– O to chodzi?
– Nie. To ramienica.
– Wi臋c mo偶e to?
– To natomiast wyw艂贸cznik.
– Chyba zn...
– Czego my w艂a艣ciwie szukamy?
– Powtarza艂am to ju偶 z dobre pi臋膰 razy, czy ty mnie w og贸le s艂uchasz?
– Tak – stwierdzi艂 natychmiast po czym zaskoczony swoj膮 stanowczo艣ci膮 skierowa艂 sw贸j wzrok z powrotem na piaszczyste pod艂o偶e – Mo偶e? No dobra nie bardzo, ale staram si臋. Widocznie bycie 偶ywym zielnikiem nie jest mi przeznaczone. Poza tym, czy nie 艂atwiej by艂oby zagada膰 do jakiego艣 ogrodnika? Opiekowanie si臋 tymi wszystkimi li艣膰mi to ich zaj臋cie.
G艂os br膮zowookiej wyra藕nie z艂agodnia艂.
– Nawet oni nie znaj膮 po艂o偶enia ka偶dego znajduj膮cego si臋 tu gatunku. Zbiornik jest ogromny, w samej Zielonej Jaskini mo偶na znale藕膰 kilkadziesi膮t rodzaj贸w glon贸w, niewa偶ne jak wykszta艂cony, 偶aden normalny Koi ich nie spami臋ta, a to tylko jedna z poszczeg贸lnych grup podwodnych ro艣lin. Dodatkowo spo艣r贸d nich musimy wyr贸偶ni膰 brunatnice, krasnorosty, makrofity... hej, jeste艣 tam jeszcze?
– Zatrzyma艂em si臋 na glonach.
Samica, dotychczas sun膮ca przed nim, zatrzyma艂a si臋 i skierowa艂a sw贸j wzrok prosto w srebrne t臋cz贸wki Luke'a. Czasami naprawd臋 偶a艂owa艂a, 偶e nie posiada powiek, strun g艂osowych, ani nawet w pe艂ni funkcjonalnych ga艂ek ocznych podobnych do tych nale偶膮cych do ludzi. B臋d膮c ich w艂a艣cicielem mog艂aby do woli wzdycha膰 i przewraca膰 艣lepiami, wyra偶aj膮c swoj膮 irytacj臋 w spos贸b mniej dosadny ni偶 g艂o艣ne stwierdzenie, 偶e jej rozm贸wca ma kawior zamiast m贸zgu. O losie, dlaczego pozbawi艂e艣 karpi akurat tej cz臋艣ci cia艂a?
– Widlik zaostrzony. Szukamy widlika zaostrzonego. Niedu偶y w por贸wnaniu do innych makroglon, rozwidlaj膮ca si臋 wielokrotnie plecha zaostrzona przy szczytach, czarno lub czerwonobr膮zowy kolor, w skr贸cie cienkie i ciemne.
– Czy to musi by膰 akurat on? To co艣 wygl膮da ca艂kiem podobnie – wskaza艂 p艂etw膮 na znajduj膮c膮 si臋 nieopodal nitkowan膮 ro艣lin臋 o malachitowej barwie – Cienkie, ciemne...
– Truj膮ce.
– Truj膮ce?
Mo偶e by艂o to niewielkie wyolbrzymienie, nawet tego typu glony w odpowiednich ilo艣ciach potrafi艂y by膰 po偶yteczne, jednak widok szarookiego pr贸buj膮cego zachowa膰 spok贸j, jednocze艣nie unosz膮c si臋 zaledwie kilka centymetr贸w nad bakteri膮 nape艂niaj j膮 wyj膮tkowo sadystyczn膮 rado艣ci膮.
– I pomy艣le膰, 偶e takie co艣 tak po prostu sobie tutaj ro艣nie – wymamrota艂 tylko i od tamtej pory trzyma艂 si臋 blisko Romelle.
– Wydawa艂o mi si臋, 偶e o takich rzeczach wie si臋 ju偶 jako narybek.
– Pewnie tak, ale od tego czasu min臋艂a kupa lat! Ju偶 teraz czuj臋 w o艣ciach jak mnie ubywa, jeszcze troch臋, a trzeba b臋dzie szykowa膰 testament.
– Czy ty w tym momencie podwa偶asz istnienie mojego przysz艂ego mienia, kt贸re bezapelacyjnie zapewni膮 mi moje wszechstronne umiej臋tno艣ci?
– Wszechstronne umiej臋tno艣ci... a wi臋c tak teraz m贸wi膮 na bezrobotno艣膰.
– Gdybym chcia艂 m贸g艂bym rz膮dzi膰 w ka偶dym zawodzie. Problem w tym, 偶e 偶aden z nich mi nie odpowiada. Szukam czego艣 tw贸rczego, nieszablonowego, co pozwoli艂oby mi rozwin膮膰 skrzyd艂a, nie zamierzam zosta膰 kolejnym z tych snuj膮cych si臋 po Zbiorniku karpi, kt贸rych jedynym zaj臋ciem jest t艂umaczenie losowo spotkanym mieszka艅com jak praca zniszczy艂a im 偶ycie i jak dosz艂o do tego, 偶e pasierb ich ciotki od strony ojca ukrad艂 im pole.
– Brak Ci silnych wra偶e艅? Id藕 do wojska, albo na medycyn臋.
– Wojsko brzmi strasznie powa偶nie, a wizja dzielenia z tob膮 jednej klasyfikacji – ogon koi zacz膮艂 szybciej si臋 unosi膰 – sama my艣l o tym sprawia, 偶e dostaj臋 dreszczy.
– I o tym m贸wi臋. Cierpi臋 na brak ryb, kt贸re rozumia艂yby moje problemy.
Fakt faktem by艂y to s艂owa wypowiedziane jedynie w celu podtrzymania rzuconego tematu, jednak znajdowa艂y one pokrycie w rzeczywisto艣ci. Mimo kr贸tszych i d艂u偶szych znajomo艣ci, mimo wsparcia jakie okazywali jej nie rzadko cz艂onkowie rodziny, je艣li chodzi艂o o jej 偶ycie zawodowe by艂a sama. P艂yn膮c w艣r贸d pozosta艂ych karpi, rozmawiaj膮c z nimi, samotno艣膰 wr臋cz j膮 przyt艂acza艂a, co bior膮c pod uwag臋 jej introwertyczn膮 natur臋, dodatkowo j膮 gn臋bi艂o. Nigdy nie narzeka艂a na brak towarzystwa, ale te偶 nigdy go nie oczekiwa艂a, nie rozumia艂a wi臋c dlaczego tak bardzo brakowa艂o jej blisko艣ci os贸b, kt贸re by膰 mo偶e r贸wnie偶 prze偶ywa艂yby to wszystko tak intensywnie jak ona. Mo偶liwe, 偶e sta艂a za tym potrzeba przekonania si臋 na w艂asnej sk贸rze, 偶e to co czuje jest zjawiskiem ca艂kowicie normalnym i nie zamienia si臋 w niebezpieczn膮 obsesj臋. Albo po prostu nagle zat臋skni艂a do okresu swojego dzieci艅stwa, w kt贸rym b膮d藕 co b膮d藕 niezale偶no艣膰 nie by艂a od niej tak bardzo wymagana. Zawsze mog艂a spyta膰 o co艣 starszyzn臋 nie boj膮c si臋, 偶e kto艣 mo偶e uzna膰 jej pytania za oczywiste i g艂upie, posiada艂a mentora, z kt贸rym mog艂a porozmawia膰 na wszelakie tematy nie musz膮c martwi膰 si臋 o to, czy zrozumie nazwy poszczeg贸lnych termin贸w i przebieg zabieg贸w. 呕al jej by艂o czas贸w, w kt贸rych to ona sprawowa艂a rol臋 ucznia, a kt贸re mia艂y ju偶 nigdy nie powr贸ci膰. W oczach Romelle pojawi艂a si臋 ledwo zauwa偶alna iskra.
Nauczyciel
Belleza – bo takie by艂o jej imi臋 – stanowi艂a idealny przyk艂ad r贸wnowagi pomi臋dzy stanowczo艣ci膮, a 艂agodno艣ci膮.Czas sp臋dzony z ni膮 nie tylko dostarcza艂 jej wiedz臋, ale te偶 zwyczajn膮 przyjemno艣膰. Lekcje, kt贸re organizowa艂a zawsze niemi艂osiernie j膮 ciekawi艂y, zachwyca艂a si臋 jej inteligencj膮, a z ka偶dym nowym dniem na jej widok w ma艂ym rybim sercu uczennicy go艣ci艂a rado艣膰, uczucie, kt贸rego nigdy p贸藕niej nie czu艂a, b臋d膮c lekarzem na w艂asn膮 p艂etw臋. Ale w ko艅cu kto widzia艂 Medyka szczerz膮cego si臋 podczas tamowania czyjego艣 krwawienia? Wracaj膮c do mentorki, niebieskooka sta艂a si臋 pr臋dko autorytetem Romy, a przynajmniej by艂o tak dop贸ki nie odesz艂a. W艂a艣ciwie jest to niezbyt trafne okre艣lenie, poniewa偶 wskazywa艂oby na 艣mier膰 Bellezy, a ta nie zosta艂a nigdy potwierdzona. Ryba po prostu znikn臋艂a, rozp艂yn臋艂a si臋 w powietrzu, zapad艂a pod ziemi臋, nie zostawi艂a po sobie 偶adnego 艣ladu, nie napisa艂a 偶adnego po偶egnania, jakby nigdy nie istnia艂a. Jedynym 艣wiadectwem jej egzystencji by艂a tr贸jka karpi w 艣rednim wieku podaj膮ca si臋 za jej rodzin臋. Nawet je艣li fa艂szywa, by艂aby to oznaka, 偶e z g艂ow膮 karpicy wszystko by艂o w porz膮dku i niczego sobie nie wymy艣li艂a.
Karpica stan臋艂a w miejscu, pozwalaj膮c by li艣cie listownicy 艂askota艂y j膮 w podbrzusze.
Chorobliwie potrzebowa艂a przewodnika, guru, mistrza, kogo艣 kto zaburzy艂by rytm jej codzienno艣ci, pozwoli艂by jej czerpa膰 ze swojego 藕r贸d艂a wiedzy, wype艂ni艂by swoj膮 obecno艣ci膮 pustk臋, kt贸r膮 w sobie piel臋gnowa艂a. To jest to!
– Zwi膮zek Zawodowy Zdesperowanych Medyk贸w – jej my艣l przerwa艂 g艂os brata. Z poczuciem za偶enowania zorientowa艂a si臋, 偶e ca艂kowicie odp艂yn臋艂a.
– H臋?
– W skr贸cie ZZZM. Wyprawy szturmowe po zio艂a w ka偶dy pi膮tek. No, nazw臋 sekty i g艂贸wn膮 atrakcj臋 ju偶 masz, wystarczy zebra膰 cz艂o.. Czy to by艂a Jiruchi?
Nie min臋艂a nawet chwila gdy po srebrnej postaci samca zosta艂y jedynie b膮belki, kt贸re z reszt膮 znikn臋艂y r贸wnie szybko co on, pozostawiaj膮c Romelle w os艂upieniu. Chc膮c zawr贸ci膰 w stron臋 swojej nory k膮tem oka zauwa偶y艂a ciemne nitki wystaj膮ce z dna w centralnym punkcie Kanionu. Sp臋dzi艂a dobre kilka godzin na przeczesywaniu Zielonej Jaskini podczas gdy ta przekl臋ta imitacja li艣cia jak gdyby nigdy nic ros艂a sobie na widoku zapewne na艣miewaj膮c si臋 z jej poszukiwa艅. Mia艂a ochot臋 siarczy艣cie przekl膮膰, ale powstrzyma艂a j膮 od tego bliska obecno艣膰 narybku. Zamiast tego zabija艂a wzrokiem Ryuu winn膮 ro艣link臋, blu藕ni膮c po cichu na ka偶dego osobnika tego偶 gatunku i nie zwracaj膮c uwagi na par臋 szmaragdowych oczu, kt贸ra ju偶 od d艂u偶szego czasu z zainteresowaniem j膮 obserwowa艂a.
Mo偶e gdyby bardziej skupi艂a si臋 na swoim celu, nie zwraca艂a uwagi na te wszystkie rozpraszaj膮ce obiekty wok贸艂 wszystko posz艂oby znacznie sprawniej, gdyby tylko posiada艂a...
Z jej pyszczka wydoby艂 si臋 cichy j臋k.
Powieki. Jak ona chcia艂aby je mie膰.