16 lutego 2023

Od Valii CD. Leona - „Świat ginie w wodorostach” Cz. 5

Spojrzałam na jego wystraszoną twarz, słuchając jego szalonego potoku słów, wylewającego się z jego żałosnej gęby. Uśmiechnęłam się, bo w pewnym sensie jego propozycje mnie rozbawiły. Wysterylizuje ci zwierzaka, zaopiekuje się chorą ciotką, której nienawidzisz

- Dobra dobra, zamknij się już – przyłożyłam mu płetwę do pyska, tym samym ją zamykając. Musiałam przyznać, że mógłby mi się przydać jakiś gamoń, zgadzający się bez zbędnego gadania wykonać moje rozkazy. 

- Zgadzasz się? – zapytał po krótkiej chwili ciszy, posyłając mi smutne oczy bąbelka, które niestety nie wyszły mu tak, jak powinny, pewnie z tego względu, że był dorosłym koi, a nie jakiś narybkiem.

- Zrobimy tak. Ja ci pomogę nie wpaść, a ty będziesz robił to, co ci każę – samiec początkowo wyglądał na bardzo zadowolonego, z jego ust wypłynęło ciche ale szczęśliwe „jest”, a kiedy dotarła do niego reszta mojego zdania, spoważniał, przystanął dwa machnięcia ogonem ode mnie i spojrzał podejrzliwie.

- A jakie to miałyby być zadania? – zapytał, a ja się odwróciłam i zaczęłam płynąć przed siebie. – Hej! Czekaj – szybko mnie dogonił i płynął zaraz obok mnie. Wiedziałam już, że należy do tych bardzo, ale to baaaaardzo natrętnych rybek. – Zgadzam się na umowę, zbytnio innej opcji nie mam, zważając na to, że jakaś mafia… - zamknęłam mu usta, uderzając w jego pysk tylnym ogonem.

- Masz zdecydowanie za długi język – westchnęłam, po czym trochę zwolniłam, aby wyrównał ze mną tempa. – A woda ma uszy. Porozmawiamy o szczegółach w innym miejscu – wyjaśniłam. 

- Gdzie? – to pytanie pozostawiłam bez odpowiedzi.

Płynęliśmy przed siebie w milczeniu; przynajmniej tak to wyglądało z mojej strony. Samiec najwidoczniej nie potrafił zbyt długo milczeć, jakby jakaś niewidzialna siła otwierała mu usta i wyciągała język na wierzch. Były to jednak krótkie i nieznaczące zdania, jak „Odradzam ci jadanie w tej restauracji bo bla bla bla. Widzisz ten neonowy budynek? Kiedyś bla bla bla. Chodziłem tutaj do szkoły i bla bla bla.”. Nie interesowały mnie jego historię, był mi tylko potrzebny, aby trochę mnie odciążyć oraz pomóc w szukaniu informacji. Co dwie głowy to nie jedna, a przez jego tak zwaną charyzmę i znajomość wielu rybek – tak, wiedziałam, że zna tu prawie cały zbiornik, mimo wszystko obiło mi się o uszy istnienie jakiegoś ogrodnika Leona, który jest wszędzie i każdy go zna – mógł mieć dostęp do informacji, których potrzebuje. Jego osoba mogła mi ułatwić życie i przyspieszyć pracę, co poskutkowałoby większą ilością czasu dla siebie, mniejszym użeraniem się z innymi rybami oraz mniejszą konfrontacją z szefem. Wystarczyło tylko mu pomóc, aby hodowla nielegalnych roślin nie wyszła na jaw, czyli zrobić coś, do czego mam dobrą płetwę. Żyć, nie umierać tylko.

Dopłynęliśmy do niedużego pubu, umiejscowionego gdzieś z boku całego zbiornika. Charakteryzował się tym, że był na granicy głębszej wody. Dno było niżej, a woda wydawała się jakby ciemniejsza, co sprawiało, że nie każdy porządny obywatel tego zbiornika miał ochotę spędzać tutaj wolny czas. Poskutkowało to tym, że miejsce to było idealne do rozmawiania o szemranych interesach, bo jak się z czasem okazało, najczęstszymi klientami były rybki, pochodzące spod ciemnej gwiazdy: a większość tych rybek znałam. 

- Siadaj – podpłynęłam do beżowej muszli, leżącej prostopadle na kilku kamieniach, całość współgrała jako stolik. – A teraz przejdziemy do konkretów. W zamian za to, że pomogę ci wyhodować te rośliny, ty masz wykonywać moje polecenia. Będę potrzebować kilku informacji, które należy wyciągać od zwykłych koi. Twoim zadaniem jest szukanie informacji, w jaki sposób, mi to obojętne. Ważne jest, abyś dostarczył mi to, co chce wiedzieć. 

<Leon?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz