce nie mają pojęcia, jakie kryształy lubi, a każdy z nich ma inne stanowisko w doborze prezentów dla kobiet. Jeśli uda im się dogadać i faktycznie przytaszczą do niej ogromny kryształ znad Kawy, będzie mogła wybaczyć im tą bójkę. Może nawet zdołają się dogadać na stałe i nauczą się siebie szanować. Albo staną się największymi wrogami. W tym wypadku zadba o to, by spędzali ze sobą jak najwięcej czasu... Może nawet zorganizuje im randkę dla żartu? Oj, chętnie zobaczyła by ich miny! Ale na to dopiero przyjdzie czas, trzeba poczekać, jak rozwiną się sprawy z wyprawą nad Kawę.

<Tenebrae?>

15 lutego 2022

Spontaniczny Konkurs Memiczny cz.2

Konkurs Memiczny cz.2 - głosowanie

Otrzymane prace są wyświetlone na dole i podpisane numerkami. Są anonimowe, by głosy były bardziej obiektywne. Ankieta znajduje się na samym dole, wymaga nicku - podpisać należy się swoim Discordowym LUB internetowym imieniem.

Zasady głosowania:

  1. Można zagłosować tylko raz w ciągu głosowania.
  2. Nie wolno głosować na własną pracę.
  3. Mogą głosować zarówno osoby należące do bloga, jak i znani nam goście (żadnych anonów).
  4. Można oddać do dwóch głosów; odpowiedzi z większą ilością głosów nie zostaną wzięte pod uwagę.
  5. Jeśli prace będą miały jednakową ilość głosów i nie będą od jednej osoby, odbędzie się losowanie zwycięzcy za pomocą bota na Discordzie.

1

2

3

4

5

6

7

8


9


10

11


12


13

A oto ankieta.

Powered by Quiz Maker

10 lutego 2022

Spontaniczny Konkurs Memiczny

Konkurs Memiczny

Nagły i spontaniczny konkurs memiczny! Na prośbę ławicy rozpoczyna się bardzo szybko, ale będzie też krótko trwał, a nagrodę może otrzymać tylko jedna osoba. Konkurs jest graficzny, ale dostępny dla wszystkich, bo wiadomo przecież, że nie każdy umie rysować - ale memować już tak. A oto zasady naszego szybkiego - i pierwszego w historii Koi Paradise! - konkursu:

  • Wysyłać swoje memy można od 10.02 do 14.02 do godziny 21:00. Po tym czasie prace nie będą przyjmowane.
  • Prace należy wysyłać prywatnie do Ryuukitsune (Akhifer) na Discordzie lub przez maila.
  • Każda osoba może wysłać maksymalnie 5 prac.
  • Prace nie mogą zawierać treści naruszających ogólny regulamin bloga.
  • 15 lutego pojawi się post ze wszystkimi pracami oraz z głosowaniem na najlepszy mem.
  • 17 lutego pojawi się post z wynikami głosowania.
  • Zwycięzca konkursu otrzyma osiągnięcie "Memistrz" oraz losowy przedmiot ze sklepu.
  • Memy wszystkich trafią na specjalną stronę z rybkowymi memami :)

Czekam na Wasze memy od teraz! A tu poniżej jest odliczanie do końca wysyłania.

8 lutego 2022

Od Leona CD Romelle „Morderczy Ogrodnik” Cz.3

Po chwili odpłynąłem, ale nie na własnych płetwach, nie porwał mnie też żaden prąd wodny. Zamknąłem oczy, a mój umysł odpłynął do świata do snu, wyimaginowanych zjawisk oraz niestworzonych historii. Najśmieszniejsze sny mają dzieci, zauważyłem to po swoim młodszym rodzeństwie, które macha kończynami i mamrocze coś pod nosem podczas snu. Były to dziwne i kompletnie bez sensu złożone zdania, jakby z przypadkowych słów. Nigdy nie wiedziałem, czy śnią im się dobre, czy złe rzeczy, bo zawsze poruszały się tak samo, może z tą różnicą, że podczas koszmaru marszczyły czoła. Byłem ciekaw, czy ja również się poruszałem podczas snu, a tym bardziej, czy coś mówiłem. Jeśli tak, to co? Jeszcze nie miałem okazji nikogo zapytać, aż do dnia dzisiejszego, kiedy lekarka mnie uśpiła. Gdy tylko otworzyłem oczy i zobaczyłem jasną ścianę, momentalnie podniosłem głowę i zacząłem się rozglądać na różne strony. Nikogo przy mnie nie było – bo po co zostawać z chorą rybą, potrzebującą pomocy. Spojrzałem na ogon. Nie wyglądał jakoś specjalnie inaczej, widziałem małe dziurki, po śmiertelnej broni, ale nie bolały już tak, jak na początku. Pomachałem parę razy płetwą ogonową i z ulgą stwierdziłem, że nie wyląduje na sali operacyjnej i nie trzeba tworzyć mechanicznych ogonów specjalnie dla mnie. Po chwili do pomieszczenia wpłynęła jasna ryba w ciemne plamki – moja pani doktor nareszcie powróciła.

- Widzę, że się obudziłeś – powiedziała spokojnie, na co ja się rozciągnąłem i przepłynąłem się po pomieszczeniu.

- Oczywiście, całkiem przyjemne były te ziółka, wyspałem się, chyba, może trochę… 

- Oczyściłam twoje rany i nałożyłam specjalny żel, żeby nie wpływał do nich brud – wyjaśniła, a ja tylko pokiwałem głową i przyjrzałem się ogonowi. Gdy światło padło na niego pod dobrym kątem, mogłem zauważyć cienką, bezbarwną warstwę ochronną.

- Mam pytanie – zacząłem, a ryba zwróciła na mnie uwagę. – Gadałem coś przez sen? – zapytałem. Samica początkowo milczała, patrząc na mnie z lekkim zdziwieniem. – Pytam, bo jestem ciekawy. U mnie w rodzinie większość coś mamrocze. Mój młodszy brat Stuart raz wyrecytował jakiś wiersz, który potem okazało się, usłyszał od kogoś raz i jak się obudził, nie pamiętał go już. Tak tylko pytam z ciekawości – wyjaśniłem, ale jej wyraz twarzy się nie zmienił, cierpliwie więc czekałem na jakąś reakcje. Samica w końcu pokręciła głową mówiąc, że niczego nie usłyszała. – Szkoda. Prawdopodobnie śnił mi się las glonów i ujeżdżanie pirań – westchnąłem, wiedząc, że po prostu jej tu nie było. – W każdym razie wielkie dzięki – uśmiechnąłem się szeroko. – Dzięki tobie będę żyć! Znaczy pływać – poprawiłem się szybko, zdając sobie sprawę, że utrata ogonowej płetwy nie pozbawi mnie życia, no chyba, że zostanę uwięziony już na zawsze w jednym miejscu bez dostępu do pożywienia.

- Taka moja praca – stwierdziła, po czym dodała, jaki mam sobie kupić żel w aptece i smarować płetwę każdego ranka i wieczora, przed snem. 

- Jasne. A gdzie tu jest apteka? – samica wyjaśniła mi, że po wypłynięciu ze szpitala, mam się kierować w lewo i po prawej stronie ją znajdę. – Świetnie – już miałem skierować się do wyjścia, ale naszła mnie ochota na jakieś podziękowanie. – Jakbyś chciała, to zapraszam do kwiaciarni niedaleko szkoły. Przywożę tam różnego rodzaju kwiaty, rośliny i nie tylko i jestem pewien, że pani Morgoone zgodzi ci się dać dobra zniżkę na coś, w końcu uratowałaś jej ulubionego ogrodnika – powiedziałem z uśmiechem. Może nie byłem jej „najulubieńszym” ogrodnikiem, bo tą funkcje sprawował jej własny mąż i brat jednocześnie, ale jestem pewien że w jakimś stopniu mnie bardzo szanowała. – Więc do kiedyś tam! – pożegnałem się, po czym wypłynąłem z pomieszczenia.

<Romelle?>

3 lutego 2022

Od Irysahyty CD. Psyche - "Nauka o niebezpieczeństwie" cz.2

Sprzątacze, jako jedna z niewielu kwalifikacji, mieli prawo wypływać nieco poza granice siedziby ławicy. Nie było to wiele, tylko tyle, żeby posprzątać najbliższą okolicę z jakiś szczątków czy wynieść ludzkie śmieci, żeby nie zagrażały karpiom, ale trochę to zawsze coś. Irysahyta nawet lubił zmiany, kiedy jego ekipa wypływała w miejsca na co dzień niedostępne dla prostych rybek. Można było pozwiedzać, porozglądać się, a co najważniejsze - poobijać, bo nikt nie sprawdzał, czy Sprzątacze pracują jak trzeba. Szefostwu się nie chciało, Sprzątaczom się nie chciało, nikomu się nie chciało. Taka przyjemna całkiem robota.

Akurat tym razem trafiło na Pustkowie, miejsce, które trzeba znać, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Warto mieć w głowie wszelkie kryjówki wśród kamieni w razie, gdyby jakaś z tych olbrzymich ryb pływających kawałek nad dnem postanowiła zrobić sobie posiłek z kolorowego koi. Wszelkie karpie pracujące na tych terenach przed pierwszą wyprawą dowiadują się o najprostszych kryjówkach od bardziej doświadczonych kolegów po fachu, potem jednak każdy jest zdany na siebie. Zeżarło cię? Trudno. Odprawimy pogrzeb twojemu sprzętowi, bo po tobie to już raczej nie ma co zbierać. A koledze, który nie ostrzegł przed zagrożeniem, odprawimy pogrzeb emocjonalny. Może następnym razem będzie bardziej uważał, o ile będzie dla niego następny raz.

Irek miał właśnie taką wartę, gdzie musiał wypatrywać zagrożenia. Nie był w tym najlepszy, mało zwracał uwagę na otoczenie, ale każdy musiał mieć swój dzień stróżowania, nie ważne, czy jesteś wiecznie zapatrzonym w niebo dzieciakiem w dorosłym ciele. Nie ma to tamto, musisz robić. I Irysahyta robił jak mógł, nawet jeśli wcale nie było mu tak łatwo i musiał się namęczyć, żeby się w ogóle skupić.

Szczęśliwie to skupienie nie poszło wcale na marne, bo w pewnym momencie karp wyłapał przepływającą kawałek od pracujących Sprzątaczy rybkę. Była różowa i miała długie, falujące płetwy, czyli bardzo wyróżniała się na tle ponurego Pustkowia, a do tego zdawała się bez jakiegokolwiek zawahania wpływać na teren Pusktowia, nawet się nie rozglądając, czy gdzieś w pobliżu są drapieżniki. Bardzo mało odpowiedzialne zachowanie. Chociaż ten jeden raz samiec mógł się popisać i robić za odpowiedzialnego! Podpłynął do uciekiniera, który okazał się być samicą, jasnoróżową z ciapkami na czole i nieszczególnie zgrabnym pływie. Jakaś dosyć nowa i nieświadoma. Trzeba było ją uświadomić.

– Odradzam. Widzę przecież, że nigdy tu nie byłaś. Pustkowie to jeszcze nie miejsce dla ciebie – starał się brzmieć w miarę odpowiedzialnie, ale tak naprawdę był o krok od rzucenia się z pytaniami i śmieszkami. Zauważył, jak pewnie obca czuła się w tym niebezpiecznym otoczeniu i uważał, że jest to całkiem zabawne.

– Dlaczego? – zapytała różowa samica. Była tak śmiesznie nieświadoma, ale z drugiej strony było to dość przykre, a co najważniejsze - niebezpieczne. Przez tą nieświadomość mogło jej się stać coś poważnego.

– Tu jest zbyt niebezpiecznie. Tak jakoś strasznie dużo drapieżników się tu pałęta, jakby mieli czego tu szukać, ale no. Nie warto tu przebywać.

– To dlaczego ty tu jesteś? – zapytała ponownie. O Koi no Ryuu, ona faktycznie jest kompletnie nieświadoma. Irysahyta widział to po tych spokojnych oczach, który były tylko zaskoczone, że ktoś odzywa się do karpicy. Sam samiec może nie był mistrzem w przejmowaniu się światem, ale mimo wszystko potrafił zauważyć niebezpieczeństwo, gdy krzyczało mu w twarz. Ta pani przed nim nie. Ją mogłoby to niebezpieczeństwo ugryźć w zadek i by go nie rozpoznała.

Dobra, Irek, pomyślał do siebie samiec, musisz jakąś delikatnie uświadomić tą miłą panią, że jest tu śmiertelnie niebezpiecznie. To nic wielkiego, tylko parę słówek, jesteś w stanie to zrobić. Dalej, chłopie, zrobisz to, wierzę w Ciebie.

– Ja tu pracuję, ryzykując życie dla dobra ławicy! – Wypiął się tak jak ryba może, udając, jaki to jest dumny. – Bo wiesz, bo tu są drapieżniki i w ogóle.

– Co to drapieżnik? Słyszałam, jak mówią o nich w ławicy, ale żadnego nigdy nie widziałam.

– Drapieżnik to... to coś, co tam płynie. Uwaga! Alarm! Alarm! – zawołał przeraźliwie, różową karpicę zaciągając za płetwę za sobą. – Drapieżnik! Alarm!

Wszyscy Sprzątacze rzucili swój sprzęt i pouciekali do schronień, pierzchając gdzie pieprz rośnie. Nagle tam, gdzie była mini ławica pracowitych karpi zrobiło się pusto i martwo. Irysahyta zdążył tylko zaciągnąć falistą damę do najbliższego schronienia, kiedy o podłoże uderzył wielki, zazębiony pysk, powodując wstrząsy. Karpica pisnęła.

– Siedź cicho, bo nie odpłynie! – burknął na nią Irek, osłaniając ją przed drapieżnikiem. Wielkie, wściekłe i jednocześnie tępe gały wpatrywały się w dwójkę karpi, grożąc śmiercią. Ale to tylko marne groźby, tak długo, jak oboje pozostaną w ukryciu.

<Psyche?> 

1 lutego 2022

Od Romelle CD. Leona - “Morderczy Ogrodnik” cz.2

Po kilku latach pełnienia funkcji Medyka, koi doszła do wniosku, że istnieją jedynie dwa typy pacjentów. Pierwszy stanowią ryby małomówne, nieśmiałe bądź zbyt poszkodowane, aby toczyć z samicą jakiekolwiek dyskusje. Do drugiej grupy należą natomiast stworzenia, które swoim wiecznie otwartym pyskiem cedzą wodę lepiej niż najlepszej marki filtry. I tyle. Absolutnie nic pośrodku. Nie trzeba było wykazywać się ponadprzeciętną inteligencją, by zauważyć, do którego zbioru pasował ciemnofioletowy samiec. Romelle jednak nie mogła jednoznacznie przyznać, które grono wolała, z jednej strony narwani ekstrawertycy potrafili być niezmiernie irytujący, z drugiej obcując z tego typu osobnikami podczas zabiegów nie musiała przynajmniej zastanawiać się czy w ogóle jeszcze żyją, no i czasem wśród tego bełkotu dało się wychwycić coś pożytecznego, jak na przykład informacje o ataku wieloszczetów. Brązowooka nie należała do lękliwych, lecz sama myśl o ich czułkach i podłużnych ciałach wywoływała u niej spory dyskomfort.

– Doktorze, czy ja umrę?! 

– Kiedyś z pewnością – odparła samica, przyglądając się postrzępionej błonie, która pełniła funkcje jego ogona, miał szczęście, że widły całkowicie go nie rozerwały. 

– I co ja nieszczęsny teraz pocznę? Stracić ogon w tak młodym wieku i takich okolicznościach... Gdybym poległ w walce z armią sumów może jeszcze bym to zniósł, ale nie, ten dureń przyczynił się do tego, próbując przepędzić jakieś wodne larwy! I jak ja się teraz innym na oczy pokażę? – lamentował głośno karp, leżąc na wznak, podczas gdy 

Medyczka usadowiła się za nim, obserwując jego uszkodzoną część ciała. Była naderwana w trzech miejscach, co pasowało do opisanego przez niego “narzędzia zbrodni”, rany umiejscowione na krańcu jego płetwy mimo zażaleń pacjenta nie były zbyt groźne. Jeśli tylko mógłby normalnie pływać w tym stanie, z biegiem czasu same zaczęłyby się goić, problem leżał bardziej w psychice samca, który najwyraźniej miał sporą tendencję do dramatyzowania. 

– Poszukam Ci jakichś ziółek na uspokojenie, w międzyczasie możesz rozruszać ości.

– Rozruszać? Przez ten ból ledwo mogę leżeć – obruszył się Ogrodnik – możesz mi powiedzieć, jak bardzo źle to wygląda? Albo nie! Nic nie mów. Wolę zobaczyć to na własne oczy jak już dojdę do siebie.

Samica westchnęła, omiatając wzrokiem rząd półek z medykamentami. Starała się ignorować monolog koi, ale nic nie mogła poradzić na to, że do jej uszu co rusz dochodziły nowe słowa, z których wyłapała między innymi wyrazy takie jak: “operacja”, “amputacja” i “proteza”. Parę minut później ze spokojem godnym greckich stoików wracała do fioletowego, dzierżąc w płetwach przygotowaną przez nią mieszaninę różnych wodnych roślin, opracowaną tak, by pozwoliła swojemu konsumentowi popaść na moment w stan hibernacji, jednocześnie dbając o to by się z niego w końcu wybudził. 

– No nareszcie, już myślałem, że nikt do mnie nie wróci. W międzyczasie trochę myślałem i doszedłem do wniosku, że taki mechaniczny ogon nie byłby wcale taki zły, no pomyśl. Zero wysiłku, gwarancja wygranej w zawodach i oryginalny wygląd, same pozytywy. Tylko ktoś musiałby to dopiero opatentować, a to rzeczywiście mógłby być pewien problem, taa... co tam masz? 

– Lekarstwo. Gwarantuje, że Ci pomoże – uśmiechnęła się pogodnie, przekazując mu fiolkę, którą ten natychmiast opróżnił.

– Konkrety, i to rozumiem. Z czego to właściwie jest? – spytał, przyglądając się pustemu pojemnikowi.

– Tajemnica lekarska.

– Ciekawy posmak, chyba wyczuwam rotalę – zamlaskał kilka razy, wciąż nie odrywając wzroku od butelki – tak, to zdecydowanie rotala. Czuję się dziwnie... lekko, to na pewno tak powinno działać?

– Jak najbardziej – odpowiedziała zdecydowanie, przyglądając się samcowi z uwagą. Jego ruchy stały się powolniejsze, ciało opadło na kamienną posadzkę, a usta wykrzywiły się w niewyraźnym uśmiechu. 

Romelle wyminęła go, kierując się z powrotem w ogóle magazynu, z którego tym razem wyjęła środek odkażający.

– Słodkich snów – wyszeptała, przyglądając się jego rozmarzonemu spojrzeniu, utkwionemu w jasnym suficie pracowni.

<Leon?>

Podsumowanie stycznia


Mordeczki!

Minął nam pierwszy miesiąc roku 2022, a wraz z nim pojawiło się wiele nowych twarzyczek w ławicy. Widok ten niezwykle mnie cieszy i chciałabym bardziej oficjalnie Was wszystkich powitać w naszym gronie, a także podziękować za zainteresowanie, jakim obdarzyliście Koi Paradise w tak krótkim czasie. Aktywność przez ten czas znacznie wybiła w górę i już nie da się wpisać każdego obecnego do podsumowania. Rozpoczęła nam się rywalizacja!

Zmiany

Nastąpiły zmiany na blogu, o których chciałabym powiedzieć na głos, by mieć pewność, że nikogo nie ominą. Przede wszystkim powstała możliwość częściowej nieobecności, która pozwala na pisanie opowiadań z przerwą trzech miesięcy. Ale zamiast tego każde opowiadanie kierowane do częściowo nieobecnej postaci może w każdym momencie zostać skierowane do kogoś innego, jeśli tego życzy sobie autor.
Ze względu na tą zmianę musiał być też zmieniony przedmiot z Inwentarza. Przepustka, która wcześniej służyła bezproblemowej przerwie na dwa miesiące, teraz zmienia się w Kartę, która dodaje jeden punkt karmy dla koi, który ją posiada. Cena przedmiotu zmienia się z 2500 pereł na 3000, by utrudnić jego zdobycie.
Tytuł opowiadania staje się obowiązkowy. Opowiadanie nie zostanie opublikowane, jeśli nie zostanie podpisane »Od [ryby] CD. [ryby] - "[Tytuł opowiadania]"«. Również już aktywne wątki muszą otrzymać swój tytuł, inaczej zostaną nazwane pierwszymi trzema/czterema wyrazami pierwszego opowiadania. Wraz z tą zmianą powstają etykiety wątków, które mają ułatwić szukanie opowiadań w danej serii.
Ponieważ pewna rybka nie chciała przestać przeklinać, w regulaminie opowiadań pojawił się nowy punkt dotyczący przekleństw. Teraz przekleństwa trzeba cenzurować, zastępując każdą samogłoskę w wyrazie gwiazdką *. Zmieniły się zasady dotyczące przeklinania. Teraz opowiadania, w których pojawiają się przekleństwa, muszą zostać oznakowane kategorią [16+]. Stare opowiadania nie będą zmieniane.

Ilość słów

  1. Leon na prowadzeniu, dumne 1242 słów w 2 opowiadaniach.
  2. Akhifer spada następna w rankingu, 1071 słów w 2 opowiadaniach.
  3. Tenebrae na ostatnim miejscu na podium, 814 słów w 2 opowiadaniach.
  4. Nirimi już nie nowinka osiągnęła 639 słów w 1 opowiadaniu.
  5. Feliks dosłownie minimetry dalej, 634 słów w 1 opowiadaniu.

Nieobecności

  1. Romelle dzisiaj kończy się nieobecność.
Zagrożenia
  1. Aura nie napisała żadnego opowiadania, otrzymuje pierwsze ostrzeżenie.

Bonusy

Mistrzem Miesiąca została Akhifer, dostając 3 z 10 głosów. Muszę przyznać, w tym miesiącu walka była wyjątkowo równa i była nawet szansa, że kilka rybek otrzymałoby taką samą ilość głosów. Na szczęście głosowanie nie wymagało dodatkowego losowania. Feliks za mocą Kwiatu otrzymuje 1 AP i 10 pereł.

Dziękuję wszystkim, którzy się udzielali w trakcie stycznia i którzy przyczynili się do rozwinięcia bloga. Mam nadzieję, że nasza dalsza wspólna droga będzie interesująca i rozwijająca dla każdego, a wena będzie nachodzić ogromnymi falami. Pozdrawiam Was wszystkich i miłego miesiąca!

~ Akhifer