Światło słoneczne leniwie przebiło taflę zbiornika, tańcząc pomiędzy pokrywającymi ją liśćmi. Jako że woda wolno się nagrzewa, mimo nastania dnia, w krainie koi nadal panował chłód, które nie wydawało się chcieć ustąpić. Dla rybki wygodnie umoszczonej w kołderce z glonów zimna temperatura sprawiała, że ciepło i komfort pościeli wydawało się jeszcze bardziej przyjemne. I właśnie tak wylegiwała się Psyche, przesypiając dzień, póki z jej spoczynku nie wyrwał jej głośny, piskliwy dźwięk, który rozległ się tuż obok niej. Karpica podskoczyła w amoku, oglądając się to w lewo, to w prawo, poszukując źródła dźwięku. Po czym rozległ się po raz drugi. Kaszlnęła, to tylko kaszel. Psyche uspokojona tym odkryciem ułożyła się w posłaniu i znów zasnęłaby, gdyby tylko nie jedno słowo, które utkwiło w jej mało pojemnej głowie.
Kaszel…Rybka poderwała się i pomknęła z szybkością, jaką fabryka dała ku siedzibie medyczki.
***
Parę zamachnięć ogona od miejsca docelowego, do rybich uszu Psyche zaczęły docierać harmonie do jej chorej melodii. Chwilę potem znalazła się przed szarawą Romelle.
- Odprawiłabym cię do domu, by lekarz nie zaraził pacjenta, ale słyszę, że sami swoi – westchnęła medyczka zdartym od pokasłań głosem – kaszel listkowy. – sprostowała.
Psyche załamała płetwy, kaszel listkowy ostatnimi czasy zbierała swoje żniwo w ławicy. Rybka była jednak święcie przekonana, że wygaszająca już plaga uprzejmie ominęła ją łukiem, a ta jednak zrobiła pełny obrót i skopała jej ości.
- No więc jak się to leczy? – zaczęła różowa karpica, wymachując płetwami.
- Bardziej czym – podjęła Romelle uczenie – Niestety już od dawna moje zapasy leków na tę chorobę zieją pustką, biorąc pod uwagę to, ile rybek się po nie zgłaszało, ledwo co znalazłam medykamenty dla siebie, kiedy sama się zaraziłam. Jedyne co mogę dla ciebie zrobić to wypisać receptę i życzyć szczęścia w poszukiwaniach.
- Brzmi bardzo optymistycznie – oświadczyła Psyche.
- Naprawdę? Powiedziałabym, że twoje szanse są fatalne! – odpowiedziała z zaskoczeniem, dobitnie omijając posłaną w jej kierunku nutkę ironii – By wyzdrowieć potrzebujesz naparu z różnych ramienic i taką jaskrawoczerwoną pijawkę.
- Pijawkę? – bąknęła poprzez kaszel zdegustowana pacjentka.
- W teorii nie leczy choroby, tylko łagodzi jej objawy, ale bez niej udusisz się pięć razy przed wyzdrowieniem. Jeśli ubarwienie jej nie zdradzi, poznasz ją po tym, że ma apetyt na rybie mięso. – wytłumaczyła.
Psyche zamrugała.
- Dziękuję… - skinęła głową – to ja już popłynę dać się zjeść.
***
Znalezienie ramienic i przyrządzenie z nich cuchnącego naparu okazało się nie być wyjątkowo trudne. Psyche kochała zwiedzać zbiornik, więc nie musiała się za nimi bardzo naszukać. Ale pijawki? Psyche nienawidziła i była obrzydzona przez zwykłe krwiopijce, ale takie drapieżne? Ten kaszel listkowy za wiele od niej wymagał. Gdyby nie to, że rybka oddychała z coraz większym wysiłkiem, zadowoliłaby się samym naparem. Po paru godzinach pływania wte i wewte karpica była gotowa uznać te czerwone pijawki za wymarłe, kolejne ofiary rozwijającej się karpiej cywilizacji. Zatrzymała się, by zaczerpnąć oddech przez wymęczone skrzela. W tej samej chwili zobaczyła, że piasek przed nią zaczął się wić, poruszać się, czerwienić…
O mamo.
Pijawka wystrzeliła w jej kierunku z prędkością błyskawicy. Psyche wrzasnęłaby, ale umęczone struny głosowe wydały z siebie żałosny skrzek. Emocje wstrząsające rybką wielokrotnie przewyższały te z jej wyprawy na pustkowie. Odruchowo okręciła się jak glon i potężnie zamachnęła się ogonem, by jak to najszybciej uciec od wijącej nitki śmierci, a była to nitka śmierci, ponieważ po spotkaniu z lewym sierpowym ogona karpicy unosiła się martwa na wodzie. Tak, absolutnie, taki był zamysł. Ze swoją zdobyczą u płetwy udała się do domu i ułożyła na glonowej pościeli, zaczynając swój zasłużony odpoczynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz