Lekcja odbywała się jak zwykle bardzo żywo i w miarę ciekawie, chociaż było to przede wszystkim zasługą narybku. Dzieciaki ciągle zadawały pytania, mniej lub bardziej związane z lekcją, a Svitaj starał się odpowiadać z werwą, nawet gdy czasem stawało się to męczące. Został jednak w końcu zagięty, gdy jeden z dzieciaków postanowił zadać bardzo prywatne pytanie (co w klasie Svitaja było normą, ale to konkretne pytanie nigdy się nie pojawiło).
– Panie Svitaju, czy będzie miał pan dzieci?
Karp spojrzał na malca, który zadał to pytanie. Bob. Chłopak znany ze swoich nietypowych i niezwiązanych z lekcją pytań, na które zawsze się odpowiadało i wychodziła z tego bardzo inteligentna rozmowa. Tym razem Svitaj jednak wystraszył się odpowiedzi. Bob lubił przeciągać, dopytywać się o szczegóły i nie rozumiał, że w niektórych przypadkach nie wypada się tak wtrącać. A jeśli nie otrzymywał odpowiedzi na pytanie, zaczynał bardzo się burzyć.
– Trudno stwierdzić na tym etapie – odpowiedział wymijająco dorosły karp.
– Ma pan problemy z dziewczyną?
– Bob, po pierwsze, to są bardzo prywatne pytania i nie wypada ich zadawać osobie, z którą nie jest się bliskim przyjacielem. A po drugie, nie mam dziewczyny.
– Ale jak to? Czasem widuję pana, jak chodzi pan z jakąś karpicą.
Biednego Svitaja zatkało. Nie był pewien, jak może w bezpieczny sposób kontynuować tą konwersację, więc dla wszelkiego spokoju postanowił zbyć ciekawskiego karpika.
– Bob, o takich rzeczach nie mówi się publicznie. Muszę poprosić cię o zakończenie tematu. Będę od teraz ignorować wszelkie pytania dotyczące mojego życia miłosnego.
Szarawy karpik przysiadł naburmuszony na ziemi, niechętny do dalszego uczestnictwa w lekcji. Nagle zrobiło się nieprzyjemnie, atmosfera strasznie się napięła i reszta lekcji, szczęśliwie w miarę krótka, minęła wypełniona tylko monologiem Svitaja na temat kilku gatunków malutkich, jadalnych ryb.
Po skończonej lekcji narybek popłynął na przerwę, z wciąż niezadowolonym Bobem na czele, a Svitaj pozostał w sali. Na dzisiaj zajęcia mu się skończyły, mógł popłynąć do domu, ale póki co nie miał na to siły. Za bardzo myślał nad tym nieprzyjemnym tematem, o którym wspomniał jego uczeń. Ze względu na swoją orientację nawet nie próbował marzyć o dzieciach, ale widząc rodziców z uśmiechem odbierających swoje pociechy ze szkoły, czasem po prostu nie mógł się powstrzymać. Wyobrażał sobie, jak wraz ze swoim partnerem odbierają własnego urwisa ze szkoły, jak maluch w drodze do domu opowiada im o wszystkim, co robił z kolegami i jak spędzają razem wieczory, grając w gry lub po prostu się wygłupiając. Kto by pomyślał. Svitaj, karp, który ma z dziećmi do czynienia na co dzień, marzy o jeszcze jednym bachorze. Widać taki miał instynkt macierzyński. W rodzinie on byłby mamą.
W końcu miętowa ryba opuściła salę wykładową i udała się do domu, może przy okazji zahaczając bardzo szerokim łukiem o hacjendę swojego kumpla, żeby najeść się trochę sfermentowanych owoców. Ma prawo, jest dorosły.
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz