22 marca 2022

Od Akhifer - "Jedzenie, prosta rzecz, a cieszy" (Labirynt cz.1)

Czy alfa powinna wpływać do podejrzanej jaskini, ryzykując swoje życie i zostawienie ławicy bez jakiejkolwiek rozsądnej władzy? Prawdopodobnie nie. Ale Akhifer nie znosiła stania z boku, szczególnie w takiej sytuacji, gdy pod pretekstem alfowego obowiązku mogła przeżyć jakąś ciekawą przygodę. Z tej właśnie racji wypełniła swoją torbę odpowiednimi zapasami, wsunęła jeszcze do środka kilka kawałków kory na notatki i wyruszyła na randkę z niebezpieczeństwami, jakie mogły czaić się w czeluściach labiryntu. Była gotowa na to, co jaskinia mogła jej zgotować, choćby była to śmierć zaglądająca w rybie, fioletowe oczy.

Z początku było spokojnie, ale przecież tak zawsze jest na każdej przygodzie i nie można się tym sugerować. Akhifer robiła rzetelne notatki na zabranych kawałkach kory, które potem będzie można łatwo przenieść na kamień, gdzie będą o wiele trwalsze. Zapiski dotyczyły podstawowych rzeczy, takich jak układu korytarzy, punktów orientacji w formie rzucającego się w oczy układu skał i ewentualnych form życia, tych niebezpiecznych i tych przydatnych w przyszłości. Do tych przydatnych zaliczały się małe stworzenia, będące dobrym źródłem pożywienia na wyprawy i w przypadku głodu. Samica nie zwracała na nich większej uwagi poza oględzinami do notatek. Raczej nie sądziła, że mogły jej się przydać w podróży, w końcu wzięła ze sobą jedzenia na dobre kilka dni, jak nie dłużej pod warunkiem rozsądnego dzielenia porcji.

Ale los, jak to los, lubił wystawiać przekonania inteligentnych istnień na próbę. Jeśli jesteś przekonany, że w danym miejscu nie znajdzie się żaden drapieżnik, to pewnie jakiś szczupak czai się tuż za rogiem. Jeżeli jesteś pewien, że most nad tobą wcale się nie zarwie, to albo uderzy cię w głowę, albo przynajmniej nastraszy, żebyś następnym razem miał się na baczności. To były takie małe psikusy od losu, by nasze życie nie było tak pewne i nudne, jak wiele osób chciało by mieć tylko po to, by czuć się bezpiecznie.

Akhifer zaczynały się już nudzić kręte korytarze. Czasem trafiło się skrzyżowanie, czasem korytarz robił się bardzo szeroki i wysoki, by potem znowu być tylko odrobinę szerszy od samego karpia. W niektórych miejscach były nawet miniaturowe bańki powietrzne, które wcale nie smakowały tak jak powietrze nad Zbiornikiem. Ferka zaznaczała je jako punkty orientacji dla przyszłych odkrywców. Poza nimi nie było właściwie nic ciekawego i wartego uwagi. Skały miały wyróżniające się kształty, ale gdy dziewiętnasta skała z rzędu jest inna to już wcale nie jest taka wyjątkowa. Na tle tej nudności jedyną naprawdę interesującą rzeczą było gliniane naczynie zakopane w piasku. Było niewielkie nawet jak dla karpia i w środku znajdowała się tylko zaschnięta żywica. Poza tym nie było w nim nic wartego zapisania. Nawet żywica była bezwartościowa. Może ewentualnie dla Medyków czy Szamanów by się przydała, ale Akhifer była tylko Strażnikiem i nie miała tego typu wiedzy. Co najwyżej bić się umiała, jako tako.

Po kilku godzinach bezowocnego pływania przez zamknięte, szare korytarze alfa poczuła zmęczenie płetw. I tak długo wytrwała nieustannie pływając, ale teraz była pewna, że jutro będzie ostro wyzywać swoją upartość. I pewnie całą tą wyprawę, bo będzie cała obolała i zmęczona. Ale przecież sama tego chciała. Postanowiła oprzeć się o piaszczyste dno i wreszcie nieco odpocząć zanim znowu podejmie się ciągłego pływania. Wyciągnęła małą część swoich zapasów, żeby się pożywić. 

Jak na zawołanie zza zakrętu, gdzie swoją drogą Akhifer chciała popłynąć, wyłonił się jakiś żyjący trup. Karp koi wyglądał naprawdę marnie, jego łuski były wyblakłe, a oczy zapadały się w sobie. Nietrudno było zgadnąć, że obcy kręcił się po korytarzach już od bardzo, bardzo dawna i też od dawna nic nie jadł. Ledwo przebierał płetwami, był prawie tak płaski jak flądra, a przecież karpie powinny być okrąglutkie. Patrzył zagubionym wzrokiem na żółtą samicę, jakby doznawał jakichś halucynacji, a nie widział prawdziwego, żywego karpia. 

– Czy ty... czy to jest jedzenie? – zapytał ochrypłym głosem całkowicie wypranym z jakiejkolwiek nadziei. 

Widok ten zabolał Akhifer, która jako alfa zawsze starała się o bezpieczeństwo i zaspokojenie potrzeb całej ławicy. Ten karp umierał i z pewnością nie dożył by wydostania się z tego labiryntu. Przynajmniej nie w stanie, w jakim był obecnie.  Choć zapasy były wyliczone dokładnie pod Strażniczkę, postanowiła ona podzielić się nimi z obcym karpiem. Nie za dużo, żeby mu nie zaszkodziły, ale żeby zyskał wystarczająco sił, by się stąd wydostać. 

– Tak. Proszę, podziel się. – Wyciągnęła płetwę z pożywieniem. Obcy od razu zabrał się do jedzenia. – Możesz się wydostać stąd płynąc w tamtą stronę. Na każdym skrzyżowaniu zaznaczyłam ścieżkę prowadzącą na zewnątrz. 

W oczach karpia wreszcie zapaliły się nikłe iskierki nadziei. Było widać, że pragnie się stamtąd wydostać z całych sił. 

– Dziękuję! Och, tak bardzo dziękuję! 

Po tych słowach popłynął we wskazanym przez Ferkę kierunku, wciąż żując robaczą kulkę, jaką go obdarowała. 

Strażniczka patrzyła za nim w milczeniu, powoli zjadając kulkę, jaka została jej na posiłek. Jak dziwnie jest mieć w pysku coś do jedzenia, kiedy tuż obok przepłynęła wygłodzona ryba na skraju śmierci. Nagle mdła kulka nabrała wyrazistego smaku.

Akhifer postanowiła nie rozmyślać więcej nad smutnym zjawiskiem, jakiego właśnie uświadczyła i wyruszyła w dalszą drogę, w głąb tajemniczego labiryntu.

<CDN>

Gratuluję! Twoim kolejnym zadaniem jest:
"Znajdujesz białe, podwodne kwiaty. Są wręcz widmowe, piękne, poruszają się z gracją, a wokół nich roztacza się biały, święcący pył. Jak się okazuje, jest tu cała łąka takich kwiatów. Idealne miejsce na odpoczynek."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz