Podniosłem głowę w górę, by zauważyć, że nie znajdowałem się już w lodowej komnacie, a światełkiem był promień słońca, odbijający się w małym kryształku. To mnie napawało małą nadzieją i ogromną dumą, że jednak stamtąd wyszedłem. Teraz wiedziałem, że nie zamarznę i nie zostanę żadnym dowodem przeszłości. Mogłem być spokojny.
Podniosłem się z ziemi i spojrzałem przed siebie, bardziej się przyglądając kolejnemu miejscu. Przede mną rozciągał się tunel. Wyglądał na długi, jakby nie miał końca, a światło docierało przez minimalne przerwy między skałami, na suficie. Na pierwszy rzut oka nie widziałem żadnych rozgałęzień, tunel wydawał się mieć jeden kierunek. Nie czekając ani chwili dłużej, ruszyłem przed siebie. Wszystko wydawało się w porządku, tunel formułowały ciemne skały, błyszczące w niektórych miejscach przez drobinki kryształów, w których odbijały się nikłe promienie słońca. Nagle piach pode mną się poruszył. Był to bardzo słaby ruch, wręcz niewidoczny, ale się powtarzał. Z każdym powtórzeniem ruch stawał się coraz bardziej widoczny. Zaciekawiony podpłynąłem bliżej dna i to był mój błąd. Kiedy to zrobiłem, czerwone szczypce wyłoniły się spod piachu i złapały mnie za płetwę. Krzyknąłem z bólu i momentalnie wzbiłem się do góry, aby znaleźć się jak najwyżej. Na moje nieszczęście, mój krzyk zbudził kolejne kryjące się w piachu kraby, które wyłaniały swoje szczypce ku mnie. Ponad to krab, który udziabał mnie za ogon, nie chciał mnie puścić. Chwycił moją płetwę ogonową jednym szczypcem i kiedy pływałem w kółko jak głupi, starając się go z siebie zrzucić, patrzył na mnie znudzonym spojrzeniem, jakby przechodził przez to wiele razy. Wkurzyłem się, dlatego zacząłem uderzać ogonem o ścianę, sprawiając, że on także w nią uderzył.
Na początku wydawał się twardy, zamknął oczy i tylko wzmocnił uścisk, co mnie zmotywowało do mocniejszych uderzeń. W końcu zaczynał tracić siły, poluzował swoje szczypce i po chwili opadł pomału na ziemie, z powrotem do swoich braci, którzy dalej mieli w moim kierunku wyciągnięte swoje chwytniki. Spojrzałem na mój biedny ogonem. Kolejna rana do kolekcji, zaraz obok dziur po widłach. Coś czułem, że ja nie umrę ze starości, albo na brak ogona.
Spojrzałem na wrogów, którzy widząc, że nie zamierzałem do nich podpłynąć, z powrotem schowali się w piachu. Wiedziałem, że będą na mnie czekać, byłem w końcu dla nich pożywieniem. Bacząc na moją biedną płetwę ogonową, ruszyłem przed siebie, mocno trzymając się sufitu.
Płynąłem i płynąłem, piasek przestał się ruszać, aż przez moment przeszło mi przez myśl, że dały mi spokój. Bałem się jednak upewnić. Po chwili jednak musiałem. Tunel się zbliżył, a sufit niebezpiecznie zbliżył się do podłoża. Na moment się wstrzymałem. Płynąć, czy nie płynąć? Postanowiłem wpierw je sprawdzić. Wyciągnąłem ze ściany kawałek kamienia, po czym rzuciłem w piach. Ten momentalnie się poruszył, na chwilę spod piaszczystej warstwy wyłoniły się czerwone szczypce, ale zaraz zniknęły. Wiedziałem, że na mnie czekały, a one wiedziały, że nie mam wyboru i muszę podpłynąć przed siebie. Musiałem wpaść na jakiś pomysł, aby przepłynąć przez tunel.
Gdy rzuciłem kamień, zauważyłem, że krab na chwilę do niego ruszył, aby go sprawdzić, a potem był zajęty cofaniem się. Cóż, może mój pomysł nie był genialny, ale było to jedyne, na co wpadłem – zebrałem kilka małym kamieni. Zapchałem je sobie nawet do pyska, nie wiedząc, ile ich będę potrzebował. Trzymałem dużą garść w płetwach, miałem ich tyle, że aż się wysypywały. I wtedy ruszyłem – przed siebie, szybko. Kamyczki wpierw opadały samoistnie, pod wpływem grawitacji, potem jednak zacząłem je wyrzucać z płetw. Kraby wyciągały szczypce, ale wpierw łapały mój zbędny balast, a nie mnie. Musiałem płynąć bardzo szybko, ponieważ nie znałem odległości, jaką musiałem przebyć, aby być bezpieczny oraz nie miałem pojęcia, kiedy kraby dadzą mi spokój. W najgorszym przypadku rzucą się na mnie.
Szczypce łapały kamyczki, a ja omijałem ich ostre i mocne chwytniki. Na odchodne patrzyły na mnie ze złością, że dały się nabrać i na nowo zakopywały się w ziemię. Mi za to skończyły się kamyczki, więc zacząłem wypluwać te z ust, mając nadzieje, że wkrótce nadejdzie koniec tunel. Na szczęście lub nie, skoczyły się w idealnym momencie – no prawie. Kiedy skoczyłem do przodu, na otwartą przestrzeń, pozbawioną piachu na ziemi, jeden z krabów złapał mnie za płetwę brzuszną. Pociągnął mnie w dół, ale był to zbyt słaby uścisk, aby mógł się utrzymać, gdy uderzyłem w ziemię i go trochę zmiażdżyłem.
Udało się. Przepłynąłem przez tunel pełen ukrywających się krabów.
<CDN>
Gratuluję! Twoim kolejnym zadaniem jest:
"Trafiasz do pomieszczenia z drzwiami. Dociera do Ciebie, że żeby otworzyć drzwi, musisz rozwiązać zagadkę. Pierwsza poszlaka brzmi: "Srebrne oko patrzy zielonym okiem" i dołączony jest rysunek księżyca, podobnego do płaskorzeźby na suficie."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz