26 grudnia 2021

Od Akhifer CD. Brae'a - "Trochę spokoju, za dużo zmartwień" cz.6

Takiego obrotu spraw Akhifer w życiu by się nie spodziewała. Tak bardzo skupiła się na rozwiązaniu całej tej sprawy ze swoim snem, że kompletnie zapomniała o najprostszym możliwym rozwiązaniu, jakim jest zwyczajne zrozumienie tego snu dosłownie. Pewnie, gdyby tak bardzo nie zależało jej na tym wszystkim, nie musiała by teraz pędzić co tchu w skrzelach, niemal je wypluwając, byleby zobaczyć, co się dzieje z narybkiem. W tym momencie zapomniała o świecie, o Tenebrae'u, o tym, co może ją złapać na tych terenach. Musiała jak najszybciej dostać się do domu. Nawet jeśli wypluje skrzela i odpadną jej łuski, po prostu musiała tam się dostać!

Pędziła tak szybko, że nawet nie zarejestrowała kiedy otarła się o zaostrzony kamień. Coś ją szczypało w boku, ale nie było to ważne. Ważniejsza była ławica. Ten zapach krwi na pewno nie pochodził od niej, to coś innego się zraniło i krwawi. Jej nic nie jest. Tylko musi bardzo szybko dostać się z powrotem do domu, do ławicy, żeby upewnić się, że narybek jest bezpieczny.

Spojler: nie był.

Gdy Akhifer wszelkimi siłami starała się dotrzeć do głównych miejscowisk karpi, nad głowami nieporadnych rybek pływał szczupak. Zdecydowanie miał chrapkę na małe, bezsilne dzieciątka, które schowały się pod kamieniami i wśród roślinności, wszędzie, gdzie wydawało się być dostatecznie bezpiecznie. Na te długie, nieznośne chwile w ławicy zapanował strach i chaos. Ci mniejsi i słabsi uciekali, ci więksi i bardziej pewni siebie starali się odciągnąć szczupada od centrum domu łatwicy. Nic jednak nie ruszało tego wściekłego stwora, który kłapał wypełnioną zębami szczęką na zaczepiające go karpie i wciąż rozglądać się za smaczną przekąską.

Jego uwagę przykuł pewien zapach. Zapach bardzo czerwony, wyśmienicie rozchodzący się w wodzie i bardzo intrygujący. To pojawiła się alfa, z obdartym, krwawiącym bokiem, gotowa bronić narybku nawet za cenę życia. Ferka z wykształceniem wojskowym rzuciła się bez namysłu na znacznie większego drapieżnika, chcąc chociaż go zdezorientować, żeby małe karpie mogły uciec do jednego ze schronisk. Jej plan jednak zawiódł, gdy zorientowała się, że krew tak naprawdę jest jej. I teraz szczupak, podniecony tym przepysznym zapachem, zaczął gonić ją, faktycznie zapominając wszystkich pozostałych ryb.

W takim wypadku to już działa instynkt, a nie rozum. Myśli blakną, zostawiając miejsce dla jaskrawego i intensywnego pragnienia przeżycia. Gdzieś w tle odbijało się delikatnymi pastelami, że przynajmniej dzieciarnia będzie bezpieczna, jednak był to kolor na tyle słaby, że ginął w szaleńczym kalejdoskopie. Nawet bodźce nie reagowały na otoczenie, władanie przejęły oczy, które wypatrywały najlepszej drogi ucieczki. One były najbardziej kolorowe. Ścieżka przed karpicą widniała na kolor kwitnącego w słońcu słonecznika, natomiast ból w boku wyblakł z czerwieni do bardzo delikatnego różu, nie zostawiając praktycznie po sobie śladu. Przetrwanie było po prostu najważniejsze.

Usłyszała czyiś krzyk od boku i poczuła szarpnięcie, jak ktoś ją pociągnął prosto do jakiejś zapyziałej nory. Była to ludzka budowla, jednak jej cel nie był karpiom znany. Nie musiały go znać. Teraz było to dla nich schronienie przed wściekłym drapieżnikiem, który bardzo chętnie zje sobie na obiad karpia, chociaż świąt jeszcze nie ma.

Tenebrae zamknął wejście i zabezpieczył je kamieniem, podczas gdy Akhifer przycisnęła się do tylnej ściany i próbowała odzyskać trzeźwość umysłu. Kalejdoskop powoli się uspokajał, tracąc swoje szaleństwo kolorów, a na jego miejsce pojawiały się stonowane, uporządkowane krajobrazy. W tym ciemna, krzycząca czerwień trzymająca się boku ciała samicy. Krew wyciekała, teraz już bardziej z winy intensywnego ruchu i musiała być jak najszybciej zatamowana. Tylko czym, do licha?

Brae znalazł jakiś biały płat, z którego podobno też korzystali ludzie. Nie wydawał się idealny, ale lepsze było to niż nic. Ostrożnie obwiązał go dookoła ciała wadery, zakrywając ranę. Potem się odsunął.

– Gratuluję odwagi, współczuję głupoty – rzucił, odwracając się od alfy. – Nieźle się popisałaś.

– Działałam instynktownie...

– Instynktownie to ty się prawie zabiłaś – skwitował Jitong. – Nie lubię cię, ale przy twoich rządach przynajmniej mam jakiś spokój i pewność, że tak szybko się to nie zmieni. Jeśli na alfę wejdzie ktoś nowy, może mi poprzestawiać szyki, a jakoś tego nie chcę.

– Z czego wynika ta niechęć? – Akhifer zadała to pytanie takim tonem, który nie cierpiał odmowy odpowiedzi. Do tego byli zamknięci w jakiejś ludzkiej skrzyni i raczej tak szybko się stąd nie wydostaną, więc mają mnóstwo czasu wyjaśnić sobie różne rzeczy.

<Tenebrae?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz