8 grudnia 2021

Od Akhifer - "Podczas tamtych sezonów jest słońce" cz.1

Zima była ciężkim okresem dla ławicy. Trudno się dziwić, w końcu brakowało pożywienia, woda była zbyt zimna do funkcjonowania, a i nawet o słońce ciężko było, by rozświetlało wody Zbiornika. W końcu ryby, nawet tak inteligentne jak karpie koi w Koi Paradise, nie miały pojęcia, że zimą Zbiornik pokrywa warstwa śniegu, odbierająca dostęp do zbawczego światła. Przez ten okres ławica żyła w ciemności i głodzie, często ledwo wiążąc koniec z końcem, a wiele ryb w tym okresie zwyczajnie umierało. Był to ogromny cios nie tylko dla ich rodzin, ale także dla Akhifer, która ze względu na swoje jakże wyniosłe stanowisko musiała słuchać zażaleń i smutków. W tym okresie jej depresja najbardziej się odzywała, alfa unikała spotkań, dużych skupisk ryb, nie chciała z nikim rozmawiać ani nawet decydować o ławicy. Robiła to za nią starszyzna, która jednocześnie opowiadała sobie, że jak to tak, alfa nie chce wziąć się do pracy, unika wszystkich, co to w ogóle za alfa. Może Bractwo Mrocznego Kanionu ma rację, że taka alfa do niczego się nie nadaje.

Ferka wiedziała o tych oskarżeniach, jednak na razie nie chciała nic z tym zrobić. Tak, owszem, nie chciała się wziąć do pracy. Dobrze wie, że unika wszystkich. Ale gdy na głowę walą ci się wszystkie problemy ławicy, czy naprawdę jesteś w stanie trzymać to wszystko na plecach bez uderzania o dno? Akhifer nie mogła. Była za słaba. Starszyzna mogła podzielić się obowiązkami między sobą, ona musiała wszystkiemu stawiać czoła w samotności. Zimą ta samotność najbardziej uderzała. Słuchała ryb tracących swoich bliskich, rozdawała porcje jedzenia potrzebującym rodzinom, zapewniała schronienie tym, którzy nie potrafili sami go znaleźć, wszystko to zupełnie sama. Ale tak. Nie nadaje się do niczego. Bractwo Mrocznego Kanionu ma rację.

Była tak załamana, że nie wiedziała, co ze sobą zrobić. W środku zrobiła się zwyczajnie pusta, obojętna na otaczający ją świat, emocje wypłynęły z niej jak z otwartej butelki wrzuconej do wody. Przypominała wazę, z której wyjęto kwiaty i wylano wodę, bo przestała być użyteczna, a teraz stoi w kącie, pusta i zbierająca kurz. Niektórym może i zrobiłoby się żal, gdyby to zobaczyli, większość jednak nawet nie rzucała wzrokiem w stronę odstawionej wazy. Jest, bo jest. Nie będzie jej to nie. Nie przydawała się do niczego. Była bezużyteczna. A najlepiej to niech się stłucze, będzie można ją wyrzucić.

Ten pusty smutek, nie będący nawet do końca smutkiem, przerwało pojawienie się innego koi w domu alfy. Bezceremonialnie bez ogłoszenia się karp wpłynął do norki, jaką zajmowała w samotności Akhifer, zaskakując ją swoją obecnością. Żadnego cześć, żadnego dzień dobry. Co prawda ten konkretny karp nie był znany z jakiegoś szczególnie pozytywnego nastawienia do życia, nie witał dnia z płetwami w górze wołając "Alleluja!", ale też nie był jakoś niewychowany. Zawsze umiał powiedzieć jakieś proste przywitanie, a skoro tym razem tego nie zrobił, musiało dziać się jednak coś poważnego. Akhifer podniosła się ze swojego leża.

– Feliks? O co chodzi? – zapytała czerwonego przybysza, który naszedł ją w środku dołka emocjonalnego. Nie, żeby miała mu to za złe, może ją z tego wyciągnie.

– Grupa koi zebrała się niedaleko magazynu pożywienia i starają się wywalczyć więcej jedzenia. A dokładniej mówiąc ukraść. Nie proszę cię w tym momencie o bycie alfą, Akhifer, nawet jeśli to by się przydało, ale prosiłbym, żebyś wzięła w tym udział jako strażnik. Wiadomo, że jest zima, ale nie można pozwolić, by atakowali magazyn i z niego kradli, bo wtedy może pojawić się faktyczny problem z dożyciem wiosny.

Prawda. Nie można było pozwolić na kradzieże. To był kolejny problem w życiu ławicy, ale tym razem z jakiegoś powodu Ferka nie czuła się przytłoczona. Przeciwnie, poczuła chęć działania, a wręcz potrzebę zrobienia czegoś w tym kierunku. W jej żyłach popłynęła świeża krew, zmysły ponownie nabrały ostrości. Świat już nie był taki szary. Nabrał kolorów, żywych i pełnych. Dobrze by jeszcze było, gdyby nie było tak strasznie ciemno, ale cóż, tak wyglądało życie w Zbiorniku. Taflę skuwa lód, a potem znika światło i już wszyscy zdążyli się przyzwyczaić.

Strażniczka jako pierwsza ruszyła w stronę magazynu, tuż za nią płynął równie ożywiony Feliks. Coś się wreszcie działo. Może nie była to pozytywna rzecz, ale i tak była inna od pozostałych. Dała jakieś urozmaicenie nudnej, smutnej zimy, dała motywację do działania, a przede wszystkim dała coś, co w ogromnych brakach pojawiało się u wielu - chęć walki o życie. Tamte zbuntowane karpie chciały więcej jedzenia, by nie głodować teraz. Ferka i Feliks chcieli to jedzenie zachować, by nie umierać z głodu później. Pojawiła się rywalizacja dwóch różnych poglądów i to w jakiś sposób napawało ryby chęcią życia. Może taka ich była natura, a może nie, w końcu wiosną, latem czy nawet jesienią nie mają takich zapędów.

Ale podczas tamtych sezonów jest słońce.

Teraz słońca nie było i ta wszechobecna ciemność wdzierała się do małych, jednokomorowych serc karpi, zatruwając je niczym jad swoją nienawiścią do wszystkiego, co piękne i poukładane. Miało się ochotę wywołać chaos i niektóre karpie już to zrobiły. Dlatego Akhifer nie będzie musiała się obarczać, że to z jej winy. Ona tylko broniła magazynu. To nie ona rozpoczęła ten sztorm.

<CDN>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz