Wiosna. Pora o wiele radośniejsza, od poprzedzającej jej smutnej i chwilami okrutnej zimy. Wiosna oznaczała brak lodu na powierzchni, słońce, jedzenie i rozkwit wszelkiego życia. Dla karpi z Lazurowego Jeziora to miała być pierwsza taka pora spędzona tutaj, co czyniło ją jeszcze radośniejszą niż zwykle. Urodziło się również właśnie najmłodsze pokolenie rybiej społeczności - karpie, dla których to miejsce od samego początku będzie domem. Nie będą one rozumiały dylematu swoich rodziców, którzy musieli podjąć decyzję czy zostać w starym Zbiorniku i żyć pod płetwą Vivierith, czy przenieść się tutaj i wspólnie stworzyć nowy dom. Dla nowo narodzonego narybku właśnie to miejsce będzie tym pierwszym domem. Tym pierwotnym miejsce, gdzie przyszły na świat i gdzie będą dorastać, oraz najprawdopodobniej żyć do końca swoich dni. Przyjście na świat takich karpi, które z pewnością będą odznaczały się innym myśleniem niż starsze od nich pokolenie, miało też znaczenie symboliczne. To było jak początek nowego, radośniejszego etapu, związanego ze wzrostem nowego, niespętanego żadnymi niesprawiedliwościami życia, o które inni musieli walczyć, ale najmłodszy narybek już nie będzie musiał tego robić. Urodził się wolny, i jego rodzice z pewnością zadbają, by tak pozostało do samego końca.
Wraz z przybyciem wiosny, dla Nirimi szczęśliwie skończył się czas karpi, które przybywały do niej, ponarzekać na wszystko, co z zimą związane. Teraz, największą część karpi, które do niej przypływały, byli świeżo upieczeni rodzice, proszący o modlenie się do duchów natury, o pomyślność dla ich narybku. Ogólnie, wiosna dla naszej Szamanki przebiegała w miarę spokojnie. Owszem, wszystko wokół ożyło i zyskało tą charakterystyczną, wiosenną żwawość, ale ona sama nie musiała borykać się z żadnymi problemami. To znaczy, nie musiała, ale do czasu...
Będzie z tydzień temu, gdy w domu Nirimi zaczęły pojawiać się ślimaki. Drobne, o żółto-czarnych oraz czerwono-czarnych, pasiastych muszlach. Najpierw, Szamanka znalazła parę w kącie jej norki. Potem odkryła większą grupkę na ścianie, a później, nie sposób było wymienić miejsca, gdzie nie zawitała pojedyncza, obślizgła, ślimacza noga. Początkowo, czarno-biała karpica myślała, że może to tylko zwyczajny, wiosenny przyrost wszelkich zwierząt, który w tym wypadku był widoczny akurat u tych ślimaków. Jednak, po jakichś dwóch dniach, Szamanka była coraz mniej spokojnie nastawiona do pojawienia się mięczakowatych gości. To wszystko nie wyglądało jej już jak normalna obfitość tych zwierząt, a bardziej jak jakaś plaga! Ślimaków zdawało się przybywać i przybywać, mimo że Nirimi parę razy dziennie zbierała dużą ich część i wynosiła daleko poza swoją norkę. Ktoś mógłby powiedzieć, że może przesadzała, w końcu to tylko małe ślimaczki, ale Nirimi obawiała się o swoje domowe i ogródkowe rośliny, oraz o swoje zapasy. Naprawdę nie byłoby jej do śmiechu, gdyby ta ślimacza plaga wyjadła jej całe zapasy. Mimo tego, że regularnie je wynosiła, populacja mięczaków w norce nie malała, a w zastraszającym tempie rosła. Dzisiaj rano akurat, Nirimi zmuszona była oddać swoje domowe roślinki sąsiadowi, z obawy, że ślimacza plaga całkowicie je pochłonie. Dzielenie dachu nad głową z tymi nieproszonymi gośćmi denerwowało karpicę, ale jak na razie nie znalazła ona żadnego sposobu na poradzenie sobie z nimi. Już po około trzech dniach od pierwszego pojawienia się ich w jej domu, spróbowała znaleźć na nie remedium w jednym ze swoich zwojów. W jej tomiku “Szkodniki. Poradnik dla początkujących ogrodników i wrednych sąsiadów” nie znalazła jednak nawet najmniejszej wzmianki o tych akurat ślimakach. Nie przejęła się tym zbytnio i postanowiła poszukać w bibliotece. Straciła cały dzień. Nie znalazła nic, mimo że przeszukała dosłownie wszystkie zwoje. Naprawdę martwić zaczęła się jednak wtedy, gdy poproszony przez nią Ogrodnik Paul o zbadanie, z jakimi szkodnikami ma do czynienia, też nie był pewny, czym dokładnie są te ślimaki. Długo się im przyglądał i parę razy nawet rzucił jakimiś ślimaczymi nazwami, ale zaraz znajdował szczegół, który wykluczał, że to jest akurat dany gatunek. W końcu ponuro oświadczył, że nie wie, co u licha Nirimi ma w swojej norce. To już naprawdę zaniepokoiło Szamankę. Nie wykluczała ona nawet, że jeśli nie pozbędzie się tych szkodników, będzie musiała się przenieść, a tego naprawdę wolała uniknąć. Jej dom miał doskonałą lokalizację, i cóż rzecz, zwyczajnie go również polubiła. To był jej dom i nie chciała aż tak prędko się z nim rozstawać.
Tak więc Nirimi wyruszyła na poszukiwanie remedium na swoje ślimaki. Zabrała po jednym czerwonym i żółtym mięczaku i wyruszyła do najludniejszej części Lazurowego Jeziora. Jak to często o tej porze roku, gdy wszyscy chcąc uzupełnić zapasy, akurat odbywało się tam coś w rodzaju targu. Szamanka pływała od stoiska do stoiska, pytając się każdego, kogo spotkała, o to, czy może wie, jak poradzić sobie z tymi ślimakami oraz czy może chociaż się orientuje, czym dokładnie są. Niestety, jak na razie jej poszukiwania spełzały na niczym. Nirimi była już naprawdę zdesperowana. Musi znaleźć rozwiązanie na te szkodniki, i to jak najprędzej. W zasadzie to nie była pewna, czy jeśli wróci do domu, jej zapasy nadal będą w tym samym stanie, co gdy je opuszczała... Szamanka pływała trochę jak w jakimś transie, co do niej naprawdę niepodobne. Widać, co perspektywa stracenia dachu nad głową potrafi zrobić z ryby... Nirimi poruszała się prędko, starając się nie tracić ani chwili. Mechanicznie pytała się każdego, kogo tylko mogła o to samo i zawsze dostawała tę samą odpowiedź. Tak się na tym skupiła, że nie zauważyła, gdy z rozpędu wpłynęła w inną kapricę. Zderzyła się z nią czołowo i lekko ją zamroczyło. Natychmiast poczuła wstyd swoją osobą, że pozwoliła sobie na tak wielką nieuwagę, by w kogoś wpaść. Jej zawstydzenie i złość na samą siebie sięgnęły jednak zenitu, gdy zrozumiała, w kogo dokładnie wpłynęła. Na Alfę i Kapitan Ławicy. Na Alfę i Kapitan Ławicy. A Nirimi miała wrażenie, że szczęście ogólnie jej akurat dopisuje...
- Bardzo przepraszam, pani Kapitan - Nirimi lekko pochyliła swoją biało-czarną głowę. Jak ona w ogóle ma ją tytułować? Na dobrą sprawę, to nigdy wcześniej nie rozmawiała z Alfą. Była jeszcze stosunkowo młoda, więc gdy tylko najważniejsza ryba w Ławicy chciała czegoś od Szamanów, zwracała się do tych starszych i bardziej doświadczonych członków tej akurat kwalifikacji, nie do niej akurat. Mimo że Nirimi dałaby płetwę, że wiedzą nadrabia doświadczenie niektórych z nich...
- W porządku, nic się... nie stało - Akhifer posłała jej lekki, chyba trochę wymuszony uśmiech, co trochę uspokoiło Szamankę. Wyglądało na to, że naprawdę nic wielkiego się nie stało. Nirimi oczywiście natychmiast rzuciła się, by pozbierać ciekawie wyglądające biało-różowe liście, które druga karpica przez nią upuściła. Równocześnie, z jej własnych płetw wypadła dwójka ślimaków. Małe szkodniki z prędkością, o którą nikt by ich nie podejrzewał, wgryzły się w część jednego z owych liści, które przez Nirimi upuściła Kapitan Lazurowego Jeziora. Mięczaki przez krótką chwilę gryzły liść, a potem...padły. Dosłownie. Zadrżały i już zamiast być przyczepionym do dna lekko dryfowały, unosząc się długość płetwy nad dnem. Coś w tych biało-różowych liściach najwyraźniej było dla nich trujące! I jeśli śmiertelnie, to wybijało je w, heh, zabójczym tempie. Ona to chyba jednak ma to szczęście...
- Przepraszam... Skąd dokładnie ma pani te liście? - zapytała, wręczając Alfie jej własność.
- Stamtąd - odpowiedziała krótko Akhifer, wskazując na stoisku tuż obok. Nirimi ładnie potem podziękowała drugiej karpicy i czym prędzej podpłynęła do owego stoiska. Tam powitał ją jasny, zielono-biały karp, o welonowych, acz poszarpanych, płetwach.
- Dzień Dobry, panienko, czym mogę panience służyć? Bardzo dziś mamy ładny dzień, nie sądzi panienka? Ma panienka może jakieś plany dzisiaj? - wyszczerzył do niej swoje niepokojąco ostre zęby.
- Chciałabym kupić te liście. Poproszę o... dwadzieścia sztuk - odpowiedziała, nawet nie zamierzając reagować na jego ostatnie zdanie. Sprzedawca wzruszył lekko płetwami piersiowymi i wręczył jej dość spory stosik. Nirimi prędko zapłaciła i jeszcze prędzej popłynęła w stronę swojej norki. Dotarła idealnie, dokładnie to akurat zdążyła powstrzymać jakiegoś wyjątkowo sporego ślimaka od rozpoczęcia jedzenia jednej z jej strebli. Tej dorodnej, którą sprzedawca zachwalał, że będzie wyjątkowo smaczna. Nirimi zabrała się do roboty. Wzięła liście w płetwy i podarła je na strzępki, pozwalając im rozproszyć się powoli po jej domku. Efekty zaczęły być widoczne już po chwili – ku radości Szamanki, ślimaki zaczęły wgryzać się w liście, po czym masowo zamierały. Potem, należało już tylko upewnić się, że wszystkie zakończyły swój ślimaczy żywot i wynieść je gdzieś, gdzie pewnie zostaną zjedzone przez jakieś mniejsze ryby. O ironio, pewnie również przez takie, których martwego przedstawiciela gatunku przed chwilą próbowały pochłonąć... Nirimi wręcz kusiło, by zobaczyć, czy nic się owym streblom, najedzonym ślimakami nie stanie, ale goniło ją inne obowiązki, więc pozostawiła martwe ślimaki własnemu losowi.
Koniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz