Wiecie co?! Feliks nie zgadł ani razu. I trudno.
W rybkowym świecie, rybkowe sny, przekształcają się w piękne marzenia, a następnie ulatują jak bąbelki powietrza ku górze, spajają z błyszczącą taflą wody, wzbijają na jej powierzchni drobniusieńkie fale i rozpryskują się w ostatnim swoim tańcu, trwającym nie dłużej, niż ułamek sekundy. Takie marzenie ucieka z małej główki, przy akompaniamencie pobłażliwych westchnień wodorostów i potężnych, omszałych skał. A także ku olbrzymiemu zaskoczeniu właściciela owego niewinnego marzenia, zmieszanemu niesmacznie z żalem, czy też, ściślej ujmując, pewnego rodzaju poczuciem bycia głęboko pokrzywdzonym przez własną jaźń.
Minął już dobry miesiąc, odkąd nasz wojownik dotarł do nowego domu i poczuł się w nim... nieco inaczej, niż w każdym innym miejscu kiedykolwiek. Tak jakby, hm. Lepiej.
Feliks poruszał się szybkim, acz z lekka zygzakowatym ślizgiem, pozostawiając za sobą coraz większe połacie ziemi. Wyglądał przy tym jak ognisty, myśliwski pies, gwałtownie węszący coraz wyraźniejszy, coraz bliższy trop. Spokojnie: jak wiemy (jeśli nie jesteśmy akurat pół godziny po kolokwium, które uwaliło pół rocznika i nasze myśli nie wypłynęły po nim z głowy jak glutowate białko rozbitego jaja), oczywiście nie mogło być to prawdą. Feliks był tylko małym koi i jako taki nie miał zbyt wybujałego zmysłu powonienia. Można nawet powiedzieć więcej; oprócz okrągłych, pustych oczek i imponującej, choć z wierzchu niemal niewidocznej, linii bocznej, zmysły miał tak średnio wyostrzone.
Czego szukał? Szczęścia? Pieniędzy? Ciągu sukcesów zawodowych, które mogłyby doprowadzić go do zasłużonej emerytury oficerskiej w gronie rodziny, na działce w Bieszczadach? Otóż nie.
No ludzie, trochę ogarnięcia nie zawadzi. Czego mogła szukać ryba na dnie zbiornika? No żarcia. To jeśli już wszystko wiemy, możemy z satysfakcją spełnionego bajkosłuchacza poznać ciąg dalszy historii naszego małego wojownika.
A zaczęło się to wszystko, gdy główka Feliksa znienacka zderzył się z czyimś bokiem. Niespodzianka najwyraźniej wytrąciła z uwagi zarówno Feliksa, jak i jego bezczelną przeszkodę, bowiem zanim dzielny komandos zdążył otworzyć pyszczek i na nią nakrzyczeć, dobiegły go rozsierdzone słowa o banalnie standardowym przekazie. Coś jak...
- Patrz, gdzie płyniesz! - Zanim echo ucichło, a Feliks naprawdę otworzył pyszczek, dogoniło je jeszcze - każde poruszenie płetwami może być twoim ostatnim, durny...
I tego już ów niepraktyczny głaz nie zdążył zakończyć.
Ciężka płetwa spadła prosto na jego krzywy... ryj? Och, istotnie, przeszkoda okazała się całkiem żywą rybą. I to rybą o niezbyt zachęcającej powierzchowności. Z jakiegoś powodu zachęciło go to do powtórzenia ciosu.
- Przestań, do cholery! - wrzasnął rybkosz truposz, wymachując częściami ciała kręgowców wodnych, stanowiącymi narząd służący do utrzymywania równowagi oraz regulowania prędkości i kierunku poruszania się w wodzie. Feliks z nieukontentowaniem stwierdził, że jego przeciwność nadal zachowuje się niefrasobliwie.
Jeszcze jeden wymach.
Tym razem jegomość odpowiedział tym samym, składając na czole Feliksa pocałunek śliskiej płetwy. Nasz bohater wzdrygnął się, ponawiając atak.
Wtem, obcy głos (czy zresztą głos przeciwnika był znajomy? Przez te kilka sekund zdążyli się już aż tak do siebie zbliżyć?) przedarł się przez zasłonę tysięcy bąbelków, które wzbijali wokół siebie walczący. Oto Akifiker? Akihifer? W każdym razie ta nadobna istotka, która zarządzała całym niebiańskim przybytkiem, wpłynęła pomiędzy nich i z marsową miną wyciągnęła jedną swoją płetwę ku jednemu, jedną ku drugiemu, licząc pewnie na ich opamiętanie.
Pierwszy zreflektował się tamten ciul, który stanął na drodze Feliksowi.
Jego szczęście.
Zaczął nawet coś tam mlaskać w kierunku szefowej, lecz zagniewany żołnierz nie rozważał już nad sensem jego słów, gdyż uznał, że zjawiska takiego nie sposób przyporządkować do żadnej ze znanych światu wartości. Przybrał więc tylko jeszcze bardziej nieodgadniony niż zwykle wyraz pyska.
- Feliks? A Ty? - z zadumy wyrwał go głos niewieści. Przez chwilę sołdat myślał nad godną odpowiedzią.
- Co? - zwrócił się ku niej, a ona? Westchnęła.
- Pytałam cię o coś.
- Zgadzam się. Stanowczo się zgadzam, Akih... Masz rację, szefowo.
- No dobrze... - Przywódczyni potarła oczy swoją zgrabną płetewką. - Zatem pozostaje mi tylko jedno wyjście.
Feliksa zaintrygowały te słowa. ALE nie na tyle, by nie posłał jeszcze jednego, nienawistnego spojrzenia rywalowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz