Żółta karpica wywróciła oczami tak mocno, jak pozwoliła jej na to jej anatomia i prawdopodobnie w tym momencie zobaczyła własny mózg. A dokładniej mówiąc papkę mózgową, w którą zmieniał się ten organ, gdy dyskutowała ze starszyzną. Akhifer nie miała pewności, czy te karpie były głuche, czy wiek spowodował u nich zanik szarych komórek, ale była skłonna wierzyć w to drugie, bo nawet do głuchej osoby za którymś razem docierało. Do tej bandy nie docierało wcale.
– Pani Renato, nie mogę kogoś karać tylko dlatego, że trzyma w domu krąpa. Akceptujemy ten gatunek jako zwierzątko, a ten konkretny osobnik ma wszystkie wymagane papiery.
– Ale to niebezpieczne! – pani Renata nie ustępowała. Po raz jedenasty była ta sama śpiewka. – Tylko czekać, aż wyszkoli tego stwora tak, by atakował biedny narybek!
– Krąpy nie atakują naszego narybku... – Ferkę zaczynała od tej dyskusji boleć głowa, ale co miała zrobić innego niż słuchać bezpodstawnych zażaleń Renatki.
– Wyrośnie duży i będzie atakować, zobaczysz!
– Nie, nie wyrośnie...
– Tego nie wiesz!
Wiem, miała ochotę syknąć Akhifer, ale postanowiła trzymać język za nieprawdziwymi zębami. Po jedenastej bezowocnej wymianie zdań postanowiła w końcu podejść do tego inaczej, bo bardzo ewidentnie Renatce nie szło przemówić do rozumu.
– Proszę pani, odkąd tu przypłynęłam, zachowuje się pani w stosunku do mnie bez choćby grama szacunku. Do tego oskarża pani bezpodstawnie sąsiadkę i jej krąpa i grozi jej pani karami i uśpieniem zwierzaka. To wszystko są wykroczenia opisane w prawie i grożą za to pani grzywny, a nawet kara pozbawienia wolności.
– Że co?? – krzyk przewalił się po głowie Ferki niczym spadający głaz. – Jak śmiesz! Niby w jakim prawie tak pisze, co? Chcę, żebyś mi pokazała na piśmie, ty głupia świrusko, bo tak się składa, że ja akurat swoje prawa znam! Param się polityką!
– Dokładnie w tym, które napisałam ja ze swoimi doradcami. Artykuł pierwszy, punkt drugi, ""szacunek winien jest każdemu karpiowi koi, który zamieszkuje bądź odwiedza Lazurowe Jezioro."" Do tego wchodzą podpunkty, a pani złamała już trzy z nich. Koledzy strażnicy odprowadzą panią na posterunek, może tam w końcu pani się uspokoi, gdy zobaczy pani wysokość grzywny.
Twarz Renaty zbladła, jej źrenicy zwężyły się do rozmiarów kropeczek. Podwójny ogon przyspieszył nerwowo bicie, gdy podpłynęły do niej dwa samce z obu stron.
– Ale... ale... Alfa powinna wiedzieć o MOBiS! I znać ich prawa! – Pani Renatka próbowała kurczowo się wybronić. – My staramy się chronić bezpieczeństwo mieszkańców, ta odpowiedź to lekceważenie naszych obowiązków i doprowadzanie do zagrożeń!
– MOBiS ma prawo funkcjonować tak długo, jak nie łamie prawa ławicy. Doceniam wasze starania, ale nie pozwolę na samowolkę, wystarczy mi Bractwo Hydry. Chcecie bronić bezpieczeństwa, – Akhifer wzruszyła płetwami – róbcie to zgodnie z prawem.
– A Bractwo Hydry? – zapytała błękitna karpica drżącym głosem, najwyraźniej mając nadzieję, że porównanie MOBiSu do tej wręcz przestępczej grupy jakoś pomoże w jej sytuacji. Kapitan tylko ponownie wzruszyła płetwami.
– Oni są mądrzejsi.
Pyszczek Renaty otwierał się i zamykał w iście rybi sposób, tylko z większym szokiem w oczach. Strażnicy zabrali ją za płetwy na posterunek, gdzie tutejszy sierżant zadecyduje, czy wymierzyć sprawiedliwość samemu, czy zgłosić się do pani kapitan. Akhifer znała sierżanta opiekującego się tą częścią miasta, więc nie czuła żadnych obaw, że w najbliższym czasie spotka się z Renatą. Pożegnała się z resztą teraz przestraszonego tłumu, przeprosiła oskarżoną kobietę w imieniu prawa i powróciła do swoich obowiązków patrolowania okolicy, które wyznaczyła sobie jako odpoczynek od obowiązków alfy. Czasem zapominała, jak wredne potrafią być koi, ale wcale nie czuła się z tym źle. Tylko z tym całym MOBiSem zaczął robić się problem, do tego wcale nie taki mały. Choć za Hydrą Ferka nie przepadała, miała nadzieję, że w tej kwestii staną po jej stronie. W końcu MOBiS ograniczało wolność mieszkańców osiedl.
Koniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz