30 września 2022

Od Valii - "Świat ginie w wodorostach" cz.1

Moja praca była prosta: słuchać, obserwować, zapamiętywać i donosić. Nie chwaląc się, niektóre sprawy zostały utajnione właśnie przeze mnie, chociaż ja byłam tylko nic nie znaczącym informatorem. Mój szef, starsza ryba o siwych wąsach sprzedawał informację kolejnym rybom za dwa razy większa cenę, niż ja od niego dostawałam. Czasami przez moją rybią główkę przechodziły myśli, aby zacząć własny interes, przekazywać informacje bezpośrednio i zarabiać więcej, ale do tego potrzebne były kontakty, a je się zbiera latami, więc mając jedynie marne 4 latka nie mogłam sobie pozwolić na rzucenie pracy, wyśmianie szefa i rozpoczęcie własnego biznesu, bo ten rozpadłby się po kilku miesiącach, a może i nawet szybciej, gdyby Romulus, mój szef chciałby dać mi popalić za moje niewdzięczne zachowanie. 

Z samego rana Romulus zaprosił mnie do siebie, aby wyjaśnić mi „ważną” sprawę. Trzymając płetwy, że tą ważną sprawą, nie będzie moja wpadka przy Koralowcu, wyszłam z domu, nakarmiwszy wpierw Pirata. Jeszcze pół roku i ten maluch będzie mógł wrócić do swoich braci, aby atakować i pożerać inne istotki. Droga nie zajęła mi długo czasu, tym bardziej, że przemieszczałam się skrótami, które poznawałam w dziennych czasach, kiedy nikt nie chciał się mną opiekować. To zabawne, że chociaż nie miałam czegoś, co ryby nazywali „kochającą rodzinną”, to wiedziałam o życiu więcej niż ci, którzy w takich rodzinach się urodzili. I wcale, jakby się mogło wydawać, ryby takie jak ja, nie chodziły wiecznie nadąsane, nie każdy był pesymistyczny i nie każdy mówił, że zaraz przyjdzie śmierć. Widziałam już przed sobą kilka rybek cieszących się życiem takim, jakie dostali od losu. Ja za to należałam do tych obojętnych istot. Posiadanie rodziny, nie posiadanie – co za różnica. 

- Cześć, jestem – oznajmiłam Romulusowi, kiedy pojawiłam się przed jego domem, a on akurat bawił się w ogródku sprzątając przed nadchodzącą zimą. Przez moment mnie ignorował. Cierpliwie czekałam, aż w końcu raczy na mnie spojrzeć. Gdy to zrobił, przywitał się kiwnięciem głowy. 

Romulus miał 20 lat. Wychował się na farmie wodorostów, gdzie jego rodzice zaginęli, gdy on miał zaledwie pięć lat. Wszyscy mówią, że zgubili się w wodorostach i dostali zawału, ponieważ oboje przechodzili przez tą samą chorobę serca, ale ich syn nie wierzył, że mogliby się zgubić na własnej farmie. Mówił, że zostali zabrani przez trupy. Gdy zapytałam, czy to jakaś zagadka, opowiedział mi historię tego miejsca.

Wodorosty wyrosły na gruzach starego zamku, zbudowanego z muszli. Podczas balu, jaki zorganizowała tam bogata rodzina, doszło do tragedii. Ktoś przyprowadził rekiny, które wpadły do zamku. Nie tylko rzuciły się na tańczących, ale nieświadomie od środka burzyli budowlę. Wszyscy zostali pogrzebani w tamtym miejscu, nawet rekiny. Niektórzy już pożarci, a niektórzy jeszcze żywi. Ci, którzy nie zostali pożarci przez wrogów, co noc budzą się ze świata zmarłych i wędrują między wodorostami, w mrocznym tańcu, przy dźwiękach słabej muzyki. 

Gdyby nie powaga, z jaką Romulus opowiadał mi tę historię, uznałabym, że ze mnie żartuje. Widziałam jednak w jego oczach, że wierzył w tę historię i wierzył w to, że jego rodzice nie zauważając późnej pory, nie zdążyli wrócić do domu i zostali zabrani przez martwych. Wtedy cała mroczna atmosfera została zdmuchnięta jego podsumowaniem: Może gdyby byli mądrzejszymi rodzicami, poszedłbym ich szukać.

Po ich zaginięciu przeprowadził się w te tereny, a następnie dołączył do stada. Tylko tyle wiedziałam o jego życiu, nie trudno jednak się było domyślić, że potem łapał się każdej możliwej roboty, która pozwoliła mu na gromadzeniem kontaktów, które w tej chwili wykorzystuje.

- Więc co to za ważna sprawa? – zapytałam, kiedy wpuścił mnie do środka. 

- Słyszałaś o kradzieżach w magazynach? – pokręciłam głową. – Nic dziwnego. Od dwóch miesięcy we wszystkich magazynach znika jedzenie. Sprawa nie jest nagłaśniana, aby nie stwarzać paniki, w końcu wkrótce przychodzi zima i o jedzenie będzie ciężej znaleźć. Ktoś prawdopodobnie zabiera jedzenie z naszego stada i sprzedaje dalej.

- I co z tego? Nie jestem śledczym – po tych słowach samiec uderzył mnie w łeb ogonem.

- Nie przerywaj – zażądał.

- Nie ma żadnych śladów, nikt nic nie wie, nikt niczego nie widział. Masz pojęci ile będzie kosztowała jakakolwiek ważna informacja na ten temat? – wtedy zrozumiałam o co chodziło.

- To brzmi jakbym miała się bawić w detektywa.

- Prawie. Masz jedynie pilnie słuchać i obserwować wszystko, co się dzieje przy magazynach, a jeśli dowiesz się czegoś, co można dobrze sprzedać, zapłacę ci podwójnie – po tych słowach uśmiechnęłam się i od razu skinęłam głową, zapewniając, że na pewno się czegoś dowiem. – A oprócz tego, dowiedz się kto jest kochankiem sklepikarza na końcu rafy. Teraz ty – słowa na końcu zdaniu oznaczały, że teraz była moja kolej podzielić się jakimiś informacjami.

- Nauczycielka ze szkoły podstawowej sprzedaje nielegalnie jakieś lekarstwa. Mówi, że to specjalne ziółka pozwalające zwalczać dolegliwości związane z przepracowaniem. Jej znajomy zażył więcej niż powinien i wylądował u lekarza, niby ze złamanym ogonem. A oprócz tego Marina, ta sprzątaczka, chodzi na jakieś walki rekinów – Romulus pokiwał głową.

- Zobaczę, czy komuś się to przyda. A teraz wynocha – ponaglił mnie płetwą. Pożegnawszy się wyszłam z jego mieszkania.

<Leon?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz