31 grudnia 2021

Od Akhifer - "Podczas tamtych sezonów jest słońce" cz.2

– Znowu nie spałaś? Wykończysz się. 

– A daj mi spokój. Widziałeś? Udało mi się opanować bunt. To duży sukces, patrząc na naszą obecną sytuację. Nie kojarzę tak złej zimy. 

– Po prostu nie żyjesz tak długo, by pamiętać. Spójrz. Widzisz? Koi pływają w mroku. Jest tak ciemno, że ledwo cokolwiek widać, a jest już południe. Przynajmniej tak mi się wydaje, twój małż się w pełni otworzył. 

– Faktycznie. Jest taki śliski i obrzydliwy. Tak właściwie pod tą skorupą jest tylko surowe mięso, co nie? One nie mają skóry ani ości. 

– Nie. Są mięczakami, choć z tego, co słyszałem od naszych kolegów ze Słonej Przestrzeni, nawet mięczaki potrafią być niebezpieczne. 

– Słona Przestrzeń się z tobą skontaktowała? 

– No. Było to tuż przed tym, jak Zbiornik zamarzł na stałe. 

– Dlaczego mi nie powiedziałeś? 

– Byłaś zajęta segregowaniem zapasów. 

– A. No tak. 

– Podobno prądy w Słonej Przestrzeni się zmieniają. Robi się zimniej, niektóre części ich rafy koralowej zaczęły obumierać i stworzenia stamtąd szukają nowego schronienia. Dla nich to oznacza większą ilość drapieżników. 

– Są w niebezpieczeństwie. 

– Dokładnie tak. 

– Napisali, jak szybko postępują zmiany? 

– Na razie nie tak szybko, by nie mogli się przygotować. Ale podejrzewają, że wkrótce się to zmieni i jedyną nadzieją dla nich będzie ucieczka. Wtedy stracimy z nimi kontakt. 

– Niech to sum... 

– Też tak myślę. 

– Będziemy musieli poczekać do wiosny, żeby dowiedzieć się więcej. To za długo. Martwię się. 

– Ta, nie tylko ty. Hej, zobacz! Koi zapaliły światła. Te świecące glony na patyku to jednak dobra rzecz. 

– Ludzie tak nagrzebali w Zbiorniku, że chyba przez setki lat to się nie wyleczy. 

– Ale czy musi? Daj spokój, Akhifer, tak jak jest jest całkiem dobrze. 

– Po prostu modlę się do Pierwotnego, żeby te zmiany nie przeszły na naturalną faunę tego miejsca i nie stały się naszym wrogiem. 

– Już przechodzą, ale to trochę zajmie, zanim staną się dla nas niebezpieczne, wiesz? 

– Niby tak... No dobra, dzięki za rozmowę, ale muszę już wracać do swoich obowiązków. 

– Jasne. Do zobaczenia, Akhifer. 

– Do następnego, Lyndi. 

<CDN>

Od Irysahyty - "Gość w dom, Ryuu w dom" cz.1

– A co ja jestem, hotelarz, żeby pokoje rozdawać? – Irek z poirytowaniem machnął płetwą. Nie lubił, kiedy ktoś nachodził go w jego przytulnej norce, budził w środku nocy i domagał się jakichś pokoi dla swojego braciszka, któremu zawaliło dom. Może i w normalnych warunkach przyjąłby biednego osobnika z otwartymi płetwami, ale na siedemnaście karpi dużych i małych, nie jeśli przychodzą po ciemku i wybudzają go z zasłużonego snu! Zresztą bądźmy szczerzy, komu by się podobało takie nocne nachodzenie? No chyba nikomu.

– Irek, proszę! – Koralowo różowa samica mówiła już załamanym głosem. Pewnie gdyby nie było tu wszędzie wody, po jej policzkach spływałyby smutne łzy. – Mordick nie ma gdzie się podziać, mój mąż go nie wpuści, a nikogo poza tobą tak blisko nie znam. Musisz mi pomóc!

Pasiasty koi spojrzał na dryfującego za karpicą karpia. Jego kolory nie były dobrze widoczne o tej porze doby, szczególnie że lód odgradzał więcej światła, ale koleś miał raczej jasną karnację, może nawet białą, patrząc na to, jak się świecił na tle zupełnego mroku. I miał też jakieś ciemniejsze plamki, ale takie nakrapiane, jakby ktoś go popryskał albo się pokłuł wśród cierni. Płetwy grzbietowej w połowie nie było, pozostały tylko strzępki, jakby kiedyś Mordick padł ofiarą ataku drapieżnika i uszedł z życiem, tracąc przy okazji coś tak ważnego. Brak płetwy powodował, że karp kiwał się nieco na boki, ale poza tym miał dość dobrą równowagę. Wzrok spuszczony w dół, żeby nie musieć wdawać się w tą dyskusję, jednak postura kazała trzymać się na dystans i okazywać szacunek. Tylko że o tej godzinie nikt na szacunek nie zasługuje.

– No niech wam będzie, do stu tysięcy sardynek. Niech wpływa.

<CDN>

Od Nirimi - "Niebo płonie ogniem barw, czyli Sylwester!"

Woda w Zbiorniku rozświetlona była ciepłymi barwami zachodzącego słońca. Nirimi z uśmiechem na pyszczku przyglądała się złotym smugom. Dzisiejszy dzień minął jej zwyczajnie i spokojnie. Woda wokół niej miała dość niską temperaturę, jednak jej to nie przeszkadzało. Noc zapadała na świcie ostatnio niezwykle szybko, więc ogniste wodne smugi zaczęły powoli znikać. Karpie wokół niej mówiły sobie dobranoc i szły spać. Nirimi jednak czuła, że coś się wydarzy. I nie myliła się. Usłyszała głośny huk a niebo rozbłysło jasnym zielonym światłem. Ogniki o barwie trawy ułożyły się we wzór pięknej palmy, która rozbłysła na niebie, po czym spadła i zniknęła w mroku. Młoda koi podpłynęła jak najbliżej zmrożonej tafli wodnej, czekała na następne światła. Tym razem była to jasno-fioletowa i złota palma, dość mała, za to kolorowa. Następne rozbłysły razem zielona i czerwona. Błękitny, płomienny wzór, który pojawił się chwilę potem jak dwa poprzednie zgasły by gigantyczny i przepiękny. Potem na raz pojawiły się palmy we wszystkich kolorach. Rozświetlały niebo tworząc piękne wzory i kaskady iskier, spadających ku ziemi.  Teraz na sklepieniu miały swoje miejsce wysokie białe i różowe słupy pojedynczych, za to jasnych i długich snopów iskier. I ona jednak opadły ku ziemi. Nirimi czekała. Czekała aż pojawią się kolejne kolorowe ognie. Pragnęła by niebo płonęło. Nie wydarzyło się jednak nic. Karpica zawiedziona już miała wrócić do domu. Gdy usłyszała najgłośniejszy huk ze wszystkich. Jej wzrok znów powędrował na niebo, a pyszczek otworzył się ze zdziwienia. W górze, były złote, gigantyczne snopy światła. Nad nimi górowały trzy fajerwerki połączone w jedno. Wszystkie złote, pomarańczowe, czerwone, fioletowe i lawendowe. Błyszczały jasnym światłem i oświetlały wszystko wokół. Na jej oczach niebo płonęło ogniem barw i kolorów. Mimo że pozostały na niebie dość długo i one opadły ku dołu. Koi wiedziała, że to był finał. Słyszała głośne okrzyki radości ludzi, którzy otaczali Zbiornik. Czuła się szczęśliwa i spełniona. Oczywiście nie wiedziała, dlaczego ludzie stworzyli te kolorowe światła jednak czuła, że ich obecność to powód do świętowania i radości.

<Koniec>

Od Nirimi - "A gdyby tak... nie istnieć?" (wyzwanie)

Dla Nirimi był to kolejny zwykły dzień. Obudziła się, coś przekąsiła i trochę się pouczyła. Teraz właśnie skończyła czytać tekst o ziołach leczniczych, zadany jej przez nauczyciela ze szkoły. Ziewnęła wypuszczając parę bąbelków z pyszczka i wyjrzała z domku. Jakoś nie zbyt chciało jej się wychodzić, ale, coś jej mówiło, że powinna to zrobić.  No, nie można powiedzieć, że wyszło jej to na dobre. Bo gdy tylko jej tylna płetwa opuściła bezpieczne schronienie świat, który widziała zamigotał i... znów widziała wszystko normalnie. Zaskoczona rozejrzała się. No nie wszystko było już normalnie, tak jak wcześniej. Ale co to było. Wtedy jej wzrok padł na koi, która płynęła prosto na nią. No, nie ślepa jest czy co? Nirimi tak bardzo skupiła się na tym by zrozumieć, dlaczego owa osobniczka płynie prosto na nią, że zapomniała, że ona przecież cały czas tu stoi a zaraz może skończyć się to wypadkiem. Dotarło to do niej na sekundę przed zderzeniem, które o dziwo nie nastąpiło. Druga koi zwyczajnie przez nią przeniknęła i popruła dalej. Nirimi otworzyła szeroko pyszczek i musiała wyglądać dość głupio. Jej umysł cały czas nie potrafił poradzić sobie z tym co to znaczy. W końcu do niej dotarło. Jest niewidzialna i przenikalna. Jak duch... Ale, duchem staje się ktoś kto zakończy swój żywot a ona, cóż cieszy się zdrowiem i młodym wiekiem. Nie, to nie to. A może, w jakiś sposób, jej dusza została odłączona od ciała? Tylko gdzie jest jej ciało? Nikt nie wygląda na jakoś bardzo smutnego, a wtedy wyglądała by na kogoś kto umarł... 

-Na to nie ma logicznego wytłumaczenia!!!- ryknęła nagle, wymawiając ostanie zdanie swojego wewnętrznego monologu na głos. Serce podeszło jej do gardła. Nikt nawet się nie odwrócił, nie spojrzał, machnął płetwą. Wszyscy zachowywali się jak zwykle. Jakby jej tu nie było, jakby nigdy nie istniała. Łzy napłynęły jen do bystrych ślepi jednak otarła je szybkim ruchem płetwy. Nie może się tu mazać jak jakieś dziecko! Co prawda sama nim była i nikt jej teraz nie widzi więc co za różnica, ale, Nirimi zawsze stara się przestrzegać ustanowionych przez nią lub przez kogoś innego zasad a jednak z JEJ zasad brzmi- Zero płaczu. Tak więc uznała, że nie ma się co mazać- musi znaleźć jakieś rozwiązanie, jak powrócić do świata żywych. Poczuła w sobie nową determinację i chęć do działania. Zapłonęło to w niej jak nowy płomień, który wzniecał żar jej serca. Następny widok jednak w sekundę zgasił tę iskrę. Przed nią nauczyciel (ten sam która zadał jej tekst o ziołach) rozmawiał z uczennica w jej wieku. I nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to ze ona zachowywała się i mówiła zupełnie jak Nirimi! Wyglądem odbiegała od niej lekko, ponieważ plamy na jej ciele miały kolor jasnego błękitu dziennego nieba, a nie mrok nocnego sklepienia. Czarno-biała koi zrozumiała, że jej czas już minął. Ktoś inny zajął jej miejsce na świecie. Nie była już potrzebna. Nie istniała. Tylko dlaczego? Co zrobiła, że zakończyła swe istnienie w tak marny sposób? Przecież chyba zachowywała się dobrze na tym świecie prawda? Karpica popadała w coraz większą histerię. Łzy płynęły z jej oczy całymi potokami. Już nic się nie liczyło. Jej iskra zgasła i już nigdy ponownie nie zapłonie. Przestała istnieć a jej miejsce zastąpił ktoś inny. Ważniejszy. Lepszy. Koi czuła jak z każdym oddechem traci chęć życia. Ale nie, nie mogła umrzeć. Bo już umarła.

<Koniec>

28 grudnia 2021

Od Nirimi - "Świecące poszukiwania" cz.1

Nirimi spokojnie wypłynęła ze swojego domku. Były godziny wczesne, jasna kula słońca jeszcze nie całkiem oświetlała taflę wodę nad nią. Karpica zachwycona przez chwilę obserwowała skałę przed nią w której odbijały się promienie zimowego słońca. Czuła jak zimna woda wokół niej jest lekko za zimna, postanowiła więc płynąć dalej by trochę się rozruszać. Machnęła więc płetwami i zrobiła parę obrotów na rozgrzewkę. Tak, tak lepiej! Ciągle czuła chłód, ale, było to już do zniesienia. Tylko co teraz miałaby robić? Po chwili namysłu postanowiła poszukać błyszczących skarbów gdzieś w okolicy. Podpłynęła do najbliższej kępy wodnych roślin i rozgarnęła ją w poszukiwaniu czegoś świecącego. Bingo! Pośród wodnej trawy leżał mały, ładny, okrągły kamyk, który błyszczał się opalizująco. Zadowolona ze znaleziska wzięła je w chwytną, prawą płetwę i lekko podrzuciła do góry. Kamyk zabłyszczał w słońcu i opadł do ziemi. Został pochwycony jednak tuż przed tym jak opadł na dno. I tak parę razy. W końcu koi uznała, że już dość i pochwyciła kamyk. Wolno popłynęła dalej i rozchyliła następną kępę flory wodnej. Tu jednak nie znalazła nic godnego uwagi, tak samo w następnych dwóch miejscach. Zawiedziona popłynęła do atrakcyjnie wyglądającej kępy zielono-limonkowej, łykowatej rośliny, która lekko falowała razem z zimnymi prądami wody. Tam znalazła jakaś małą niezidentyfikowaną błyskotkę, która lśniła pomarańczowym blaskiem.

<CDN>

Powitajmy Nirimi!

Powitajmy nową samicę w ławicy - Nirimi!

Nirimi to zaledwie narybek, jednak już mierzy wysoko będąc w klasie rozszerzonej, a jej tajemniczy charakter zdaje się wpasowywać do celu, jaki obrała.

Pełny formularz Nirimi znajduje się tutaj: =KLIK!=

27 grudnia 2021

Od Brae - "Wszyscy kochają Akhifer" cz.1 [13+]

Tenebrae nie mówił „nie”. W zasadzie… mówił „tak”. Całkiem inteligentne było stwierdzenie, że co najmniej podejrzane jest, iż dołączył do Bractwa Puszczy akurat w chwili gdy pojawiły się pewne przypuszczenia. Och, tak, debilna nazwa – to było pierwsze, co pomyślał Jitong, gdy zapoznał się z przywódcami koi należących do tego właśnie… Jak przy tym jesteśmy, to i z tym Brae miał spory problem; jak nazwać to coś? Zgromadzenie, paczka durnych przyjaciół, aż koniec końców pozostał na cholernej sekcie, planującej wymordować każdego, kogo napotka. Pozostali w ławicy widocznie myśleli podobnie.

Nie wiadomo, kto. Nie wiadomo, kiedy i gdzie. Wiadomo tylko, że wpuszczono do zbiornika plotkę o tym, iż Tenebrae planuje zamordować alfę. Pierwszą reakcją wspomnianego koi był idiotyczny i mało inteligentny śmiech, ten jednak został przerwany, gdy czarny uświadomił sobie, że to nie jest żart (i że to nie jest taki zły pomysł). Jacyś debile naprawdę myślą, że chciałby zamordować przywódczynię. Okay, dobra, faktycznie. Jest wysoko położony. Ma zapędy prowadzące do z*j*b*n*a innych. Dołączył do sekty w momencie, kiedy właśnie to wszystko się zaczęło. I niejednokrotnie wygłaszał przemowy swoim klientom, iż uważa, że Akhifer jest niezbyt inteligentnym małżem (tak, przy okazji obrażał też jej zwierzaka). Ale dużo się od tego czasu zmieniło, naprawdę: Brae powstrzymywał większość swoich zachowań godnych naczelnego emosa, nie pluł Akhie w twarz, i nawet zdążył ją polub-… Znaczy… zaakceptować. Tak. Zdążył przyzwyczaić się do tego, że istnieje, a jeżeli nie przestanie zachowywać się wobec niej jak stary dziad to skończy jako sprzątacz. Sorry, Irysahyta, mam nadzieję że się tym nie przejmujesz, ale chyba nikt nie uważa, że sprzątacz to godne stanowisko. 

Czuł się jak skończony idiota, kiedy narybek omijał go szerokim łukiem, odpływając z wrzaskiem i wrzeszcząc „Morderca! Chce zabić królową!”, a ich opiekunowie mieli to gdzieś. Nie reagowali, tylko patrzyli po sobie, jakby to, że dzieci nazywają randomowych koi „Mordercami” było spoko. Może mieli po prostu dziwne dzieci, jakieś niedorozwinięte czy coś, ale normalnie ryby zachowują się w bardziej cywilizowany sposób. Chyba. Nie znam się na rybach.

Cóż, podsumowując tą sytuację, stan Tenebrae można by określić jako zdołowany. Zmęczony. Może nawet zasmucony, chociaż bliżej do zdenerwowanego. Jitong miał dość. Widzieli to wszyscy, którzy do niego przychodzili: zamiast kłócić się jak zawsze, chłodno mówił to, co chcieli usłyszeć, żeby sp**rd*l*li. A ów ryby, korzystające z usług posłańca smoków, w większości oddalały się czym prędzej – sp**rd*l*j*c. Żeby nie było: nie każdy zachowywał się jak bezmózgi piasek. Niektórzy nawet mówili Brae, żeby się nie martwił, wziął w garść i dobrze wykonywał swoją robotę, to zostawią go w spokoju. Nie możemy powiedzieć, że tym wszystkim samiec się stresował, gdyż nie zna on podobnego pojęcia, jednak było to dla niego mało komfortowe. Zdecydowanie wolałby żyć jak dawniej.

Warto również wspomnieć, dlaczego w ogóle Tenebrae znalazł się tam, gdzie się znalazł. I nie mowa tu o jego latach życia, ciężko przepracowanych, by mieć jak najgorszą opinię jaką się tylko da zdobyć. Chodzi oczywiście o to, jakim cudem Brae jest członkiem Bractwa Puszczy zamiast jakiegoś Mrocznego Kanionu. Zgadujcie. Macie dwie szanse.

Jeżeli trafiliście od razu, to mogę wam pogratulować. Jeżeli za drugim: nie jest źle. Ale naprawdę dziwię się, że ktoś nie zgadł za żadnym, no, chyba, że robiliście sobie więcej prób niż dwie. Poprawną odpowiedzią jest oczywiście, iż zrobił to z powodu reputacji ów sekty. Mają władzę, mają popyt, i panienki na nich lecą znaczy co-

Nieważne, on jest aseksualny i nie obchodzą go panienki. Ani panowie. Żebyśmy się jeszcze wszyscy nie zdziwili.

Wyjść z tej sytuacji można było na kilka sposobów. Raz, wyjaśnić to sobie z alfą. Dwa, r*zp**rd*l*ć frajerów samodzielnie lub wynająć do tego wojsko. Trzy, w*p**rd*l*ć gdzie pieprz rośnie. No, i cztery, przetrwać to wszystko i żyć dalej.

Pierwszy i ostatni był rozsądny, trzeci dało się znieść a drugi… Cóż, był drugim. Druga szansa na zgadnięcie poprawnej odpowiedzi, dzięki czemu można się odkuć za poprzednią będącą niepoprawną:  Które wyjście było faworytem Brae?

Hej, ludzie (czy tam ryby), Tene nie jest jeszcze takim matołem żeby zabić połowę karpi przez to, iż nie wierzą w jego uczciwość. Czy wspominałam, że Brae sam się zastanawiał, czy on tego nie planuje i przez swoją chorobę po prostu o tym zapomniał? Nie? To może lepiej, że sądzicie, iż faktycznie jest niewinny. 

…Dobra, będę szczera, Jitong chciał wybrać sposób drugi. Ale poniosły go emocje. Zrozumcie.

Zresztą, nie wybrał go. A pomógł mu pewien członek wojska, który zresztą sam nie wiedział, co czynił. Najzwyczajniej wpadł na Tenebrae, gdy ten planował wybicie połowy członków zbiornika. Może nie było to zbyt inteligentne, zważywszy na to, że pozostali utwierdziliby się w przekonaniu, iż plotki są prawdziwe i następna będzie Akhifer. Brae był zły. A Feliks nie miał dobrego dnia, skoro na niego wpadł. Chociaż mogło być gorzej. 

– Patrz, gdzie płyniesz – warknął Jitong, gdy Feliks w niego wszedł. Wbiegł? Wpłynął, w zasadzie. – Każde poruszenie płetwami może być twoim ostatnim, durny…

Tutaj emocje Brae opadły, i dlatego właśnie mogło być gorzej; Jitong potrafi się ogarnąć, chociaż możecie w to wątpić. Zresztą, sama w to wątpię. Sęk w tym, iż Tenebrae postanowił nie wzbudzać aż tylu podejrzeń, wyzywając członka ławicy od sk*rw*s*n*w. Więc przerwał. Patrzcie, jaki grzeczny i myślący chłopczyk!

Cóż, i tak mu groził, więc ten sk*rw*s*n niewiele popsułby mu ów wypowiedź.

<Skurwy-... Znaczy... Feliksiu, mój ty kochany?>

Podsumowanie Świątecznej Zimy

Jak się skończyła Świąteczna Zima?

Aktywnością to wydarzenie nie różniło się od standardowego miesiąca w Koi Paradise, a pewnie było tak tylko dlatego, że wydarzenie trwało właściwie niemal cały grudzień. Nie narzekajmy jednak! Myślę, że i tak bardziej interesuje wszystkich, jakie strony zostały dodane do Koi Paradise. Zacznijmy jednak od podsumowania samego wydarzenia.

Choinkę znaleźli Feliks i Tenebrae, co znaczy, że przysługuje im dodatkowa nagroda. Choinka znajdowała się na stronie Koi no Ryuu i "latała" w lewym dolnym kącie ekranu.

Opowiadania napisali Akhifer, Tenebrae i Feliks, dostają za to nagrody, które przypadają jedna na opowiadanie. Nagrody zostały wylosowane za pomocą koła fortuny.

  • Nagrody Akhifer - Kryształ, 1 AP
  • Nagrody Tenebrae'a - 100 pereł, Pierścień
  • Nagrody Feliksa - Kwiat, 100 pereł

AP oczywiście zostaną dodane do formularza, przedmioty i perły natomiast pojawią się w ekwipunku na stronie Inwentarza. Zaraz, zaraz... Inwentarza?

Tak! Wraz z końcem wydarzenia pojawiają się cztery nowe strony, poszerzające zarówno sam świat Koi Paradise, jak i dodające nowe atrakcje dla autorów. Myślę, że na szczególną uwagę zasługuje Historia, która tłumaczy, skąd wzięliśmy się w Zbiorniku i skąd u nas takie nienaturalne umiejętności. Pozostałymi stronami są:

  • Wspomniany już Inwentarz, który jest odpowiednikiem sklepu i jednocześnie znajduje się tam ekwipunek postaci.
  • Wydarzenia, czyli spis wszystkich aktywnych i minionych wydarzeń.
  • Uproszone Wyzwania, które mogą być inspiracją do pisania opowiadań, gdy pomysłów brak.

Bonusy

Zgodnie z obietnicą, za każde opowiadanie napisane podczas tego wydarzenia postaci otrzymują dodatkowe 1 AP. Dodatkowo myślę, że na szczególne wyróżnienie zasługuje Feliks, który w ciągu ostatnich godzin wydarzenia zdążył napisać opowiadanie. Za ten wyczyn otrzymuje jeszcze jedno dodatkowe AP oraz ma przyznane osiągnięcie Ucieczka Przed Zamarznięciem.

Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w wydarzeniu i gratuluję wygranych! Życzę też Wam spokojnej końcówki roku i powodzenia w dokańczaniu tegorocznych spraw!

~ Akhifer

26 grudnia 2021

Od Akhifer CD. Brae'a - "Trochę spokoju, za dużo zmartwień" cz.6

Takiego obrotu spraw Akhifer w życiu by się nie spodziewała. Tak bardzo skupiła się na rozwiązaniu całej tej sprawy ze swoim snem, że kompletnie zapomniała o najprostszym możliwym rozwiązaniu, jakim jest zwyczajne zrozumienie tego snu dosłownie. Pewnie, gdyby tak bardzo nie zależało jej na tym wszystkim, nie musiała by teraz pędzić co tchu w skrzelach, niemal je wypluwając, byleby zobaczyć, co się dzieje z narybkiem. W tym momencie zapomniała o świecie, o Tenebrae'u, o tym, co może ją złapać na tych terenach. Musiała jak najszybciej dostać się do domu. Nawet jeśli wypluje skrzela i odpadną jej łuski, po prostu musiała tam się dostać!

Pędziła tak szybko, że nawet nie zarejestrowała kiedy otarła się o zaostrzony kamień. Coś ją szczypało w boku, ale nie było to ważne. Ważniejsza była ławica. Ten zapach krwi na pewno nie pochodził od niej, to coś innego się zraniło i krwawi. Jej nic nie jest. Tylko musi bardzo szybko dostać się z powrotem do domu, do ławicy, żeby upewnić się, że narybek jest bezpieczny.

Spojler: nie był.

Gdy Akhifer wszelkimi siłami starała się dotrzeć do głównych miejscowisk karpi, nad głowami nieporadnych rybek pływał szczupak. Zdecydowanie miał chrapkę na małe, bezsilne dzieciątka, które schowały się pod kamieniami i wśród roślinności, wszędzie, gdzie wydawało się być dostatecznie bezpiecznie. Na te długie, nieznośne chwile w ławicy zapanował strach i chaos. Ci mniejsi i słabsi uciekali, ci więksi i bardziej pewni siebie starali się odciągnąć szczupada od centrum domu łatwicy. Nic jednak nie ruszało tego wściekłego stwora, który kłapał wypełnioną zębami szczęką na zaczepiające go karpie i wciąż rozglądać się za smaczną przekąską.

Jego uwagę przykuł pewien zapach. Zapach bardzo czerwony, wyśmienicie rozchodzący się w wodzie i bardzo intrygujący. To pojawiła się alfa, z obdartym, krwawiącym bokiem, gotowa bronić narybku nawet za cenę życia. Ferka z wykształceniem wojskowym rzuciła się bez namysłu na znacznie większego drapieżnika, chcąc chociaż go zdezorientować, żeby małe karpie mogły uciec do jednego ze schronisk. Jej plan jednak zawiódł, gdy zorientowała się, że krew tak naprawdę jest jej. I teraz szczupak, podniecony tym przepysznym zapachem, zaczął gonić ją, faktycznie zapominając wszystkich pozostałych ryb.

W takim wypadku to już działa instynkt, a nie rozum. Myśli blakną, zostawiając miejsce dla jaskrawego i intensywnego pragnienia przeżycia. Gdzieś w tle odbijało się delikatnymi pastelami, że przynajmniej dzieciarnia będzie bezpieczna, jednak był to kolor na tyle słaby, że ginął w szaleńczym kalejdoskopie. Nawet bodźce nie reagowały na otoczenie, władanie przejęły oczy, które wypatrywały najlepszej drogi ucieczki. One były najbardziej kolorowe. Ścieżka przed karpicą widniała na kolor kwitnącego w słońcu słonecznika, natomiast ból w boku wyblakł z czerwieni do bardzo delikatnego różu, nie zostawiając praktycznie po sobie śladu. Przetrwanie było po prostu najważniejsze.

Usłyszała czyiś krzyk od boku i poczuła szarpnięcie, jak ktoś ją pociągnął prosto do jakiejś zapyziałej nory. Była to ludzka budowla, jednak jej cel nie był karpiom znany. Nie musiały go znać. Teraz było to dla nich schronienie przed wściekłym drapieżnikiem, który bardzo chętnie zje sobie na obiad karpia, chociaż świąt jeszcze nie ma.

Tenebrae zamknął wejście i zabezpieczył je kamieniem, podczas gdy Akhifer przycisnęła się do tylnej ściany i próbowała odzyskać trzeźwość umysłu. Kalejdoskop powoli się uspokajał, tracąc swoje szaleństwo kolorów, a na jego miejsce pojawiały się stonowane, uporządkowane krajobrazy. W tym ciemna, krzycząca czerwień trzymająca się boku ciała samicy. Krew wyciekała, teraz już bardziej z winy intensywnego ruchu i musiała być jak najszybciej zatamowana. Tylko czym, do licha?

Brae znalazł jakiś biały płat, z którego podobno też korzystali ludzie. Nie wydawał się idealny, ale lepsze było to niż nic. Ostrożnie obwiązał go dookoła ciała wadery, zakrywając ranę. Potem się odsunął.

– Gratuluję odwagi, współczuję głupoty – rzucił, odwracając się od alfy. – Nieźle się popisałaś.

– Działałam instynktownie...

– Instynktownie to ty się prawie zabiłaś – skwitował Jitong. – Nie lubię cię, ale przy twoich rządach przynajmniej mam jakiś spokój i pewność, że tak szybko się to nie zmieni. Jeśli na alfę wejdzie ktoś nowy, może mi poprzestawiać szyki, a jakoś tego nie chcę.

– Z czego wynika ta niechęć? – Akhifer zadała to pytanie takim tonem, który nie cierpiał odmowy odpowiedzi. Do tego byli zamknięci w jakiejś ludzkiej skrzyni i raczej tak szybko się stąd nie wydostaną, więc mają mnóstwo czasu wyjaśnić sobie różne rzeczy.

<Tenebrae?>

Od Feliksa - "Wojownik Ziemi Utraconej", cz. 4

Feliks podniósł główkę, w ślad za którą rzecz jasna popłynęła cała reszta śliskiego ciałka, tak nie za bardzo oddzielona od niego jakąkolwiek szyją, i popatrzył w bezchmurne niebo, udając, że grzeje się w promieniach letniego słońca. Tak naprawdę nie lubił ani silnego ciepła, ani ćwierkania ptaków nad powierzchnią wody. Na szczęście był środek zimy.

Cyrk. Świat był jednym wielkim cyrkiem. Do takiego wniosku dopłynął właśnie Feliks.

Jeszcze przed miesiącem... czy może przed dwoma, miał wielkie marzenia. Chciał dotrzeć aż do końca świata, przemierzyć (podwodne) pola i łąki, zmierzyć się z giętkimi jak niecne, smocze paszcze włóknami morskiej trawy. Zwalczyć zło, pokonać ciemność i dopłynąć aż do światła. Jednym słowem, którego, czy to przez nieśmiałość, czy przez zesztywnienie ze wszechobecnego chłodu, nie potrafiły wypowiedzieć karpie usteczka: znaleźć własny, prawdziwy dom. A dziś? Dziś czuł się mniejszy niż zawsze, jeszcze bardziej nagi; koń, którego zły los pozbawił kopyt, bezwartościowy żołnierz bez karabinu.

Miał silnie uzasadnione poczucie, że do tej pory nie osiągnął żadnego celu. Nie tylko nie odnalazł tej jedynej, wyjątkowej przystani, ale nawet, jak nędznie by to nie zabrzmiało, szczególnie się za nią nie rozglądał. Przez cały ten czas po prostu płynął przed siebie, nie dostrzegając niczego oprócz rozciągającego się przed oczyma jego duszy widma prostej, pustej drogi. Jedynie kolejnych, bezbarwnych metrów do pokonania w podróży donikąd. Wyrzekł się tego, co tu i teraz, w bezsensownej nadziei na to, to tam i potem. Nie zauważył, że bez teraźniejszości żadna przyszłość nie istniała.

Od rana czuł się jakoś denerwująco bezsilny. Był pewien, że ma dziś pecha i to odpowiedni dzień, aby przytrafiło mu się coś, czego nie spodziewałaby się w swoim życiu żadna szanująca się rybka. Choćby miało być to spłonięcie żywcem we własnej, podwodnej norce. Być może Feliks właśnie dziś się nie szanował?

Ot, ciekawa historia. Proszę, nawet teraz bezmyślnie poruszał wyćwiczonymi do poruszania się naprzód jak radziecki czołg płetwami. Nieustannie płynął, chociaż od dawna ani nie wiedział już gdzie jest, ani  nie pamiętał, gdzie był przede dniem czy przed godziną.

Właśnie w tamtej chwili zauważył, że przed jego okrągłymi ślepkami rozciągały się połacie piaszczystego dna. Dziki step, dokładnie taki, jaki wymarzył sobie będąc jeszcze tylko młodą i głupią ikrą. Lecz nagle... Feliks przypomniał sobie, że nadal jest wszak niezbyt mądrą, a przy tym, wyjątkowo przesądną rybką.

Jak to możliwe, że wcześniej nie zwrócił na nie uwagi? Czy to miraż? Taki, jak oaza na środku płonącej żywym ogniem pustyni? Czy los w istocie postanowił aż tak potężnie go doświadczyć? Czy sprawdzał się jego najczarniejszy scenariusz? Czy skazany jest teraz na zapadnięcie się w pułapce własnych przekonań? Być może to tylko chwilowy dysonans..., lecz nie! Nic na to nie wskazywało. Jeśli to iluzja, trwa w nieskończoność. Czy ta stopniowa deprawacja zmysłów pochłonie go całkowicie, czy zostawi jeszcze choć jeden, nieruchomy obraz, który nieszczęśnik będzie mógł oglądać po kraniec swojego krótkiego życia? Lecz co najważniejsze: gdzie jego droga?! Jego szara, pusta droga?!

Mały Koi poczuł, że jest w niebezpieczeństwie.

Jego iluzja rozszerzała się, malując na sobie już nie tylko pustą przestrzeń, lecz i nowe struktury, których małe, rybie oczy nigdy wcześniej nie widziały. Niewzruszone głazy o niezwykłych kształtach, okalające niebieskawą przestrzeń i mniejsze, ziejące od dołu, skalne grudy i jamki, porośnięte mchem.

- Ach! - wykrzyknął Feliks. - Jakie piękne pustkowie!

<C.D.N.>

9 grudnia 2021

Od Brae'a CD. Akhifer - "Trochę spokoju, za dużo zmartwień" cz.5 [13+]

Zacznijmy od tego, że Tenebrae nie lubił się bić. Generalnie Jitong lubił małą ilość rzeczy, ale bijatyki nigdy nie wychodziły mu zbyt dobrze; gdy był młody, często w nich uczestniczył, ale stanął po zwycięskiej stronie góra dwa razy. A naprawdę często się bił. Cóż, nigdy nie umiał spożytkować swojej energii we właściwy sposób. 

Jak tak patrzył na to wszystko, to nawet nie chciało mu się walczyć o przetrwanie Alfy i by pokonać to coś, co zwało się Tvef. Mógłby zostawić tutaj i Alfę, i swojego wroga, a następnie sobie pójść, szybko zmykając w rodzinne strony. Inaczej: uciec. Potem powiedziałby wszystkim, że Akhifer popełniła samobójstwo, ale przed tym oznajmiła, że Brae zostanie nowym-

Dobra, lepiej nie. Trochę to planowanie zaszło mi za daleko, co? To co mógłbym, to jedno, a to co zrobię, to drugie. Chyba nawet ja nie jestem aż takim palantem, żeby teraz uciekać, i zostawić ją na pewną śmierć... Chociaż przywódczyni walczy lepiej ode mnie, a ją powalił jednym uderzeniem, i chociaż tak naprawdę wcale nie chce-

– W mordę małża – Tenebrae zdążył wydusić, żeby szybko odpłynąć na bok. Rozwścieczony Pustelnik nie należał do jego najlepszych przyjaciół. Jakikolwiek Pustelnik nie należał do jego najlepszych przyjaciół. Co prawda to prawda, ale do Pustelników czarny koi nigdy nie czuł szacunku. Byli podejrzani. Mieszkali pośrodku pustkowi i wyprawiali jakieś dziwne rytuały, jak modlitwy do duszków.
Nie myślcie, że Brae nie wierzył w Smoki… Bo, ee-, wierzył. Oczywiście. 

– Życie ci się znudziło, czy co? – Brae poirytowany zapytał Tvefa, odchodząc od swoich rozmyślań. Wątpliwe, żeby ktoś inny myślał o smokach, nie w formie modlitwy, kiedy walczy o przetrwanie. – Rozumiem, że nie masz rodziny, bo jesteś zbyt brzydki i nikt cię nie chce, przez co tutaj wylądowałeś, ale nie musisz wyżywać się na innych. Hej, ja może jeszcze jestem do uratowania, koleżko! 

Jitong o mało nie stracił głowy.

– Kurde – powiedział sam do siebie. – Ja chyba dobrze rzucałem kamieniami, kiedy byłem młody? O ile pamiętam. I o ile to mi się nie przyśniło. Albo nie przewidziało, kurwa.  

Wziął więc w płetwę kamień i wycelował w rybę. Pustelnik widocznie nie czuł się zbyt dobrze, gdyż zaczął się topić. (Tak, dobrze przeczytaliście, ryba się topi. A w zasadzie opada na dno, powoli, i powoli… Ale to można uznać za topienie się) Tak czy siak, misja została zakończona. Tenebrae z podziwem spojrzał na powalonego wroga. Zaraz też podszedł do swojej zmarłej znajomej, która, swoją drogą, wcale zmarła nie była. Jitong szybko to zauważył, i sam nie wiedział, czy ma się z tego cieszyć czy smucić. 

– Dość ciężka jest – Brae wysapał, targając za sobą Alfę. –  Co ona jadła? 

Całe szczęście, że w wodzie przedmioty (i organizmy żywe) tracą swoją wagę, bo wątpliwe, żeby Jitong dociągnął Akhifer do końca trasy o własnych siłach. Zresztą, tak naprawdę nie musiał ciągnąć jej do końca: liderka szybko się wybudziła, z odruchem prawie zabijając swojego podwładnego. Najpierw Tenebrae chciał wrzasnąć „Ajajaj, moja biedna główka”, ale w porę przypomniał sobie, że jest dorosłym mężczyzną. 

– Nie zabij mnie czasem – mruknął. – Coś wymyśliłem…

– Co ty nie powiesz – Alfa nie wyglądała na zadowoloną. Zresztą, nikt nie byłby zadowolony, gdyby ominął go pojedynek, a co gorzej, właśnie oberwałby w łeb. 

– Śniło ci się, że próbujesz obronić narybek, nie? Ale ci się to nie udaje? – zaczął. – To teraz wyobraź sobie taką sytuację, że próbujemy go bronić w tej chwili; idąc do Pustelnika. Ale nam się nie udało.
Akhifer spojrzała na niego, zamyślona. 

– Sugerujesz, że narybek coś symbolizuje?

Jitong trochę się zmieszał. Tak daleko to on nawet nie zaszedł.

– Może… Ale chodziło mi bardziej o coś realistycznego. Że teraz coś, kurwa, te dzieci wyżera, kiedy my sobie rozmawiamy. 

Miejmy nadzieję, że z biegiem czasu Brae nie zacznie używać przekleństw jak przecinki w zdaniach, ale obecne wydarzenia niestety na to wskazują. 

Kiedy więc on rozmyślał nad swoją przyszłością, i tym, że za często używa pięknego słowa, jakim jest „kurwa”, Akhifer zrobiła coś pożyteczniejszego; ze swoją obolałą głową rzuciła się do płynięcia, modląc się w duchu, że to, o czym pierdolił Brae, jest tylko wymysłem jego walniętej wyobraźni.

Niedużo brakuje i ja także będę używała przekleństw zamiast przecinków. Ale nie no, ,,pierdolił" to chyba nie przekleństwo?

<Akhifer?>

8 grudnia 2021

Od Akhifer - "Podczas tamtych sezonów jest słońce" cz.1

Zima była ciężkim okresem dla ławicy. Trudno się dziwić, w końcu brakowało pożywienia, woda była zbyt zimna do funkcjonowania, a i nawet o słońce ciężko było, by rozświetlało wody Zbiornika. W końcu ryby, nawet tak inteligentne jak karpie koi w Koi Paradise, nie miały pojęcia, że zimą Zbiornik pokrywa warstwa śniegu, odbierająca dostęp do zbawczego światła. Przez ten okres ławica żyła w ciemności i głodzie, często ledwo wiążąc koniec z końcem, a wiele ryb w tym okresie zwyczajnie umierało. Był to ogromny cios nie tylko dla ich rodzin, ale także dla Akhifer, która ze względu na swoje jakże wyniosłe stanowisko musiała słuchać zażaleń i smutków. W tym okresie jej depresja najbardziej się odzywała, alfa unikała spotkań, dużych skupisk ryb, nie chciała z nikim rozmawiać ani nawet decydować o ławicy. Robiła to za nią starszyzna, która jednocześnie opowiadała sobie, że jak to tak, alfa nie chce wziąć się do pracy, unika wszystkich, co to w ogóle za alfa. Może Bractwo Mrocznego Kanionu ma rację, że taka alfa do niczego się nie nadaje.

Ferka wiedziała o tych oskarżeniach, jednak na razie nie chciała nic z tym zrobić. Tak, owszem, nie chciała się wziąć do pracy. Dobrze wie, że unika wszystkich. Ale gdy na głowę walą ci się wszystkie problemy ławicy, czy naprawdę jesteś w stanie trzymać to wszystko na plecach bez uderzania o dno? Akhifer nie mogła. Była za słaba. Starszyzna mogła podzielić się obowiązkami między sobą, ona musiała wszystkiemu stawiać czoła w samotności. Zimą ta samotność najbardziej uderzała. Słuchała ryb tracących swoich bliskich, rozdawała porcje jedzenia potrzebującym rodzinom, zapewniała schronienie tym, którzy nie potrafili sami go znaleźć, wszystko to zupełnie sama. Ale tak. Nie nadaje się do niczego. Bractwo Mrocznego Kanionu ma rację.

Była tak załamana, że nie wiedziała, co ze sobą zrobić. W środku zrobiła się zwyczajnie pusta, obojętna na otaczający ją świat, emocje wypłynęły z niej jak z otwartej butelki wrzuconej do wody. Przypominała wazę, z której wyjęto kwiaty i wylano wodę, bo przestała być użyteczna, a teraz stoi w kącie, pusta i zbierająca kurz. Niektórym może i zrobiłoby się żal, gdyby to zobaczyli, większość jednak nawet nie rzucała wzrokiem w stronę odstawionej wazy. Jest, bo jest. Nie będzie jej to nie. Nie przydawała się do niczego. Była bezużyteczna. A najlepiej to niech się stłucze, będzie można ją wyrzucić.

Ten pusty smutek, nie będący nawet do końca smutkiem, przerwało pojawienie się innego koi w domu alfy. Bezceremonialnie bez ogłoszenia się karp wpłynął do norki, jaką zajmowała w samotności Akhifer, zaskakując ją swoją obecnością. Żadnego cześć, żadnego dzień dobry. Co prawda ten konkretny karp nie był znany z jakiegoś szczególnie pozytywnego nastawienia do życia, nie witał dnia z płetwami w górze wołając "Alleluja!", ale też nie był jakoś niewychowany. Zawsze umiał powiedzieć jakieś proste przywitanie, a skoro tym razem tego nie zrobił, musiało dziać się jednak coś poważnego. Akhifer podniosła się ze swojego leża.

– Feliks? O co chodzi? – zapytała czerwonego przybysza, który naszedł ją w środku dołka emocjonalnego. Nie, żeby miała mu to za złe, może ją z tego wyciągnie.

– Grupa koi zebrała się niedaleko magazynu pożywienia i starają się wywalczyć więcej jedzenia. A dokładniej mówiąc ukraść. Nie proszę cię w tym momencie o bycie alfą, Akhifer, nawet jeśli to by się przydało, ale prosiłbym, żebyś wzięła w tym udział jako strażnik. Wiadomo, że jest zima, ale nie można pozwolić, by atakowali magazyn i z niego kradli, bo wtedy może pojawić się faktyczny problem z dożyciem wiosny.

Prawda. Nie można było pozwolić na kradzieże. To był kolejny problem w życiu ławicy, ale tym razem z jakiegoś powodu Ferka nie czuła się przytłoczona. Przeciwnie, poczuła chęć działania, a wręcz potrzebę zrobienia czegoś w tym kierunku. W jej żyłach popłynęła świeża krew, zmysły ponownie nabrały ostrości. Świat już nie był taki szary. Nabrał kolorów, żywych i pełnych. Dobrze by jeszcze było, gdyby nie było tak strasznie ciemno, ale cóż, tak wyglądało życie w Zbiorniku. Taflę skuwa lód, a potem znika światło i już wszyscy zdążyli się przyzwyczaić.

Strażniczka jako pierwsza ruszyła w stronę magazynu, tuż za nią płynął równie ożywiony Feliks. Coś się wreszcie działo. Może nie była to pozytywna rzecz, ale i tak była inna od pozostałych. Dała jakieś urozmaicenie nudnej, smutnej zimy, dała motywację do działania, a przede wszystkim dała coś, co w ogromnych brakach pojawiało się u wielu - chęć walki o życie. Tamte zbuntowane karpie chciały więcej jedzenia, by nie głodować teraz. Ferka i Feliks chcieli to jedzenie zachować, by nie umierać z głodu później. Pojawiła się rywalizacja dwóch różnych poglądów i to w jakiś sposób napawało ryby chęcią życia. Może taka ich była natura, a może nie, w końcu wiosną, latem czy nawet jesienią nie mają takich zapędów.

Ale podczas tamtych sezonów jest słońce.

Teraz słońca nie było i ta wszechobecna ciemność wdzierała się do małych, jednokomorowych serc karpi, zatruwając je niczym jad swoją nienawiścią do wszystkiego, co piękne i poukładane. Miało się ochotę wywołać chaos i niektóre karpie już to zrobiły. Dlatego Akhifer nie będzie musiała się obarczać, że to z jej winy. Ona tylko broniła magazynu. To nie ona rozpoczęła ten sztorm.

<CDN>

5 grudnia 2021

Świąteczna Zima - zimowe wydarzenie

Świąteczna Zima

Świąteczna Zima to nazwa pierwszego wydarzenia na Koi Paradise. Wydarzenie nie będzie jednak (na szczęście) ściśle związane ze świętami i zimą, a jest to raczej wymówka, żeby dać Wam jakieś dodatkowe bonusy. Na co czekacie? Czytajcie zasady!

  • Wydarzenie będzie trwać w dniach 05.12 - 26.12 do godziny 21:00, czas będzie odliczany w liczniku na pasku bocznym oraz na dole postu. Po upływie tego czasu bonusy nie będą liczone.
  • Na zakończenie Świątecznej Zimy pokaże się post podsumowujący.
    • Będzie on zawierał informacje, kto jakie nagrody otrzymał, ale bonusy zostaną dodane dopiero przy podsumowaniu.
  • Na blogu została ukryta choinka. Po znalezieniu jej należy wysłać do administracji w wiadomości prywatnej zdjęcie (screenshot) choinki. Nie wolno sobie pomagać.
    • Choinka zapewnia szansę na większe nagrody.
  • Każde opowiadanie napisane w tym okresie zapewnia karpiowi koi bonus +1 AP oraz prezent niespodziankę.

Jak prezenty na święta, Wasze nagrody pozostaną tajemnicą i zostaną ujawnione na koniec wydarzenia. Do tego czasu powodzenia z pisaniem i Wesołych Świąt!

4 grudnia 2021

Zima w Koi Paradise

Kochani, zima nadeszła! 

Nie kalendarzowo, ale nasz Zbiornik powoli coraz skuteczniej skuwa lód, a powierzchnię już pokrył skromny biały puch. Dla ryb jest to okres zimowy, gdyż musimy udać się w głąb Zbiornika w celu uniknięcia mrozów. Co to znaczy dla ławicy?

  • Minimalna ilość pożywienia, cywile otrzymują go najmniej.
  • Losowe zgony ryb, które nie zapracowały na swoją porcję lub wpadły w szczęki drapieżników.
  • Tafla Zbiornika jest zamarznięta, nie ma dostępu do powierzchni.
  • Zakaz zbliżania się do górnych części Zbiornika. Teraz wszyscy muszą trzymać się dna.
  • Ze względu na temperaturę wody, wiele koi chowa się w Zielonej Jaskini.
  • Narybek ma obowiązek zostać w Zielonej Jaskini.

Co to znaczy dla Koi Paradise? Odbędzie się zimowe wydarzenie, które zacznie się już jutro. Wytrzeszczajcie gałki, bo będzie ciekawie!

Trzymajcie się ciepło!
~ Akhifer

1 grudnia 2021

Podsumowanie listopada


Moi drodzy!

Ach, jak ten czas szybko mija. Już po listopadzie, za chwilę będą Mikołajki, a potem Boże Narodzenie i będzie chodzić Świąteczny Ryuu. Był już u Was śnieg? W świecie Koi Paradise już jest, ale oficjalna zima nadejdzie dopiero w tą sobotę. Dużo wcześniej niż kalendarzowo, by pogoda się zgadzała. Szykujcie się też na pierwsze w historii Koi Paradise wydarzenie, które zacznie się już 5 grudnia. Wypatrujcie postu!

Ilość słów

  1. Akhifer na czele z 1531 słowami w dwóch opowiadaniach.
  2. Tenebrae napisawszy 763 słów w jednym opowiadaniu
  3. Irysahyta spadający niżej zaledwie o 31 słów, z wynikiem 732 słów na jedno opowiadanie.

Nieobecności

  1. Feliks dalej jest nieobecny, trwa to do 23 grudnia.
  2. Romelle zgłosiła nieobecność, będzie ona trwała od 1 grudnia do 1 lutego. 

Bonusy

Mistrzem Miesiąca, którego wybrały 3 osoby, został Feliks. Ogółem oddano 7 głosów na wszystkie rybki. Jak na razie nie przysługują żadne inne bonusy.

Tak oto właśnie przedstawia się podsumowanie listopada. Nie jest tego dużo, ale czy kiedykolwiek było? Według mnie ważne, że trzymamy się w miarę stabilnie i na razie nie ma co się poddawać. Kiedyś się jeszcze wybijemy, trzeba tylko znaleźć zainteresowanych. Powoli do przodu! A na razie Was pozdrawiam i życzę wszystkim miłego dnia.

~ Akhifer